"Króciutko ma być". Wałęsa planuje swój pogrzeb i grzmi: "Nie wierzę w księży..."

Ja wierzę w Pana Boga, a nie jakimś klechom. Nie wierzę w księży, bo są grzeszni i gorsi jeszcze ode mnie może
— powiedział Wałęsa.
Ale wierzę w to, że jednak coś jest. Niemożliwe, żeby świat sam się sterował. To jest jakaś mądrość złożona, która tym wszystkim musi kierować
— zastrzega.
Kościoły to są miejsca, które stworzył człowiek z różnych powodów. To nie Pan Bóg to zrobił, ale my. Stworzono na przykład po to, by pieniądze zbierać. Ale mnie to jest potrzebne, bo ja zapomniałem, nie doczytałem. A ci biskupi i księża siedzą w tym, to mi dopowiedzą, doczytają. Ja już przez tyle lat się przyzwyczaiłem. Nigdy nie opuściłem Mszy w niedzielę. Nawet jak byłem w samolocie, to musiała być. Ja naprawdę wierzę, widzę Pana Boga. Jak zamkną kościoły, to pójdę pod kościół. Moje dzieci mniej chodzą do kościoła. Ale jak się postarzeją, to będą chodzić
— kontynuuje swój wywód Wałęsa.
Były prezydent bardzo ochoczo wypowiada się na temat swojego pogrzebu.
Króciutko ma być. Żadnych przemówień, jaki był i takich tam. Po co to? Godzinna msza. To co jest religijnie potrzebne, ale bez żadnych tekstów, dodatkowych przemówień, kłamstwa. Nie chcę tego. Jeśli do ziemi, to proszę mnie spalić. Nie będą mnie robaki jeść. Jeśli nad ziemią, to mogę być w całości. Chciałbym tylko zobaczyć wcześniej, jak to będzie wyglądało. Żebym mógł się pocieszyć: o, tu będę leżał. Może ludzie do mnie przyjdą, o coś się pomodlą, coś naprawią
— wskazuje.
Wałęsa mówi nawet o miejscu pochówku.
W Brygidzie (Bazylika św. Brygidy w Gdańsku - przyp. red.). Zaprosili mnie tam, żeby pokazać, gdzie chcą mnie pochować. Kombinowali też na Wawelu i gdzieś w Warszawie
— podkreśla.
