[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Kostek-Biernacki na celowniku UB

10 kwietnia 1953 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał Wacława Kostka-Biernackiego, podczas tajnej rozprawy, na karę śmierci „za tłumienie ruchu rewolucyjnego, faszyzowanie kraju, szkalowanie i zohydzanie Związku Radzieckiego”. Biernacki do winy się nie przyznał: „akt oskarżenia jest wielką nieprawdą”, a stawiane zarzuty to „fantazja autora aktu oskarżenia”, „w protokołach oficera śledczego są włożone mi w usta nonsensy, bo wtedy cierpiałem na bezsenność i podpisując byłem na wpół świadomy”. To przecież oznacza, że ubeccy oprawcy znęcali się nad piłsudczykiem.
Władysław Kostek-Biernacki [Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Kostek-Biernacki na celowniku UB
Władysław Kostek-Biernacki / zdjęcie archiwalne

Z uzasadnienia komunistycznego wyroku: „Od września 1931 roku do 31 sierpnia 1939 roku w związku z wykonywaniem urzędu wojewody nowogródzkiego i poleskiego, realizując politykę sanacyjnego rządu faszystowskiego dławienia rewolucyjnego ruchu mas pracujących miast i wsi oraz wynaradawiania ludności ukraińskiej i białoruskiej, działał na szkodę Narodu Polskiego”.

Propaganda bolszewicka uczyniła z Kostka-Biernackiego krwawego komendanta twierdzy brzeskiej, a przede wszystkim oprawcę obozu w Berezie Kartuskiej. Te mity funkcjonują nadal, podobnie jak Bereza „wzorowana na hitlerowskich obozach koncentracyjnych”. To niestety wynik trwającego do dziś homo sovieticus. Komunistom udało się wielu wmówić, że ich więzienia były tylko igraszką wobec obozów „faszystowskich”: niemieckich i przedwojennych polskich – prowadzonych przez piłsudczykowski totalitaryzm. Pamiętajmy jednak słowa rtm Witolda Pileckiego, że to niemiecki obóz Auschwitz był igraszką wobec komunistycznej katowni przy ul. Rakowieckiej. W tym więzieniu na warszawskim Mokotowie Pilecki być może spotkał Kostka-Biernackiego, który był tu męczony aż przez dziewięć lat.

Bezwzględnie wierny

Komunistyczne akta śledcze kłamały dalej: „Współorganizator i faktyczny przełożony obozu w Berezie Kartuskiej opracował osobiście jego regulamin, nadzorował go i wpływał bezpośrednio na służbę obozu w kierunku jeszcze większego zaostrzenia reżimu obozowego. Oskarżony w czasie swoich inspekcji niejednokrotnie sam brał udział w znęcaniu się nad więźniami”.
Tymczasem Kostek mordercą nie był, tak jak powołane w 1934 r. miejsce odosobnienia dla przeciwników politycznych w Berezie Kartuskiej nie było mordownią. Obowiązywała – często twarda – resocjalizacja. 

Stanisław Cat-Mackiewicz pisał o Kostku: „W oddanym mu pod opiekę obozie koncentracyjnym z lubością wymyślał tortury, z prawdziwie degeneracką lubością nazywając je pieszczotliwymi nazwami: >>gimnastyką<<, >>regulaminem<<”. Konserwatywny publicysta nie jest obiektywny – sam spędził w obozie trzy tygodnie i już ten fakt sprawiał, że za sanacją przepadać nie mógł. Słowa Mackiewicza są raczej publicystyką, bo badając sprawę Berezy nigdzie nie natknąłem się na żądną wzmiankę, by Biernacki osobiście znęcał się nad uwięzionymi.

Wincenty Witos pisze, że go w Brześciu „nie bito, nie przeklinano, nie lżono, nie pchano do ciemnicy i nie zadawano żadnych specjalnych tortur”. Kostek „rewizje odbywał zawsze w nocy, gdy już więźniowie zasnęli. Komiczne było świecenie przez niego latarką pod łóżko, na okno, próbowanie krat, oświecanie kubła”. Witos przytacza również zasłyszaną wypowiedź Kostka o sobie. Miał powiedzieć o byłym premierze: „Wzięliśmy chama za mordę i jest spokój”. Działacz PPS Adam Pragier tak charakteryzował Biernackiego: „Jako nasz gospodarz w więzieniu brzeskim jest jednym z rzadkich w Polsce przykładów właściwego człowieka na właściwym miejscu. Przy czym wcale nie jest głupi. Kostek po prostu wygłupia się, żeby nas nastraszyć”.

Obalmy dalej komunistyczne kłamstwa: Kostek nie był nie tylko mordercą, ale nie był również ani pomysłodawcą, ani komendantem obozu. Miejsce to podlegało mu wyłącznie formalnie, jako wojewodzie poleskiemu. O tym napiszę więcej w dalszej części.

„Sadysta” Kostek był za to dobrym administratorem – co potwierdzali nawet jego najwięksi oponenci. Wspomniany Cat-Mackiewicz przyznawał: „Jako wojewoda nowogródzki, potem poleski był nie tylko sprężysty, ale i sprawiedliwy dla ludności w tym sensie, że pilnował, aby urzędnicy nie krzywdzili ludności na własną rękę”.

Wojewoda Biernacki lubił incognito odwiedzać starostwa, zaglądać na targi, wizytować gospodarstwa. Sam tak to zapamiętał: „Przebierałem się po chłopsku i rozmawiałem szczerze z chłopami. Gdy przyjeżdżałem do wsi jako wojewoda, ustosunkowywano się do mnie wrogo lub uniżenie. Moją największą troską było zbliżenie ludności do Polski”. Nie wyzbył się jednak policyjnych przyzwyczajeń: lubił niespodziewanie przeprowadzać inspekcje i kontrole urzędów. Tępił złodziei, aferzystów i komunistów. 

Był również – co nie wszyscy wiedzą - utalentowanym pisarzem: opublikował kilka powieści osnutych na wątkach autobiograficznych. Jeżeli potrafił być bezwzględny, to także w kwestii wierności ideałom, które utożsamiał ze swoim największym autorytetem i przyjacielem: Józefem Piłsudskim. Dobrego imienia Komendanta bronił nawet w ubeckich kazamatach.

Konstanty, w skrócie Kostek

Piłsudskiego poznał w 1905 r. Towarzysz „Ziuk” osobiście przyjął Biernackiego w szeregi PPS. „O ile ujęty byłem bardzo osobą Komendanta, o tyle mocno ochłodziły mnie jego słowa: >>Wy pewnie myślicie, że teraz idzie się ze strzelbą do lasu, ale tak nie jest. Teraz idzie się na ulicę<< (…) Jestem pewien, że gdyby nie dziwny osobisty wpływ, jaki >>towarzysz Ziuk<< wywierał na otoczenie, nie zgodziłbym się na pracę tak różną od ówczesnych pojęć moich o walce zbrojnej o niepodległość. Po parogodzinnej rozmowie >>towarzysz Ziuk<< wybrał dla mnie pseudonim partyjny – Konstanty, w skrócie Kostek. I od tej chwili jestem >>Kostkiem<<” – wspominał Biernacki w 1932 r.

Za działalność w PPS kilka razy trafił za kraty. W 1907 r. osadzony na zamku w Lublinie zorganizował ucieczkę 20 więźniów. Przekopem, który dwa miesiące drążyli, przedostali się do lochów, stamtąd kanałami pod Starym Miastem na wolność.
W Warszawie brał udział w głośnej likwidacji zdrajców, którzy wydali carskiej Ochranie czołowych pepeesowców. Uciekł do Afryki. A ponieważ PPS chciała mieć kadrę wojskową, Biernacki prawie przez rok służył w 1 pułku Legii Cudzoziemskiej niedaleko Oranu.

„A gówno dla ojczyzny wozić,
to nie łaska”

W sierpniu 1914 r. Piłsudski mianował Kostka szefem żandarmerii polowej I Brygady Legionów, która wydawała wyroki na podejrzanych o zdradę, szpiegostwo lub prowokację. „Kiedyś opowiadał mi, jak Komendant polecił mu zlikwidować jakiegoś szpiega, który dostał się w ręce pierwszej brygady – wspominał Michał Browiński, poseł na Sejm II RP. - Kostek poprosił go o zwolnienie z tego polecenia, gdyż nie odpowiadało to jego powołaniu żołnierskiemu. Piłsudski odpowiedział: >>A gówno dla ojczyzny wozić, to nie łaska?<<”.

Biernacki dowodził żandarmerią ledwie trzy miesiące, a zdążyło przylgnąć do niego miano Kostka-Wieszatiela. Tak nazywali go koledzy legionowi, parafrazując przydomek wileńskiego gubernatora carskiego Murawiewa. Przez następne dwa lata wojny pozostawał w sztabie Legionów, tuż przy Komendancie.

W lipcu 1917 r. Kostek został internowany w obozie dla oficerów legionowych, którzy wymówili posłuszeństwo Austrii, w Beniaminowie nad Narwią. Wydawał gazetkę satyryczną „Sprzymierzeniec”. Pisał i wystawiał popularną wśród oficerów „Szopkę beniaminowską”, prześmiewając życie obozowe i CK Austrię.

Po Rumunii
Rakowiecka

W pierwszym dniu wojny 1939 r. Kostek objął stanowisko komisarza cywilnego w randze ministra przy Naczelnym Wodzu. 18 września razem z rządem przekroczył granicę pod Kutami. W Rumunii przetrzymywany w kilku ośrodkach internowania. Michał Browiński, osadzony w obozie w Caracal, pisał o towarzyszu niedoli: „Znawca i miłośnik średniowiecza, znawca starego języka polskiego. Czytał nam fragmenty niewykończonej jeszcze powieści o Bolesławie Śmiałym, zupełnie interesujące”.

Od końca 1943 r. Kostek był w Rumunii na wolnej stopie, miał szwajcarski paszport dyplomatyczny. Próbował dostać się do polskiego wojska na Zachodzie, ale w Londynie nie chciały go antypiłsudczykowskie władze. Podobny los spotkał też wielu innych sanatorów.

W kwietniu 1943 r. poległ w Warszawie podczas likwidacji volksdeutscha na ulicy Stalowej jedyny syn Kostka – Lesław Ryszard Biernacki, ps. „Romanowski”. Należał do oddziału dywersyjnego prawicowej Konfederacji Narodu.
W marcu 1945 r. w niewyjaśnionych okolicznościach Kostek-Biernacki został aresztowany w Rumunii. 11 listopada 1945 r. zaczął figurować w dokumentach aresztu śledczego przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

„Klasyczny reprezentant
faszystowskiego reżimu”

Reżimowy „Express Wieczorny” z 22 lipca 1946 r. wołał na czołówce: „Kat Brześcia za kratami Mokotowa”. 21 września 1946 r. ukazała się informacja: „Kostek za dwa tygodnie stanie przed sądem”. Z pisma skierowanego do wiceministra sprawiedliwości Leona Chajna: „Kostek-Biernacki postawiony będzie pod pręgierzem nie tylko jako indywidualna jednostka, ale (…) będzie sądzony system rządzenia, którego był wyrazicielem, jako klasyczny reprezentant faszystowskiego reżimu”.
Oskarżenie Kostka miało wykazać, że przez całe życie, niemal od kołyski, był elementem wrogim i szkodliwym. I tak, tępi śledczy, nadzorowani przez Władysława Dymanta, wicedyrektora Departamentu Specjalnego Prokuratury Generalnej (ten sam, który zarządził sądzenie gen. Augusta Emila Fieldorfa przy drzwiach zamkniętych) – wymienili: „agenturalną” działalność w PPS – na usługach wywiadu austriackiego, okrucieństwo piłsudczykowskiego żandarma, przynależność do „elitarnej kliki legionowej”, komendanturę Brześcia, no i przede wszystkim Berezę Kartuską. 

Powtórzmy: podległość Berezy Biernackiemu była jedynie tytularna – to miejsce odosobnienia znajdowało się na terenie administrowanego przez niego województwa poleskiego. Nie on był inicjatorem umieszczenia tu przeciwników politycznych, nie on napisał regulamin obozu. Pomysłodawcą Berezy był ówczesny premier Leon Kozłowski. Piłsudski poparł inicjatywę. Wedle zapisu Wacława Jędrzejewicza, Marszałek miał powiedzieć: „Ja nic nie mam przeciw tej waszej czerezwyczajce, ja się na tę waszą czerezwyczajkę na rok zgodziłem”.

Zamknięci w Berezie - głównie komuniści, Ukraińcy i przedstawiciele innych mniejszości narodowych, twierdzili, że wizyty Kostka powodowały zaostrzenie rygoru obozowego. Inspekcje wojewody to akurat prawda, ale w rzeczywistości w ich trakcie ograniczał się do sprawdzania, czy przestrzegany jest regulamin, czy panuje porządek w celach, kuchniach i sanitariatach. Kilka razy faktycznie opiniował wnioski o skierowanie do obozu, ale decydować nie mógł, gdyż Bereza Kartuska podlegała bezpośrednio ministrowi spraw wewnętrznych.

Wracając do komunistów – Berezy „nie lubili”, bo wielu z nich siedziało tam jako wrogowie wolnej, niepodległej II Rzeczpospolitej. A kiedy po wojnie przejęli nielegalnie władzę i dodatkowo uwięzili Kostka – na nim chcieli skupić całą swoją nienawiść do piłsudczyków i winę za Berezę. Do pokazowego procesu, w którym „demokratyczna” władza chciała pokazać zbrodniczość przedwojennej sanacji, jednak nie doszło. Akt oskarżenia upadł właśnie ze względu na Berezę – komunie nie udało się znaleźć wystarczających dowodów i świadków rzekomych przestępstw Kostka.

Na nowy proces musiał czekać następnych siedem lat. Jako „faszyście” zapewniono mu nie byle jakie towarzystwo - siedział w jednej celi z Erichem Kochem, komisarzem Rzeszy dla Ukrainy, skazanym w Polsce na karę śmierci za zbrodnie wojenne.
– Psychicznie trzymał się dobrze – wspominał Kazimierz Augustowski. – Był towarzyski, czasami nawet dowcipkował. Opowiadał nam o Legionach, Algierii, swoim przywiązaniu do Marszałka. Kiedyś Różański miał obchód, jako starszy celi krzyknąłem: „Panie pułkowniku, pan major Różański przyszedł”. Kostek, udając, że nie słyszy, nie ruszył się z miejsca.

„Warunkowo zwolniony”

W sierpniu 1953 r. Sąd Najwyższy „łaskawie” zamienił Kostkowi zasądzoną karę śmierci na 10 lat więzienia, z zaliczeniem aresztu śledczego. Biernacki był już wówczas bardzo chory, miał miażdżycę, chorobę wieńcową, rozedmę płuc, padaczkę. Komisja lekarska w styczniu 1955 r. stwierdziła: „Ogólny stan zdrowia ulega stałemu pogorszeniu, nie rokuje zupełnie poprawy oraz zagraża życiu”.

„Mój mąż od dawna nie może poruszać się o własnych siłach. Na ostatnim widzeniu odniosłam wrażenie, że mąż jest umierający i że przy swoich 71 latach nie przetrzyma tych kilku miesięcy, które mu zostały do odcierpienia” – pisała Anna Biernacka do Rady Państwa w lipcu 1955 r. Sama żyła w nędzy, wielokrotnie była wyrzucana z pracy. Zmarła w Warszawie w grudniu 1972 r.

W końcu „ludowa” władza ulitowała się nad „faszystą”. W listopadzie 1955 r. Wacław Kostek-Biernacki został „warunkowo zwolniony” z więzienia. Z Rakowieckiej do małego pokoiku na ul. Mokotowskiej, gdzie mieszkała jego żona, przewieziono go karetką pogotowia. Potem „erka” przyjeżdżała do „apartamentów” Biernackich często nawet dwa razy dziennie.
Komuniści doskonale wiedzieli, co robią - że mogą wypuścić wroga, przedstawiciela znienawidzonego reżimu piłsudczykowskiego, bo jest już całkowicie nieszkodliwy. Wacław Kostek-Biernacki zmarł 25 maja 1957 r. Został pochowany na starym cmentarzu w Grójcu, w grobie rodzinnym.

„I obok naturalnego wstrętu do śmierci, uczuwam jasną radość, że odchodzę i że nigdy już nie będzie mnie dręczyć nieznośny widok cierpień żyjących istot” – napisał Wacław Kostek-Biernacki w jednej ze swoich powieści „Diabeł zwycięzca”.


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Kierwiński pod wpływem alkoholu? Teraz polityk Platformy grozi Wiadomości
Kierwiński pod wpływem alkoholu? Teraz polityk Platformy grozi

- Nie mam pojęcia, czemu mój głos został tak zniekształcony. Albo to pogłos, albo kwestie techniczne - przekonuje Marcin Kierwiński w rozmowie z Onetem, tłumacząc to, że podczas wystąpienia na uroczystościach z okazji Dnia Strażaka zdaniem internautów brzmiał, jakby był pod wpływem alkoholu. Teraz minister grozi krytykom.

Czy Luna ma jakiekolwiek szanse na Eurowizji? Poznaj typy buckmacherów z ostatniej chwili
Czy Luna ma jakiekolwiek szanse na Eurowizji? Poznaj typy buckmacherów

Ranking przygotowany na podstawie średnich kursów buckmacherów nie pozostawia złudzeń. Luna praktycznie nie ma żadnych szans na osiągnięcie dobrego wyniku na tegorocznej Eurowizji.

Niemiecka rafineria emitująca szkodliwe substancje przy granicy z Polską na krawędzi wideo
Niemiecka rafineria emitująca szkodliwe substancje przy granicy z Polską na krawędzi

Rafineria PCK wnioskuje do Landu Branderburgia o pozwolenie na podwojenie emisji dwutlenku siarki, ale Land Brandenburgia jak na razie, nie zgodził się na to - zauważył Aleksandra Fedorska w materiale opublikowanym w serwisie Youtube.

Rosja wzięła na celownik Wołodymyra Zełenskiego gorące
Rosja wzięła na celownik Wołodymyra Zełenskiego

Rosyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych umieściło w sobotę ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na liście poszukiwanych przestępców, poinformował portal The Moscow Times.

Niemcy: radykalni ekolodzy protestują przeciwko... fabryce samochodów elektrycznych z ostatniej chwili
Niemcy: radykalni ekolodzy protestują przeciwko... fabryce samochodów elektrycznych

Niemiecki "Bild" informuje, że w przyszłym tygodniu radykalni ekolodzy planują demonstracje, okupacje i blokady przeciwko rozbudowie fabryki samochodów Tesli.

To już koniec ciepłych dni z ostatniej chwili
To już koniec ciepłych dni

W weekend będzie można podzielić Polskę na dwie części - pogodny wschód i pochmurny zachód. Niedziela będzie ostatnim fajnym, ciepłym dniem - poinformowała synoptyk Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Ewa Łapińska.

Minister Marcin Kierwiński pod wpływem alkoholu? Polityk zabiera głos gorące
Minister Marcin Kierwiński pod wpływem alkoholu? Polityk zabiera głos

- Nie mam pojęcia, czemu mój głos został tak zniekształcony. Albo to pogłos, albo kwestie techniczne - przekonuje Marcin Kierwiński w rozmowie z Onetem, tłumacząc to, że podczas wystąpienia na uroczystościach z okazji Dnia Strażaka zdaniem internautów brzmiał, jakby był pod wpływem alkoholu.

Niemcy boją się eskalacji antysemityzmu z ostatniej chwili
Niemcy boją się eskalacji antysemityzmu

Komisarz rządu federalnego ds. antysemityzmu Felix Klein obawia się eskalacji propalestyńskich protestów na uczelniach. Postawa antysemicka jest "niestety powszechna i może bardzo szybko doprowadzić do eskalacji" - powiedział Klein.

Dziwne zachowanie ministra spraw wewnętrznych i administracji. Fala komentarzy w sieci z ostatniej chwili
Dziwne zachowanie ministra spraw wewnętrznych i administracji. Fala komentarzy w sieci

Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Marcin Kierwiński wygłosił przemówienie podczas głównych uroczystości z okazji Dnia Strażaka. Uwagę polityków formacji opozycyjnych i internautów zwróciło jednak uwagę dziwne zachowanie polityka.

Dzień Strażaka. Prezydent Andrzej Duda zabrał głos podczas głównych uroczystości z ostatniej chwili
Dzień Strażaka. Prezydent Andrzej Duda zabrał głos podczas głównych uroczystości

Prezydent Andrzej Duda podziękował w sobotę strażakom za służbę ludziom i Rzeczypospolitej. Podczas centralnych obchodów Dnia Strażaka przypomniał, że tylko w 2023 r. strażacy podjęli pół miliona interwencji, podczas których udzielali wszechstronnej pomocy.

REKLAMA

[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Kostek-Biernacki na celowniku UB

10 kwietnia 1953 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał Wacława Kostka-Biernackiego, podczas tajnej rozprawy, na karę śmierci „za tłumienie ruchu rewolucyjnego, faszyzowanie kraju, szkalowanie i zohydzanie Związku Radzieckiego”. Biernacki do winy się nie przyznał: „akt oskarżenia jest wielką nieprawdą”, a stawiane zarzuty to „fantazja autora aktu oskarżenia”, „w protokołach oficera śledczego są włożone mi w usta nonsensy, bo wtedy cierpiałem na bezsenność i podpisując byłem na wpół świadomy”. To przecież oznacza, że ubeccy oprawcy znęcali się nad piłsudczykiem.
Władysław Kostek-Biernacki [Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Kostek-Biernacki na celowniku UB
Władysław Kostek-Biernacki / zdjęcie archiwalne

Z uzasadnienia komunistycznego wyroku: „Od września 1931 roku do 31 sierpnia 1939 roku w związku z wykonywaniem urzędu wojewody nowogródzkiego i poleskiego, realizując politykę sanacyjnego rządu faszystowskiego dławienia rewolucyjnego ruchu mas pracujących miast i wsi oraz wynaradawiania ludności ukraińskiej i białoruskiej, działał na szkodę Narodu Polskiego”.

Propaganda bolszewicka uczyniła z Kostka-Biernackiego krwawego komendanta twierdzy brzeskiej, a przede wszystkim oprawcę obozu w Berezie Kartuskiej. Te mity funkcjonują nadal, podobnie jak Bereza „wzorowana na hitlerowskich obozach koncentracyjnych”. To niestety wynik trwającego do dziś homo sovieticus. Komunistom udało się wielu wmówić, że ich więzienia były tylko igraszką wobec obozów „faszystowskich”: niemieckich i przedwojennych polskich – prowadzonych przez piłsudczykowski totalitaryzm. Pamiętajmy jednak słowa rtm Witolda Pileckiego, że to niemiecki obóz Auschwitz był igraszką wobec komunistycznej katowni przy ul. Rakowieckiej. W tym więzieniu na warszawskim Mokotowie Pilecki być może spotkał Kostka-Biernackiego, który był tu męczony aż przez dziewięć lat.

Bezwzględnie wierny

Komunistyczne akta śledcze kłamały dalej: „Współorganizator i faktyczny przełożony obozu w Berezie Kartuskiej opracował osobiście jego regulamin, nadzorował go i wpływał bezpośrednio na służbę obozu w kierunku jeszcze większego zaostrzenia reżimu obozowego. Oskarżony w czasie swoich inspekcji niejednokrotnie sam brał udział w znęcaniu się nad więźniami”.
Tymczasem Kostek mordercą nie był, tak jak powołane w 1934 r. miejsce odosobnienia dla przeciwników politycznych w Berezie Kartuskiej nie było mordownią. Obowiązywała – często twarda – resocjalizacja. 

Stanisław Cat-Mackiewicz pisał o Kostku: „W oddanym mu pod opiekę obozie koncentracyjnym z lubością wymyślał tortury, z prawdziwie degeneracką lubością nazywając je pieszczotliwymi nazwami: >>gimnastyką<<, >>regulaminem<<”. Konserwatywny publicysta nie jest obiektywny – sam spędził w obozie trzy tygodnie i już ten fakt sprawiał, że za sanacją przepadać nie mógł. Słowa Mackiewicza są raczej publicystyką, bo badając sprawę Berezy nigdzie nie natknąłem się na żądną wzmiankę, by Biernacki osobiście znęcał się nad uwięzionymi.

Wincenty Witos pisze, że go w Brześciu „nie bito, nie przeklinano, nie lżono, nie pchano do ciemnicy i nie zadawano żadnych specjalnych tortur”. Kostek „rewizje odbywał zawsze w nocy, gdy już więźniowie zasnęli. Komiczne było świecenie przez niego latarką pod łóżko, na okno, próbowanie krat, oświecanie kubła”. Witos przytacza również zasłyszaną wypowiedź Kostka o sobie. Miał powiedzieć o byłym premierze: „Wzięliśmy chama za mordę i jest spokój”. Działacz PPS Adam Pragier tak charakteryzował Biernackiego: „Jako nasz gospodarz w więzieniu brzeskim jest jednym z rzadkich w Polsce przykładów właściwego człowieka na właściwym miejscu. Przy czym wcale nie jest głupi. Kostek po prostu wygłupia się, żeby nas nastraszyć”.

Obalmy dalej komunistyczne kłamstwa: Kostek nie był nie tylko mordercą, ale nie był również ani pomysłodawcą, ani komendantem obozu. Miejsce to podlegało mu wyłącznie formalnie, jako wojewodzie poleskiemu. O tym napiszę więcej w dalszej części.

„Sadysta” Kostek był za to dobrym administratorem – co potwierdzali nawet jego najwięksi oponenci. Wspomniany Cat-Mackiewicz przyznawał: „Jako wojewoda nowogródzki, potem poleski był nie tylko sprężysty, ale i sprawiedliwy dla ludności w tym sensie, że pilnował, aby urzędnicy nie krzywdzili ludności na własną rękę”.

Wojewoda Biernacki lubił incognito odwiedzać starostwa, zaglądać na targi, wizytować gospodarstwa. Sam tak to zapamiętał: „Przebierałem się po chłopsku i rozmawiałem szczerze z chłopami. Gdy przyjeżdżałem do wsi jako wojewoda, ustosunkowywano się do mnie wrogo lub uniżenie. Moją największą troską było zbliżenie ludności do Polski”. Nie wyzbył się jednak policyjnych przyzwyczajeń: lubił niespodziewanie przeprowadzać inspekcje i kontrole urzędów. Tępił złodziei, aferzystów i komunistów. 

Był również – co nie wszyscy wiedzą - utalentowanym pisarzem: opublikował kilka powieści osnutych na wątkach autobiograficznych. Jeżeli potrafił być bezwzględny, to także w kwestii wierności ideałom, które utożsamiał ze swoim największym autorytetem i przyjacielem: Józefem Piłsudskim. Dobrego imienia Komendanta bronił nawet w ubeckich kazamatach.

Konstanty, w skrócie Kostek

Piłsudskiego poznał w 1905 r. Towarzysz „Ziuk” osobiście przyjął Biernackiego w szeregi PPS. „O ile ujęty byłem bardzo osobą Komendanta, o tyle mocno ochłodziły mnie jego słowa: >>Wy pewnie myślicie, że teraz idzie się ze strzelbą do lasu, ale tak nie jest. Teraz idzie się na ulicę<< (…) Jestem pewien, że gdyby nie dziwny osobisty wpływ, jaki >>towarzysz Ziuk<< wywierał na otoczenie, nie zgodziłbym się na pracę tak różną od ówczesnych pojęć moich o walce zbrojnej o niepodległość. Po parogodzinnej rozmowie >>towarzysz Ziuk<< wybrał dla mnie pseudonim partyjny – Konstanty, w skrócie Kostek. I od tej chwili jestem >>Kostkiem<<” – wspominał Biernacki w 1932 r.

Za działalność w PPS kilka razy trafił za kraty. W 1907 r. osadzony na zamku w Lublinie zorganizował ucieczkę 20 więźniów. Przekopem, który dwa miesiące drążyli, przedostali się do lochów, stamtąd kanałami pod Starym Miastem na wolność.
W Warszawie brał udział w głośnej likwidacji zdrajców, którzy wydali carskiej Ochranie czołowych pepeesowców. Uciekł do Afryki. A ponieważ PPS chciała mieć kadrę wojskową, Biernacki prawie przez rok służył w 1 pułku Legii Cudzoziemskiej niedaleko Oranu.

„A gówno dla ojczyzny wozić,
to nie łaska”

W sierpniu 1914 r. Piłsudski mianował Kostka szefem żandarmerii polowej I Brygady Legionów, która wydawała wyroki na podejrzanych o zdradę, szpiegostwo lub prowokację. „Kiedyś opowiadał mi, jak Komendant polecił mu zlikwidować jakiegoś szpiega, który dostał się w ręce pierwszej brygady – wspominał Michał Browiński, poseł na Sejm II RP. - Kostek poprosił go o zwolnienie z tego polecenia, gdyż nie odpowiadało to jego powołaniu żołnierskiemu. Piłsudski odpowiedział: >>A gówno dla ojczyzny wozić, to nie łaska?<<”.

Biernacki dowodził żandarmerią ledwie trzy miesiące, a zdążyło przylgnąć do niego miano Kostka-Wieszatiela. Tak nazywali go koledzy legionowi, parafrazując przydomek wileńskiego gubernatora carskiego Murawiewa. Przez następne dwa lata wojny pozostawał w sztabie Legionów, tuż przy Komendancie.

W lipcu 1917 r. Kostek został internowany w obozie dla oficerów legionowych, którzy wymówili posłuszeństwo Austrii, w Beniaminowie nad Narwią. Wydawał gazetkę satyryczną „Sprzymierzeniec”. Pisał i wystawiał popularną wśród oficerów „Szopkę beniaminowską”, prześmiewając życie obozowe i CK Austrię.

Po Rumunii
Rakowiecka

W pierwszym dniu wojny 1939 r. Kostek objął stanowisko komisarza cywilnego w randze ministra przy Naczelnym Wodzu. 18 września razem z rządem przekroczył granicę pod Kutami. W Rumunii przetrzymywany w kilku ośrodkach internowania. Michał Browiński, osadzony w obozie w Caracal, pisał o towarzyszu niedoli: „Znawca i miłośnik średniowiecza, znawca starego języka polskiego. Czytał nam fragmenty niewykończonej jeszcze powieści o Bolesławie Śmiałym, zupełnie interesujące”.

Od końca 1943 r. Kostek był w Rumunii na wolnej stopie, miał szwajcarski paszport dyplomatyczny. Próbował dostać się do polskiego wojska na Zachodzie, ale w Londynie nie chciały go antypiłsudczykowskie władze. Podobny los spotkał też wielu innych sanatorów.

W kwietniu 1943 r. poległ w Warszawie podczas likwidacji volksdeutscha na ulicy Stalowej jedyny syn Kostka – Lesław Ryszard Biernacki, ps. „Romanowski”. Należał do oddziału dywersyjnego prawicowej Konfederacji Narodu.
W marcu 1945 r. w niewyjaśnionych okolicznościach Kostek-Biernacki został aresztowany w Rumunii. 11 listopada 1945 r. zaczął figurować w dokumentach aresztu śledczego przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

„Klasyczny reprezentant
faszystowskiego reżimu”

Reżimowy „Express Wieczorny” z 22 lipca 1946 r. wołał na czołówce: „Kat Brześcia za kratami Mokotowa”. 21 września 1946 r. ukazała się informacja: „Kostek za dwa tygodnie stanie przed sądem”. Z pisma skierowanego do wiceministra sprawiedliwości Leona Chajna: „Kostek-Biernacki postawiony będzie pod pręgierzem nie tylko jako indywidualna jednostka, ale (…) będzie sądzony system rządzenia, którego był wyrazicielem, jako klasyczny reprezentant faszystowskiego reżimu”.
Oskarżenie Kostka miało wykazać, że przez całe życie, niemal od kołyski, był elementem wrogim i szkodliwym. I tak, tępi śledczy, nadzorowani przez Władysława Dymanta, wicedyrektora Departamentu Specjalnego Prokuratury Generalnej (ten sam, który zarządził sądzenie gen. Augusta Emila Fieldorfa przy drzwiach zamkniętych) – wymienili: „agenturalną” działalność w PPS – na usługach wywiadu austriackiego, okrucieństwo piłsudczykowskiego żandarma, przynależność do „elitarnej kliki legionowej”, komendanturę Brześcia, no i przede wszystkim Berezę Kartuską. 

Powtórzmy: podległość Berezy Biernackiemu była jedynie tytularna – to miejsce odosobnienia znajdowało się na terenie administrowanego przez niego województwa poleskiego. Nie on był inicjatorem umieszczenia tu przeciwników politycznych, nie on napisał regulamin obozu. Pomysłodawcą Berezy był ówczesny premier Leon Kozłowski. Piłsudski poparł inicjatywę. Wedle zapisu Wacława Jędrzejewicza, Marszałek miał powiedzieć: „Ja nic nie mam przeciw tej waszej czerezwyczajce, ja się na tę waszą czerezwyczajkę na rok zgodziłem”.

Zamknięci w Berezie - głównie komuniści, Ukraińcy i przedstawiciele innych mniejszości narodowych, twierdzili, że wizyty Kostka powodowały zaostrzenie rygoru obozowego. Inspekcje wojewody to akurat prawda, ale w rzeczywistości w ich trakcie ograniczał się do sprawdzania, czy przestrzegany jest regulamin, czy panuje porządek w celach, kuchniach i sanitariatach. Kilka razy faktycznie opiniował wnioski o skierowanie do obozu, ale decydować nie mógł, gdyż Bereza Kartuska podlegała bezpośrednio ministrowi spraw wewnętrznych.

Wracając do komunistów – Berezy „nie lubili”, bo wielu z nich siedziało tam jako wrogowie wolnej, niepodległej II Rzeczpospolitej. A kiedy po wojnie przejęli nielegalnie władzę i dodatkowo uwięzili Kostka – na nim chcieli skupić całą swoją nienawiść do piłsudczyków i winę za Berezę. Do pokazowego procesu, w którym „demokratyczna” władza chciała pokazać zbrodniczość przedwojennej sanacji, jednak nie doszło. Akt oskarżenia upadł właśnie ze względu na Berezę – komunie nie udało się znaleźć wystarczających dowodów i świadków rzekomych przestępstw Kostka.

Na nowy proces musiał czekać następnych siedem lat. Jako „faszyście” zapewniono mu nie byle jakie towarzystwo - siedział w jednej celi z Erichem Kochem, komisarzem Rzeszy dla Ukrainy, skazanym w Polsce na karę śmierci za zbrodnie wojenne.
– Psychicznie trzymał się dobrze – wspominał Kazimierz Augustowski. – Był towarzyski, czasami nawet dowcipkował. Opowiadał nam o Legionach, Algierii, swoim przywiązaniu do Marszałka. Kiedyś Różański miał obchód, jako starszy celi krzyknąłem: „Panie pułkowniku, pan major Różański przyszedł”. Kostek, udając, że nie słyszy, nie ruszył się z miejsca.

„Warunkowo zwolniony”

W sierpniu 1953 r. Sąd Najwyższy „łaskawie” zamienił Kostkowi zasądzoną karę śmierci na 10 lat więzienia, z zaliczeniem aresztu śledczego. Biernacki był już wówczas bardzo chory, miał miażdżycę, chorobę wieńcową, rozedmę płuc, padaczkę. Komisja lekarska w styczniu 1955 r. stwierdziła: „Ogólny stan zdrowia ulega stałemu pogorszeniu, nie rokuje zupełnie poprawy oraz zagraża życiu”.

„Mój mąż od dawna nie może poruszać się o własnych siłach. Na ostatnim widzeniu odniosłam wrażenie, że mąż jest umierający i że przy swoich 71 latach nie przetrzyma tych kilku miesięcy, które mu zostały do odcierpienia” – pisała Anna Biernacka do Rady Państwa w lipcu 1955 r. Sama żyła w nędzy, wielokrotnie była wyrzucana z pracy. Zmarła w Warszawie w grudniu 1972 r.

W końcu „ludowa” władza ulitowała się nad „faszystą”. W listopadzie 1955 r. Wacław Kostek-Biernacki został „warunkowo zwolniony” z więzienia. Z Rakowieckiej do małego pokoiku na ul. Mokotowskiej, gdzie mieszkała jego żona, przewieziono go karetką pogotowia. Potem „erka” przyjeżdżała do „apartamentów” Biernackich często nawet dwa razy dziennie.
Komuniści doskonale wiedzieli, co robią - że mogą wypuścić wroga, przedstawiciela znienawidzonego reżimu piłsudczykowskiego, bo jest już całkowicie nieszkodliwy. Wacław Kostek-Biernacki zmarł 25 maja 1957 r. Został pochowany na starym cmentarzu w Grójcu, w grobie rodzinnym.

„I obok naturalnego wstrętu do śmierci, uczuwam jasną radość, że odchodzę i że nigdy już nie będzie mnie dręczyć nieznośny widok cierpień żyjących istot” – napisał Wacław Kostek-Biernacki w jednej ze swoich powieści „Diabeł zwycięzca”.



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe