[Tylko u nas] Prof. David Engels: Ideologia LGBTQ i rozpad zachodniej tożsamości
![[Tylko u nas] Prof. David Engels: Ideologia LGBTQ i rozpad zachodniej tożsamości](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16173186131d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b372adfb75974f7c5bae663d79c75bcf1c28.jpg)
Co prawda Polska była jednym z pierwszych krajów w Europie, które dekryminalizowały homoseksualizm (zrobiła to już w 1932; dla porównania Niemcy dopiero w 1969 r.), ale istnieje ogromna przepaść pomiędzy tolerancją dla swobodnego organizowania sobie życia prywatnego z jednej strony a stawianiem na równi relacji heteroseksualnych i homoseksualnych z drugiej, z czym większość polskiego społeczeństwa, a co za tym idzie i ich parlament i rząd nie są gotowi się pogodzić. Obecna debata nie dotyczy zatem zwykłej „ochrony mniejszości”, gdyż te nie mają już absolutnie żadnych powodów do obaw, nic im już nie grozi ze strony społeczeństwa czy państwa. Wręcz przeciwnie, mamy tu do czynienia z fundamentalnym wyborem o charakterze ideologicznym, mający poważne konsekwencje dla całego społeczeństwa i dlatego musimy mówić o prawdziwej „ideologii LGBT”, nie dającej się oddzielić od „politycznie poprawnego” uniwersalizmu.
Zgodnie z tą ideologią tożsamość seksualna osoby jest zwykłym „konstruktem społecznym” bez żadnego realnego związku z jej fizyczną konstytucją, zaś wolność jednostki polega na możliwości ciągłego przyjmowania coraz to innej „płci”, a tym samym różnych ról seksualnych. Pociąga to za sobą nie tylko domaganie się małżeństw dla wszystkich, liberalizację prawa adopcyjnego, banalizację terapii i operacji zmiany płci, czy wreszcie żądanie reprezentatywnych „kwot” we wszystkich możliwych instytucjach oraz wprowadzenie tematyki LGBT już do szkół podstawowych, a nawet do przedszkoli, ale na dłuższą metę - co już wkrótce zobaczymy - także demontaż samej koncepcji rodziny naturalnej jako podstawowej komórki społecznej. Jako centralny argument pojawiający się na każdym poziomie (poza czysto retorycznymi apelami o szacunek dla „miłości”), pojawia się tu sztuczna figura tzw. „mniejszego zła”, która uparcie porównuje (szkodliwe) konsekwencje nieudanych związków heteroseksualnych z (pożytecznymi) udanymi związkami homoseksualnymi: „mniejsze zło” polegające na tym, że dzieci dorastają lepiej wśród kochających rodziców homoseksualnych niż u nieszczęśliwych rodziców heteroseksualnych; mniejsze zło, gdyż lepiej udzielić ślubu parom homoseksualnym z błogosławieństwem Kościoła, niż ich „oddalać” od wiary; „mniejsze zło”, gdyż małżeństwo dla wszystkich, wraz ze stabilnością finansową, gwarantuje polityczną integrację par homoseksualnych; itd, itp. Jednak, jak zwykle, w tym czysto indywidualistycznym i racjonalistycznym zrównaniu brakuje troski o interes społeczeństwa jako całości, a to, co bywa owym „mniejszym złem” w kontekście kilku jednostek, może oznaczać destabilizację całej podstawy naszej cywilizacji.
Oczywiście problem nie leży (lub nie tylko) na poziomie groźnej „relatywizacji” pojęcia naturalnej rodziny, gdyż te dwie koncepcje nie znajdują się (jeszcze) w stanie bezpośredniej rywalizacji: wciąż jeszcze niewiele osób heteroseksualnych byłoby gotowych zmienić swoją orientację seksualną dla korzyści wynikających z dobrodziejstw legalnego związku homoseksualnego lub odwrotnie. Nie, problem ma charakter fundamentalny: od momentu, gdy to nie prawo naturalne i poszanowanie podstawowych instytucji historycznych określa konstrukcję rodziny jako podstawowej komórki wychowawczej, na której opiera się nasze społeczeństwo, lecz czysty konstruktywizm społeczny, prędzej czy później znikną wszelkie granice. Gdy pod pozorem „ochrony mniejszości” wyjątek zostaje podniesiony do rangi normy, wówczas ta ostatnia traci wszelkie znaczenie, a społeczeństwo szybko kolapsuje i rozpada się na szereg społeczeństw równoległych, gdzie konsensus nie jest już konsensusem wszystkich, lecz większość zdominowana zostaje przez najsilniejszą mniejszość (dotyczy to oczywiście nie tylko mniejszości seksualnych, ale także grup etnicznych, kulturowych, religijnych czy politycznych).
Seksualność bowiem, oderwana od jej prawdziwego fizycznego nośnika i jej naturalnej roli jako metody prokreacji, staje się w sposób nieunikniony rodzajem rozrywki, sposobem na spędzanie wolnego czasu, gdzie absurdem byłoby wprowadzanie jakichkolwiek ograniczeń lub regulowanie tego w taki czy inny sposób: gdyby zaś różne odmiany homoseksualizmu miały być nie tylko tolerowane, ale i zrównywane z tradycyjną rodziną, to nie byłoby już żadnego logicznego argumentu dla niedopuszczenia do legalizacji także innych konstelacji: poligamicznych, kazirodczych, a nawet pedofilskich i zoofilskich, czego zresztą domaga się lewica i Zieloni najpóźniej od roku 1968. Co gorsza: włączenie konstruktywizmu społecznego do definicji pary i rodziny nie tylko niesie ze sobą niebezpieczeństwo doprowadzenia prędzej czy później do zupełnej trywializacji, a tym samym rozpowszechnienia zasadniczo niezdrowych, a nawet przestępczych praktyk, ale ideologia ta w rzeczywistości staje się wrogiem ustalonego modelu heteroseksualnego. Lewica bowiem nie zadowala się pozostawieniem go jako jednej z opcji wśród wielu innych możliwych kombinacji, lecz asocjuje tradycyjną rodzinę, która i tak została już wystawiona na ciężką próbę za sprawą trywializacji rozwodów i pojawienia się rodziny patchworkowej, z rzekomo opresyjnym, reakcyjnym, „patriarchalnym”, ba, nawet „faszyzującym” modelem ludzkich więzi, jak to już zauważył Horkheimer i Deleuze.
W rzeczy samej, ta głęboko antyhumanistyczna ideologia, nie mająca wiele wspólnego z obroną praw tejże maleńkiej i jakoby „zagrożonej” i „uciskanej” przez większość mniejszości seksualnej, podważa i niszczy ostatnie już fundamenty atakowanego zewsząd modelu rodziny. A próbując oderwać społeczeństwo zachodnie od jego ostatnich, naturalnych i tradycyjnych korzeni, aktywiści LGBT tak naprawdę zachowują się jedynie jak „pożyteczni idioci” w tej wojnie ideologicznej, której pełnego zakresu prawdopodobnie sami nie do końca są świadomi. Jest zatem zrozumiałe, że każdy prawdziwie konserwatywny rząd, aby obronić wyznawane przez siebie wartości i dokonać rozróżnienia między tolerowaniem osobistych decyzji jednostki a formalną legalizacją ideologii grożącej całkowitym podważeniem tego co jeszcze pozostało z zachodniej tożsamości, prędzej czy później musi wyznaczyć bardzo wyraźne granice. Polska, a wraz z nią wiele krajów Europy Wschodniej, dokonała już własnego wyboru, podobnie jak Europa Zachodnia (której rządy dominują obecnej w Unii Europejskiej), uczyniła to właśnie 11 marca 2021 przy pełnym wsparciu „chrześcijańskiej demokracji”. A przyszłość pokaże w sposób jednoznaczny, jakie będzie to miało konsekwencje dla stabilności, dobrobytu i zdrowia poszczególnych społeczeństw...
[z niemieckiego tłumaczył Marian Panic]
Tekst pierwotnie ukazał się na VisegradPost.com