[Tylko u nas] Marcin Bąk: Gdzie się podziała dawna lewica?
Mniej więcej tej treści napis wyryty pismem klinowym odnaleziony został podobno na steli kamiennej datowanej na czasy króla Hammurabiego. Narzekanie jest stare na świat, ponarzekajmy wiec i my dzisiaj. Z tym, że będzie to narzekanie szczególne, bo narzekanie na lewicę. W inne jednak sposób, niż przyszło się na ogół na lewicę narzekać – nie chodzi o przypominanie ewidentnych zbrodni, gilotyn, łagrów, obozów pracy, milionów pomordowanych i straszliwej nieudolności gospodarczej. Chodzi o to, że lewica również parszywieje wraz z upływem czasu.
Lewica, czy szerzej myśl rewolucyjna, zrodziła się w samym rdzeniu cywilizacji łacińskiej. Chociaż z czasem wydała tej cywilizacji bezpardonową walkę, to przez długie lata ciężko jej było odrzucić cały cywilizacyjny bagaż. Niczym marnotrawna, niewdzięczna córka, zachowała jednak wiele cech swojej matki. Ludźmi Rewolucji byli głównie przedstawiciele klasy określanej niekiedy jako klasa „klerków”, doskonale wyedukowanych i znających świetnie kanon cywilizacji, przeciwko której występowali. Karol Marks, przygotowując swoją dysertację doktorską na temat filozofii Heraklita i Demokryta, czytał teksty starożytnych historyków filozofii w oryginale. Przedstawiciele XIX wiecznej lewicy, to byli na ogół dżentelmeni, w dobrze skrojonych ubraniach, potrafiący rozmawiać o literaturze, muzyce i sztuce. Chociaż występowali przeciwko swojej cywilizacji, doskonale znali jej kanon.
Nawet taki czerwony despota jak Stalin, ukazywany w popularnych wyobrażeniach jako psychopatyczny półanalfabeta w rzeczywistości miał w sobie jakieś ponure dostojeństwo. O jego zbrodniach na ogół wiemy, znacznie mniej ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że on również należał do klasy klerków. W szkole średniej i seminarium gdzie pobierał nauki przykładano dużą wagę do klasycznego wykształcenia. Stalin, będąc już despotycznym władcą sowieckim, miał bogatą bibliotekę, do której często sięgał. Czytał w oryginale Platona, znał dość dobrze literaturę niemiecką.
Nasi polscy przedstawiciele lewicy sprzed stulecia to z kolei była klasa sama w sobie. Najczęściej pochodzili z szeregów zubożałej szlachty. Ze swoich domów rodzinnych wynosili pewien kanon kulturowy, który towarzyszył im przez resztę życia, nawet wtedy, gdy wiązali się ze światową Rewolucją. Większość z nich zresztą wiązała sprawę Rewolucji ze sprawą polskiej niepodległości. Na tym polegała specyfika polskiej lewicy, w każdym razie tej lewicy, która skupiała się wokół PPS-u . Polscy socjaliści działali w przekonaniu, że nie będzie wolnej Polski bez rozwiązania problemów socjalnych a nie da się rozwiązać problemów socjalnych bez odzyskania przez Polskę niepodległości. Nastawienie do przeszłości, do dziedzictwa kulturowego narodu, wpływało również na stosunek większości przedstawicieli polskiej lewicy do katolicyzmu. Nie wszyscy polscy socjaliści byli katolikami ale ciężko było znaleźć wśród nich wojujących antyklerykałów. Jędrzej Moraczewski, Ignacy Daszyński rozpoczynali często swoje przemówienia w sejmie od staropolskiego pozdrowienia „Szczęść Boże” (skąd my to znamy…).
Bolesław Limanowski to był prawdziwy nestor polskich patriotów, z białą brodą, niczym biblijny prorok, oczytany erudyta, budził szacunek nawet wśród politycznych przeciwników. Gdy przyszedł czas wielkiej potrzeby w 1920 roku, socjaliści z PPS byli jedną z głównych sił politycznych, stojących nieugięcie na stanowisku obrony Polski. Podobnie było z ludźmi sztuki, sympatyzującymi mocno w okresie Dwudziestolecia z lewicą. Symboliczną postacią jest Władysław Broniewski, polski szlachcic herbu Lewart, odznaczony Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych (czterokrotnie!), autor niesamowitego wiersza „Bagnet na broń” napisanego tuż przed II wojną. Był zbyt mało lewicowy jak na standardy sowieckie i dostał się do więzienia, gdzie powstał wiersza o rewolucyjnym poecie, który ma „zginąć w tym mamrze sowieckim”.
Okupacja sowiecka to kolejny probierz polskiej, przedwojennej lewicy, tej spod znaku PPS. Dla wielu z nich, szczerych, polskich patriotów, oznaczała ona więzienie, łagier, tortury a często śmierć. Znów symbolem tej postawy, nie jedynym zresztą, jest Kazimierz Pużak, socjalista, polski patriota, skazany najpierw przez sowietów potem przez rodzimych komunistów, zamęczony w więzieniu w Rawiczu…
Jednak nawet u komunistów, tych wywodzących się z KPP, uznanych jednoznacznie za zdrajców sprawy polskiej, można było dostrzec jakąś klasę. Julian Marchlewski, absolwent Uniwersytetu w Zurichu, doktor filozofii władający kilkoma językami poruszał się swobodnie po europejskich salonach. Ludzie tacy jak Piłsudski mogli znaleźć z nim wspólny język. Choć różnili się bardzo w poglądach, operowali tym samym zakresem pojęć, łączył ich wspólny kod kulturowy.
Dzisiaj lewica sparszywiała. Nie chodzi o to, że brak wśród jej przedstawicieli doktorów i profesorów. Nie, lewicowe środowiska aż roją się od absolwentów kierunków społecznych i humanistycznych, często z tytułami naukowymi. Można jednak przeżyć zaskoczenie , odkrywając wielkie luki w ich wykształceniu. Ci ludzie nie znają często podstawowych pojęć z zakresu filozofii klasycznej a i z polskiej historii czy literatury. Co może zaskoczyć jeszcze bardziej, nie znają często również podstawowych dzieł kanonicznych Karola Marksa, z Manifestem Partii Komunistycznej na czele. Znają natomiast prace Judith Butler a przynajmniej znają polski tytuł jej najważniejszej książki, „Uwikłani w płeć” …
Ważniejsze jest jednak co innego. Miejsce lewicowca – intelektualisty zajmuje w coraz większym stopniu Królowa Margot, drobny cwaniaczek bez wiedzy, klasy i elementarnego poczucia smaku. Wieczny rozkapryszony dzieciak, idealny produkt lewicowej antypedagogiki permisywnej, współczesny ‘barbarzyńca wertykalny”, który w odróżnieniu od komunistów z początku XX wieku, nie ma już żadnej propozycji pozytywnej. I tacy ludzie stają się twarzami lewicy.
Murem za Margot! (przed Margot zresztą też…)