Prof. Simon: "Protesty to nie jest jakieś istotne zagrożenie". Kilka dni wcześniej: "Pełne ludzi cmentarze to skrajne niebezpieczeństwo"

Trybunał Konstytucyjny orzekł w czwartek, że przepis zezwalający na usunięcie płodu obarczonego poważnymi wadami jest niekonstytucyjny, tym samym wprowadził niemal całkowity zakaz legalnej aborcji. Ponad 90 procent zabiegów usunięcia ciąży w Polsce odbywało się z tego powodu.
Od czwartku przeciwko wyrokowi w dziesiątkach polskich miast odbywają się protesty. Uczestnicy do niedzieli spotykali się na ogół w okolicach lokalnych siedzib Prawa i Sprawiedliwości. W Warszawie demonstrujący gromadzili się też np. w okolicach willi Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu.
Kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu pytany o to, czy protesty nie są zagrożeniem epidemicznym, stwierdził, że jeśli uczestnicy zakrywają twarz i zachowują odstępy, to „nie jest to jakieś istotne zagrożenie”.
Jeśli ludzie stoją oddzielnie, na świeżym powietrzu, noszą maski, to specjalnie się nie zarażą. Natomiast jakby stali w tłumie, bez masek i demonstrowali to naturalnie skończy się niedobrze. Na dziś ci ludzie stoją w odległości, policja też w odległości z maskami. (...) Przecież w pracy ma pan większe kontakty, (jadąc) do redakcji też pan mija kogoś na korytarzu, a to jest w zamkniętym pomieszczeniu, a to jest zupełnie co innego
- mówił do dziennikarza WP.
Przypomnijmy, że kilka dni wcześniej prof. Simon ostrzegał, że "pełne ludzi cmentarze we Wszystkich Świętych to skrajne niebezpieczeństwo".