[Tylko u nas] Marek Budzisz: Zagadka chińskiego kredytu dla Białorusi

W poniedziałek, 16 grudnia białoruska Agencja Bełta, poinformowała, że tego dnia podpisana została umowa kredytowa między Mińskiem a chińskim, państwowym Bankiem Rozwoju Chin na 500 mln dolarów. W korespondencji określa się to porozumienie mianem „bezprecedensowego” i w rzeczywistości trzeba je czytać jako istotny gest polityczny. Kredyt nie jest związany z żadnym przedsięwzięciem, wręcz, udzielony został na potrzeby bieżące białoruskich władz. Te potrzeby bieżące to konieczność obsługi i spłaty zobowiązań międzynarodowych, które w najbliższym czasie wynoszą 3,4 mld dolarów.
 [Tylko u nas] Marek Budzisz: Zagadka chińskiego kredytu dla Białorusi
/ morguefile.com
Oczywiście część z tych kwot będzie można rolować, ale tym nie mniej Mińsk już zaczął odczuwać napięcia związane z brakiem gotówki. Na początku roku, zanim jeszcze pojawił się temat „pogłębienia integracji” miedzy Federacją Rosyjską a Białorusią, rząd białoruski uzyskał w Moskwie obietnice kredytu w wysokości 600 mln dolarów, jednak potem Rosjanie zwlekali z uruchomieniem niezbędnych środków, traktując to jako jeszcze jeden z mechanizmów presji na białoruskie władze po to aby osłabić ich pozycje negocjacyjną. Tak też było to traktowane w Mińsku, w związku z czym rozpoczęto rozmowy z Bankiem Światowym, europejskimi instytucjami finansowymi, zaplanowano emisje obligacji skarbowych, których agentem ma być austriacki Raiffeisen oraz wystąpiono o kredyt do chińskich instytucji państwowych. Przed niedawnymi rozmowami w Soczi na szczycie premier Białorusi Sergiej Rumas pojechał do Londynu, gdzie podczas spotkań z inwestorami zapowiadał chęć prywatyzacji białoruskich przedsiębiorstw. Deklarował nie tylko chęć pozyskania ponad 1 mld dolarów na międzynarodowych rynkach finansowych, ale również gotowość prywatyzacji niemal każdej białoruskiej firmy.

Z przecieków, jakie dotarły do mediów po spotkaniu na szczycie Putin – Łukaszenka wynika, że rozmowy były trudniejsze niźli obydwie strony uważały. Z tego też względu nie wydano nawet oficjalnego komunikatu po ich zakończeniu oraz zrezygnowano z uroczystego podpisania dokumentów w 20 rocznice powołania wspólnego państwa związkowego. Pierwotnie planowano, że tym obchodom nada się specjalną oprawę, ale i z tego zrezygnowano. Teraz docierają informację o tym, że zaplanowano kolejną rundę negocjacji i kolejne spotkanie „na szczycie” 20 grudnia w Petersburgu. Sęk w tym, że wówczas odbywa się spotkanie państw Wspólnoty Niezależnych Państw oraz szczuplejszego grona – Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej i może po prostu nie starczyć czasu na wielogodzinne, trudne a momentami burzliwe negocjacje na szczeblu rządowym i prezydenckim. Już w mediach obydwu krajów pojawiają się przecieki, że w gruncie rzeczy „pogłębiona Integracja” będzie nieustającym tematem rozmów, targów i negocjacji w całym 2020 roku, a obie strony nie są wcale zdeterminowane i zobligowane jakąś konkretną datą. Tym nie mniej ceny gazu dla Białorusi oraz kalendarz dostaw ropy, a także warunki, muszą być określone do końca roku. Innymi słowy, niezależnie od finału negocjacji białoruskie władze mają na agendzie interes krótkoterminowy, związany z sytuacją gospodarczą w roku przyszłym i teraz o to właśnie toczy się gra. Patrząc na to pesymistycznie, kostium, który Łukaszenka ubrał, obrońcy białoruskiej niepodległości i strategicznej suwerenności, może stać się jego codziennym strojem, ale nie musi. Piłka jest w grze.

Jarosław Romańczuk, białoruski niezależny ekonomista na swojej stronie w jednym z portali społecznościowych zastanawia się dlaczego Mińskowi tak bardzo zależało na podpisaniu umowy z Pekinem właśnie teraz. Oczywiście mogło chodzić o pokazanie, że „mają alternatywę” oraz o to, że „strategiczny sojusz” rosyjsko – chiński jest bardziej kreacją kremlowskiej propagandy niźli opisem rzeczywistości. Ale on zastanawia się tez nad inną ewentualnością. Zastanawiająca jest bowiem ta determinacja Mińska, zwłaszcza w sytuacji, kiedy parametry makroekonomiczne wydają się dobre. Białoruski budżet ma po dziesięciu miesiącach 0,5 mld tamtejszych rubli nadwyżki, co równa się 3,5 % krajowego PKB. Rezerwy złota, którymi dysponuje Mińsk, według oficjalnych danych wynoszą 9,2 mld dolarów. A zetem, patrząc z tego punktu widzenia sytuacja jest stabilna i zmusza do działań pospiesznych. Dlaczego, pyta retorycznie białoruski ekonomista tamtejszy rząd nie powtórzył raz już przeprowadzonej w tym roku operacji i nie wypuścił na rynku wewnętrznym obligacji. Byłoby, jego zdaniem, i taniej i łatwiej. Jedna z możliwych odpowiedzi, oczywiście prócz sygnału politycznego na potrzeby rokowań z Moskwą, sprowadza się do stwierdzenia faktu, że w istocie rezerwy, jakimi dysponuje białoruskie państwo są mniejsze niźli można sądzić na podstawie oficjalnych statystyk, perspektywy gospodarki gorsze a reform, tym bardziej prywatyzacji i wpuszczenia zagranicznych inwestorów nikt nie zamierza poważnie przeprowadzać. Jeżeli tak jest, to pozycja negocjacyjna Mińska jest słabsza niźli moglibyśmy o tym sądzić, zwłaszcza jeśli Rosjanie o tym wiedzą. Wydaje się, że mają lepsze informacje, między innymi i z tego powodu, że w skład ich delegacji w Soczi wchodził Andrij Babicz, były ambasador w Mińsku, a obecnie wiceminister rozwoju gospodarczego w rosyjskim rządzie. Babicz, kiedy jeszcze sprawował swa posługę w Mińsku, skonfliktował się z tamtejszymi władzami, które oskarżyły go o zachowanie w stylu gubernatora jednej z rosyjskich prowincji przy okazji nazywając go „zdolnym buchalterem”, po tym jak policzył i ujawnił skalę subsydiów dla Białorusi.

Z przecieków, które dotarły do mediów, zarówno rosyjskich jak i białoruskich, po rozmowach w Soczi wynika, że głównym przeciwnikiem porozumienia „przyjaznego” dla Mińska był tzw. blok ekonomiczny w rosyjskim rządzie identyfikowany z wicepremierem Dmitrijem Kozakiem. To, czego domaga się Łukaszenka, to jak wiadomo szereg rekompensat, związanych z brakiem pełnego dostępu białoruskich firm do rosyjskiego rynku, reformą rosyjskiego opodatkowania eksportu węglowodorów, ceną gazu oraz zanieczyszczoną ropą w rurociągu Przyjaźń. Według różnych szacunków chodzi o kwoty od 1,5 – 2 do nawet 10 mld dolarów rocznie w postaci rozmaitych ukrytych dotacji. Opór części rosyjskiego establishmentu wobec tego rodzaju formule współpracy związany jest z przekonaniem, że ona „nie działa”, tzn. nie daje w efekcie integracji, a ponadto nie jest wcale dobrze przyjmowane przez społeczeństwo rosyjskie i w związku z tym, mówiąc potocznie są to pieniądze wyrzucone w błoto. Zdaniem zwolenników takiego poglądu, i pokazują to ostatnie badania rosyjskiej opinii publicznej, ewentualne wchłonięcie Białorusi, będzie raczej przyjęte przez statystycznego Rosjanina w kategoriach „kolejnego ciężaru” i przekraczającego rosyjski potencjał wyzwania niźli sukcesu i ważnego kroku na drodze odbudowy imperium. A jeśli tak, to są to pieniądze wydane bez sensu, nie prowadzą bowiem do rozwiązania najistotniejszego z rosyjskich problemów, czyli kwestii roku 2024, sukcesji po Władimirze Putinie. Inna z możliwych interpretacji tego rodzaju postawy związana jest ze znajomością rzeczywistego stanu białoruskiej gospodarki i wiedzą, że spodziewane przyszłoroczne „tąpnięcie” będzie głębsze niźli się przypuszcza.

Już dziś perspektywy wzrostu białoruskiej gospodarki w przyszłym i kolejnych latach, zdaniem analityków Banku Światowego nie wyglądają optymistycznie. Kirył Hajduk, białoruski ekonomista Banku Światowego powiedział mediom, że analizując dane za listopad obniżono prognozy wzrostu PKB w roku 2020 i 2021 odpowiednio do poziomu 0,9 i 0,5 %. Warto odnotować, iż w tym scenariuszu założono, iż Mińsk nie otrzyma od Federacji Rosyjskiej żadnej rekompensaty za tzw. manewr podatkowy. Jarosław Romańczuk, powiedział lokalnym mediom, że w świetle ostatnich danych statystycznych realną perspektywą jest recesja w białoruskiej gospodarce już w przyszłym roku. Popyt wewnętrzny nie jest już motorem ożywienia wzrostu, na co wskazuje, jego zdaniem, zapełnienie magazynów białoruskich przedsiębiorstw, które wzrosło, po 10 miesiącach z 59 % do 65 %. Niepokojem napawa również to, że obecnie 60 % firm białoruskich już jest nierentowne, albo znajduje się na progu rentowności.
Według oficjalnych danych białoruski PKB po pierwszych 10 miesiącach tego roku wzrósł o 1,1 % i jest to wskaźnik znacznie niższy od oczekiwań władzy, która pierwotnie zakładała wzrost w wysokości 4 %, a niedawno skorygowała swoje oczekiwania do 2,9 %.

Jeżeli Rosjanie wiedzą więcej na temat rzeczywistego stanu białoruskiej gospodarki, niźli eksperci kolektywnego Zachodu, to nie jest to dobra wiadomość dla tych, którzy liczą, że Mińsk obroni swa suwerenność. Niewykluczone, że niedawna zmiana na stanowisku szefa administracji białoruskiego prezydenta i objęcie tej funkcji przez szefa lokalnych struktur KGB jest przygotowywaniem się władz na znaczne pogorszenie nastrojów społecznych i kryzys gospodarczy. Białoruska, antyłukaszenkowska opozycja, która właśnie porozumiała się i zamierza wspierać reżim w jego woli oporu wobec zakusów Moskwy, być może tez „przez skórę” czuje, że sytuacja jest gorsza niźli głoszą to władze.

Arsenij Siwickij z Centrum Badań Strategicznych i Polityki Zagranicznej w Mińsku zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt tego co się stało. Otóż jego zdaniem, Pekin już raz musiał, wbrew własnej woli, zrewidować swe plany związane z inicjatywą Pasa i szlaku. Pierwotnie takim hubem, centrum interesów chińskich na pograniczu Unii Europejskiej miała być Ukraina. Planowano wielkie inwestycje infrastrukturalne (porty, drogi, koleje), ale po aneksji Krymu władze chińskie zrewidowały swoje zamiary, odczytując intencje Rosji, jako wrogie wobec chińskiej obecności na Ukrainie. W efekcie przewartościowań, które potem miały miejsce w Pekinie „postawiono” na Białoruś. Dało to w efekcie nie tylko wspólne przedsięwzięcia gospodarcze, ale również, a może przede wszystkim współprace na polu wojskowych. Jak mówi Siwickij białoruskie programy wojskowe, takie jak rakietowy, budowy kompleksów rakiet balistycznych, sputników w sporej części związane są z udostępnienie przez Chiny technologii wojskowych. Wynikałoby z tego, że w geostrategicznej niezależności Białorusi zainteresowany jest nie tylko Zachód, ale w co najmniej podobnym stopniu również Chiny. Innymi słowy, być może, rozgrywka robi się w coraz większym stopniu interesująca.
 
Marek Budzisz

 

POLECANE
Punkt zwrotny wojny na Ukrainie? tylko u nas
Punkt zwrotny wojny na Ukrainie?

Joe Biden nazywał Putina - po ataku Rosji na Ukrainę - mordercą, werbalnie był ostry, ale jednocześnie przekazywał Ukrainie tylko tyle broni, żeby nie mogła przegrać, ale aby przypadkiem nie mogła zwyciężyć. Dozował uzbrojenie jak kroplówkę podtrzymującą życie, ale bez szans na wyleczenie.

Awionetka rozbiła się na polu. Na pokładzie były dwie osoby z ostatniej chwili
Awionetka rozbiła się na polu. Na pokładzie były dwie osoby

W poniedziałek po południu w miejscowości Strąkowa doszło do wypadku awionetki. Dwie osoby: kobieta i mężczyzna, które były na pokładzie, zostały ranne. Poszkodowanych przetransportowano do szpitala śmigłowcami Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego

Od wtorku 22 lipca ruch na trasie S86 w Katowicach, gdzie trwa budowa nowych wiaduktów ul. Bohaterów Monte Cassino, zostanie w całości skierowany na jedną jezdnię – wynika z informacji GDDKiA. Ostatnio kierowcy jeździli tamtędy, przy zwężeniach, obiema jezdniami.

Kanclerz Friedrich Merz zdradził, dlaczego Tusk jechał do Kijowa w innym wagonie niż on, Macron i Starmer gorące
Kanclerz Friedrich Merz zdradził, dlaczego Tusk jechał do Kijowa w innym wagonie niż on, Macron i Starmer

W maju tego roku Donald Tusk wziął udział w spotkaniu przywódców „koalicji chętnych” z Wołodymyrem Zełenskim w Kijowie. Internauci zwrócili uwagę, że Tusk jechał innym pociągiem niż pozostali uczestnicy spotkania, czyli Emmanuel Macron, Friedrich Merz i Keir Starmer. Sprawa wywołała w Polsce prawdziwą burzę.

Znany dziennikarz TVN trafił do szpitala Wiadomości
Znany dziennikarz TVN trafił do szpitala

Marcin Wrona, znany korespondent TVN w Stanach Zjednoczonych, opublikował w poniedziałkowe popołudnie niepokojące zdjęcie ze szpitala. Dziennikarz, który od lat relacjonuje najważniejsze wydarzenia zza oceanu, zaskoczył fanów fotografią ze szpitalnego łóżka i skierował do internautów poruszający apel.

Karol Nawrocki ujawnił nazwisko szefa swojej kancelarii Wiadomości
Karol Nawrocki ujawnił nazwisko szefa swojej kancelarii

Prezydent elekt Karol Nawrocki poinformował w poniedziałek, że szefem Kancelarii Prezydenta RP będzie Zbigniew Bogucki, a jego zastępcą zostanie Adam Andruszkiewicz; obaj są posłami PiS i byli zaangażowani w kampanię prezydencką Nawrockiego.

Nie żyje gen. Waldemar Skrzypczak z ostatniej chwili
Nie żyje gen. Waldemar Skrzypczak

W wieku 69 lat zmarł generał Waldemar Skrzypczak. O jego śmierci poinformował w poniedziałek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. ''To ogromna strata dla bliskich i dla naszej rodziny wojskowej'' – podkreślił minister obrony.

Komunikat dla mieszkańców Warszawy Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Warszawy

Pasażerowie korzystający z Warszawy Gdańskiej będą musieli poczekać na nowe przejście podziemne dłużej, niż planowano. Zamiast końcówki 2025 roku, jak zakładano, przejście zostanie udostępnione w II kwartale 2026 r.

Co z rekonstrukcją rządu Tuska? Padła dokładna data z ostatniej chwili
Co z rekonstrukcją rządu Tuska? Padła dokładna data

Rzecznik rządu Adam Szłapka poinformował, że premier Donald Tusk ogłosi skład nowej Rady Ministrów w środę o godz. 10. O tym, że do rekonstrukcji dojdzie właśnie w środę, wcześniej nieoficjalnie informowały media.

Nie żyje wybitna polska poetka i pisarka Wiadomości
Nie żyje wybitna polska poetka i pisarka

W niedzielę 20 lipca w wieku 94 lat zmarła Urszula Kozioł – wybitna polska poetka, pisarka i Honorowa Obywatelka Wrocławia.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Budzisz: Zagadka chińskiego kredytu dla Białorusi

W poniedziałek, 16 grudnia białoruska Agencja Bełta, poinformowała, że tego dnia podpisana została umowa kredytowa między Mińskiem a chińskim, państwowym Bankiem Rozwoju Chin na 500 mln dolarów. W korespondencji określa się to porozumienie mianem „bezprecedensowego” i w rzeczywistości trzeba je czytać jako istotny gest polityczny. Kredyt nie jest związany z żadnym przedsięwzięciem, wręcz, udzielony został na potrzeby bieżące białoruskich władz. Te potrzeby bieżące to konieczność obsługi i spłaty zobowiązań międzynarodowych, które w najbliższym czasie wynoszą 3,4 mld dolarów.
 [Tylko u nas] Marek Budzisz: Zagadka chińskiego kredytu dla Białorusi
/ morguefile.com
Oczywiście część z tych kwot będzie można rolować, ale tym nie mniej Mińsk już zaczął odczuwać napięcia związane z brakiem gotówki. Na początku roku, zanim jeszcze pojawił się temat „pogłębienia integracji” miedzy Federacją Rosyjską a Białorusią, rząd białoruski uzyskał w Moskwie obietnice kredytu w wysokości 600 mln dolarów, jednak potem Rosjanie zwlekali z uruchomieniem niezbędnych środków, traktując to jako jeszcze jeden z mechanizmów presji na białoruskie władze po to aby osłabić ich pozycje negocjacyjną. Tak też było to traktowane w Mińsku, w związku z czym rozpoczęto rozmowy z Bankiem Światowym, europejskimi instytucjami finansowymi, zaplanowano emisje obligacji skarbowych, których agentem ma być austriacki Raiffeisen oraz wystąpiono o kredyt do chińskich instytucji państwowych. Przed niedawnymi rozmowami w Soczi na szczycie premier Białorusi Sergiej Rumas pojechał do Londynu, gdzie podczas spotkań z inwestorami zapowiadał chęć prywatyzacji białoruskich przedsiębiorstw. Deklarował nie tylko chęć pozyskania ponad 1 mld dolarów na międzynarodowych rynkach finansowych, ale również gotowość prywatyzacji niemal każdej białoruskiej firmy.

Z przecieków, jakie dotarły do mediów po spotkaniu na szczycie Putin – Łukaszenka wynika, że rozmowy były trudniejsze niźli obydwie strony uważały. Z tego też względu nie wydano nawet oficjalnego komunikatu po ich zakończeniu oraz zrezygnowano z uroczystego podpisania dokumentów w 20 rocznice powołania wspólnego państwa związkowego. Pierwotnie planowano, że tym obchodom nada się specjalną oprawę, ale i z tego zrezygnowano. Teraz docierają informację o tym, że zaplanowano kolejną rundę negocjacji i kolejne spotkanie „na szczycie” 20 grudnia w Petersburgu. Sęk w tym, że wówczas odbywa się spotkanie państw Wspólnoty Niezależnych Państw oraz szczuplejszego grona – Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej i może po prostu nie starczyć czasu na wielogodzinne, trudne a momentami burzliwe negocjacje na szczeblu rządowym i prezydenckim. Już w mediach obydwu krajów pojawiają się przecieki, że w gruncie rzeczy „pogłębiona Integracja” będzie nieustającym tematem rozmów, targów i negocjacji w całym 2020 roku, a obie strony nie są wcale zdeterminowane i zobligowane jakąś konkretną datą. Tym nie mniej ceny gazu dla Białorusi oraz kalendarz dostaw ropy, a także warunki, muszą być określone do końca roku. Innymi słowy, niezależnie od finału negocjacji białoruskie władze mają na agendzie interes krótkoterminowy, związany z sytuacją gospodarczą w roku przyszłym i teraz o to właśnie toczy się gra. Patrząc na to pesymistycznie, kostium, który Łukaszenka ubrał, obrońcy białoruskiej niepodległości i strategicznej suwerenności, może stać się jego codziennym strojem, ale nie musi. Piłka jest w grze.

Jarosław Romańczuk, białoruski niezależny ekonomista na swojej stronie w jednym z portali społecznościowych zastanawia się dlaczego Mińskowi tak bardzo zależało na podpisaniu umowy z Pekinem właśnie teraz. Oczywiście mogło chodzić o pokazanie, że „mają alternatywę” oraz o to, że „strategiczny sojusz” rosyjsko – chiński jest bardziej kreacją kremlowskiej propagandy niźli opisem rzeczywistości. Ale on zastanawia się tez nad inną ewentualnością. Zastanawiająca jest bowiem ta determinacja Mińska, zwłaszcza w sytuacji, kiedy parametry makroekonomiczne wydają się dobre. Białoruski budżet ma po dziesięciu miesiącach 0,5 mld tamtejszych rubli nadwyżki, co równa się 3,5 % krajowego PKB. Rezerwy złota, którymi dysponuje Mińsk, według oficjalnych danych wynoszą 9,2 mld dolarów. A zetem, patrząc z tego punktu widzenia sytuacja jest stabilna i zmusza do działań pospiesznych. Dlaczego, pyta retorycznie białoruski ekonomista tamtejszy rząd nie powtórzył raz już przeprowadzonej w tym roku operacji i nie wypuścił na rynku wewnętrznym obligacji. Byłoby, jego zdaniem, i taniej i łatwiej. Jedna z możliwych odpowiedzi, oczywiście prócz sygnału politycznego na potrzeby rokowań z Moskwą, sprowadza się do stwierdzenia faktu, że w istocie rezerwy, jakimi dysponuje białoruskie państwo są mniejsze niźli można sądzić na podstawie oficjalnych statystyk, perspektywy gospodarki gorsze a reform, tym bardziej prywatyzacji i wpuszczenia zagranicznych inwestorów nikt nie zamierza poważnie przeprowadzać. Jeżeli tak jest, to pozycja negocjacyjna Mińska jest słabsza niźli moglibyśmy o tym sądzić, zwłaszcza jeśli Rosjanie o tym wiedzą. Wydaje się, że mają lepsze informacje, między innymi i z tego powodu, że w skład ich delegacji w Soczi wchodził Andrij Babicz, były ambasador w Mińsku, a obecnie wiceminister rozwoju gospodarczego w rosyjskim rządzie. Babicz, kiedy jeszcze sprawował swa posługę w Mińsku, skonfliktował się z tamtejszymi władzami, które oskarżyły go o zachowanie w stylu gubernatora jednej z rosyjskich prowincji przy okazji nazywając go „zdolnym buchalterem”, po tym jak policzył i ujawnił skalę subsydiów dla Białorusi.

Z przecieków, które dotarły do mediów, zarówno rosyjskich jak i białoruskich, po rozmowach w Soczi wynika, że głównym przeciwnikiem porozumienia „przyjaznego” dla Mińska był tzw. blok ekonomiczny w rosyjskim rządzie identyfikowany z wicepremierem Dmitrijem Kozakiem. To, czego domaga się Łukaszenka, to jak wiadomo szereg rekompensat, związanych z brakiem pełnego dostępu białoruskich firm do rosyjskiego rynku, reformą rosyjskiego opodatkowania eksportu węglowodorów, ceną gazu oraz zanieczyszczoną ropą w rurociągu Przyjaźń. Według różnych szacunków chodzi o kwoty od 1,5 – 2 do nawet 10 mld dolarów rocznie w postaci rozmaitych ukrytych dotacji. Opór części rosyjskiego establishmentu wobec tego rodzaju formule współpracy związany jest z przekonaniem, że ona „nie działa”, tzn. nie daje w efekcie integracji, a ponadto nie jest wcale dobrze przyjmowane przez społeczeństwo rosyjskie i w związku z tym, mówiąc potocznie są to pieniądze wyrzucone w błoto. Zdaniem zwolenników takiego poglądu, i pokazują to ostatnie badania rosyjskiej opinii publicznej, ewentualne wchłonięcie Białorusi, będzie raczej przyjęte przez statystycznego Rosjanina w kategoriach „kolejnego ciężaru” i przekraczającego rosyjski potencjał wyzwania niźli sukcesu i ważnego kroku na drodze odbudowy imperium. A jeśli tak, to są to pieniądze wydane bez sensu, nie prowadzą bowiem do rozwiązania najistotniejszego z rosyjskich problemów, czyli kwestii roku 2024, sukcesji po Władimirze Putinie. Inna z możliwych interpretacji tego rodzaju postawy związana jest ze znajomością rzeczywistego stanu białoruskiej gospodarki i wiedzą, że spodziewane przyszłoroczne „tąpnięcie” będzie głębsze niźli się przypuszcza.

Już dziś perspektywy wzrostu białoruskiej gospodarki w przyszłym i kolejnych latach, zdaniem analityków Banku Światowego nie wyglądają optymistycznie. Kirył Hajduk, białoruski ekonomista Banku Światowego powiedział mediom, że analizując dane za listopad obniżono prognozy wzrostu PKB w roku 2020 i 2021 odpowiednio do poziomu 0,9 i 0,5 %. Warto odnotować, iż w tym scenariuszu założono, iż Mińsk nie otrzyma od Federacji Rosyjskiej żadnej rekompensaty za tzw. manewr podatkowy. Jarosław Romańczuk, powiedział lokalnym mediom, że w świetle ostatnich danych statystycznych realną perspektywą jest recesja w białoruskiej gospodarce już w przyszłym roku. Popyt wewnętrzny nie jest już motorem ożywienia wzrostu, na co wskazuje, jego zdaniem, zapełnienie magazynów białoruskich przedsiębiorstw, które wzrosło, po 10 miesiącach z 59 % do 65 %. Niepokojem napawa również to, że obecnie 60 % firm białoruskich już jest nierentowne, albo znajduje się na progu rentowności.
Według oficjalnych danych białoruski PKB po pierwszych 10 miesiącach tego roku wzrósł o 1,1 % i jest to wskaźnik znacznie niższy od oczekiwań władzy, która pierwotnie zakładała wzrost w wysokości 4 %, a niedawno skorygowała swoje oczekiwania do 2,9 %.

Jeżeli Rosjanie wiedzą więcej na temat rzeczywistego stanu białoruskiej gospodarki, niźli eksperci kolektywnego Zachodu, to nie jest to dobra wiadomość dla tych, którzy liczą, że Mińsk obroni swa suwerenność. Niewykluczone, że niedawna zmiana na stanowisku szefa administracji białoruskiego prezydenta i objęcie tej funkcji przez szefa lokalnych struktur KGB jest przygotowywaniem się władz na znaczne pogorszenie nastrojów społecznych i kryzys gospodarczy. Białoruska, antyłukaszenkowska opozycja, która właśnie porozumiała się i zamierza wspierać reżim w jego woli oporu wobec zakusów Moskwy, być może tez „przez skórę” czuje, że sytuacja jest gorsza niźli głoszą to władze.

Arsenij Siwickij z Centrum Badań Strategicznych i Polityki Zagranicznej w Mińsku zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt tego co się stało. Otóż jego zdaniem, Pekin już raz musiał, wbrew własnej woli, zrewidować swe plany związane z inicjatywą Pasa i szlaku. Pierwotnie takim hubem, centrum interesów chińskich na pograniczu Unii Europejskiej miała być Ukraina. Planowano wielkie inwestycje infrastrukturalne (porty, drogi, koleje), ale po aneksji Krymu władze chińskie zrewidowały swoje zamiary, odczytując intencje Rosji, jako wrogie wobec chińskiej obecności na Ukrainie. W efekcie przewartościowań, które potem miały miejsce w Pekinie „postawiono” na Białoruś. Dało to w efekcie nie tylko wspólne przedsięwzięcia gospodarcze, ale również, a może przede wszystkim współprace na polu wojskowych. Jak mówi Siwickij białoruskie programy wojskowe, takie jak rakietowy, budowy kompleksów rakiet balistycznych, sputników w sporej części związane są z udostępnienie przez Chiny technologii wojskowych. Wynikałoby z tego, że w geostrategicznej niezależności Białorusi zainteresowany jest nie tylko Zachód, ale w co najmniej podobnym stopniu również Chiny. Innymi słowy, być może, rozgrywka robi się w coraz większym stopniu interesująca.
 
Marek Budzisz


 

Polecane
Emerytury
Stażowe