„Gwiaździsta eskadra”. Polska superprodukcja o lotnikach walczących w wojnie 1920, której bał się Stalin

Dzisiaj na odnalezienie choć jednej kopii „Gwiaździstej eskadry” czekają naukowcy i specjaliści z Poznania i Warszawy, w tym z poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza oraz Filmoteki Narodowej, którzy – jeżeli tylko okaże się, że jedno z największych dzieł polskiej kinematografii nie zginęło zupełnie – natychmiast przeprowadzą jego konserwację, digitalizację i cyfrową rekonstrukcję. Później wyświetlą film kinomanom w Polsce i na świecie, niezależnie od tego badając naukowo historię wojny polsko-bolszewickiej, którą na planie filmowym realizowali, reżyserowali i zagrali uczestnicy wydarzeń z 1920 roku.
Szanse na znalezienie choć jednej kopii „Gwiaździstej eskadry” są wcale niemałe – być może zachowała się w Stanach Zjednoczonych, gdzie film wyświetlano dla amerykańskiej publiczności i gdzie cieszył się sporym uznaniem. Nie tylko ze względu na dopracowane sceny bitew powietrznych, w latach 20. i 30. XX wieku ogromnie przecież modne, choć ogromnie trudne do nakręcenia, ale przede wszystkim dlatego, że pokazywał amerykańskich oficerów służących na ochotnika w Wojsku Polskim, w tym również w polskim lotnictwie. Na razie zespół poszukujący kopii – przede wszystkim wśród instytucji zajmujących się historią kinematografii oraz prywatnych muzeów i kolekcjonerów dzieł sztuki – znalazł kilkanaście fotografii z planu zdjęciowego oraz klatki z samego filmu. Jednak, jak zapewniają członkowie zespołu, nie zamierzają się poddać i głęboko wierzą, że tak ważny obraz historii Polski uda im się znaleźć i odtworzyć.
Umiejętności strzeleckie i akrobacyjne
7. Eskadra Myśliwska im. Tadeusza Kościuszki, której piloci stali się bohaterami polskiej superprodukcji, powstała na kilka dni przed oficjalną datą odzyskania niepodległości przez Polskę i zbudowano ją w całości z samolotów pozostawionych przez Austriaków opuszczających nowo odradzającą się Polskę zgodnie z założeniami traktatu wersalskiego. Dość szybko przeniesiono jej bazę pod Lwów, który wymagał lotniczego wsparcia w walkach o to – jak mówili wówczas Polacy z Kresów Wschodnich – najbardziej polskie z polskich miast w wojnie polsko-ukraińskiej, szczęśliwie wygranej przez samoloty, na których już w dniu stworzenia pojawił się najbardziej rozpoznawalny symbol polskiego lotnictwa – biało-czerwona szachownica (będąca godłem osobistym porucznika Stefana Steca, drugiego dowódcy polskiej 7. Eskadry Myśliwskiej).
Front Ukraiński okazał się doskonałym dla polskich lotników poligonem, na którym wyćwiczyli umiejętności w lotach rozpoznawczych, bombowych i szturmowych (podczas których ostrzeliwali cele naziemne) oraz… akrobatycznych, co przydało się w wojnie z bolszewikami, a już w filmie stało się jedną z lepszych scen lotniczych ówczesnej kinematografii.
Podczas wyprawy na Kijów, rozpoczętej 25 kwietnia 1920, eskadra intensywnie brała udział w lotach rozpoznawczych i szturmowych. Piloci wyprzedzali ruchy wojsk, informując o posunięciach wojsk bolszewickich i skutecznie je zwalczając z broni maszynowej, co pozwoliło polskiej piechocie zająć niemal bez strat własnych Berdyczów (miejscowość znana później z przedwojennego powiedzenia „pisz pan na Berdyczów”). W gronie polskich pilotów świetnie odnajdowali się amerykańscy oficerowie, późniejsi bohaterowie „Gwiaździstej eskadry”, w tym jej dowódca (po Stefanie Stecu) major Cedric Fauntleroy, który podczas jednego z lotów rozpoznawczych dostrzegł Rosjan minujących tory kolejowe na drodze polskiego pociągu pancernego.
Fauntleroy wiedział, że nie może wylądować i stracić maszyny, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że pociąg wiozący uzbrojenie, amunicję oraz aprowizację dla polskiej armii jest kluczowy dla kolejnych walk z bolszewikami. Udało mu się zatrzymać skład i poinformować o zasadzce za pomocą… akrobacji lotniczych, którymi przekazał informację, o tym, co i jak daleko szykują Sowieci.
Scena akrobacji była bardzo wiarygodnie odtworzona na podstawie konsultacji z naocznymi świadkami wydarzeń – również pilotami.
Sławy w polskiej superprodukcji
Jednak to nie Fauntleroy, a Merian C. Cooper – kolejny dowódca Eskadry, który z czasem został znanym amerykańskim reżyserem (m.in. „King Konga” z 1933 roku) – stał się głównym bohaterem pierwszego polskiego filmu batalistycznego. Czy chodziło o jego miłość do polskiej dziewczyny? Wątek miłosny z pewnością przysporzył rzesze widzów polskiemu filmowi. W rolę Lili, wybranki Coopera, wcieliła się piękna, również według dzisiejszych standardów, Barbara Orwid, czyli Przemysława Kordasiewiczówna, żona Leonarda Buczkowskiego, reżysera „Gwiaździstej eskadry”. Czy jej debiutancka rola w superprodukcji mogła jej ułatwić późniejszą karierę w Hollywood? Z pewnością otworzyła jej drzwi do polskiego kina, bo reżyserzy chętnie zatrudniali ją w swoich produkcjach aż do wybuchu II wojny światowej. Gdyby nie wojna, Ameryka także mogła stanąć przed nią otworem – pokazywana w Polsce „Gwiaździsta eskadra” była filmem niemym, ale w stolicy światowego kina w 1933 roku wyświetlano ją już w wersji udźwiękowionej, co stawiało polski film w czołówce najnowocześniejszych produkcji.
Na planie grała z inną gwiazdą, Barbarą Ludwiżanką, aktorką teatralną i filmową, w filmowej roli również łamiącą serca amerykańskich lotników walczących u boku ich polskich kolegów w obronie świata przed bolszewicką zarazą. Ludwiżankę widzieliśmy później w powojennych polskich produkcjach, m.in. w „Sublokatorze”, „Nocach i dniach”, czy w „Seksmisji”, gdzie mistrzowsko zagrała najstarszą starowinkę.
Film od początku powstawał we współpracy z polskim lotnictwem wojskowym i siłami zbrojnymi II Rzeczpospolitej. Sceny batalistyczne naziemne kręcono na poligonach z udziałem polskich pilotów wojskowych, a do nakręcenia zdjęć powietrznych na płycie lotniska w Ławicy koło Poznania zgromadzono ponad 200 czynnych samolotów bojowych!
W realizacji filmu brali udział piloci z 3. Pułku Lotniczego, stacjonującego na Ławicy. W rolę oddziałów polskich oraz bolszewików wcielili się statyści – żołnierze poznańskiego garnizonu: 57. Pułku Piechoty, 58. Pułku Piechoty, 15. Pułku Ułanów Poznańskich oraz 7. Dywizjonu Artylerii Konnej.
Na części samolotów zainstalowano kamery filmowe – nowość, nie tylko w polskiej kinematografii – co umożliwiało kręcenie doskonałych scen batalistycznych w powietrzu.
Znienawidzony przez Moskwę
Żaden z biorących udział w zdjęciach pilotów nie miał wątpliwości, że „Gwiaździsta eskadra” jest potrzebna polskiemu widzowi – nie tylko jako wzruszający film, ale również niemal wierny "dokument" z czasów zwycięskiej wojny polsko-bolszewickiej. Nie wycofali się z udziału w filmie Leonarda Buczkowskiego nawet, kiedy doszło do jednej z najtragiczniejszych katastrof zdjęciowych w historii polskiego kina. 12 listopada 1929 roku, podczas kręcenia zdjęć do scen jednej z walk powietrznych ponad 800 metrów nad ziemią pilot porucznik Eugeniusz Wyrwicki lecący samolotem SPAD 61C1 uderzył podwoziem w prawe górne skrzydło samolotu Potez XV pilotowanego przez porucznika Jana Bilskiego. W wyniku kolizji skrzydło Poteza oderwało się od kadłuba, a samolot porucznika Bilskiego wpadł w korkociąg i runął na ziemię. Pilot oraz obserwator ppor. Feliks Szczęsny Lipiński ponieśli śmierć na miejscu – nie posiadali spadochronów, nikt nie spodziewał się bowiem, że może dojść do takiej tragedii. Samolot Wyrwickiego również został rozbity, choć samemu pilotowi udało się wyjść z katastrofy bez szwanku.
Polacy nie mieli szczęścia do „Gwiaździstej Eskadry”. Choć filmowi udało się przetrwać II wojnę światową, dzisiaj nie ma po nim śladu, nie licząc zdjęć z planu filmowego, które publikowały międzywojenne gazety ukazujące się w Polsce oraz nielicznych plakatów, którym udało się przetrwać batalię wymierzoną już nie tylko w sam film, ale również jakąkolwiek pamięć po nim.
Polskie zwycięstwo nad bolszewicką armią dowodzoną przez marszałka Siemiona Budionnego było solą w oku nie tylko sowieckich dowódców, ale również samego Stalina.
Niemal wszystkie kopie filmu odnalezione w Polsce przez Sowietów i współpracujących z nimi komunistami polskimi zostały zniszczone. Te, których nie spalono, wywieziono do Moskwy, gdzie również strawił je ogień.
Poszukiwania trwają – trzymajmy kciuki
Jednak są szanse na to, że nie wszystkie kopie polskiej superprodukcji zostały zniszczone przez czas. Naukowcy z poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza oraz specjaliści z Filmoteki Narodowej (która jest patronem strategicznym poszukiwań i – w przypadku sukcesu – badań naukowych nad filmem) dwa lata temu rozpoczęli intensywne poszukiwania filmu za oceanem. Choć, jak przyznają, nie ma żadnych informacji na temat zachowanych kopii filmu, zakładają, że skoro trafił do Stanów Zjednoczonych, gdzie był wyświetlany również szerokiej publiczności, takie kopie mogą znajdować się z zbiorach instytucji zajmujących się historią kinematografii lub osób prywatnych. Poszukiwania są trudne m.in. dlatego, że europejskie filmy wyświetlane za Atlantykiem często były pokazywane pod innymi niż oryginalne tytułami.
Jedno jest pewne – jeżeli film uda się odnaleźć, polscy widzowie obejrzą go w kinach. Będzie to najwierniejszy obraz naszego zwycięstwa nad bolszewikami.
Paweł Pietkun