[Tylko u nas] Doktor Rafał Brzeski: Baśń o Frontexie
![Superman [Tylko u nas] Doktor Rafał Brzeski: Baśń o Frontexie](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16365803156fc2e706a569bb421d558af99af8a449fce5a4f8f13cfa312b5e4b7e7a09e354.jpg)
Prześcigając się w epitetach i wulgaryzmach, „totalsi” domagają się gromko i uparcie, aby rząd (i osobiście premier) wzywał na pomoc Frontex, Komisję Europejską i przeróżne gremia międzynarodowe, nie zdając sobie sprawy, że w takich apelach wychodzą z nich ignorancja i kompleksy. Obserwując „totalsów” można dojść do wniosku, że spora część krajowej elity medialno-politycznej żyje w świecie mitów kreowanych przez profesjonalnych magików, takich jak rzecznik Komisji Europejskiej Stefan de Keersmaecker, który zapewniał, że „pracownicy” unijnych agencji, w tym Frontexu, „są gotowi do rozmieszczenia na granicach zewnętrznych” Unii.
Unijna platforma wymiany informacji i analiz jaką jest Frontex, to w wizji eurokratów uniwersalne panaceum na migrantów zbrojnych w łopaty i nożyce do przecinania drutów. Utworzona w 2004 roku Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej ma za zadanie nieść pomoc państwom z grupy Schengen „w ochronie granic zewnętrznych unijnej przestrzeni swobodnego przepływu osób”. Jej mandat od 2016 roku obejmuje również kontrolę migracji i zarządzanie granicami wraz ze zwalczaniem przestępczości transgranicznej. Na oficjalnych stronach różnych instytucji Unii Europejskiej brak informacji, ile kilometrów liczy zewnętrzna granica strefy Schengen. Podaje się natomiast, że jej obszar ma ponad 4,5 miliona km2, a personel Frontexu liczy według jednych źródeł 1300, wedle innych „ponad 1500 funkcjonariuszy” oddelegowanych z państw członkowskich. Przyjmując, że Frontex ma 1600 mundurowych, to jeden wypada na 2800 km2. Przy czym większość z operacyjnego kontyngentu to funkcjonariusze oddelegowani z Polski. Najcenniejszym elementem eurosłużby granicznej jest Europejskie Centrum Monitoringu, czyli platforma wymiany informacji o sytuacji na granicach EU, które mieści się w Warszawie. Skoro więc Frontex to swoista ekspozytura polskich służb, to po co wołać ją na pomoc? Mit supersłużby upada.
Mityczne możliwości realnej pomocy w konfrontacji z hordą migrantów ma również Komisja Europejska. Jednym z kluczowych elementów takiego starcia jest dobre rozpoznanie, co dzieje się po drugiej stronie granicy oraz na jej bliższym i dalszym zapleczu. Tymczasem Komisja Europejska nie ma ani wywiadu, ani kontrwywiadu, ani wojska, ani policji. Ma tyle informacji i możliwości fizycznego nadzoru prawa i porządku, ile odstąpią jej rządy krajów członkowskich. Tym samym działanie agend Komisji Europejskiej to przepychanie papierków z biurka na biurko. Istnieje wprawdzie Europejska Szkoła Wywiadu z siedzibą w Grecji, ale prowadzi tylko programy szkoleniowe i seminaria dla urzędników unijnych „w kooperacji” ze służbami wywiadowczymi i kontrwywiadowczymi krajów członkowskich UE. Czyli praktycznie Komisja Europejska jest bezzębna, a rzeczywisty wywiad i kontrwywiad posiadają rządy narodowe i od nich zależy, czy podzielą się swoją wiedzą z eurokratami. Zazwyczaj trzymają karty przy sobie, gdyż w porównaniu z korytarzami Brukseli sito to niezwykle szczelne narzędzie. Nie dalej jak we wrześniu eksperci ostrzegli, że unijne instytucje są dla obcych wywiadów „celem atrakcyjnym, a przy tym słabo bronionym”, ponieważ „mają niewiele środków obrony i władzy sprawczej”, a wszystkie decyzje wymagają „konsensusu i zgody instytucji unijnych i rządów krajów członkowskich”.
Jedno co istotne, a co Komisja Europejska posiada, to możliwość asygnowania funduszy, ale w przypadku sytuacji na granicy Polski z Białorusią szefowa KE Ursula von der Leyen kategorycznie zapowiedziała, że nie będzie funduszy unijnych „na druty kolczaste czy mury”. Tak więc pozostają tylko własne, polskie służby i dla „totalsów” lepiej byłoby nie obrażać i nie poniżać ich funkcjonariuszy, gdyż inaczej autorzy inwektyw mogą niespodziewanie spotkać się oko w oko z migrantami i zostać przez nich „ubogaceni”.