[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Odpowiedzialność instytucjonalna
![rozeta kościoła w Bratysławie [Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Odpowiedzialność instytucjonalna](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16230031991d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b37263a1f24e25083bac554c1cfdca80f88c.jpg)
O czym mówię? O czwartej już rezygnacji (w przynajmniej jednym przypadku jest ona czasowa) biskupów niemieckich, którym zarzuca się osobiste lub w kontrolowanych przez nich instytucjach zaniedbania w kwestii obrony ofiar. Jako ostatni - i to kierując się raczej wymiarem symbolicznym, niż udowodnionymi lub zarzucanymi zaniedbaniami - oddał się w ręce Franciszka kard. Reinhard Marx, były przewodniczący niemieckiego episkopatu, znany z dość progresywnych poglądów. I nawet jeśli ktoś się z jego poglądami nie zgadza (mnie w wielu kwestiach jest do niego daleko) to trudno nie docenić tego, co właśnie zrobił. Szczególnie, gdy wczyta się w uzasadnienie tej decyzji.
„Zasadniczym jej powodem jest potrzeba wzięcia na siebie części odpowiedzialności za katastrofę nadużyć seksualnych, których w ostatnich dziesięcioleciach dopuszczali się ludzie piastujący różne urzędy w Kościele. Zlecone w ostatnich dziesięciu latach badania i ekspertyzy dowodzą według mnie niezbicie, że popełniono wiele błędów osobistych i administracyjnych, ale zawiodła także instytucja czy też „system”. Ostatnie dyskusje pokazały, że niektórzy w Kościele nie chcą dostrzec tego właśnie elementu współodpowiedzialności, a tym samym współwiny całej instytucji, i z tego powodu sprzeciwiają się każdej formie dialogu na rzecz reformy i odnowy prowadzącej do przezwyciężenia obecnego kryzysu” - napisał kardynał w liście do papieża.
Kardynał zaznaczył, że nie chodzi o zarzucone lub udowodnione mu zarzuty, ale o to, że wzięcie odpowiedzialności za zaniedbania i błędy Kościoła powinno oznaczać wzięcie części winy także na siebie. „Nie można też zaakceptować sytuacji, w której winą za nieprawidłowości obarcza się po prostu stosunki z przeszłości oraz decydentów tamtej epoki, dokonując w ten sposób jej „pogrzebania”. Ja w każdym razie dostrzegam moją osobistą winę i współodpowiedzialność w milczeniu, zaniedbaniach i zbyt silnym koncentrowaniu się na reputacji instytucji. Dopiero po roku 2002 oraz – w większym stopniu – po roku 2010 zaczęto bardziej konsekwentnie kierować wzrok na ofiary nadużyć seksualnych, przy czym ostateczna zmiana perspektywy jeszcze się nie dokonała. Ignorowanie i lekceważenie ofiar było w przeszłości bezsprzecznie naszą największą winą” - podkreślił. I na koniec wyjaśnił, że „gotowość do wzięcia odpowiedzialności mogę wyrazić między innymi poprzez rezygnację ze sprawowania urzędu. W ten sposób wykonam osobisty gest, który być może przyczyni się do nowego początku, do odnowy w Kościele – nie tylko w Niemczech. Pragnę pokazać, że na pierwszym planie nie powinien znajdować się urząd, lecz misja głoszenia Ewangelii. I ona jest nieodłączną częścią pasterskiej posługi”.
I aż trudno nie zadać pytania, czy w polskim Kościele jest choć jeden biskup gotowy do takiego świadectwa? Hierarcha, który nie będzie czekał na odwołanie z Watykanu, ale odważnie wyzna swoje zaniedbania i odda się do dyspozycji papieża. To byłby niesamowity znak tego, że nie tylko nauczanie papieskie traktuje się poważnie, nie tylko znak wierności Ewangelii i otwarcia na ofiary, ale także świadomości odpowiedzialności za Kościół. Jak na razie odwagę takiej decyzji miał niemiecki biskup, ale można i trzeba zadawać pytania, czy rzeczywiście polscy biskupi, Kościół w Polsce są w zasadniczo lepsze sytuacji niż Kościół w Niemczech, jeśli chodzi o walkę z zaniedbaniami w kwestii skandali seksualnych. Nie wydaje się, by tak było, i już tylko dlatego powinni uczyć się od kardynała Marxa odpowiedzialności za Kościół i odwagi wyznania win.