[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Znaleźć czas na Adorację
Miałem dzisiaj pisać o czymś innym. Myślałem o schyłku demokracji liberalnej, i końcu status quo. Ale tak się złożyło, że w ręce wpadła mi niewielka książeczka ks. Franciszka Blachnickiego poświęcona modlitwie „Namiot spotkania”. I ona uświadomiła mi, że jedyną sensowną odpowiedzią na nasze obecne lęki jest modlitwa, głęboka modlitwa osobistego spotkania z Bogiem, która w istocie jest Adoracja, a którą założycie Oazy nazywał „namiotem spotkania”.
Czym jest ów namiot, czym jest adoracja? To - jak to ujmuje ks. Blachnicki - miejsce oddzielone od codzienności, wydzielone z życia, ze zgiełku, ruchu, pośpiechu. Każdy człowiek potrzebuje miejsca, w którym może być „sam na sam z Bogiem”. Najlepszym z najlepszych takich miejsc jest Tabernakulum. „Bóg jest wprawdzie obecny wszędzie - wskazuje ks. Blachnicki - ale wiemy, że szczególnie obecny jest w Najświętszym Sakramencie”. „Chleb przemieniony w Ciało Chrystusa to szczególny rodzaj obecności Chrystusa Zbawiciela wśród nas. To nie jest ta sama obecność Boga, która realizuje się na zasadzie Jego wszechobecności. Bóg jest wszędzie obecny, ale w Eucharystii jest obecny Bóg wcielony, Bóg człowiek, ten, który dokonał dzieła odkupienia, który umarł i zmartwychwstał. Tutaj przeżywamy obecność Drugiej Osoby Bożej, Boga, który stał się dla nas człowiekiem (…) Właściwie wystarczyłoby to jedno, żeby wypełnić cały czas adoracji uświadamianiem sobie obecności Boga w Chrystusie” - dodawał. I wreszcie Adoracja Najświętszego Sakramentu jest najlepszą ćwiczeniem wiary. „Żadna technika , żadna wiedza nie pozwoli nam odkryć, że w chlebie dokonały się jakieś fizyczne zmiany, podpadające pod zmysły, tylko wiara. To jest klasyczna sytuacja modlitwy, kiedy wpatrujemy się w hostię, a wiara nam mówi: On jest. On jest obecny. Nie możemy się bać tego, żeby popatrzeć jak gdyby w oczy, nie spuścić oczu i ich nie zamknąć, bo jak patrzę to mi się moja wiara rozwieje. Właśnie patrzeć. Wtedy rozwiewa się złudzenie, że cokolwiek mogę dostrzec zmysłami, ale trwa wiara, która mówi: On jest, On jest tu dla mnie, On mi chce dać siebie” - mówił ks. Franciszek.
Oczywiście, jeśli nie ma możliwości modlitwy przed Eucharystią, to każde oddzielone miejsce może być właściwe, istotne jest jednak by znaleźć w ciągu dnia czas tylko dla Boga. Czas ten musi być po ludzku „stracony”, nie może być - co bardzo mocno podkreśla ks. Blachnicki - poświęcony zajmowaniu się planowaniem dnia, rozważaniem tego, co mamy zrobić czy skupieniem na siebie. Trzeba zostawić za sobą wszystkie nasze sprawy i „wejść do Namiotu Spotkania”. „Nie traktuję Boga poważnie, jeżeli nie mam dla Niego czasu” - podkreśla. I nie chodzi tylko o to, by wydzielić kwadrans na modlitwę, ale o to, by czas ten był rzeczywiście tylko dla Boga. Nie ma w istocie czasu dla Boga ten, kto w czasie wydzielony rozmyśla o sprawach, od których się oderwał, nie ma go ten, kto spieszy się, by jak najszybciej wypełnić obowiązek modlitewny. Modlitwa w „namiocie spotkania” nie ma być także skupiona na mnie, na „ja”. „W modlitwie nie mam analizować moich wewnętrznych problemów, nie mam zagłębiać się w sobie i potem krążyć wokół własnego ja, analizować swoje różne wewnętrzne stany, nastroje (…) Modlitwa jest przede wszystkim przyjęciem w wierze myśli Bożych wobec mnie” - zauważa ks. Blachnicki.
Co to oznacza w praktyce? Odrzucenie w modlitwie swojej woli i szukanie wyłącznie woli Bożej. „To jest sprawa niesłychanie ważna. Żeby się dobrze modlić musimy zrozumieć, że treścią naszej modlitwy są plany Boże wobec nas. Kiedy Pan Jezus uczył swoich uczniów modlitwy, powiedział: Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Pan Jezus też każe nam się tak modlić: na pierwszym miejscu postawić sprawy Boże, a nie nasze - przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja. Ludzie, którzy nie znają głębszej modlitwy, modlą się przede wszystkim o to, żeby Bóg spełnił ich wolę. Większość ludzi modli się nie: „bądź wola Twoja”, tylko: „bądź wola moja" - „Panie Boże, chcę to albo tamto osiągnąć, potrzebuję, żeby to się stało; spraw, aby to się spełniło". Właściwie to jest odwrócenie całego porządku modlitwy. Dla wielu ludzi modlitwa to jest usiłowanie, aby nakłonić Boga do tego, żeby spełnił ich wolę. Nieraz cała modlitwa jest takim zmaganiem się na siłę: „Panie Boże, musi się tak stać, muszę zdać egzamin, muszę osiągnąć takie lub inne stanowisko, muszę odzyskać zdrowie”, a więc jakiś wysiłek, jakaś próba, żeby Boga nagiąć do swoich planów i zamiarów, do swojej woli. Większość ludzi uważa, że to jest w porządku, że po to jest modlitwa. „Jak trwoga, to do Boga”. Pan Bóg jest takim niebieskim pogotowiem ratunkowym. Jak już nikt mi nie może pomóc, to może Pan Bóg pomoże. Chodzi jednak tylko o to, że Pan Bóg ma pomóc do tego, żebyśmy mogli osiągnąć swoje zamiary, spełnić swoje plany, zdobyć to, co uważamy za potrzebne, konieczne. A jeżeli Pan Bóg nie spełnia naszej prośby, to się obrażamy na Niego, gniewamy się, przestaje my się modlić” - wskazuje ks. Franciszek. Odrzucenie takiej formy modlitwy wymaga jednak uznania, że „Bóg, który Jest wszystkowiedzący, który jest najmądrzejszy, który żywi wobec mnie zamiary pełne miłosierdzia (…) ten Bóg musi lepiej wiedzieć, co mi jest potrzebne do szczęścia”. „… jeżeli nie wierzę w to, że Bóg jest mądrzejszy ode mnie, że wie lepiej, że mnie bardziej miłuje, niż ja sam siebie miłuje, że mi lepiej życzy, niż ja sam sobie życzę - bo ja sobie często życzę źle - to jestem podobny do małego dziecka, które się upiera, że musi dostać zapałki albo nożyczki czy nóż, i płacze, i tupie nogami, aż mu mama da to, co chce. Ale mama, jeśli miłuje swoje dziecko, to właśnie mu nie da, obojętnie czy dziecko płacze, czy się rzuca na ziemię ze złości, jak to dzieci potrafią często robić, żeby coś wymusić. Matka mówi: „nie dostaniesz", bo wie, że to, co dziecko może z tym zrobić, będzie na szkodę, na zgubę. Nie można ulegać kaprysom dziecka i dawać mu wszystkiego, co chce. Najgorzej wychowują dzieci tacy rodzice, którzy wszystko im dają według ich zachcianek. Bóg jest nieskończenie lepszym, doskonalszym wychowawcą niż najlepsza ziemska matka czy ojciec - od takiej świadomości musi się zacząć modlitwa. Dlatego najważniejszym przedmiotem modlitwy, największą naszą troską ma być prośba: „Boże, daj mi poznać Twoje zamiary, bo kiedy będę wiedział, czego Ty chcesz ode mnie, to będę też wiedział, co jest dla mnie najlepsze” - wskazuje ks. Blachnicki. Rozeznanie woli Bożej wobec mnie jest zatem najważniejszym celem modlitwy.
Dlaczego piszę o tym właśnie teraz? Bo w leku, w pogoni za poczuciem bezpieczeństwa - taka właśnie modlitwa jest nam najbardziej potrzebna.