[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Pokazaliśmy słynnemu Andy'emu Ngo dwie demonstracje. Prounijną i propolską

W miniony weekend miałem zaszczyt poznać Andy'ego Ngo, amerykańskiego dziennikarza, który od lat dokumentuje przestępstwa Antify. Mogłem mu pokazać Warszawę – tyle, na ile było czasu – i posłuchać o jego doświadczeniach z rozróbami organizowanymi przez Antifę. Towarzyszyłem mu też podczas ostatnich demonstracji w Warszawie: tej prounijnej i propolskiej. Dla niego były to pierwsze demonstracje, jakie widział w Europie.
Andy Ngo [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Pokazaliśmy słynnemu Andy'emu Ngo dwie demonstracje. Prounijną i propolską
Andy Ngo / Waldemar Krysiak

Wstajemy późno. Emilia, u której nocuję, ma wprawdzie poranne zajęcia, ale zaczynają się one dopiero po 10. Oboje czekamy na wiadomości od Daniela, który prowadzi „Portal Warszawski” i odpowiada za pokazanie naszemu amerykańskiemu gościowi historycznych miejsc w stolicy. Potem Andy'ego przejmujemy my.

Kiedy kończę pisać podsumowanie wczorajszego panelu dyskusyjnego z Andy'm, dostajemy sygnał, żeby udać się na Stare Miasto. Emilia mieszka w centrum, idziemy więc na pieszo. Mamy odebrać Andy'ego pod Kolumną Zygmunta. Kiedy zbliżamy się do Kolumny, zdajemy sobie sprawę, że to nie jest najlepszy pomysł. Niedługo zaczną się demonstracje. A co, jeżeli ktoś go rozpozna?

Kiedy Daniel żegna się z nami, Andy chce coś zjeść. Chce odpocząć i zobaczyć jeszcze trochę Warszawy. Postanawiamy więc odejść od Starego Miasta, uciec od zbierających się powoli tłumów ludzi.

Tu jest pięknie – mówi Andy – Tu czuje się jak w europejskim mieście.

Kiedy szukamy lokalu, w którym można by usiąść, jesteśmy świadkami kuriozalnego przemarszu: grupka około dziesięciu osób (głównie w podeszłym wieku) przechodzi środkiem ulicy, która w ten weekend jest nieprzejezdna dla aut. Każdy niesie flagę Unii Europejskiej i krzyczy:

Nie wyprowadzajcie nas z Europy! Oddajcie młodym marzenia! Oddajcie nam Polskę! - skandują.

Niepozorna parada przechodzi obok, filmowana z przodu przez kobietę o zadowolonej minie. „Robię coś ważnego. Robimy coś wielkiego” - taki przekaz odczytuję z jej twarzy.

Po szybkiej kawie dowiadujemy się, że ma do nas dołączyć Krzysiek, który podobnie jak my był na panelu dyskusyjnym. Mówimy mu więc, że znajdziemy się na Starym Mieście.

Robi się ciemno, a wokół nas rozlegają się pierwsze krzyki: „J*bać PiS!”. Tłumaczymy Andy'emu, co to znaczy i dlaczego ci ludzie tak krzyczą. Tłum powoli gęstnieje, zaczyna się prounijna demonstracja.

 

Za Unią

W tym momencie Andy się zmienia. Staje się zainteresowany, pobudzony, rozgląda się. Rozumiejąc, że demonstracje to jego pasja, jego strach i jego uzależnienie, proponuję, żebyśmy poszli je jednak zobaczyć. Andy się zgadza.

Idziemy jednak powoli, czekając na Krzyśka, który dopiero wraca z mszy. Sam Andy – urodzony i wychowany w prawdopodobnie najbardziej lewicowym mieście Ameryki, Portland – dziwi się liczbą świątyń w Warszawie:

Czy to jest bazylika? Czy to jest katedra? - pyta non stop.

To „tylko” kościół – odpowiadam mu, gdy mijamy kolejne budynki. Jemu każdy z kościołów wydaje się ogromny. W Portland takie świątynie muszą być rzadkością – myślę sobie, a Andy dodaje, że kocha barokową architekturę.

Wchodzimy więc do Bazyliki Świętego Krzyża. Jeszcze przed schodami opowiadam mu o rozróbach, jakie zorganizowali aktywiści LGBT w Warszawie w ostatnim czasie. Mówię mu o flagach rozwieszanych na pomnikach Chrystusa i Kopernika, i o wrogim nastawieniu, jakie postępowi działacze propagują wśród swoich zwolenników. Wiem, że Andy jest krytyczny wobec ideologii gender, pokazuje mu więc też zdjęcia z polskich, tęczowych zamieszek. Ostatecznie, ja i Andy jesteśmy obaj homoseksualnymi mężczyznami, którzy określają się jako „klasyczni liberałowie”, centro-prawica. Ja jestem nazywany często homofobem i zdrajcą, i wiem, że on traktowany jest podobnie: mimo że należy jako Azjata do dwóch mniejszości, etnicznej i seksualnej, progeresywni aktywiści nienawidzą go dogłębnie. Parę razy go pobili, parę razy uszedł ledwie z życiem.

Andy jest zachwycony Bazyliką. Panuje w niej spokój i przepych – coś prawdopodobnie przeciwnego do wielu miejsc w Portland, gdzie Antifa razem z Black Lives Matter wybijają szyby w oknach, podpalają samochody i biją oponentów do krwi. Takie sceny pokazywał nam wczoraj Andy podczas panelu dyskusyjnego w Centrum Sztuki w Zamku Ujazdowskim.

Kiedy opuszczamy Bazylikę, jest już noc. Ulice są pełne ludzi niosących unijne flagi. Andy odzyskuje swoje zainteresowanie, dotąd skierowane ku ołtarzowi i sercu Chopina, i kieruje krok w stronę Kolumny Zygmunta. My idziemy za nim. Nie możemy zgubić naszego gościa. Ja w tym momencie zdaję sobie sprawę z czegoś niepokojącego: z tęczowych flag.

To nie same jednak flagi napawają mnie niepokojem. Chodzi mi o tych, którzy je niosą, bo w tym momencie rozumiem, że mogę być rozpoznany. Wiele lat temu, kiedy miałem inne poglądy, sam byłem prounijnym, kolorowym aktywistą. Moi dawni znajomi – część z nich to dzisiaj aktywiści LGBT – nigdy nie wybaczyli mi zmiany poglądów.

Mam więc nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Nie sądzę, że mogłoby dojść do przemocy, ale kilka razy zdarzyło się, że ktoś krzyczał za mną wulgaryzmy. Były też groźby, tak realne, jak i wirtualne. Andy jednak idzie wprzód, ja idę więc za nim. W USA, jego ojczyźnie, byłoby zupełnie odwrotnie: żeby dołączyć do lewicowej demonstracji, musiałby być cały zamaskowany. Ryzykowałby życie. Tutaj jest bezpieczny. Tam to ja bym mógł oberwać za zwykłe bycie uprzejmym wobec niego.

Razem z nami idzie Emilia. Krzysztofa nadal jednak nie widać, a tłum zaczyna napierać: idziemy teraz wśród gęstniejących symboli Unii, a ludzie stają się coraz głośniejsi i pewni siebie. Niektórzy mówią coś o „pisowskim reżimie”, inni o „ataku na demokrację”, jeszcze inni robią sobie zdjęcia, które pewnie wrzucają na Instagrama. Gdzieś z tyłu rozlegają się znowu okrzyki: J*bać PiS!

Taka liczba policjantów byłaby niemożliwa u nas! – komentuje nagle Andy, kiedy przechodzimy obok kolejnego policyjnego samochodu – U nas tak nie ma. U was to normalne? Czy to wojsko, to tam?

Emilia tłumaczy mu, że większość politycznych demonstracji jest ściśle kontrolowana przez policję. Że policja nie dopuszcza z reguły do eskalacji konfliktu, że nasze marsze i demonstracje rzadko zamieniają się w festyny przemocy, znane z innych krajów.

U nas jest odwrotnie – wtrąca dziennikarz – U nas policja pozwala na starcia. Czasem stoją obok i kompletnie nie reagują. Czasem nie mogą.

Rozumiem jego uwagę – właśnie skończyłem czytać trzeci rozdział jego książki i wiem, ze policja w City of Roses i innych miastach kontrolowanych przez lewicowych ideologów nie tylko pozwala na przemoc, ale czasem nie ma też innego wyjścia. Stróże prawa są na rozróbach Antify w mniejszości, często nie wolno im używać gazu pieprzowego, a czasem to nawet lokalni politycy twierdzą, że przemocowe, lewicowe demonstracje są narzędziem demokracji. Że zmieniają świat na lepsze.

Nie mamy szans wejść na Plac Zamkowy, bo jest już pełen demonstrantów. Na jego obrzeżach trudno jest jednak odróżnić, kto przyszedł wspierać Unię, a kto tylko przechodzi. Wielu turystów zdaje się znajdować gdzieś, gdzie nie chcieli się znaleźć. Wiele osób tylko stara się przecisnąć naokoło placu, wykorzystując poboczne uliczki. W jedną z takich uliczek skręcamy i my, kiedy za nami rozlegają się wrzaski:

J*bać Pis! Wypi*rdalać! - skanduje grupa agresywnych mężczyzn. Każdy niesie dużą flagę UE. My postanawiamy skręcić jeszcze raz, a Andy nagrywa wrzeszczących mężczyzn, ci jednak szybko milkną, znudzeni własnymi sloganami.

Następna niespodzianka czeka na nas jednak tuż za rogiem: przeciskając się dalej przez tłum i skręcając na lewo, trafiamy na stojący pod ścianą jednego domu` rząd policjantów. Policjanci czekają na coś w gotowości, spoglądając jeden na drugiego. Mijające je kobiety – niektóre ubrane na niebiesko, niektóre niosące transparenty ze złotymi gwiazdkami — podchodzą do nich i plują policjantom przed stopy.

Wy k*rwy! Wy złodzieje! Oddajcie nam naszą wolność! - krzyczą histerycznie. W pewnym momencie jedna z nich podchodzi bardzo blisko do policjanta i zaczyna wymachiwać pięściami tuż przed jego twarzą.

Jak wam nie wstyd?! Śmiecie jesteście, nie ludzie! - woła kobieta, prawie uderzając policjanta w twarz. Ten odwraca wzrok. To samo robią jego koledzy.

Zanim mi lub Andy'emu udaje się nagrać zdarzenie, kobieta odwraca się na pięcie i odchodzi, przeklinając. W tym momencie pojawia się znikąd Krzysiek i pyta:

Idziemy na demonstrację narodowców?

 

Przeciw Unii

Znowu przeciskamy się przez niebieski tłum. Andy'emu rozładowuje się telefon, a ja przypominam sobie, że on miewa na lewicowych demonstracjach ataki paniki – pisze o tym w swojej książce. Pytam się go więc, czy wszystko w porządku, kiedy to raz z lewej, raz z prawej jesteśmy popychani przez mijających nas ludzi.

Wszystko ok. Gdyby to jednak była lewicowa demonstracja gdzieś w Portland, czułbym... - nie kończy zdania, a ja domyślam się, co by było. To na lewicowych manifestacjach w Portland Andy miał skradziony aparat i rozbitą czaszkę.

Okazuje się, że nie wolno nam wejść na demonstrację narodową: ta otoczona jest kordonem policji, który cofa nas, kiedy chcemy iść w kierunku Bąkiewicza i jego ludzi. Z jednej strony jest to zrozumiałe – służby chcą uniknąć konfrontacji. Z drugiej strony, wiele osób, które chciałyby przejść na drugą manifestację, odsyłanych jest z kwitkiem. W tym momencie czuję się lekko zdesperowany i wysyłam wiadomości do konserwatywnych przyjaciół. Wiesz, gdzie dokładnie jest teraz Bąkiewicz? - pytam – Wiesz, jak się do niego dostać?

Zanim docieramy do prawdopodobnie jedynego punktu, w którym wolno „przejść na drugą stronę”, Andy robi zdjęcia graffiti na ścianach zabytkowych domów, którymi zwolennicy Antify ozdobili miasto. Antifa jest więc i tu, za oceanem – choć tutaj nie jest jeszcze tak niebezpieczna, jak w ojczyźnie dziennikarza. Ostatecznie znajdujemy też jedyną prawdopodobnie lukę w policyjnym kordonie, przez którą można przejść na drugą stronę. I tutaj jednak jest kontrola: musimy dać się sprawdzić policjantom, mój plecak jest dokładnie przeszukiwany.

Wreszcie udaje nam się dotrzeć do kontrmanifestacji. Tłum zgromadzony wokół sceny jest mały. Nie wiemy, czy przyszliśmy za późno i czy wcześniej było więcej osób. Z mikrofonu w kierunku kilkudziesięciu osób zebranych wokoło sceny Bąkiewicz wykrzykuje patriotyczne hasła. Część z nich jest krytyką Unii, część hasłami przeciwko niemieckiej dominacji. Czasem Bąkiewicz potrzebuje przerwy – przemawia już pewnie dość długo i powoli traci głos. W przerwach między jego hasłami gra głośna muzyka, która zagłusza po części demonstrację prounijną. To sprytne użycie legalnych, nieprzemocowych środków, by wprowadzić w zakłopotanie drugą stronę.

Głośna muzyka, użyta tutaj jako szpila wbita w politycznych oponentów, jest też jednak mieczem obosiecznym: uderza w zwolenników Unii, ale też w demonstrantów propolskich. Ta muzyka to głośny, brutalny metal, produkowany z całą siłą przez potężne głośniki. Trudno jest więc ją długo wytrzymać — to męczący hałas. Andy łapie się za uszy, a ja proponuje, żebyśmy weszli do najbliższego lokalu, by móc obserwować z dala.

Andy robi więc ostatnie zdjęcia – tym razem z polską flagą – a potem ukrywamy się w prostej restauracji, która nadal jest otwarta.

Po kilkudziesięciu minutach obie demonstracje powoli dobiegają końca. W oddali cichną wulgarne hasła, wznoszone przez niebieski tłum, a z narodowych głośników rozbrzmiewa Rota.

To były pierwsze demonstracje, jakie widziałem w Europie – mówi Andy.

Witamy w Polsce! - odpowiadam ja.

Mam w tym momencie świadomość, że dla niego to nic w porównaniu z tym, co widział w Ameryce. Mam też nadzieję, że tak to już u nas pozostanie: „zaściankowo”, ale spokojnie. Moje życzenie jednak – takie mam przeczucie – niestety się nie spełni.


 

POLECANE
Mijanka w wyborach prezydenckich w Rumunii. Przeliczono blisko 99 proc. głosów z ostatniej chwili
Mijanka w wyborach prezydenckich w Rumunii. Przeliczono blisko 99 proc. głosów

Po przeliczeniu 98,85 proc. głosów, George Simion wygrał I turę wyborów prezydenckich z 40,39 proc. wynikiem. Na drugim miejscu znalazł się Dan Nicusor z 20,86 proc. wynikiem. Druga tura wyborów prezydenckich w Rumunii odbędzie się 18 maja.

Najgorszy wynik Trzaskowskiego od początku kampanii. Nowy sondaż z ostatniej chwili
Najgorszy wynik Trzaskowskiego od początku kampanii. Nowy sondaż

Rafał Trzaskowski notuje najniższy wynik od początku kampanii wyborczej, a największy zysk odnotowuje Karol Nawrocki – wynika z najnowszej prognozy prezydenckiej Onetu.

Wybory w Rumunii. Połowa głosów policzona. Duża przewaga kandydata prawicy z ostatniej chwili
Wybory w Rumunii. Połowa głosów policzona. Duża przewaga kandydata prawicy

Po przeliczeniu połowy głosów I tury wyborów prezydenckich w Rumunii George Simion prowadzi z 42,13 proc. poparcia. Drugie miejsce przypada Crinowi Antonescu (22,42 proc.).

Pierwszy komentarz George Simiona po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów prezydenckich z ostatniej chwili
Pierwszy komentarz George Simiona po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów prezydenckich

– Jestem tu, by Rumunia powróciła do porządku konstytucyjnego. Mam jeden cel: zwrócić narodowi rumuńskiemu to, co mu odebrano – oświadczył w niedzielę George Simion, kandydat na prezydenta Rumunii, który wygrał I turę.

Duży pożar w Łodzi. Doszło do kilku eksplozji z ostatniej chwili
Duży pożar w Łodzi. Doszło do kilku eksplozji

W niedzielę 4 maja po godzinie 17:30 przy ul. Starorudzkiej w Łodzi doszło do pożaru. Płoną dwa samochody ciężarowe z naczepami, wiata magazynowa oraz składowisko palet.

Wybory prezydenckie w Rumunii. Są wyniki exit poll z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie w Rumunii. Są wyniki exit poll

George Simion uzyskał 33,1 proc. wynik i wygrał I turę wyborów prezydenckich w Rumunii, które odbyły się w niedzielę. Na drugim miejscu z wynikiem 22,9 proc. znalazł się Crin Antonescu, liberał wspierany przez koalicję rządzącą – wynika z badania exit poll Curs.

Utrudnienia w ruchu. Komunikat dla mieszkańców Katowic z ostatniej chwili
Utrudnienia w ruchu. Komunikat dla mieszkańców Katowic

Trzy osoby w szpitalu po wykolejeniu tramwaju na ul. Chorzowskiej w Katowicach. Ruch jest utrudniony, trwa akcja służb.

Rosnący problem w stolicy. Mieszkańcy Warszawy alarmują z ostatniej chwili
Rosnący problem w stolicy. Mieszkańcy Warszawy alarmują

Warszawa walczy z dzikami. Lasy Miejskie stosują metodę odławiania z uśmiercaniem, by ograniczyć zagrożenie dla mieszkańców.

Groźny incydent w gdyńskim szpitalu. 28-latka usłyszała zarzuty Wiadomości
Groźny incydent w gdyńskim szpitalu. 28-latka usłyszała zarzuty

28-latka, która w nocy z piątku na sobotę zaatakowała lekarzy na oddziale SOR gdyńskiego szpitala, usłyszała zarzuty. Prokuratura zastosowała wobec kobiety dozór policyjny i zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych.

Świetne wieści dla kibiców Barcelony. Chodzi o Roberta Lewandowskiego Wiadomości
Świetne wieści dla kibiców Barcelony. Chodzi o Roberta Lewandowskiego

Robert Lewandowski znów trenuje z drużyną i jest gotowy do gry po kontuzji. Klub pokazał zdjęcie z treningu, na którym Polak ćwiczy razem z nowym trenerem - Hansim Flickiem.

REKLAMA

[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Pokazaliśmy słynnemu Andy'emu Ngo dwie demonstracje. Prounijną i propolską

W miniony weekend miałem zaszczyt poznać Andy'ego Ngo, amerykańskiego dziennikarza, który od lat dokumentuje przestępstwa Antify. Mogłem mu pokazać Warszawę – tyle, na ile było czasu – i posłuchać o jego doświadczeniach z rozróbami organizowanymi przez Antifę. Towarzyszyłem mu też podczas ostatnich demonstracji w Warszawie: tej prounijnej i propolskiej. Dla niego były to pierwsze demonstracje, jakie widział w Europie.
Andy Ngo [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Pokazaliśmy słynnemu Andy'emu Ngo dwie demonstracje. Prounijną i propolską
Andy Ngo / Waldemar Krysiak

Wstajemy późno. Emilia, u której nocuję, ma wprawdzie poranne zajęcia, ale zaczynają się one dopiero po 10. Oboje czekamy na wiadomości od Daniela, który prowadzi „Portal Warszawski” i odpowiada za pokazanie naszemu amerykańskiemu gościowi historycznych miejsc w stolicy. Potem Andy'ego przejmujemy my.

Kiedy kończę pisać podsumowanie wczorajszego panelu dyskusyjnego z Andy'm, dostajemy sygnał, żeby udać się na Stare Miasto. Emilia mieszka w centrum, idziemy więc na pieszo. Mamy odebrać Andy'ego pod Kolumną Zygmunta. Kiedy zbliżamy się do Kolumny, zdajemy sobie sprawę, że to nie jest najlepszy pomysł. Niedługo zaczną się demonstracje. A co, jeżeli ktoś go rozpozna?

Kiedy Daniel żegna się z nami, Andy chce coś zjeść. Chce odpocząć i zobaczyć jeszcze trochę Warszawy. Postanawiamy więc odejść od Starego Miasta, uciec od zbierających się powoli tłumów ludzi.

Tu jest pięknie – mówi Andy – Tu czuje się jak w europejskim mieście.

Kiedy szukamy lokalu, w którym można by usiąść, jesteśmy świadkami kuriozalnego przemarszu: grupka około dziesięciu osób (głównie w podeszłym wieku) przechodzi środkiem ulicy, która w ten weekend jest nieprzejezdna dla aut. Każdy niesie flagę Unii Europejskiej i krzyczy:

Nie wyprowadzajcie nas z Europy! Oddajcie młodym marzenia! Oddajcie nam Polskę! - skandują.

Niepozorna parada przechodzi obok, filmowana z przodu przez kobietę o zadowolonej minie. „Robię coś ważnego. Robimy coś wielkiego” - taki przekaz odczytuję z jej twarzy.

Po szybkiej kawie dowiadujemy się, że ma do nas dołączyć Krzysiek, który podobnie jak my był na panelu dyskusyjnym. Mówimy mu więc, że znajdziemy się na Starym Mieście.

Robi się ciemno, a wokół nas rozlegają się pierwsze krzyki: „J*bać PiS!”. Tłumaczymy Andy'emu, co to znaczy i dlaczego ci ludzie tak krzyczą. Tłum powoli gęstnieje, zaczyna się prounijna demonstracja.

 

Za Unią

W tym momencie Andy się zmienia. Staje się zainteresowany, pobudzony, rozgląda się. Rozumiejąc, że demonstracje to jego pasja, jego strach i jego uzależnienie, proponuję, żebyśmy poszli je jednak zobaczyć. Andy się zgadza.

Idziemy jednak powoli, czekając na Krzyśka, który dopiero wraca z mszy. Sam Andy – urodzony i wychowany w prawdopodobnie najbardziej lewicowym mieście Ameryki, Portland – dziwi się liczbą świątyń w Warszawie:

Czy to jest bazylika? Czy to jest katedra? - pyta non stop.

To „tylko” kościół – odpowiadam mu, gdy mijamy kolejne budynki. Jemu każdy z kościołów wydaje się ogromny. W Portland takie świątynie muszą być rzadkością – myślę sobie, a Andy dodaje, że kocha barokową architekturę.

Wchodzimy więc do Bazyliki Świętego Krzyża. Jeszcze przed schodami opowiadam mu o rozróbach, jakie zorganizowali aktywiści LGBT w Warszawie w ostatnim czasie. Mówię mu o flagach rozwieszanych na pomnikach Chrystusa i Kopernika, i o wrogim nastawieniu, jakie postępowi działacze propagują wśród swoich zwolenników. Wiem, że Andy jest krytyczny wobec ideologii gender, pokazuje mu więc też zdjęcia z polskich, tęczowych zamieszek. Ostatecznie, ja i Andy jesteśmy obaj homoseksualnymi mężczyznami, którzy określają się jako „klasyczni liberałowie”, centro-prawica. Ja jestem nazywany często homofobem i zdrajcą, i wiem, że on traktowany jest podobnie: mimo że należy jako Azjata do dwóch mniejszości, etnicznej i seksualnej, progeresywni aktywiści nienawidzą go dogłębnie. Parę razy go pobili, parę razy uszedł ledwie z życiem.

Andy jest zachwycony Bazyliką. Panuje w niej spokój i przepych – coś prawdopodobnie przeciwnego do wielu miejsc w Portland, gdzie Antifa razem z Black Lives Matter wybijają szyby w oknach, podpalają samochody i biją oponentów do krwi. Takie sceny pokazywał nam wczoraj Andy podczas panelu dyskusyjnego w Centrum Sztuki w Zamku Ujazdowskim.

Kiedy opuszczamy Bazylikę, jest już noc. Ulice są pełne ludzi niosących unijne flagi. Andy odzyskuje swoje zainteresowanie, dotąd skierowane ku ołtarzowi i sercu Chopina, i kieruje krok w stronę Kolumny Zygmunta. My idziemy za nim. Nie możemy zgubić naszego gościa. Ja w tym momencie zdaję sobie sprawę z czegoś niepokojącego: z tęczowych flag.

To nie same jednak flagi napawają mnie niepokojem. Chodzi mi o tych, którzy je niosą, bo w tym momencie rozumiem, że mogę być rozpoznany. Wiele lat temu, kiedy miałem inne poglądy, sam byłem prounijnym, kolorowym aktywistą. Moi dawni znajomi – część z nich to dzisiaj aktywiści LGBT – nigdy nie wybaczyli mi zmiany poglądów.

Mam więc nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Nie sądzę, że mogłoby dojść do przemocy, ale kilka razy zdarzyło się, że ktoś krzyczał za mną wulgaryzmy. Były też groźby, tak realne, jak i wirtualne. Andy jednak idzie wprzód, ja idę więc za nim. W USA, jego ojczyźnie, byłoby zupełnie odwrotnie: żeby dołączyć do lewicowej demonstracji, musiałby być cały zamaskowany. Ryzykowałby życie. Tutaj jest bezpieczny. Tam to ja bym mógł oberwać za zwykłe bycie uprzejmym wobec niego.

Razem z nami idzie Emilia. Krzysztofa nadal jednak nie widać, a tłum zaczyna napierać: idziemy teraz wśród gęstniejących symboli Unii, a ludzie stają się coraz głośniejsi i pewni siebie. Niektórzy mówią coś o „pisowskim reżimie”, inni o „ataku na demokrację”, jeszcze inni robią sobie zdjęcia, które pewnie wrzucają na Instagrama. Gdzieś z tyłu rozlegają się znowu okrzyki: J*bać PiS!

Taka liczba policjantów byłaby niemożliwa u nas! – komentuje nagle Andy, kiedy przechodzimy obok kolejnego policyjnego samochodu – U nas tak nie ma. U was to normalne? Czy to wojsko, to tam?

Emilia tłumaczy mu, że większość politycznych demonstracji jest ściśle kontrolowana przez policję. Że policja nie dopuszcza z reguły do eskalacji konfliktu, że nasze marsze i demonstracje rzadko zamieniają się w festyny przemocy, znane z innych krajów.

U nas jest odwrotnie – wtrąca dziennikarz – U nas policja pozwala na starcia. Czasem stoją obok i kompletnie nie reagują. Czasem nie mogą.

Rozumiem jego uwagę – właśnie skończyłem czytać trzeci rozdział jego książki i wiem, ze policja w City of Roses i innych miastach kontrolowanych przez lewicowych ideologów nie tylko pozwala na przemoc, ale czasem nie ma też innego wyjścia. Stróże prawa są na rozróbach Antify w mniejszości, często nie wolno im używać gazu pieprzowego, a czasem to nawet lokalni politycy twierdzą, że przemocowe, lewicowe demonstracje są narzędziem demokracji. Że zmieniają świat na lepsze.

Nie mamy szans wejść na Plac Zamkowy, bo jest już pełen demonstrantów. Na jego obrzeżach trudno jest jednak odróżnić, kto przyszedł wspierać Unię, a kto tylko przechodzi. Wielu turystów zdaje się znajdować gdzieś, gdzie nie chcieli się znaleźć. Wiele osób tylko stara się przecisnąć naokoło placu, wykorzystując poboczne uliczki. W jedną z takich uliczek skręcamy i my, kiedy za nami rozlegają się wrzaski:

J*bać Pis! Wypi*rdalać! - skanduje grupa agresywnych mężczyzn. Każdy niesie dużą flagę UE. My postanawiamy skręcić jeszcze raz, a Andy nagrywa wrzeszczących mężczyzn, ci jednak szybko milkną, znudzeni własnymi sloganami.

Następna niespodzianka czeka na nas jednak tuż za rogiem: przeciskając się dalej przez tłum i skręcając na lewo, trafiamy na stojący pod ścianą jednego domu` rząd policjantów. Policjanci czekają na coś w gotowości, spoglądając jeden na drugiego. Mijające je kobiety – niektóre ubrane na niebiesko, niektóre niosące transparenty ze złotymi gwiazdkami — podchodzą do nich i plują policjantom przed stopy.

Wy k*rwy! Wy złodzieje! Oddajcie nam naszą wolność! - krzyczą histerycznie. W pewnym momencie jedna z nich podchodzi bardzo blisko do policjanta i zaczyna wymachiwać pięściami tuż przed jego twarzą.

Jak wam nie wstyd?! Śmiecie jesteście, nie ludzie! - woła kobieta, prawie uderzając policjanta w twarz. Ten odwraca wzrok. To samo robią jego koledzy.

Zanim mi lub Andy'emu udaje się nagrać zdarzenie, kobieta odwraca się na pięcie i odchodzi, przeklinając. W tym momencie pojawia się znikąd Krzysiek i pyta:

Idziemy na demonstrację narodowców?

 

Przeciw Unii

Znowu przeciskamy się przez niebieski tłum. Andy'emu rozładowuje się telefon, a ja przypominam sobie, że on miewa na lewicowych demonstracjach ataki paniki – pisze o tym w swojej książce. Pytam się go więc, czy wszystko w porządku, kiedy to raz z lewej, raz z prawej jesteśmy popychani przez mijających nas ludzi.

Wszystko ok. Gdyby to jednak była lewicowa demonstracja gdzieś w Portland, czułbym... - nie kończy zdania, a ja domyślam się, co by było. To na lewicowych manifestacjach w Portland Andy miał skradziony aparat i rozbitą czaszkę.

Okazuje się, że nie wolno nam wejść na demonstrację narodową: ta otoczona jest kordonem policji, który cofa nas, kiedy chcemy iść w kierunku Bąkiewicza i jego ludzi. Z jednej strony jest to zrozumiałe – służby chcą uniknąć konfrontacji. Z drugiej strony, wiele osób, które chciałyby przejść na drugą manifestację, odsyłanych jest z kwitkiem. W tym momencie czuję się lekko zdesperowany i wysyłam wiadomości do konserwatywnych przyjaciół. Wiesz, gdzie dokładnie jest teraz Bąkiewicz? - pytam – Wiesz, jak się do niego dostać?

Zanim docieramy do prawdopodobnie jedynego punktu, w którym wolno „przejść na drugą stronę”, Andy robi zdjęcia graffiti na ścianach zabytkowych domów, którymi zwolennicy Antify ozdobili miasto. Antifa jest więc i tu, za oceanem – choć tutaj nie jest jeszcze tak niebezpieczna, jak w ojczyźnie dziennikarza. Ostatecznie znajdujemy też jedyną prawdopodobnie lukę w policyjnym kordonie, przez którą można przejść na drugą stronę. I tutaj jednak jest kontrola: musimy dać się sprawdzić policjantom, mój plecak jest dokładnie przeszukiwany.

Wreszcie udaje nam się dotrzeć do kontrmanifestacji. Tłum zgromadzony wokół sceny jest mały. Nie wiemy, czy przyszliśmy za późno i czy wcześniej było więcej osób. Z mikrofonu w kierunku kilkudziesięciu osób zebranych wokoło sceny Bąkiewicz wykrzykuje patriotyczne hasła. Część z nich jest krytyką Unii, część hasłami przeciwko niemieckiej dominacji. Czasem Bąkiewicz potrzebuje przerwy – przemawia już pewnie dość długo i powoli traci głos. W przerwach między jego hasłami gra głośna muzyka, która zagłusza po części demonstrację prounijną. To sprytne użycie legalnych, nieprzemocowych środków, by wprowadzić w zakłopotanie drugą stronę.

Głośna muzyka, użyta tutaj jako szpila wbita w politycznych oponentów, jest też jednak mieczem obosiecznym: uderza w zwolenników Unii, ale też w demonstrantów propolskich. Ta muzyka to głośny, brutalny metal, produkowany z całą siłą przez potężne głośniki. Trudno jest więc ją długo wytrzymać — to męczący hałas. Andy łapie się za uszy, a ja proponuje, żebyśmy weszli do najbliższego lokalu, by móc obserwować z dala.

Andy robi więc ostatnie zdjęcia – tym razem z polską flagą – a potem ukrywamy się w prostej restauracji, która nadal jest otwarta.

Po kilkudziesięciu minutach obie demonstracje powoli dobiegają końca. W oddali cichną wulgarne hasła, wznoszone przez niebieski tłum, a z narodowych głośników rozbrzmiewa Rota.

To były pierwsze demonstracje, jakie widziałem w Europie – mówi Andy.

Witamy w Polsce! - odpowiadam ja.

Mam w tym momencie świadomość, że dla niego to nic w porównaniu z tym, co widział w Ameryce. Mam też nadzieję, że tak to już u nas pozostanie: „zaściankowo”, ale spokojnie. Moje życzenie jednak – takie mam przeczucie – niestety się nie spełni.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe