[Tylko u nas] Niemiecki historyk Guido Knopp: Hitler uwiódł zwłaszcza młodszych i wykształconych Niemców

- Dla większości narodu 8 maja nie był dniem wyzwolenia, trzeba przyznać, że olbrzymia część Niemców wspierała Hitlera do samego końca, buntując się przeciw postanowieniom wersalskim - mówi Guido Knopp, niemiecki dziennikarz i historyk, w latach 1980-81 korespondent ZDF w Polsce, w rozmowie z Wojciechem Osińskim.
 [Tylko u nas] Niemiecki historyk Guido Knopp: Hitler uwiódł zwłaszcza młodszych i wykształconych Niemców
/ Wikipedia domena publiczna

- Panie redaktorze, zbliża się 40. rocznica powstania polskiej 'Solidarności'. W Niemczech znany jest pan głównie ze swoich publikacji o II wojnie światowej. Chyba prawie nikt nie wie, że w sierpniu 1980 r. przebywał pan jako młody dziennikarz w gdańskiej stoczni...
- Byłem wtedy rzeczywiście korespondentem ZDF podczas strajków sierpniowych w Gdańsku. Stocznia przypominała wtedy oblężoną twierdzę, małą 'republikę'. Czuliśmy, że działo się tam coś niezywkłego. Mieszkaliśmy w pobliskim hotelu dla dziennikarzy, przy czym sytuacja była niezwykle napięta. Wkrótce ogłoszono stan wojenny, a mój szef był przekonany, że interwencja sił Układu Warszawskiego jest przesądzona. Ten człowiek walczył jeszcze w II wojnie światowej, a rosyjscy żołnierze budzili w nim niemiłe skojarzenia. On naprawdę się bał. Pewnego dnia w grudniu 1981 r., jeszcze w Trójmieście, mój szef powiedział do mnie w barze hotelowym: 'Guido, jeśli zobaczysz przez okno sowieckie czołgi - głowa na dół, a niemiecki paszport do góry!'. Dziś się z tego śmiejemy, ale on mówił to wtedy ze śmiertelną powagą.

- Jak wspomina pan ten 'karnawał wolności' w czasach, gdy np. w NRD o podobnych ustępstwach ze strony rządzących można było jedynie pomarzyć?
- Na polskim Wybrzeżu panowała wtedy atmosfera pełna napięcia, choć można było też zauważyć wśród stoczniowców pewien nastrój narodowej euforii, wyraźne radosne uniesienie. Nic nie zdawało się wybić Polaków z niezwruszonej wiary, że nadchodzą zmiany. Coś w nich pękło. W sierpniu 1980 r. historia gwałtownie przyspieszyła, i to w czasach, kiedy Moskwa oczekiwała jeszcze od swoich 'sojuszników' bezwzględnego posłuchu. Pożar pokojowej rewolucji w Polsce został zauważony na całym świecie, Gdańsk stał się miejscem zwiastującym koniec dwubiegunowego systemu, przyciągającym wtedy licznych zachodnich dziennikarzy i polityków.  

- Zachodnia publiczność zapamiętała pana jednak przede wszystkim dzięki licznym filmom dokumentalnym o III Rzeszy. Z okazji 75. rocznicy końca II wojny światowej stacja telewizyjna ZDF znów je wyemitowała. Czy pana zdaniem 8 maja 1945 r. był dla Niemców zwycięstwem czy klęską?
- Dla większości narodu 8 maja nie był dniem wyzwolenia, trzeba przyznać, że olbrzymia część Niemców wspierała Hitlera do samego końca, buntując się przeciw postanowieniom wersalskim. Jest czymś skłaniającym do myślenia, że Amerykanie i Brytyjczycy mają Niemcom więcej na ten temat do powiedzenia niż my sami. Ian Kershaw jest jednym z niewielu historyków, którzy genialnie potrafili się wczuć w psychikę niemieckiego obywatela Republiki Weimarskiej. Kult jednostki oraz mistyczna identyfikacja całego narodu z osobą Adolfa Hitlera była patologiczną pomyłką społeczeństwa, które wskutek poniesionej w 1918 r. klęski poczuło się głęboko upokorzone. Niemcy byli spragnieni silnego męża stanu, obdarzyli jednak tym zaszczytnym mianem skończonego wariata. Sam nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego po bitwie stalingradzkiej ludzie jeszcze przez dwa lata tak licznie lgnęli do przywódcy III Rzeszy, który zresztą z różnych powodów zawsze cieszył się większym poparciem niż jego partia.

- Dlaczego?
- Myślę, że dlatego, bo przez dwanaście lat udało mu się w Niemczech podtrzymać atmosferę strachu przed zagrożeniem ze wschodu. Związek Sowiecki istniał wtedy ponad dwie dekady, już w 1917 r. Moskwa sięgała rękami niemieckich komunistów po Berlin. Hitler był z kolei w tym okresie 'niezapisaną kartką', znanym głównie ze swoich umiejętności retorycznych, pozwalających mu na budowanie coraz silniejszej pozycji. Zarazem stworzył w Niemczech klimat tak dalece sprzyjający „antykomunistom”, że w 1939 r. wybaczono mu nawet pakt z 'czerwonym diabłem'. Zresztą klęska pod Stalingradem stała się potwierdzeniem potęgowanego wcześniej przez nazistowskich propagandystów zagrożenia, po czym została skutecznie wykorzystana, aby w Niemczech te nastroje utrwalić. Być może dzisiaj zabrzmi to dziwnie, ale kiedy w 1933 r. Hitler przejmował władzę, nie był jeszcze zbyt silnym politykiem. Został co prawda kanclerzem, lecz w jego gabinecie było zaledwie dwóch ministrów z NSDAP. Na początku wydawało się, że rządem sterują von Papen i Hugenberg, którzy bynajmniej nie zamierzali zrezygnować ze swoich wpływów.

- Trudno uwierzyć, że Hitler zaskarbił sobie sympatię wyłącznie straszeniem przed komunistami...
- Na pewno nie tylko tym. Narodowi socjaliści uruchomili w społeczeństwie powszechny entuzjazm, ponieważ obiecywali koniec systemu partyjnego. Umiejętnie apelowali do społecznego poczucia wspólnoty. Z dzisiejszą wiedzą nie mamy wprawdzie trudności w podsumowaniu tego zbrodniczego systemu, ale w latach 20. XX w. i na tle wypalonych 'Hindenburgów' oraz 'dziadków' z SPD, oskarżanych skądinąd o zdradę i wpółwinę za klęskę w 1918 r., Hitler uwiódł zwłaszcza młodszych i wykształconych Niemców, dla których weimarska demokracja okazała się nieudana. Mieli oni dość nudnej gadaniny 'starszych panów'. Toteż w 1933 r. było już wśród studentów wielu antykomunistów oraz antysemitów. Jeszcze przed objęciem władzy przez NSDAP dochodziło na niemieckich uniwersytetach do ataków na profesorów pochodzenia żydowskiego. Związki młodzieżowe i kluby sportowe systematycznie wykluczały niemieckich Żydów.

- Od połowy lat 80. kierował pan redakcją historyczną ZDF i z miejsca zaskoczył nowym stylem dokumentacji. Jest pan jednym z głównych współtwórców niemieckiej publicystyki historycznej ostatnich czterech dekad. Jakie zmiany zaszły w tej dziedzinie?
- Kiedy zaczynaliśmy, niemieckie dziennikarstwo historyczne było zdominowane przez starszych publicystów, na dodatek z niechęcią zajmujących się tematyką III Rzeszy. To były programy, które zwykle emitowano po godz. 22.00, składające się głównie z oryginalnych zdjęć oraz nagrań danej epoki, przeplatanych wypowiedziami świadków, z księgozbiorami w tle. My pierwsi w Niemczech wprowadziliśmy nową technikę montażu. W naszych filmach świadkowie wypowiadali się przed neutralnym tłem, a archiwalne materiały nasycaliśmy sekwencjami z aktorami, co w tamtym okresie było czymś zupełnie nowym. Mimo to wśród wielu historyków i dziennikarzy podniósł się lament, wytykano nam trywializację historii, choć nigdy nam tego nie udowodniono, bo zawsze trzymaliśmy się faktów. Główny zarzut sprowadzał się do nadmiernego operowania zdjęciami, choć w każdym odcinku pokazywaliśmy i tak tylko mniej niż chcieliśmy. Jednak popularność tych programów zadała kłam wszystkim krytykom. Nasze filmy nadal sprzedają się za granicą, a redaktorzy BBC zaczęli kopiować nasz sposób przedstawiania historii. 

- Później na pana redakcję wylała się jeszcze większa fala krytyki...
- Z wiadomych powodów niemieccy publicyści musieli być w tej kwestii zawsze bardziej ostrożni i powściągliwi niż historycy w innych krajach. Kiedy w 1989 r. zapytano mnie, czy z okazji 100. rocznicy urodzin Hitlera przygotujemy o nim film, stanowczo tę propozycję odrzuciłem. To byłoby impertynencją wobec milionów jego ofiar. Dopiero w 1995 r. odważyliśmy się rozwinąć temat III Rzeszy, w 50. rocznicę końca II wojny światowej. Wówczas zaproponowałem, aby przybliżyć się do tej epoki według schematu 'piramidy', począwszy od samej góry, czyli Hitlera. Wynikiem naszych wysiłków był sześcioczęściowy cykl 'Hitler - eine Bilanz', który stał się także bardzo popularny za granicą. Potem stopniowo posuwaliśmy się w dół, koncentrując się na nazistowskich elitach oraz trzymanym przez nie w posłuchu społeczeństwie. 

- W niektórych środowiskach echo krytyki pod adresem pańskiej redakcji nie ucichło do dziś.
- Wiedziałem od początku, że muszę mieć grubą skórę, jeśli chcę się zajmować tak trudnym rozdziałem naszej historii. Nie mieliśmy jednak innego wyjścia, jeżeli chcieliśmy dotrzeć do szerszej publiczności. Zadaniem telewizji, która ma ogromną moc oddziaływania, jest nie dać zapomnieć o tym, co się stało i przestrzegać, żeby się już nie powtórzyło. Na każdy odcinek mieliśmy zaledwie 45 minut i siłą rzeczy mogliśmy pokazać jedynie 10 proc. zebranego materiału. Pozostałe 90 proc. jest zawarte w moich książkach, albowiem po każdym odcinku 'ZDF History' ukazała się przynajmniej jedna odwołująca się do niego publikacja.

- Pracując w ZDF doradzał pan również producentom filmu 'Nasze matki, nasi ojcowie', który nad Wisłą wywołał oburzenie. Polscy publicyści i historycy twierdzili, że pana ekipa poepełniła próbę oskarżania Polski o 'współsprawstwo'. Czy reakcje polskich mediów odnoszące się do wykoślawionego obrazu polskiego podziemia pana zaskoczyły? 
- Historyczni publicyści ZDF popełnili wtedy rzeczywiście kilka błędów. Mnie osobiście już tam nie było, ale gdy doszło do nieporozumień związanych z filmem 'Nasze matki, nasi ojcowie', mój kolega redakcyjny Nico Hoffmann był wyraźnie zaskoczony, bo na pewno nie chciał wywołać w Polsce skandalu. Zresztą później przygotował długi film dokumentalny o polskiej konspiracji, w którym naniósł poprawki. 

Rozmawiał: Wojciech Osiński
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Nieoficjalnie: Ministrowie najważniejszych resortów na listach PO do Europarlamentu z ostatniej chwili
Nieoficjalnie: Ministrowie najważniejszych resortów na listach PO do Europarlamentu

W środę w Warszawie trwa posiedzenie zarządu Platformy Obywatelskiej, podczas którego mają zapaść decyzje w sprawie list KO do Parlamentu Europejskiego. Nie wszystkie kandydatury zostały już oficjalnie ogłoszone, ale niektóre media podają nieoficjalnie, kto będzie kandydował z list partii.

Jest decyzja sądu w sprawie Natalii Janoszek i Krzysztofa Stanowskiego z ostatniej chwili
Jest decyzja sądu w sprawie Natalii Janoszek i Krzysztofa Stanowskiego

Natalia Janoszek upubliczniła postanowienie sądu w sprawie z Krzysztofem Stanowskim.

Rakiety ATACMS o zasięgu do 300 km dla Ukrainy. Jest komentarz Kremla z ostatniej chwili
Rakiety ATACMS o zasięgu do 300 km dla Ukrainy. Jest komentarz Kremla

Władze Rosji zamierzają dalej rozszerzać „strefę buforową” na Ukrainie w miarę zwiększania zasięgu rakiet, którymi dysponuje Kijów – potwierdził w środę rzecznik Kremla. Dmitrij Pieskow skomentował w ten sposób możliwość dostarczenia Ukrainie amerykańskich pocisków ATACMS.

Politycy Zjednoczonej Prawicy dla Tysol.pl o referendum ws. Zielonego Ładu: To dobry kierunek z ostatniej chwili
Politycy Zjednoczonej Prawicy dla Tysol.pl o referendum ws. Zielonego Ładu: To dobry kierunek

Marek Gróbarczyk, były minister gospodarki morskiej i śródlądowej, przekonuje, że Zielony Ład jest skompromitowany i dzisiaj wszyscy, włącznie z Brukselą, już się wycofują z tego projektu. Stwierdza, że referendum ws. Zielonego Ładu „to dobry kierunek”.

Prof. Witold Modzelewski: Czy Pana ktoś zapytał, czy Pan chce Zielonego Ładu? z ostatniej chwili
Prof. Witold Modzelewski: Czy Pana ktoś zapytał, czy Pan chce Zielonego Ładu?

– Czy Pana ktoś zapytał, czy Pan chce Zielonego Ładu? Zapytał się jako Pana, jako wyborcę? Przecież mnie też nikt nie zapytał. Dlaczego ci ludzie uzurpują sobie prawo, bez konsultacji, bez wysłuchania obywateli i skonfrontowania z ich zdaniem na ten temat? – mówił prof. Witold Modzelewski w rozmowie z portalem namzalezy.pl.

Prezes PiS: Kamiński i Wąsik znajdą się na listach do PE z ostatniej chwili
Prezes PiS: Kamiński i Wąsik znajdą się na listach do PE

– Byli szefowie CBA Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik znajdą się na listach PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego – poinformował w środę prezes PiS Jarosław Kaczyński. Do PE nie zamierza natomiast startować były premier Mateusz Morawiecki. – Ja swój start wykluczam – powiedział wiceszef PiS.

Znany poseł zdradził Lewicę? z ostatniej chwili
Znany poseł zdradził Lewicę?

Jak nieoficjalnie donosi Onet, znany z kontrowersyjnych opinii poseł Lewicy Łukasz Kohut miał się znaleźć na listach Koalicji Obywatelskiej.

Niepokój w Pałacu Buckingham. Kate Middleton wydała komunikat z ostatniej chwili
Niepokój w Pałacu Buckingham. Kate Middleton wydała komunikat

Księżna Kate, żona brytyjskiego następcy tronu księcia Williama, poinformowała niedawno, że jej styczniowy pobyt w szpitalu i przebyta operacja jamy brzusznej były związane z wykrytym u niej rakiem. Od tego czasu oczy całego świata skierowane są na Pałac Buckingham.

Żałoba w „M jak miłość” z ostatniej chwili
Żałoba w „M jak miłość”

Przed bohaterami „M jak miłość” trudne chwile. 17 listopada zmarł Maciej Damięcki, aktor wcielał się w serialu w postać proboszcza z Lipnicy. Scenarzyści będą musieli uśmiercić bohatera.

Amerykański senator: Uchwalenie pakietu dla Ukrainy nie byłoby możliwe bez wsparcia Polski z ostatniej chwili
Amerykański senator: Uchwalenie pakietu dla Ukrainy nie byłoby możliwe bez wsparcia Polski

– Uchwalenie pakietu pomocy dla Ukrainy nie byłoby możliwe bez silnego wsparcia i przykładu Polski oraz niektórych innych krajów europejskich – powiedział PAP szef komisji ds. wywiadu Senatu USA, demokrata Mark Warner. Tymczasem republikański senator Dan Sullivan uważa, że głosowanie pokazało, iż to nie izolacjoniści są dominującą siłą w jego partii.

REKLAMA

[Tylko u nas] Niemiecki historyk Guido Knopp: Hitler uwiódł zwłaszcza młodszych i wykształconych Niemców

- Dla większości narodu 8 maja nie był dniem wyzwolenia, trzeba przyznać, że olbrzymia część Niemców wspierała Hitlera do samego końca, buntując się przeciw postanowieniom wersalskim - mówi Guido Knopp, niemiecki dziennikarz i historyk, w latach 1980-81 korespondent ZDF w Polsce, w rozmowie z Wojciechem Osińskim.
 [Tylko u nas] Niemiecki historyk Guido Knopp: Hitler uwiódł zwłaszcza młodszych i wykształconych Niemców
/ Wikipedia domena publiczna

- Panie redaktorze, zbliża się 40. rocznica powstania polskiej 'Solidarności'. W Niemczech znany jest pan głównie ze swoich publikacji o II wojnie światowej. Chyba prawie nikt nie wie, że w sierpniu 1980 r. przebywał pan jako młody dziennikarz w gdańskiej stoczni...
- Byłem wtedy rzeczywiście korespondentem ZDF podczas strajków sierpniowych w Gdańsku. Stocznia przypominała wtedy oblężoną twierdzę, małą 'republikę'. Czuliśmy, że działo się tam coś niezywkłego. Mieszkaliśmy w pobliskim hotelu dla dziennikarzy, przy czym sytuacja była niezwykle napięta. Wkrótce ogłoszono stan wojenny, a mój szef był przekonany, że interwencja sił Układu Warszawskiego jest przesądzona. Ten człowiek walczył jeszcze w II wojnie światowej, a rosyjscy żołnierze budzili w nim niemiłe skojarzenia. On naprawdę się bał. Pewnego dnia w grudniu 1981 r., jeszcze w Trójmieście, mój szef powiedział do mnie w barze hotelowym: 'Guido, jeśli zobaczysz przez okno sowieckie czołgi - głowa na dół, a niemiecki paszport do góry!'. Dziś się z tego śmiejemy, ale on mówił to wtedy ze śmiertelną powagą.

- Jak wspomina pan ten 'karnawał wolności' w czasach, gdy np. w NRD o podobnych ustępstwach ze strony rządzących można było jedynie pomarzyć?
- Na polskim Wybrzeżu panowała wtedy atmosfera pełna napięcia, choć można było też zauważyć wśród stoczniowców pewien nastrój narodowej euforii, wyraźne radosne uniesienie. Nic nie zdawało się wybić Polaków z niezwruszonej wiary, że nadchodzą zmiany. Coś w nich pękło. W sierpniu 1980 r. historia gwałtownie przyspieszyła, i to w czasach, kiedy Moskwa oczekiwała jeszcze od swoich 'sojuszników' bezwzględnego posłuchu. Pożar pokojowej rewolucji w Polsce został zauważony na całym świecie, Gdańsk stał się miejscem zwiastującym koniec dwubiegunowego systemu, przyciągającym wtedy licznych zachodnich dziennikarzy i polityków.  

- Zachodnia publiczność zapamiętała pana jednak przede wszystkim dzięki licznym filmom dokumentalnym o III Rzeszy. Z okazji 75. rocznicy końca II wojny światowej stacja telewizyjna ZDF znów je wyemitowała. Czy pana zdaniem 8 maja 1945 r. był dla Niemców zwycięstwem czy klęską?
- Dla większości narodu 8 maja nie był dniem wyzwolenia, trzeba przyznać, że olbrzymia część Niemców wspierała Hitlera do samego końca, buntując się przeciw postanowieniom wersalskim. Jest czymś skłaniającym do myślenia, że Amerykanie i Brytyjczycy mają Niemcom więcej na ten temat do powiedzenia niż my sami. Ian Kershaw jest jednym z niewielu historyków, którzy genialnie potrafili się wczuć w psychikę niemieckiego obywatela Republiki Weimarskiej. Kult jednostki oraz mistyczna identyfikacja całego narodu z osobą Adolfa Hitlera była patologiczną pomyłką społeczeństwa, które wskutek poniesionej w 1918 r. klęski poczuło się głęboko upokorzone. Niemcy byli spragnieni silnego męża stanu, obdarzyli jednak tym zaszczytnym mianem skończonego wariata. Sam nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego po bitwie stalingradzkiej ludzie jeszcze przez dwa lata tak licznie lgnęli do przywódcy III Rzeszy, który zresztą z różnych powodów zawsze cieszył się większym poparciem niż jego partia.

- Dlaczego?
- Myślę, że dlatego, bo przez dwanaście lat udało mu się w Niemczech podtrzymać atmosferę strachu przed zagrożeniem ze wschodu. Związek Sowiecki istniał wtedy ponad dwie dekady, już w 1917 r. Moskwa sięgała rękami niemieckich komunistów po Berlin. Hitler był z kolei w tym okresie 'niezapisaną kartką', znanym głównie ze swoich umiejętności retorycznych, pozwalających mu na budowanie coraz silniejszej pozycji. Zarazem stworzył w Niemczech klimat tak dalece sprzyjający „antykomunistom”, że w 1939 r. wybaczono mu nawet pakt z 'czerwonym diabłem'. Zresztą klęska pod Stalingradem stała się potwierdzeniem potęgowanego wcześniej przez nazistowskich propagandystów zagrożenia, po czym została skutecznie wykorzystana, aby w Niemczech te nastroje utrwalić. Być może dzisiaj zabrzmi to dziwnie, ale kiedy w 1933 r. Hitler przejmował władzę, nie był jeszcze zbyt silnym politykiem. Został co prawda kanclerzem, lecz w jego gabinecie było zaledwie dwóch ministrów z NSDAP. Na początku wydawało się, że rządem sterują von Papen i Hugenberg, którzy bynajmniej nie zamierzali zrezygnować ze swoich wpływów.

- Trudno uwierzyć, że Hitler zaskarbił sobie sympatię wyłącznie straszeniem przed komunistami...
- Na pewno nie tylko tym. Narodowi socjaliści uruchomili w społeczeństwie powszechny entuzjazm, ponieważ obiecywali koniec systemu partyjnego. Umiejętnie apelowali do społecznego poczucia wspólnoty. Z dzisiejszą wiedzą nie mamy wprawdzie trudności w podsumowaniu tego zbrodniczego systemu, ale w latach 20. XX w. i na tle wypalonych 'Hindenburgów' oraz 'dziadków' z SPD, oskarżanych skądinąd o zdradę i wpółwinę za klęskę w 1918 r., Hitler uwiódł zwłaszcza młodszych i wykształconych Niemców, dla których weimarska demokracja okazała się nieudana. Mieli oni dość nudnej gadaniny 'starszych panów'. Toteż w 1933 r. było już wśród studentów wielu antykomunistów oraz antysemitów. Jeszcze przed objęciem władzy przez NSDAP dochodziło na niemieckich uniwersytetach do ataków na profesorów pochodzenia żydowskiego. Związki młodzieżowe i kluby sportowe systematycznie wykluczały niemieckich Żydów.

- Od połowy lat 80. kierował pan redakcją historyczną ZDF i z miejsca zaskoczył nowym stylem dokumentacji. Jest pan jednym z głównych współtwórców niemieckiej publicystyki historycznej ostatnich czterech dekad. Jakie zmiany zaszły w tej dziedzinie?
- Kiedy zaczynaliśmy, niemieckie dziennikarstwo historyczne było zdominowane przez starszych publicystów, na dodatek z niechęcią zajmujących się tematyką III Rzeszy. To były programy, które zwykle emitowano po godz. 22.00, składające się głównie z oryginalnych zdjęć oraz nagrań danej epoki, przeplatanych wypowiedziami świadków, z księgozbiorami w tle. My pierwsi w Niemczech wprowadziliśmy nową technikę montażu. W naszych filmach świadkowie wypowiadali się przed neutralnym tłem, a archiwalne materiały nasycaliśmy sekwencjami z aktorami, co w tamtym okresie było czymś zupełnie nowym. Mimo to wśród wielu historyków i dziennikarzy podniósł się lament, wytykano nam trywializację historii, choć nigdy nam tego nie udowodniono, bo zawsze trzymaliśmy się faktów. Główny zarzut sprowadzał się do nadmiernego operowania zdjęciami, choć w każdym odcinku pokazywaliśmy i tak tylko mniej niż chcieliśmy. Jednak popularność tych programów zadała kłam wszystkim krytykom. Nasze filmy nadal sprzedają się za granicą, a redaktorzy BBC zaczęli kopiować nasz sposób przedstawiania historii. 

- Później na pana redakcję wylała się jeszcze większa fala krytyki...
- Z wiadomych powodów niemieccy publicyści musieli być w tej kwestii zawsze bardziej ostrożni i powściągliwi niż historycy w innych krajach. Kiedy w 1989 r. zapytano mnie, czy z okazji 100. rocznicy urodzin Hitlera przygotujemy o nim film, stanowczo tę propozycję odrzuciłem. To byłoby impertynencją wobec milionów jego ofiar. Dopiero w 1995 r. odważyliśmy się rozwinąć temat III Rzeszy, w 50. rocznicę końca II wojny światowej. Wówczas zaproponowałem, aby przybliżyć się do tej epoki według schematu 'piramidy', począwszy od samej góry, czyli Hitlera. Wynikiem naszych wysiłków był sześcioczęściowy cykl 'Hitler - eine Bilanz', który stał się także bardzo popularny za granicą. Potem stopniowo posuwaliśmy się w dół, koncentrując się na nazistowskich elitach oraz trzymanym przez nie w posłuchu społeczeństwie. 

- W niektórych środowiskach echo krytyki pod adresem pańskiej redakcji nie ucichło do dziś.
- Wiedziałem od początku, że muszę mieć grubą skórę, jeśli chcę się zajmować tak trudnym rozdziałem naszej historii. Nie mieliśmy jednak innego wyjścia, jeżeli chcieliśmy dotrzeć do szerszej publiczności. Zadaniem telewizji, która ma ogromną moc oddziaływania, jest nie dać zapomnieć o tym, co się stało i przestrzegać, żeby się już nie powtórzyło. Na każdy odcinek mieliśmy zaledwie 45 minut i siłą rzeczy mogliśmy pokazać jedynie 10 proc. zebranego materiału. Pozostałe 90 proc. jest zawarte w moich książkach, albowiem po każdym odcinku 'ZDF History' ukazała się przynajmniej jedna odwołująca się do niego publikacja.

- Pracując w ZDF doradzał pan również producentom filmu 'Nasze matki, nasi ojcowie', który nad Wisłą wywołał oburzenie. Polscy publicyści i historycy twierdzili, że pana ekipa poepełniła próbę oskarżania Polski o 'współsprawstwo'. Czy reakcje polskich mediów odnoszące się do wykoślawionego obrazu polskiego podziemia pana zaskoczyły? 
- Historyczni publicyści ZDF popełnili wtedy rzeczywiście kilka błędów. Mnie osobiście już tam nie było, ale gdy doszło do nieporozumień związanych z filmem 'Nasze matki, nasi ojcowie', mój kolega redakcyjny Nico Hoffmann był wyraźnie zaskoczony, bo na pewno nie chciał wywołać w Polsce skandalu. Zresztą później przygotował długi film dokumentalny o polskiej konspiracji, w którym naniósł poprawki. 

Rozmawiał: Wojciech Osiński
 



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe