[Tylko u nas] Marek Budzisz: Łukaszenka dąży do rozstrzygnięć siłowych

Wszystko wskazuje na to, że na Białorusi obie strony politycznego sporu, czyli obóz władzy i opozycja nie zamierzają rewidować swoich planów, co musi doprowadzić do starcia, pytanie tylko jak gwałtownego.
 [Tylko u nas] Marek Budzisz: Łukaszenka dąży do rozstrzygnięć siłowych
/ screen YouTube RT
Zacznijmy o strategii władzy. W ubiegłym tygodniu Aleksandr Łukaszenka przeprowadził zmianę gabinetu. Miejsce Siarhieja Rumasa, do pracy, którego jak sam powiedział nie miał większych zastrzeżeń, zajął Roman Gołowczenko. Zanim przybliżę sylwetkę tego ostatniego, oraz innych nowych ministrów na których warto zwrócić uwagę, nieco miejsca poświęcić należy przyczynom dymisji Rumasa. Można, jak się wydaje mówić o trzech, przy czym raczej nie jest to ruch przedwyborczy, bo w przeciwieństwie do swego rosyjskiego kolegi białoruski prezydent w przeszłości takich posunięć nie wykonywał. Niezależne media białoruskie są zdania, że głównym powodem odejścia Rumasa jest to, że wywodzi się on z systemu bankowego, jest znajomym kandydującego przeciw Łukaszence Wiktara Babarykau, a w związku z tym prezydent zwątpił w jego lojalność. Drugim powodem może być delikatna, ale zauważalna krytyka z kręgów rządowych z jaką spotkała się decyzja Łukaszenki o zablokowaniu przygotowanego przez gabinet Rumasa programu pomocowego dla białoruskiego biznesu w związku z pandemią Covid-19. Trzecią przyczyną odwołania Rumasa może być to, że po prostu przestaje on być potrzebny. Jego zadaniem było m.in. prezentowanie na użytek europejskiej opinii publicznej nieco bardziej „liberalnej” twarzy białoruskiego reżimu, zapewnianie o otwartości na inwestycje międzynarodowego kapitału, a nawet sygnalizowanie woli rozpoczęcia prywatyzacji. Teraz jest to niepotrzebne, bo Łukaszenka nie ma zamiaru przeprowadzać jakichkolwiek reform, na wsparcie finansowe od szeroko rozumianego Zachodu nie liczy i stawiając na rozwiązania siłowe wie, że żądne operacje piarowskie nie poprawią jego notowań w oczach światowych przywódców.

Skład nowego rządu wskazuje na taki właśnie kierunek obrany przez białoruskiego prezydenta. Nie reformy, prywatyzacja i liberalizacja, ale militaryzacja gospodarki oraz jak powiedział w przemówieniu przy okazji powołania rządu „ochrona dziedzictwa przeszłych pokoleń” jakim są firmy państwowe. Nie demokratyzacja systemu, ale represje i walka z własnym społeczeństwem. Gołowczenko jest białoruskim „siłowikiem”, który ostatnio kierował państwowym organem nadzorującym sektor pracujący dla wojska, wcześniej był ambasadorem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a jeszcze wcześniej pracował w Radzie Bezpieczeństwa i Prokuraturze Generalnej. W tych obydwu instytucjach, a były to początki jego kariery publicznej po tym jak skończył moskiewski MGiMO, był związany z Wiktorem Szejmanem, bliskim w swoim czasie współpracownikiem Łukaszenki, człowiekiem uchodzącym za zwolennika rozwiązań siłowych, który zresztą oskarżany jest o to, że stał za tajemniczymi zaginięciami przeciwników politycznych Łukaszenki przed laty. W ostatnich dniach Szejman dwukrotnie spotykał się z białoruskim prezydentem i spekuluje się, że to on stał za kandydaturą Gołowczenki. Wcale tak nie musiało być, bo ten ostatni zrobił niedawno na Łukaszence dobre wrażenie prezentując mu dokonania białoruskiego sektora wojskowego, a precyzyjnie rzecz ujmując, nowe rakiety Polonez – M. Łukasznka kwestie białoruskich rakiet wplótł w antyrosyjską narrację, która zaczyna dominować w jego przekazie wyborczym. Trzeba też pamiętać, że Gołowczenko był ambasadorem w ZEA, kraju, który jest największym klientem białoruskiego sektora wojskowo-przemysłowego, którego znaczenia dla gospodarki kraju i stabilności reżimu nie można nie doceniać.

Z innych nominacji rządowych warto zwrócić uwagę na dwie. Szefem komitetu kontroli państwowej został Iwan Tertel, generał KGB, który wcześniej w tej właśnie instytucji nadzorował firmy państwowe. Łukaszenka w przemówieniu wygłoszonym przy okazji nominacji wychwalał jego oddanie i to, że nie jest powiązany z żadnym „klanem”. Wydaje się zatem, że jego głównym zadaniem będzie pilnowanie lojalności managerów firm państwowych i prywatnego biznesu. Wicepremierem mianowany został Nikołaj Snopkow, uchodzący za zwolennika rozwiązań rynkowych, wcześniej sprawujący funkcję ministra gospodarki, a ostatnio, od stycznia, ambasador Białorusi w Pekinie. To ciekawa nominacja, bo mówiło się, że do rządu wejść może, nawet w charakterze premiera Kirył Rudyj, który przed Snopkowem kierował placówką w Pekinie, tylko, że dłużej od niego. Ale Rudyj uchodzi za zwolennika gruntownej liberalizacji gospodarki, nawet określany jest mianem leseferysty. Nominacja dla znacznie bardziej umiarkowanego Snopkowa może być odczytywana jako podkreślenie wagi „czynnika chińskiego” ale bez przesadnej chęci reformowania gospodarki.
Waga relacji Mińska i Pekinu jest tym większa, że jak oceniają białoruscy eksperci, w tym analityk finansowy Aleksandr Mucha, perspektywy uzyskania 2,5 mld dolarów kredytów o które aktualnie zabiega Białoruś w różnych instytucjach finansowych Zachodu (900 mln w MFW, 1 mld w EBOiR, 300 mln w Europejskim Banku Inwestycyjnym i 300 mln w Banku Światowym) mogą stanąć pod znakiem zapytanie w razie wdrożenia „scenariusza siłowego”. Agencja Fitch informuje, że Mińsk prowadzi równoległe negocjacje w sprawie pozyskania kredytów z Pekinem. A warto pamiętać, że w grudniu udało się zawrzeć umowę kredytową na 600 mln dolarów.

Przy okazji powoływania nowego gabinetu Łukaszenka wygłosił długie przemówienie z którego przedstawiciele niezależnych mediów wychwycili przede wszystkim pogróżki wobec opozycji. W słabo zawoalowany sposób białoruski prezydent odwoływał się do doświadczeń krajów z przestrzeni postsowieckiej, w których albo miała miejsce, tak jak w Tadżykistanie wojna domowa, albo dochodziło do krwawo tłumionych zamieszek, jak za prezydentury Karimowa w Uzbekistanie. Te słowa odczytane zostały jako zapowiedź, że władza nie ustąpi i gotowa jest nawet strzelać do własnych obywateli. Na dzisiejszym posiedzenie kolegium resortów siłowych wątki te wróciły. Łukaszenka mówił o planach opozycji, która w jego opinii szykuje się do wzniecenia rozruchów i nawet podjęcia próby siłowego zdobycia władzy. Powrócił przy okazji wątek „Białego Legionu”, rzekomo terrorystycznej organizacji, której obozy szkoleniowe miano zdemaskować w czasie trwających w 2017 roku protestów przeciw „ustawie o trutniach”. Wówczas białoruskie służby specjalne aresztowały kilkanaście osób, znaleziono ponoć nawet składy z bronią a na granicy z Ukrainą miano zatrzymać Jeepa którego właściciel przewoził broń i amunicję. Sprawa od samego początku była w oczywisty sposób dęta i wkrótce po tym jak sytuacja się uspokoiła po prostu ja zamknięto, ale teraz wraca ona w retoryce Łukaszenki. Pojawiły się też i inne wątki, obok wcześniej powtarzanych tez o realizowaniu przez opozycję „scenariusza rosyjskiego”. Otóż białoruski prezydent, ale i inni przedstawiciele obozu władzy, tacy jak szefowa państwowej komisji wyborczej Lidzija Jarmoszyna, zaczynają mówić, że opozycyjni kandydaci urządzają „karuzele” w trakcie zbierania podpisów. W świetle tej narracji wielotysięczne kolejki, które możemy oglądać na zdjęciach z białoruskich miast, i które stały również w miniony weekend, to wcale nie są obywatele chcący wesprzeć kontrkandydatów Łukaszenki, ale przywożenia autobusami i taksówkami, oczywiście za rosyjskie pieniądze, opłacani aktywiści, których zadaniem jest „robienie tłoku”.

To dlatego na daczy matki blogera Cichanouskiego, który siedzi w areszcie i do wyborów raczej z niego nie wyjdzie, jako, że władze już postawiły mu jawnie absurdalne zarzuty napaści na milicjanta, w trakcie trzeciej (bo dwie pierwsze nic nie dały) rewizji znaleziono paczkę z 900 tys. dolarów.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element. Otóż antyrosyjska retoryka Łukaszenki uległa w ostatnim czasie wyraźnemu zaostrzeniu. Uważna lektura długiego przemówienia, jakie białoruski prezydent wygłosił przy okazji powołania nowego gabinetu pozwala na sformułowanie tezy, iż jego celem było nie tylko straszenie własnego społeczeństwa, ale również a może przede wszystkim przytoczenie wielu przykładów z przestrzeni postsowieckiej kiedy „oni” doprowadzali do krwawych walk, po to aby osiągać własne cele polityczne. Kim są oni nietrudno się domyśleć, zwłaszcza, że Łukaszenka mówił o oderwaniu od Gruzji Abchazji i Osetii, wojnie o Nagorny Karabach która na pokolenia skłóciła Ormian i Azerów oraz o obronie przez pragnących niepodległości Litwinów wieży telewizyjnej w Wilnie. Wspominał o tym wszystkim nie tylko podkreślając wagę suwerenności i samemu kreując się na jej obrońcę, ale również przestrzegając, że w imię racji stanu władza nieraz musi zdecydować się na drastyczne rozwiązania, niczym prezydent Uzbekistanu Karimow, który zdławił we krwi zamieszki w 2005 roku w Andiżanie, a po jego śmierci „ludzie na kolanach wyrażali mu wdzięczność.”

Mamy zatem gotową narrację usprawiedliwiającą przeprowadzenie przez reżim „rozwiązania siłowego”, dziś niepopularnego, ale w perspektywie historycznej, w obliczu zagrożenia ze strony Rosji, koniecznego.

Kontrkandydaci Łukaszenki też, jak się wydaje nie mają zamiaru rezygnować. Zarówno Wiktar Babaryka, jak i Walerij Cepkało poinformowali o zebraniu wymaganej liczby podpisów. Pierwszy z nich ogłosił właśnie powołanie białoruskiego odpowiednika naszego ruchu kontroli wyborów. Założył ruch „Chcę aby uczciwie liczyli” i wzywa Białorusinów aby ci korzystając z posiadanych praw patrzyli komisjom wyborczym na ręce. Zgłosiło się już podobno 1000 chętnych, jak poinformował na swojej stronie w facebooku.

Obydwie strony, jak się wydaje są zdeterminowane. Białorusini chcą zmian a Łukaszenka otoczył się ludźmi w mundurach. Jeśli obóz władzy nie zacznie pękać, to wygląda na to, że może, niestety, dojść do starcia.
 
Marek Budzisz

 

POLECANE
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada z ostatniej chwili
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada

Szef MSWiA Tomasz Siemoniak poinformował w niedzielę, że z meldunków otrzymanych m.in. od wojewodów i służb wynika, że jesteśmy w pełni gotowi do wprowadzenia od północy tymczasowych kontroli na granicach z Niemcami oraz Litwą.

Niemcy: odparliśmy atak polskiego drona z ostatniej chwili
Niemcy: "odparliśmy atak polskiego drona"

Niemiecka policja federalna przekazała, że powstrzymała drona nadlatującego z Polski. Policja rozważa postępowanie karne i administracyjne wobec operatora drona.

Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje z ostatniej chwili
Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje

W Kędzierzynie-Koźlu pali się hurtownia ze sprzętem elektrycznym. Na miejscu pracuje już ponad stu strażaków. Dwóch ratowników jest poszkodowanych. Ogłoszono alert RCB z apelem, by w promieniu kilometra od pożaru zamykać okna.

Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami z ostatniej chwili
Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami

Podczas konferencji szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego w Rosówku na granicy polsko-niemieckiej doszło do incydentu – policja wyprowadziła jednego z prowokatorów.

Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski z ostatniej chwili
Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski

Prezes PZPN Cezary Kulesza wybrał już selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski – informują media. Jak przekazało Radio Zet, trwa ustalanie warunków i wkrótce ma zostać wydany komunikat w sprawie następcy Michała Probierza. Dokładna data nie jest znana.

Komunikat dla mieszkańców Poznania z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Poznania

Od 7 lipca kolejne zwężenia i objazdy na S11 pod Poznaniem – sprawdź, gdzie zwolnić i jak ominąć remont.

Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu Wiadomości
Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu

W niedzielę, 6 lipca, w Kędzierzynie-Koźlu wybuchły dwa pożary. Strażacy najpierw gasili las, potem halę z rowerami i hulajnogami.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak poinformował Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Europa Wschodnia, Południowa oraz zachodnie krańce będą pod wpływem wyżów, a pozostała część kontynentu - pod wpływem niżów znad Skandynawii oraz północnych Włoch z pofalowanym frontem atmosferycznym.

Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska? z ostatniej chwili
Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska?

Grupa „bodnarowców” ma już gotową ustawę bezkarnościową! Miałaby ona zapewnić bezkarność środowisku związanym z obecną władzą w związku z ich bezprawnymi działaniami po 15 października 2023 roku – przekazał dziennikarz Michał Karnowski na antenie Telewizji wPolsce24.

Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka Wiadomości
Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka

Do dramatycznego zdarzenia doszło w sobotni wieczór, 5 lipca, nad jeziorem Długie w Rzepinie. Służby otrzymały zgłoszenie o zaginięciu 12-letniej dziewczynki po godzinie 18. Na miejsce natychmiast skierowano duże siły ratownicze – w tym strażaków, ratowników medycznych i policję.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Budzisz: Łukaszenka dąży do rozstrzygnięć siłowych

Wszystko wskazuje na to, że na Białorusi obie strony politycznego sporu, czyli obóz władzy i opozycja nie zamierzają rewidować swoich planów, co musi doprowadzić do starcia, pytanie tylko jak gwałtownego.
 [Tylko u nas] Marek Budzisz: Łukaszenka dąży do rozstrzygnięć siłowych
/ screen YouTube RT
Zacznijmy o strategii władzy. W ubiegłym tygodniu Aleksandr Łukaszenka przeprowadził zmianę gabinetu. Miejsce Siarhieja Rumasa, do pracy, którego jak sam powiedział nie miał większych zastrzeżeń, zajął Roman Gołowczenko. Zanim przybliżę sylwetkę tego ostatniego, oraz innych nowych ministrów na których warto zwrócić uwagę, nieco miejsca poświęcić należy przyczynom dymisji Rumasa. Można, jak się wydaje mówić o trzech, przy czym raczej nie jest to ruch przedwyborczy, bo w przeciwieństwie do swego rosyjskiego kolegi białoruski prezydent w przeszłości takich posunięć nie wykonywał. Niezależne media białoruskie są zdania, że głównym powodem odejścia Rumasa jest to, że wywodzi się on z systemu bankowego, jest znajomym kandydującego przeciw Łukaszence Wiktara Babarykau, a w związku z tym prezydent zwątpił w jego lojalność. Drugim powodem może być delikatna, ale zauważalna krytyka z kręgów rządowych z jaką spotkała się decyzja Łukaszenki o zablokowaniu przygotowanego przez gabinet Rumasa programu pomocowego dla białoruskiego biznesu w związku z pandemią Covid-19. Trzecią przyczyną odwołania Rumasa może być to, że po prostu przestaje on być potrzebny. Jego zadaniem było m.in. prezentowanie na użytek europejskiej opinii publicznej nieco bardziej „liberalnej” twarzy białoruskiego reżimu, zapewnianie o otwartości na inwestycje międzynarodowego kapitału, a nawet sygnalizowanie woli rozpoczęcia prywatyzacji. Teraz jest to niepotrzebne, bo Łukaszenka nie ma zamiaru przeprowadzać jakichkolwiek reform, na wsparcie finansowe od szeroko rozumianego Zachodu nie liczy i stawiając na rozwiązania siłowe wie, że żądne operacje piarowskie nie poprawią jego notowań w oczach światowych przywódców.

Skład nowego rządu wskazuje na taki właśnie kierunek obrany przez białoruskiego prezydenta. Nie reformy, prywatyzacja i liberalizacja, ale militaryzacja gospodarki oraz jak powiedział w przemówieniu przy okazji powołania rządu „ochrona dziedzictwa przeszłych pokoleń” jakim są firmy państwowe. Nie demokratyzacja systemu, ale represje i walka z własnym społeczeństwem. Gołowczenko jest białoruskim „siłowikiem”, który ostatnio kierował państwowym organem nadzorującym sektor pracujący dla wojska, wcześniej był ambasadorem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a jeszcze wcześniej pracował w Radzie Bezpieczeństwa i Prokuraturze Generalnej. W tych obydwu instytucjach, a były to początki jego kariery publicznej po tym jak skończył moskiewski MGiMO, był związany z Wiktorem Szejmanem, bliskim w swoim czasie współpracownikiem Łukaszenki, człowiekiem uchodzącym za zwolennika rozwiązań siłowych, który zresztą oskarżany jest o to, że stał za tajemniczymi zaginięciami przeciwników politycznych Łukaszenki przed laty. W ostatnich dniach Szejman dwukrotnie spotykał się z białoruskim prezydentem i spekuluje się, że to on stał za kandydaturą Gołowczenki. Wcale tak nie musiało być, bo ten ostatni zrobił niedawno na Łukaszence dobre wrażenie prezentując mu dokonania białoruskiego sektora wojskowego, a precyzyjnie rzecz ujmując, nowe rakiety Polonez – M. Łukasznka kwestie białoruskich rakiet wplótł w antyrosyjską narrację, która zaczyna dominować w jego przekazie wyborczym. Trzeba też pamiętać, że Gołowczenko był ambasadorem w ZEA, kraju, który jest największym klientem białoruskiego sektora wojskowo-przemysłowego, którego znaczenia dla gospodarki kraju i stabilności reżimu nie można nie doceniać.

Z innych nominacji rządowych warto zwrócić uwagę na dwie. Szefem komitetu kontroli państwowej został Iwan Tertel, generał KGB, który wcześniej w tej właśnie instytucji nadzorował firmy państwowe. Łukaszenka w przemówieniu wygłoszonym przy okazji nominacji wychwalał jego oddanie i to, że nie jest powiązany z żadnym „klanem”. Wydaje się zatem, że jego głównym zadaniem będzie pilnowanie lojalności managerów firm państwowych i prywatnego biznesu. Wicepremierem mianowany został Nikołaj Snopkow, uchodzący za zwolennika rozwiązań rynkowych, wcześniej sprawujący funkcję ministra gospodarki, a ostatnio, od stycznia, ambasador Białorusi w Pekinie. To ciekawa nominacja, bo mówiło się, że do rządu wejść może, nawet w charakterze premiera Kirył Rudyj, który przed Snopkowem kierował placówką w Pekinie, tylko, że dłużej od niego. Ale Rudyj uchodzi za zwolennika gruntownej liberalizacji gospodarki, nawet określany jest mianem leseferysty. Nominacja dla znacznie bardziej umiarkowanego Snopkowa może być odczytywana jako podkreślenie wagi „czynnika chińskiego” ale bez przesadnej chęci reformowania gospodarki.
Waga relacji Mińska i Pekinu jest tym większa, że jak oceniają białoruscy eksperci, w tym analityk finansowy Aleksandr Mucha, perspektywy uzyskania 2,5 mld dolarów kredytów o które aktualnie zabiega Białoruś w różnych instytucjach finansowych Zachodu (900 mln w MFW, 1 mld w EBOiR, 300 mln w Europejskim Banku Inwestycyjnym i 300 mln w Banku Światowym) mogą stanąć pod znakiem zapytanie w razie wdrożenia „scenariusza siłowego”. Agencja Fitch informuje, że Mińsk prowadzi równoległe negocjacje w sprawie pozyskania kredytów z Pekinem. A warto pamiętać, że w grudniu udało się zawrzeć umowę kredytową na 600 mln dolarów.

Przy okazji powoływania nowego gabinetu Łukaszenka wygłosił długie przemówienie z którego przedstawiciele niezależnych mediów wychwycili przede wszystkim pogróżki wobec opozycji. W słabo zawoalowany sposób białoruski prezydent odwoływał się do doświadczeń krajów z przestrzeni postsowieckiej, w których albo miała miejsce, tak jak w Tadżykistanie wojna domowa, albo dochodziło do krwawo tłumionych zamieszek, jak za prezydentury Karimowa w Uzbekistanie. Te słowa odczytane zostały jako zapowiedź, że władza nie ustąpi i gotowa jest nawet strzelać do własnych obywateli. Na dzisiejszym posiedzenie kolegium resortów siłowych wątki te wróciły. Łukaszenka mówił o planach opozycji, która w jego opinii szykuje się do wzniecenia rozruchów i nawet podjęcia próby siłowego zdobycia władzy. Powrócił przy okazji wątek „Białego Legionu”, rzekomo terrorystycznej organizacji, której obozy szkoleniowe miano zdemaskować w czasie trwających w 2017 roku protestów przeciw „ustawie o trutniach”. Wówczas białoruskie służby specjalne aresztowały kilkanaście osób, znaleziono ponoć nawet składy z bronią a na granicy z Ukrainą miano zatrzymać Jeepa którego właściciel przewoził broń i amunicję. Sprawa od samego początku była w oczywisty sposób dęta i wkrótce po tym jak sytuacja się uspokoiła po prostu ja zamknięto, ale teraz wraca ona w retoryce Łukaszenki. Pojawiły się też i inne wątki, obok wcześniej powtarzanych tez o realizowaniu przez opozycję „scenariusza rosyjskiego”. Otóż białoruski prezydent, ale i inni przedstawiciele obozu władzy, tacy jak szefowa państwowej komisji wyborczej Lidzija Jarmoszyna, zaczynają mówić, że opozycyjni kandydaci urządzają „karuzele” w trakcie zbierania podpisów. W świetle tej narracji wielotysięczne kolejki, które możemy oglądać na zdjęciach z białoruskich miast, i które stały również w miniony weekend, to wcale nie są obywatele chcący wesprzeć kontrkandydatów Łukaszenki, ale przywożenia autobusami i taksówkami, oczywiście za rosyjskie pieniądze, opłacani aktywiści, których zadaniem jest „robienie tłoku”.

To dlatego na daczy matki blogera Cichanouskiego, który siedzi w areszcie i do wyborów raczej z niego nie wyjdzie, jako, że władze już postawiły mu jawnie absurdalne zarzuty napaści na milicjanta, w trakcie trzeciej (bo dwie pierwsze nic nie dały) rewizji znaleziono paczkę z 900 tys. dolarów.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element. Otóż antyrosyjska retoryka Łukaszenki uległa w ostatnim czasie wyraźnemu zaostrzeniu. Uważna lektura długiego przemówienia, jakie białoruski prezydent wygłosił przy okazji powołania nowego gabinetu pozwala na sformułowanie tezy, iż jego celem było nie tylko straszenie własnego społeczeństwa, ale również a może przede wszystkim przytoczenie wielu przykładów z przestrzeni postsowieckiej kiedy „oni” doprowadzali do krwawych walk, po to aby osiągać własne cele polityczne. Kim są oni nietrudno się domyśleć, zwłaszcza, że Łukaszenka mówił o oderwaniu od Gruzji Abchazji i Osetii, wojnie o Nagorny Karabach która na pokolenia skłóciła Ormian i Azerów oraz o obronie przez pragnących niepodległości Litwinów wieży telewizyjnej w Wilnie. Wspominał o tym wszystkim nie tylko podkreślając wagę suwerenności i samemu kreując się na jej obrońcę, ale również przestrzegając, że w imię racji stanu władza nieraz musi zdecydować się na drastyczne rozwiązania, niczym prezydent Uzbekistanu Karimow, który zdławił we krwi zamieszki w 2005 roku w Andiżanie, a po jego śmierci „ludzie na kolanach wyrażali mu wdzięczność.”

Mamy zatem gotową narrację usprawiedliwiającą przeprowadzenie przez reżim „rozwiązania siłowego”, dziś niepopularnego, ale w perspektywie historycznej, w obliczu zagrożenia ze strony Rosji, koniecznego.

Kontrkandydaci Łukaszenki też, jak się wydaje nie mają zamiaru rezygnować. Zarówno Wiktar Babaryka, jak i Walerij Cepkało poinformowali o zebraniu wymaganej liczby podpisów. Pierwszy z nich ogłosił właśnie powołanie białoruskiego odpowiednika naszego ruchu kontroli wyborów. Założył ruch „Chcę aby uczciwie liczyli” i wzywa Białorusinów aby ci korzystając z posiadanych praw patrzyli komisjom wyborczym na ręce. Zgłosiło się już podobno 1000 chętnych, jak poinformował na swojej stronie w facebooku.

Obydwie strony, jak się wydaje są zdeterminowane. Białorusini chcą zmian a Łukaszenka otoczył się ludźmi w mundurach. Jeśli obóz władzy nie zacznie pękać, to wygląda na to, że może, niestety, dojść do starcia.
 
Marek Budzisz


 

Polecane
Emerytury
Stażowe