Zbigniew "Zebe" Kula: Dlaczego jest "drogo"

Tak więc nie jest dla nikogo z ekonomistów tajemnicą, że wzrost gospodarczy wiąże się ze wzrostem inflacji. W ustawie budżetowej oprócz planowanego wzrostu gospodarczego zapisany jest też maksymalny, dopuszczalny poziom inflacji.
Wskaźnikiem, który to określa jest tzw. „koszyk inflacyjny” (CPI), zawierający ok. 2000 produktów charakteryzujących zakupy przeciętnego gospodarstwa domowego. Ta metoda obliczania inflacji została przyjęta w Europie i w Unii Europejskiej.
Oczywiście do pomiaru inflacji można stosować inne metody.
W większości państw świata stosuje się jednak wskaźnik CPI.
Wzrost cen (inflacji) w rozwijającej się szybko gospodarce nie jest zjawiskiem liniowym. Nie oznacza więc ciągłego wzrostu, gdyż nie należy zapominać o tym, że „gra rynkowa” oparta o konkurencję jest swego rodzaju regulatorem rynku.
Kolejnym etapem jest więc stabilizacja w poszczególnych segmentach produktów.
To samo dotyczy w podobnym stopniu sfery usług.
Największe wahania cen dotyczą żywności. W mniejszym stopniu sprzętu AGD, czy też RTV. Istotną rolę odgrywa tu relacja importu w stosunku do eksportu towarów.
To zaś wiąże się z kursem waluty oraz z wpływem państwa na sektor bankowy.
Poprzez NBP kształtowany jest poziom oprocentowania kredytów, co jest narzędziem pozwalającym m.in. utrzymać inflację w zapisanej w budżecie wysokości.
To wszystko w wielkim skrócie, ale wydaje mi się, że wystarczająco jasno traktuje temat wzrostu cen. Tego z ust opozycji przeciętny zjadacz chleba nie dowie się nigdy.