[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Międzymorze a nie Mitteleuropa

Gdy Berlin rozpycha się łokciami w Europie, a Annegret Kramp-Karrenbauer składa propozycje Waszyngtonowi wcale nie oznacza to, iż państwa Europy Środkowej, powinny egzaltować się koncepcją niemieckiego „policmajstra” na Starym Kontynencie. Wskrzeszana raz, po raz, przez Berlin, koncepcja Mitteleuropy nie jest atrakcyjna. Antycywilizacyjny ześlizg elit unijnych tylko to potwierdza. Zgadzam się z prof. Targalskim, który słusznie zauważył, że dzisiejsza niemiecka dominacja w Europie ma posmak lewicowej inżynierii społecznej i narzucania konserwatywnym narodom przegranego antyspołecznego modelu. Kiedy zrozumiemy, że Międzymorze jest na siebie skazane?
Angela Merkel [Tylko u nas] Michał Bruszewski: Międzymorze a nie Mitteleuropa
Angela Merkel / Wikipedia CC BY 2,0 FinnishGovernment

Gdy Annegret Kramp-Karrenbauer, w imieniu Republiki Federalnej Niemiec, złożyła oficjalną propozycję Waszyngtonowi by stać się stróżem amerykańskich interesów na Starym Kontynencie, zrobiło się nieciekawie. Nie jest to w żadnej mierze propozycja korzystna dla Polski, ba, wątpliwe by była dobra dla Waszyngtonu. Propozycję Karrenbauer należy odczytywać pod świecą, zwłaszcza to co jest napisane między wierszami, sympatycznym atramentem. Karrenbauer uderzyła w amerykańską nutę w momencie przesilenia się sytuacji politycznej w USA – coraz większych szans duetu Biden-Harris, coraz słabszej pozycji skonfliktowanego z Berlinem Trumpa. Wystarczy wspomnieć jak ostentacyjnie Trump nie chciał podać ręki Merkel, gdy prosili o to dziennikarze. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to sprawa dotyczy pieniędzy. Mówiąc delikatnie polityka Niemiec angażujących się w Nord Stream I i Nord Stream II, wywołuje oburzenie w międzynarodowym środowisku (może poza niektórymi „przedmiotowymi” politykami w Polsce). Gdy okazało się, że USA stały się eksporterem gazu, z prawdziwego zdarzenia, zwarły się ze sobą dwie płyty tektoniczne i doszło do trzęsienia ziemi. Trump wcale nie planował tej sytuacji załagodzić. Słabnący Trump a zwyżkujący Biden to układ będący szansą dla Berlina by szkody wynikłe z trzęsienia ziemi ograniczyć – tzw. normalizacja stosunków. Ta ucieczka do przodu wpisuje się też w konsekwentną próbę niemieckiej dominacji w Europie – dominacji, którą ograniczały różne czynniki. Jednym z czynników balansujących niemiecką politykę w Unii Europejskiej była obecność w niej Wielkiej Brytanii – ale Brexit ten czynnik wyeliminował. Merkel rozsiadła się wygodniej na kanapie. Kolejnym czynnikiem są rządy w państwach unijnych, które stanowią elity myślące w kategoriach „podmiotowych”. Berlinowi nie przez przypadek bliżej do politycznie poprawnych lewicowych rządów dla których myślenie „przedmiotowe” jest naturalnym procesem. Amerykański kołnierz bezpieczeństwa w Europie z kolei Niemców uwiera w szyję.


Jakie atuty mają Niemcy by narzucać swoją narrację? Tylko dwa: to gospodarka i Unia Europejska. A ten drugi atut też pozostaje niejasny, ponieważ jest koncepcją polityczną rozdartą pomiędzy dwiema diametralnie różnymi ścieżkami – quasi-sowieckiego lewiatana pod niemiecką batutą, czy też Europą Ojczyzn – porozumieniem suwerennych państw. Każdy widzi go inaczej. W obchodzeniu się z Unią Europejską Niemcy mają subtelność pędzącego mastodonta ubranego w pickelhaube. Szczyty unijne zaczynają przypominać występ mało wprawnego magika, któremu co rusz z kapelusza wyskakuje zagubiony królik, a z rękawa sypią mu się karty. Przypominam, że kulminacją każdego cyrkowego występu jest rzucanie nożami w bezbronną kobietę. Być może tym była propozycja Karrenbauer. Co do gospodarki, niemiecka pozycja jest bardzo silna – gospodarka RFN plasuje ten kraj na czwartym miejscu na świecie. Ale… walka pomiędzy Chinami a USA o prymat w światowej ekonomice oznacza, że inne gospodarcze mocarstwa wcale z otwartymi ramionami nie witają swoich konkurentów. W zglobalizowanym świecie gospodarka pozostawała atutem numer jeden – ale globalizacja łamie się na naszych oczach. Jak zauważył dr Leszek Sykulski Niemcy są „militarnym karłem”. A choćby mocarstwowa polityka Turcji pokazuje, że armia wciąż pozostaje istotnym czynnikiem w międzynarodowych gierkach. Co ciekawe, Niemcy mimo patologicznej imigracji, która na ich życzenie zdestabilizowała europejskie bezpieczeństwo, i tak przeżywa kryzys demograficzny. Eksperyment multikulturkampfu się nie powiódł. W pierwszej połowie 2020 roku populacja Niemiec spadła pierwszy raz od dziesięciu lat. A tylko i wyłącznie dlatego, że pandemia koronawirusa zmniejszyła wędrówki ludów z Azji i Afryki do Europy. Populacja Niemiec w istocie jest sztucznie pompowana zewnętrzną imigracją. Wiktor Suworow w jednej ze swoich książek stwierdził, że gdyby Bolszewicy wygrali w 20 roku pod Warszawą i dotarli do Niemiec to skończyłoby się to największą cywilizacyjną klęską Europy. Niemcy, będąc prymusami w każdej nowej idei wprowadziliby bolszewizm z o wiele większą gorliwością niż Rosjanie. Teza Suworowa jest aktualna jeśli spojrzymy jak Niemcy stają się awangardą w politycznej poprawności, inżynierii społecznej, dwulicowych mediach, islamizacji – z jednej strony, laicyzacji i neomarksizmu – z drugiej. I choć relacje gospodarcze wiążą mocno Polskę i Niemcy, to już kwestie cywilizacyjne różnią nas diametralnie.


Nie ma więc lepszego momentu niż teraz, aby budować dobre relacje w Międzymorzu. Bo to działanie dla Warszawy bezalternatywne. Formuła Trójmorza ze strategicznym partnerstwem USA jest tego pewnym przykładem i szansą na przyszłość. Jeżeli nie pójdą za tym realne kroki – będzie kolejnym z zakurzonych rozdziałów pt. „ciekawe koncepcje”. A to, że Berlin chciał mieć status obserwatora przy Trójmorzu pokazuje, że te płyty tektoniczne faktycznie się ruszają. Pamiętajmy też, że elity niemieckie myślą w kategoriach pozbycia się wpływów USA ze Starego Kontynentu. Michae Kuefner na łamach Deutsche Welle wykpił w zasadzie Karrenbauer twierdząc, że „nowe mierzenie świata – bez mocarstwa ochronnego USA – już się rozpoczęło. I to także (nawet!) w Niemczech”. W dyplomacji funkcjonuje rzymska maksyma - „obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary”.
W mojej opinii nie ma dla Polaków innej geopolitycznej alternatywy niż układanie sobie dobrych relacji z nacjami wciśniętymi – podobnie jak my – między niemiecką a rosyjską hegemonię. I nie jest to „koncepcja Bruszewskiego”, ale nieustannie wracająca myśl przewodnia polskich gigantów-państwowców wszystkich epok. Jeżeli z historii trzech polskich państwowości (pomijam w tym wypadku np. Księstwo Warszawskie) – I RP, II RP i III RP wyciągniemy wnioski dotyczące technologii politycznej nasuwają się dwa podstawowe wnioski: problem polskiego zasięgu geograficznego i światopoglądu naszych elit. Gdy I RP znajdywała oparcie („głębię strategiczną”) o terytoria dzisiejszej Białorusi i Ukrainy rozdawała w regionie karty i była europejskim mocarstwem. Oczywiście sprzyjała temu słabość Niemiec i sprzeczności cywilizacyjne Rosji. Ten olbrzymi potencjał zmarnowały bezsensowne wojny właśnie w obszarze Trojga Narodów (wojny z kozaczyzną, rokosze zawiązywane na Litwie). II RP zabrakło oparcia terytorialnego o Ukrainę i Białoruś, odrodzenia się Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a być może Trojga Narodów – jak chciał tego Józef Piłsudski. Traktat Ryski (1921) przekreślił koncepcję Piłsudskiego, ale czy była możliwa jego realizacja to już domena spekulacji. Pamiętajmy, że społeczeństwo polskie było zmęczone kolejnymi latami wojen (od zaborów, Wielkiej Wojny, po antybolszewicką kampanię skończywszy). Tyle, że jeśli czegoś zabrakło to nie oznacza wcale, że wspomniana koncepcja była zła. Zabrakło kordonu ULB (Ukrainy, Litwy, Białorusi), który pozwoliłby wskrzesić jagiellońską ideę międzymorskiego sojuszu w XX w. Absolutnie zapomnianą próbą wrócenia do koncepcji Międzymorza były starania gen. Władysława Sikorskiego, w okresie II wojny światowej, do budowania emigranckiego porozumienia między elitami państw Europy Środkowej. Podobne postulaty podnosiły niepodległościowe środowiska antykomunistycznej opozycji. W międzymorskiej idei wyrosła przecież kuźnia późniejszych elit – paryska „Kultura”, z Jerzym Giedroycem na czele. Tyle teorie. W praktyce jednak spuścizna Czartoryskiego, Piłsudskiego, Sikorskiego czy Giedroyca przypomina wielkie spisane myśli Jana Pawła II – któremu bito brawo, zamawiano kremówki bo też je jadał, ale nie do końca, którego czytano. Pod pomnikiem składa się kwiaty w każdą rocznicę, ale już co ten spiżowy bohater patrzący na nas z góry napisał to pozostaje ciągle zmarginalizowane. Idea Międzymorza chociaż wyrosła na oczywistych wnioskach z naszej historii, „gotowce” zakurzone na półkach po które możemy sięgać garściami, pozostają więc tylko politologiczną ciekawostką. Ze szkodą dla naszej geopolityki. Przed pływaniem w germańskiej rzece ostrzegał Paweł Jasienica, komentując naszą historię, przed niemieckim kulturkampfem ostrzegał Roman Dmowski, o sprzecznościach cywilizacyjnych między Warszawą, Berlinem i Moskwą pisał Feliks Koneczny.


Drugi wniosek dotyczy sposobu myślenia naszych elit. Jeżeli podzielimy myślenie o własnym państwie na dwie kategorie „podmiotowe” i „przedmiotowe” zobaczymy, że koła historii mielą w podobny sposób, wbrew zmieniającemu się otoczeniu. Są państwa małe, malutkie, maciupieńkie, których elity z biegiem lat nabrały charakteru myślenia „przedmiotowego”. Bez większych problemów przełykają one nawet status państwa satelickiego, pół-kolonii. Oczywiście zdarzają się wyjątki w dziejach, malutkie państwa, które mają mocarstwowe wpływy – najlepszym przykładem Najjaśniejsza Republika Wenecka, która zyskała na prymacie Morza Śródziemnego w średniowiecznej geopolityce, czy w ostatnich latach Singapur, który skorzystał na przenoszeniu się światowej gospodarki do Azji. Przy dobrej koniunkturze i sprycie elit są te państwa w stanie ugrać więcej niż wskazuje to na ich potencjał. Oznacza to, że nawet elity mniejszych państw nie musza się kierować „przedmiotowym” myśleniem o własnym rządzie. Polska jednak małym państwem nie jest, Warszawa jest zawieszona między dwoma światami – ambicjami o sile, z jednoczesnym mniejszym potencjałem ludnościowym i geograficznym niż inne państwa (jak np. Rosja czy Niemcy). Tyle, że nawet polskie mocarstwo – bo tak możemy nazwać I RP, miała część elit myślących w kategoriach „przedmiotowości”, Polska była dla nich tylko „przedmiotem” w targach, i to europejskie polskie mocarstwo rozdzierały własne elity. Nie od wielkości i znaczenia państwa zależy myślenie jego elit, niestety. II RP miała to ogromne szczęście, że zarówno sanacja jak i endecja, choć tak zwalczające się wzajemnie, sprzeczne i zwarte w walce, były stronnictwami myślenia w kategorii „podmiotowości”. Polska jest „podmiotem”, nie „przedmiotem”, polska coś znaczy. Elity ukształtowane w myśli „podmiotowości” państwa nie chciały „oddać” Gdańska, zgadzać się na dominację sąsiada, podporządkowanie. Dzisiaj czyni się z tego zarzut. Zobaczmy, że zarówno sanacja jak i stronnictwa wobec niej opozycyjne w 1939 roku nie miały wcale wątpliwości czy ulegać III Rzeszy. Dzisiaj historycy oceniają tamte decyzje bardzo negatywnie, ale suma summarum wynikała ona z myślenia „podmiotowego”. I to myślenie „podmiotowe” stało za odrodzeniem państwa polskiego w 1918 roku. III RP w kwestii części elit niestety nawiązuje do wzorców z I RP a nie międzywojnia. Najdobitniej słyszymy to w kuriozalnej wypowiedzi prezydenta Rafała Trzaskowskiego, który zdziwiony mówi, że po co Polsce jakieś duże lotnisko „kiedy będzie nowe w Berlinie”. Cybernetyzacja, social media, atomizacja społeczeństwa i odejście od zasad premiują niestety myślenie „przedmiotowe”, suwerenność staje się mniej atrakcyjna niż doraźne benefity. Inflacja suwerenności jest też stałym trendem w Unii Europejskiej, której apetyt ciągle rośnie. To gotowana zupa w której Polska ma być tylko jednym z mniej istotnych składników. Tyle, że wspomniane trendy nie są argumentem za tym by elity w ciemno na myślenie „przedmiotowe” się zgadzały, wręcz przeciwnie – przykład autorytetu, obrony polskich spraw, powinien iść od góry.
Z polską geopolityką jest jak z aukcją sztuki współczesnej. Marszandzi wystawiają na licytację kolejne dzieła sztuki – dla jednych absolutna obrzydliwość, dla innych „och i ach”. Chyba tylko w takich kategoriach mogę ocenić tak skrajne oceny propozycji Karrenbauer. Cywilizacyjna i kulturowa słabość współczesnych Niemiec oraz absolutne niedopasowanie do polskich wartości skłaniać powinny do myślenia międzymorskiego. Że wreszcie pojawił się dogodny moment by do tej koncepcji wrócić, by wykorzystać zimowy sen Berlina i Moskwy. I Polska powinna odegrać w tym kluczową rolę. Pamiętajmy, że w koncepcji Mitteleuropy spiritus movens jest Berlin. Wszelako w koncepcji Międzymorza czy Trójmorza, nie są one w stanie istnieć bez wiodącej roli Polski. Bez Polski międzymorski blok polityczny nie jest możliwy i już samo to oznacza jego większą atrakcyjność. A już Koneczny pisał, że bliżej Polsce będzie do państw cywilizacji łacińskiej (tak kategoryzował też USA). Wiele konserwatywnych stronnictw w Europie postrzega Polskę jako pewien wzorzec działania. Gdy przejmą władzę w swoich państwach – a ten sztuczny prawo-skręt europejskich elit (np. Macron) wskazuje, że takie nastroje nie są wymyślone – Warszawa może być często odwiedzana.


Michał Bruszewski

 

 

 


 

POLECANE
Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu z ostatniej chwili
Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu

Od połowy sierpnia do końca września na drogach niemal całego kraju będzie wzmożony ruch pojazdów wojskowych, związany z ćwiczeniami "Żelazny Obrońca-25" - poinformował Sztab Generalny Wojska Polskiego. Wojsko apeluje do kierowców o szczególną ostrożność.

Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy, która znajduje się pod naciskiem ataku hybrydowego zarówno ze strony Białorusi, jak i Niemiec.

Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie z ostatniej chwili
Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie

Były dowódca Eurokorpusu, gen. Jarosław Gromadziński, w rozmowie z Ryszardem Czarneckim opowiedział o kulisach pomocy wojskowej dla Ukrainy, modernizacji polskiej armii i nagłym odwołaniu ze stanowiska. – Wiarygodność to najcenniejsza waluta w dyplomacji. Polska ją straciła – skomentował sposób, w jaki został odwołany.

Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji z ostatniej chwili
Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji

22 dni - tyle zajęło komunistom schwytanie, skazanie na śmierć i wykonanie wyroku na Edwardzie Pytce - pilocie, który próbował wyrwać się ze stalinowskiego terroru. Ponad 1900 dni - tyle zajęła polskim sądom w III RP próba pociągnięcia do odpowiedzialności karnej stalinowskiego sędziego Bogdana Dzięcioła, który skazał Pytkę na śmierć. Z jakim rezultatem? 

Pilny komunikat: Nie klikaj w to. Nowy sposób oszustów gorące
Pilny komunikat: "Nie klikaj w to". Nowy sposób oszustów

Zespół CERT Polska wydał ostrzeżenie przed nową technika oszustów. Na pierwszy rzut oka mechanizm wygląda nie tylko na legalny, ale i znajomy, dlatego łatwo dać się nabrać i w rezultacie stracić swoje pieniądze.

GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej z ostatniej chwili
GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ważny komunikat dla konsumentów. W naturalnej wodzie mineralnej gazowanej „Krystynka” mogą znajdować się fragmenty szkła. Spożycie wadliwego produktu wiąże się z ryzykiem połknięcia ciała obcego i poważnymi skutkami zdrowotnymi.

Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu pilne
Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie. W sieci pojawiło się też nagranie i pierwsze zdjęcia obiektu.

Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii pilne
Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie.

Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę gorące
Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę

Anna Maria Żukowska zamieściła na platformie X wpis, w którym szydzi z papieża Jana Pawła II. "Nie ma granic żenady, której obecna «uśmiechnięta koalicja» nie przekroczy…" – czytamy m.in. w komentarzach oburzonych internautów.

Niezidentyfikowany obiekt spadł na pole na Lubelszczyźnie i eksplodował z ostatniej chwili
Niezidentyfikowany obiekt spadł na pole na Lubelszczyźnie i eksplodował

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł.

REKLAMA

[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Międzymorze a nie Mitteleuropa

Gdy Berlin rozpycha się łokciami w Europie, a Annegret Kramp-Karrenbauer składa propozycje Waszyngtonowi wcale nie oznacza to, iż państwa Europy Środkowej, powinny egzaltować się koncepcją niemieckiego „policmajstra” na Starym Kontynencie. Wskrzeszana raz, po raz, przez Berlin, koncepcja Mitteleuropy nie jest atrakcyjna. Antycywilizacyjny ześlizg elit unijnych tylko to potwierdza. Zgadzam się z prof. Targalskim, który słusznie zauważył, że dzisiejsza niemiecka dominacja w Europie ma posmak lewicowej inżynierii społecznej i narzucania konserwatywnym narodom przegranego antyspołecznego modelu. Kiedy zrozumiemy, że Międzymorze jest na siebie skazane?
Angela Merkel [Tylko u nas] Michał Bruszewski: Międzymorze a nie Mitteleuropa
Angela Merkel / Wikipedia CC BY 2,0 FinnishGovernment

Gdy Annegret Kramp-Karrenbauer, w imieniu Republiki Federalnej Niemiec, złożyła oficjalną propozycję Waszyngtonowi by stać się stróżem amerykańskich interesów na Starym Kontynencie, zrobiło się nieciekawie. Nie jest to w żadnej mierze propozycja korzystna dla Polski, ba, wątpliwe by była dobra dla Waszyngtonu. Propozycję Karrenbauer należy odczytywać pod świecą, zwłaszcza to co jest napisane między wierszami, sympatycznym atramentem. Karrenbauer uderzyła w amerykańską nutę w momencie przesilenia się sytuacji politycznej w USA – coraz większych szans duetu Biden-Harris, coraz słabszej pozycji skonfliktowanego z Berlinem Trumpa. Wystarczy wspomnieć jak ostentacyjnie Trump nie chciał podać ręki Merkel, gdy prosili o to dziennikarze. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to sprawa dotyczy pieniędzy. Mówiąc delikatnie polityka Niemiec angażujących się w Nord Stream I i Nord Stream II, wywołuje oburzenie w międzynarodowym środowisku (może poza niektórymi „przedmiotowymi” politykami w Polsce). Gdy okazało się, że USA stały się eksporterem gazu, z prawdziwego zdarzenia, zwarły się ze sobą dwie płyty tektoniczne i doszło do trzęsienia ziemi. Trump wcale nie planował tej sytuacji załagodzić. Słabnący Trump a zwyżkujący Biden to układ będący szansą dla Berlina by szkody wynikłe z trzęsienia ziemi ograniczyć – tzw. normalizacja stosunków. Ta ucieczka do przodu wpisuje się też w konsekwentną próbę niemieckiej dominacji w Europie – dominacji, którą ograniczały różne czynniki. Jednym z czynników balansujących niemiecką politykę w Unii Europejskiej była obecność w niej Wielkiej Brytanii – ale Brexit ten czynnik wyeliminował. Merkel rozsiadła się wygodniej na kanapie. Kolejnym czynnikiem są rządy w państwach unijnych, które stanowią elity myślące w kategoriach „podmiotowych”. Berlinowi nie przez przypadek bliżej do politycznie poprawnych lewicowych rządów dla których myślenie „przedmiotowe” jest naturalnym procesem. Amerykański kołnierz bezpieczeństwa w Europie z kolei Niemców uwiera w szyję.


Jakie atuty mają Niemcy by narzucać swoją narrację? Tylko dwa: to gospodarka i Unia Europejska. A ten drugi atut też pozostaje niejasny, ponieważ jest koncepcją polityczną rozdartą pomiędzy dwiema diametralnie różnymi ścieżkami – quasi-sowieckiego lewiatana pod niemiecką batutą, czy też Europą Ojczyzn – porozumieniem suwerennych państw. Każdy widzi go inaczej. W obchodzeniu się z Unią Europejską Niemcy mają subtelność pędzącego mastodonta ubranego w pickelhaube. Szczyty unijne zaczynają przypominać występ mało wprawnego magika, któremu co rusz z kapelusza wyskakuje zagubiony królik, a z rękawa sypią mu się karty. Przypominam, że kulminacją każdego cyrkowego występu jest rzucanie nożami w bezbronną kobietę. Być może tym była propozycja Karrenbauer. Co do gospodarki, niemiecka pozycja jest bardzo silna – gospodarka RFN plasuje ten kraj na czwartym miejscu na świecie. Ale… walka pomiędzy Chinami a USA o prymat w światowej ekonomice oznacza, że inne gospodarcze mocarstwa wcale z otwartymi ramionami nie witają swoich konkurentów. W zglobalizowanym świecie gospodarka pozostawała atutem numer jeden – ale globalizacja łamie się na naszych oczach. Jak zauważył dr Leszek Sykulski Niemcy są „militarnym karłem”. A choćby mocarstwowa polityka Turcji pokazuje, że armia wciąż pozostaje istotnym czynnikiem w międzynarodowych gierkach. Co ciekawe, Niemcy mimo patologicznej imigracji, która na ich życzenie zdestabilizowała europejskie bezpieczeństwo, i tak przeżywa kryzys demograficzny. Eksperyment multikulturkampfu się nie powiódł. W pierwszej połowie 2020 roku populacja Niemiec spadła pierwszy raz od dziesięciu lat. A tylko i wyłącznie dlatego, że pandemia koronawirusa zmniejszyła wędrówki ludów z Azji i Afryki do Europy. Populacja Niemiec w istocie jest sztucznie pompowana zewnętrzną imigracją. Wiktor Suworow w jednej ze swoich książek stwierdził, że gdyby Bolszewicy wygrali w 20 roku pod Warszawą i dotarli do Niemiec to skończyłoby się to największą cywilizacyjną klęską Europy. Niemcy, będąc prymusami w każdej nowej idei wprowadziliby bolszewizm z o wiele większą gorliwością niż Rosjanie. Teza Suworowa jest aktualna jeśli spojrzymy jak Niemcy stają się awangardą w politycznej poprawności, inżynierii społecznej, dwulicowych mediach, islamizacji – z jednej strony, laicyzacji i neomarksizmu – z drugiej. I choć relacje gospodarcze wiążą mocno Polskę i Niemcy, to już kwestie cywilizacyjne różnią nas diametralnie.


Nie ma więc lepszego momentu niż teraz, aby budować dobre relacje w Międzymorzu. Bo to działanie dla Warszawy bezalternatywne. Formuła Trójmorza ze strategicznym partnerstwem USA jest tego pewnym przykładem i szansą na przyszłość. Jeżeli nie pójdą za tym realne kroki – będzie kolejnym z zakurzonych rozdziałów pt. „ciekawe koncepcje”. A to, że Berlin chciał mieć status obserwatora przy Trójmorzu pokazuje, że te płyty tektoniczne faktycznie się ruszają. Pamiętajmy też, że elity niemieckie myślą w kategoriach pozbycia się wpływów USA ze Starego Kontynentu. Michae Kuefner na łamach Deutsche Welle wykpił w zasadzie Karrenbauer twierdząc, że „nowe mierzenie świata – bez mocarstwa ochronnego USA – już się rozpoczęło. I to także (nawet!) w Niemczech”. W dyplomacji funkcjonuje rzymska maksyma - „obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary”.
W mojej opinii nie ma dla Polaków innej geopolitycznej alternatywy niż układanie sobie dobrych relacji z nacjami wciśniętymi – podobnie jak my – między niemiecką a rosyjską hegemonię. I nie jest to „koncepcja Bruszewskiego”, ale nieustannie wracająca myśl przewodnia polskich gigantów-państwowców wszystkich epok. Jeżeli z historii trzech polskich państwowości (pomijam w tym wypadku np. Księstwo Warszawskie) – I RP, II RP i III RP wyciągniemy wnioski dotyczące technologii politycznej nasuwają się dwa podstawowe wnioski: problem polskiego zasięgu geograficznego i światopoglądu naszych elit. Gdy I RP znajdywała oparcie („głębię strategiczną”) o terytoria dzisiejszej Białorusi i Ukrainy rozdawała w regionie karty i była europejskim mocarstwem. Oczywiście sprzyjała temu słabość Niemiec i sprzeczności cywilizacyjne Rosji. Ten olbrzymi potencjał zmarnowały bezsensowne wojny właśnie w obszarze Trojga Narodów (wojny z kozaczyzną, rokosze zawiązywane na Litwie). II RP zabrakło oparcia terytorialnego o Ukrainę i Białoruś, odrodzenia się Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a być może Trojga Narodów – jak chciał tego Józef Piłsudski. Traktat Ryski (1921) przekreślił koncepcję Piłsudskiego, ale czy była możliwa jego realizacja to już domena spekulacji. Pamiętajmy, że społeczeństwo polskie było zmęczone kolejnymi latami wojen (od zaborów, Wielkiej Wojny, po antybolszewicką kampanię skończywszy). Tyle, że jeśli czegoś zabrakło to nie oznacza wcale, że wspomniana koncepcja była zła. Zabrakło kordonu ULB (Ukrainy, Litwy, Białorusi), który pozwoliłby wskrzesić jagiellońską ideę międzymorskiego sojuszu w XX w. Absolutnie zapomnianą próbą wrócenia do koncepcji Międzymorza były starania gen. Władysława Sikorskiego, w okresie II wojny światowej, do budowania emigranckiego porozumienia między elitami państw Europy Środkowej. Podobne postulaty podnosiły niepodległościowe środowiska antykomunistycznej opozycji. W międzymorskiej idei wyrosła przecież kuźnia późniejszych elit – paryska „Kultura”, z Jerzym Giedroycem na czele. Tyle teorie. W praktyce jednak spuścizna Czartoryskiego, Piłsudskiego, Sikorskiego czy Giedroyca przypomina wielkie spisane myśli Jana Pawła II – któremu bito brawo, zamawiano kremówki bo też je jadał, ale nie do końca, którego czytano. Pod pomnikiem składa się kwiaty w każdą rocznicę, ale już co ten spiżowy bohater patrzący na nas z góry napisał to pozostaje ciągle zmarginalizowane. Idea Międzymorza chociaż wyrosła na oczywistych wnioskach z naszej historii, „gotowce” zakurzone na półkach po które możemy sięgać garściami, pozostają więc tylko politologiczną ciekawostką. Ze szkodą dla naszej geopolityki. Przed pływaniem w germańskiej rzece ostrzegał Paweł Jasienica, komentując naszą historię, przed niemieckim kulturkampfem ostrzegał Roman Dmowski, o sprzecznościach cywilizacyjnych między Warszawą, Berlinem i Moskwą pisał Feliks Koneczny.


Drugi wniosek dotyczy sposobu myślenia naszych elit. Jeżeli podzielimy myślenie o własnym państwie na dwie kategorie „podmiotowe” i „przedmiotowe” zobaczymy, że koła historii mielą w podobny sposób, wbrew zmieniającemu się otoczeniu. Są państwa małe, malutkie, maciupieńkie, których elity z biegiem lat nabrały charakteru myślenia „przedmiotowego”. Bez większych problemów przełykają one nawet status państwa satelickiego, pół-kolonii. Oczywiście zdarzają się wyjątki w dziejach, malutkie państwa, które mają mocarstwowe wpływy – najlepszym przykładem Najjaśniejsza Republika Wenecka, która zyskała na prymacie Morza Śródziemnego w średniowiecznej geopolityce, czy w ostatnich latach Singapur, który skorzystał na przenoszeniu się światowej gospodarki do Azji. Przy dobrej koniunkturze i sprycie elit są te państwa w stanie ugrać więcej niż wskazuje to na ich potencjał. Oznacza to, że nawet elity mniejszych państw nie musza się kierować „przedmiotowym” myśleniem o własnym rządzie. Polska jednak małym państwem nie jest, Warszawa jest zawieszona między dwoma światami – ambicjami o sile, z jednoczesnym mniejszym potencjałem ludnościowym i geograficznym niż inne państwa (jak np. Rosja czy Niemcy). Tyle, że nawet polskie mocarstwo – bo tak możemy nazwać I RP, miała część elit myślących w kategoriach „przedmiotowości”, Polska była dla nich tylko „przedmiotem” w targach, i to europejskie polskie mocarstwo rozdzierały własne elity. Nie od wielkości i znaczenia państwa zależy myślenie jego elit, niestety. II RP miała to ogromne szczęście, że zarówno sanacja jak i endecja, choć tak zwalczające się wzajemnie, sprzeczne i zwarte w walce, były stronnictwami myślenia w kategorii „podmiotowości”. Polska jest „podmiotem”, nie „przedmiotem”, polska coś znaczy. Elity ukształtowane w myśli „podmiotowości” państwa nie chciały „oddać” Gdańska, zgadzać się na dominację sąsiada, podporządkowanie. Dzisiaj czyni się z tego zarzut. Zobaczmy, że zarówno sanacja jak i stronnictwa wobec niej opozycyjne w 1939 roku nie miały wcale wątpliwości czy ulegać III Rzeszy. Dzisiaj historycy oceniają tamte decyzje bardzo negatywnie, ale suma summarum wynikała ona z myślenia „podmiotowego”. I to myślenie „podmiotowe” stało za odrodzeniem państwa polskiego w 1918 roku. III RP w kwestii części elit niestety nawiązuje do wzorców z I RP a nie międzywojnia. Najdobitniej słyszymy to w kuriozalnej wypowiedzi prezydenta Rafała Trzaskowskiego, który zdziwiony mówi, że po co Polsce jakieś duże lotnisko „kiedy będzie nowe w Berlinie”. Cybernetyzacja, social media, atomizacja społeczeństwa i odejście od zasad premiują niestety myślenie „przedmiotowe”, suwerenność staje się mniej atrakcyjna niż doraźne benefity. Inflacja suwerenności jest też stałym trendem w Unii Europejskiej, której apetyt ciągle rośnie. To gotowana zupa w której Polska ma być tylko jednym z mniej istotnych składników. Tyle, że wspomniane trendy nie są argumentem za tym by elity w ciemno na myślenie „przedmiotowe” się zgadzały, wręcz przeciwnie – przykład autorytetu, obrony polskich spraw, powinien iść od góry.
Z polską geopolityką jest jak z aukcją sztuki współczesnej. Marszandzi wystawiają na licytację kolejne dzieła sztuki – dla jednych absolutna obrzydliwość, dla innych „och i ach”. Chyba tylko w takich kategoriach mogę ocenić tak skrajne oceny propozycji Karrenbauer. Cywilizacyjna i kulturowa słabość współczesnych Niemiec oraz absolutne niedopasowanie do polskich wartości skłaniać powinny do myślenia międzymorskiego. Że wreszcie pojawił się dogodny moment by do tej koncepcji wrócić, by wykorzystać zimowy sen Berlina i Moskwy. I Polska powinna odegrać w tym kluczową rolę. Pamiętajmy, że w koncepcji Mitteleuropy spiritus movens jest Berlin. Wszelako w koncepcji Międzymorza czy Trójmorza, nie są one w stanie istnieć bez wiodącej roli Polski. Bez Polski międzymorski blok polityczny nie jest możliwy i już samo to oznacza jego większą atrakcyjność. A już Koneczny pisał, że bliżej Polsce będzie do państw cywilizacji łacińskiej (tak kategoryzował też USA). Wiele konserwatywnych stronnictw w Europie postrzega Polskę jako pewien wzorzec działania. Gdy przejmą władzę w swoich państwach – a ten sztuczny prawo-skręt europejskich elit (np. Macron) wskazuje, że takie nastroje nie są wymyślone – Warszawa może być często odwiedzana.


Michał Bruszewski

 

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe