[Tylko u nas] „Bez Was byśmy zginęli”. Reportaż o pomocy dla domu dziecka w Iwano-Frankowsku

– Chciałabym podziękować Wam wszystkim i każdemu z osobna. Jesteście wspaniali. Padam przed Wami wszystkimi na kolana. W imieniu całej Ukrainy i we własnym z całego serca dziękuję Wam za pomoc dla naszych dzieci – mówi w rozmowie z nami Marianna, organizująca pomoc dla dzieci, które zostały na Ukrainie.
Pani Marianna z dziećmi w Iwano-Frankowsku
Pani Marianna z dziećmi w Iwano-Frankowsku / arch. prywatne

– Gdyby nie Wy, zginęlibyśmy, mówię zupełnie poważnie. Jak to się wszystko skończy, chcę Was odwiedzić i osobiście Wam podziękować  – dodaje.

 

Wyją syreny


Kiedy umawiamy się na pierwszą rozmowę, Pani Marianna nagrywa krótką wiadomość. – Wyją syreny, spadają rakiety, nie wiemy, co będzie za pięć minut. Dziś w nocy mieliśmy alarmy bombowe, chowamy się w piwnicach i schronach i czekamy, co będzie się dalej działo, trudno mi cokolwiek zaplanować, także nie wiem, kiedy porozmawiamy – mówi. Jest Ukrainką, która mieszkała i pracowała w Polsce, ale z chwilą wybuchu wojny wróciła do swojej ojczyzny, by organizować pomoc dla dzieci z domów dziecka i sierot, które tam pozostały. W Iwano-Frankowsku organizuje punkty pomocy dla najmłodszych przybywających tam z całego ogarniętego wojną kraju.


Ich sytuacja jest bardzo trudna. – Początkowo było u nas względnie spokojnie, ale niestety w drugim tygodniu wojny zaczęły spadać na nasze miasto rakiety. Jesteśmy wszyscy przerażeni, kto ma jakichś krewnych i znajomych na wsi, udaje się tam, aby się ukryć. Zorganizowaliśmy punkty pomocowe dla najmłodszych. Mieszczą się one w szkołach, halach, siłowniach, dużych sklepach, praktycznie wszędzie, gdzie się da. Przyjmujemy dzieci i matki z maluchami, mężczyźni udają się do miast, gdzie toczą się walki, aby pomagać naszym żołnierzom. Dzieci są w każdym wieku – od noworodków po siedemnastolatki. Osiemnastolatki dostają już wezwanie do wojska. Kto chce się ukryć albo wyjechać za granicę, robi to. Kto czuje się w obowiązku walczyć za swój kraj, idzie na front. Mój syn skończy 18 lat we wrześniu, obecnie uczył się w Polsce i przygotowywał do pójścia na studia na informatykę. Pracuje jako wolontariusz na dworcu we Wrocławiu, jest tłumaczem. Jest też patriotą ukraińskim i bardzo przeżywa to, co się dzieje, pomaga naszym rodakom jak umie – opowiada pani Marianna.


Dzieciom potrzeba przede wszystkim jedzenia. Starsze umieją wydzielać sobie żywność, gromadzić ją, młodsze zupełnie tego nie potrafią. – Malutkie dziecko będzie płakało, jeśli nie będzie często karmione. Potrzeba nam mleka w proszku dla dzieci, kaszek. Starsze chętnie jedzą parówki z puszek, pasztety, konserwy czy sery. Potrzebne są nam także pampersy, wilgotne chusteczki, maści przeciw odparzeniom, leki przeciwkaszlowe, przeciwgorączkowe, na przeziębienie czy ból brzucha. Jest u nas trochę chłodno, a dzieci zgromadzone w dużych wspólnych pomieszczeniach bardzo szybko zarażają się od siebie – tłumaczy pani Marianna. – Jeśli ktoś będzie miał możliwość i ochotę przekazać nam wózek dziecięcy, zawsze chętnie przyjmiemy taki dar. Potrzeba nam także proszków do prania i środków do mycia naczyń – ręcznie i w zmywarkach. Będziemy także wdzięczni, jeśli ktoś przekaże nam ubrania, zwłaszcza takie dla malutkich dzieci, które trzeba często przebierać. Te starsze rozumieją, że teraz są ważniejsze sprawy niż codzienne zmienianie ubrań i godzą się z tym, że ich garderoba jest mocno uszczuplona – dodaje. 

Do Iwano-Frankowska zjeżdżają dzieci z trzynastu ukraińskich miast. Część z nich to sieroty, część przybywa bez rodziców, którzy nie mieli możliwości zapewnić sobie transportu, a chcieli w pierwszej kolejności ratować dzieci i wywieźć je z miejsc, gdzie toczy się wojna. – Już prawie nie ma u nas miejsca, ale robimy wszystko, żeby nikogo nie zostawić bez pomocy, bo sytuacja jest naprawdę straszna – podkreśla moja rozmówczyni.

 

Nie każdy może uciec


Nie jest bezpiecznie. – Kijów nazywałam, śmiejąc się przez łzy, „Las Vegas”, tak świecił od wybuchów. Kiedy jechaliśmy czterema samochodami z darami żywnościowymi dla naszych żołnierzy, a później ewakuowaliśmy czternaście osób z Kijowa, wracaliśmy lasami, pustymi drogami, bardzo się wówczas bałam. Spędziłam wówczas za kierownicą równe trzydzieści sześć godzin. Zatrzymywaliśmy się tylko po to, żeby pójść to toalety i zatankować paliwo. Jadłam w drodze, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą – kanapkę – opowiada Ukrainka. Uchodźcy w drodze na przemian płakali i starali się żartować, żeby nie dopuścić do wybuchu paniki, która uniemożliwiłaby im działanie. Śpiewali ukraiński hymn. 

W pewnym momencie wyjechaliśmy na drogę, o której powiedziano nam, że znajduje się pod ostrzałem. Uciekliśmy stamtąd, wybierając inną trasę. Niestety okazało się, że i tam było gorąco. Ostrzelali zderzak jednego z naszych samochodów, nie powodując jednak większych uszkodzeń. Dojechaliśmy do granicy i tam staliśmy w pięćdziesięciokilometrowym korku. To samo działo się na stacjach benzynowych. Żeby zatankować, czekaliśmy kilka godzin w kolejce kilkudziesięciu samochodów. Na szczęście wszystko się udało, a uratowane rodziny płakały z wdzięczności, dziękując nam za ocalenie życia – relacjonuje pani Marianna. Przejechała wówczas 1500 kilometrów. – Kiedy wróciłam do domu, położyłam się na łóżku i płakałam pół nocy po tym wszystkim, co widziałam. Szczególnie wstrząsające były dla mnie obrazy rodziców, którzy nie mają dokąd uciec i przekazują swoje dzieci obcym ludziom, aby tylko je uratować. I ludzie tak robią, niezależnie od tego, czy mają miejsce, czy nie, zabierają te dzieci i przywożą do nas, do Iwano-Frankowska albo do Lwowa – tłumaczy.


– Każdy pomaga jak umie, nikt nie ogląda się na instytucje powołane do pomocy, ale zakasuje rękawy i robi to, co potrafi. Zebraliśmy się w kilka rodzin i śmiejemy się, że chodzimy „na żebry”, prosząc o pieniądze na paliwo, jedzenie czy środki czystości. Kiedy zbierzemy dary, segregujemy je i wozimy do szkół, gdzie przebywają dzieci. Na początku w każdej szkole pytaliśmy, co konkretnie jest im potrzebne, teraz już nie pytamy, tylko po prostu zawozimy podstawowe produkty – dodaje.


Wojna sprawiła, że zaczęła inaczej patrzeć na wiele spraw. – Doceniam wszystko, co mam. Nie są ważne nasze ciągłe zachcianki i dążenia, żeby mieć to czy tamto. Ważne jest, żeby w każdym kraju panował pokój i żeby móc żyć i zachować zdrowie. Jestem bardzo zmęczona fizycznie i psychicznie, ale działam dalej. To mój ludzki obowiązek, z którego nie mogę zrezygnować. Miałam lecieć do Polski 5 marca, ale zrezygnowałam. Jeśli wszyscy stąd uciekną, kto zostanie z tymi dziećmi? Dorośli dadzą sobie jakoś radę, ale dzieci nie, a już zwłaszcza nie te, które zostały sierotami – wyjaśnia pani Marianna. I przekazuje podziękowania z frontu. – To my, ukraińscy żołnierze. Zwracamy się do Was, wolontariuszy. Chcemy za pośrednictwem Pani Marianny Wam podziękować za Waszą pomoc i poprosić o to, czego nam najbardziej brakuje, czyli hełmy i peryskopy.


Dołącza do nich także moja rozmówczyni. – Chciałabym podziękować Wam wszystkim i każdemu z osobna. Jesteście wspaniali. Padam przed Wami wszystkimi na kolana. W imieniu całej Ukrainy i we własnym z całego serca dziękuję Wam za pomoc dla naszych dzieci. Gdyby nie Wy, zginęlibyśmy, mówię zupełnie poważnie. Jak to się wszystko skończy, chcę Was odwiedzić i osobiście Wam podziękować – mówi ze wzruszeniem. 


Agnieszka Żurek


Transport darów dla dzieci z Iwano-Frankowska organizuje Katolickie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół „Klika” w Krakowie. Dary można dostarczać w Krakowie przy ul. Estery 3 od środy do piątku w godzinach 15:00–18:00. W sobotę w od 15:00 do 20:00. Zbiórkę można wesprzeć także, wpłacając środki na konto: KLIKA Kraków 8612404650 1111 0010 3971 5330 z dopiskiem UKRAINA – dla Marianny.

I na koniec kilka słów od wolontariuszki Marzeny Kruk z Kliki Kraków:

Czy da się podsumować to wszystko w słowach? 🤔 Emocje towarzyszące tej akcji ciężko ująć w jakieś sensowne zdania. Postaram się przekazać trochę tego, co działo się w ostatnich dniach.  Marianna zamieszcza post na Facebooku odnośnie potrzeby, odpowiadamy, są tam dzieci, również z niepełnosprawnościami, sieroty, zbierane z całej Ukrainy, sprowadzane przez Mariannę, która jeździ w busiku po kilkadziesiąt godzin, kilkaset kilometrów, aby uratować te małe życia, narażając przy tym swoje. Rozmowa z tą kobietą wywołuje łzy i gęsią skórkę. Zapada decyzja – robimy zrzutkę i wysyłamy dary. Rozgłaśniamy naszą akcję, jak się tylko da, angażujemy ludzi nie tylko z Polski. Nie spodziewamy się jednak, że osiągnie to taką skalę. Tysiące pampersów, chusteczek, słoiczków dla dzieci, kaszek, soczków, zabawek, ubranek, wózki, pojawiła się nawet wanienka! Wszystkie te rzeczy musimy pomieścić w malutkim sklepiku na krakowskim Kazimierzu. Potrzeba rąk do pracy, sortowania, pakowania. Pojawiają się znajome twarze – osoby, na które wiesz, że cokolwiek będzie się działo, możesz liczyć. Ale również zupełnie nowe osoby, które przypadkiem dowiedziały się o zbiórce z internetu, przyleciały zza oceanu 😮, przechodziły obok miejsca zbiórki. Po prostu dobrzy ludzie, anioły, poświęcają swój czas wolny na robienie dobra🙏.  No OK, ale… zaczyna nam brakować kartonów 😁, akcja KARTONY znów zakończona z powodzeniem, na szybko zgromadziliśmy kartonów również na kolejny transport 😁.  Pakujemy wszystko do busów, ale brakuje nam czegoś, żeby go dopełnić pod sam sufit. Jest niedziela – godzina 21:00… Jedyna czynna Biedronka na Dworcu Głównym pozbyła się wszystkich pampersów z magazynu 😁. No cóż 😎. Koniec, zapakowane. W poniedziałek rano najlepsi❗️kierowcy ruszają w podróż, bezpiecznie docierają na miejsce, przekazują wszystko w ręce Marianny. Jeśli chociaż jeden pampers i słoiczek uciszy płacz niemowlaka, a jedna zabawka wywoła uśmiech na twarzy dziecka – wykonaliśmy zadanie. Zadziało się tyle dobra przez ostatnie dni. Dziękujemy każdej osobie, która wspomogła naszą zbiórkę. Jest ich na tyle dużo, że nie będziemy wymieniać wszystkich z imienia – oni wiedzą ☺️.
„Wysławiam z całego serca Boga, który dał mi poznać ludzi naprawdę dobrych” – św. Ojciec Pio. Dziękujemy Bogu za zesłanie nam tych wszystkich osób, ich zaangażowanie, determinację, chęć niesienia pomocy, dzielenia się, okazywania miłości. Prosimy o więcej🙏. Na tym nie kończymy, mamy jeszcze więcej motywacji do działania 😎. Aaaaaa… No i najważniejsze!😁 KLIKA Kraków!

Na zdjęciu wolontariusze z Krakowa.


 

POLECANE
Niebezpieczna interwencja w Radomiu. 26-latka z nożem Wiadomości
Niebezpieczna interwencja w Radomiu. 26-latka z nożem

W sobotę wieczorem w Radomiu doszło do niebezpiecznej interwencji, podczas której policjanci próbowali obezwładnić kobietę chodzącą po mieście z nożem. Zgłoszenie wpłynęło około godz. 21.00. Po przyjeździe na miejsce funkcjonariusze zlokalizowali 26-letnią kobietę w okolicy ul. Słowackiego.

Świąteczne ceny w górach szokują Wiadomości
Świąteczne ceny w górach szokują

Z porównania przygotowanego przez Telewizję wPolsce24 wynika, że ceny ceny noclegów w polskich kurortach górskich poszły gwałtownie w górę. Procentowo koszt pobytu w okresie świąteczno-noworocznym w Zakopanem i Szczyrku zdrożał bardziej niż w Livigno.

Ryzykowny spacer po Morskim Oku. Wśród turystów były dzieci Wiadomości
Ryzykowny spacer po Morskim Oku. Wśród turystów były dzieci

W sieci znów zawrzało po opublikowaniu nagrania z Tatr. Na profilu „tatry_official” na Instagramie pokazano turystów spacerujących po zamarzniętym Morskim Oku. Największe poruszenie wywołał fakt, że na lodzie znajdowały się także małe dzieci.

Zrobiliśmy to co do nas należało. O Solidarności w Muzeum Pamięć i Tożsamość w Toruniu z ostatniej chwili
"Zrobiliśmy to co do nas należało". O Solidarności w Muzeum Pamięć i Tożsamość w Toruniu

„Od protestu do wolności – Toruń w historii Solidarności” – wernisaż wystawy o bohaterach opozycji antykomunistycznej na Pomorzu i Kujawach odbył się w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia w Muzeum Pamięć i Tożsamość im. św. Jana Pawła II w Toruniu. Fundację Promocji Solidarności podczas wydarzenia reprezentował dr Adam Chmielecki.

 Zdemolował sklep, upił się i zasnął w łazience. Szop recydywista stał się celebrytą z ostatniej chwili
Zdemolował sklep, upił się i zasnął w łazience. Szop recydywista stał się celebrytą

Historia z niewielkiego miasteczka w Wirginii w USA szybko stała się globalną sensacją. Szop pracz, który upił się alkoholem w sklepie monopolowym, dziś podejrzewany jest o serię włamań.

Udane kwalifikacje Polaków w Klingenthal. Komplet w niedzielnych zawodach z ostatniej chwili
Udane kwalifikacje Polaków w Klingenthal. Komplet w niedzielnych zawodach

Sześciu Polaków awansowało do niedzielnego konkursu Pucharu Świata w skokach narciarskich w niemieckim Klingenthal. Kwalifikacje wygrał Norweg Marius Lindvik. Piotr Żyła był 12., Maciej Kot - 26., Kamil Stoch - 33., Dawid Kubacki - 39., Paweł Wąsek - 43., a Kacper Tomasiak - 47.

Czarzasty podczas kongresu Lewicy: Będę walczył z Nawrockim. Wet za wet z ostatniej chwili
Czarzasty podczas kongresu Lewicy: Będę walczył z Nawrockim. Wet za wet

Podczas Kongresu Krajowego Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty nie tylko umocnił swoją pozycję w partii, ale także zapowiedział otwarty konflikt z prezydentem Karolem Nawrockim

Odkryto części obiektu przypominające drona. Pilny komunikat służb z ostatniej chwili
Odkryto "części obiektu przypominające drona". Pilny komunikat służb

W miejscowości Żelizna w powiecie radzyńskim (woj. lubelskie) odkryto fragmenty obiektu przypominającego drona – poinformowała lubelska policja.

Brytyjskie media alarmują. Coraz mniej Polaków na Wyspach Wiadomości
Brytyjskie media alarmują. Coraz mniej Polaków na Wyspach

Według najnowszych danych liczba Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii systematycznie maleje. Zjawisko to zauważyły brytyjskie media, a szczególnie dziennik „Daily Mail”, który poświęcił temu tematowi obszerny artykuł.

Do kogo należy złoto Włoch? Giorgia Meloni na wojnie z Europejskim Bankiem Centralnym tylko u nas
Do kogo należy złoto Włoch? Giorgia Meloni na wojnie z Europejskim Bankiem Centralnym

Plany potwierdzenia włoskiej władzy nad włoskim złotem wywołały burzę. Propozycja, by w budżecie na 2026 rok zapisać, że ponad 2,4 tys. ton złota należy do „włoskiego narodu”, wywołała ostry sprzeciw Europejskiego Banku Centralnego i napięcie między Rzymem a Frankfurtem. Spór o rezerwy warte setki miliardów euro staje się testem granic suwerenności państw w UE.

REKLAMA

[Tylko u nas] „Bez Was byśmy zginęli”. Reportaż o pomocy dla domu dziecka w Iwano-Frankowsku

– Chciałabym podziękować Wam wszystkim i każdemu z osobna. Jesteście wspaniali. Padam przed Wami wszystkimi na kolana. W imieniu całej Ukrainy i we własnym z całego serca dziękuję Wam za pomoc dla naszych dzieci – mówi w rozmowie z nami Marianna, organizująca pomoc dla dzieci, które zostały na Ukrainie.
Pani Marianna z dziećmi w Iwano-Frankowsku
Pani Marianna z dziećmi w Iwano-Frankowsku / arch. prywatne

– Gdyby nie Wy, zginęlibyśmy, mówię zupełnie poważnie. Jak to się wszystko skończy, chcę Was odwiedzić i osobiście Wam podziękować  – dodaje.

 

Wyją syreny


Kiedy umawiamy się na pierwszą rozmowę, Pani Marianna nagrywa krótką wiadomość. – Wyją syreny, spadają rakiety, nie wiemy, co będzie za pięć minut. Dziś w nocy mieliśmy alarmy bombowe, chowamy się w piwnicach i schronach i czekamy, co będzie się dalej działo, trudno mi cokolwiek zaplanować, także nie wiem, kiedy porozmawiamy – mówi. Jest Ukrainką, która mieszkała i pracowała w Polsce, ale z chwilą wybuchu wojny wróciła do swojej ojczyzny, by organizować pomoc dla dzieci z domów dziecka i sierot, które tam pozostały. W Iwano-Frankowsku organizuje punkty pomocy dla najmłodszych przybywających tam z całego ogarniętego wojną kraju.


Ich sytuacja jest bardzo trudna. – Początkowo było u nas względnie spokojnie, ale niestety w drugim tygodniu wojny zaczęły spadać na nasze miasto rakiety. Jesteśmy wszyscy przerażeni, kto ma jakichś krewnych i znajomych na wsi, udaje się tam, aby się ukryć. Zorganizowaliśmy punkty pomocowe dla najmłodszych. Mieszczą się one w szkołach, halach, siłowniach, dużych sklepach, praktycznie wszędzie, gdzie się da. Przyjmujemy dzieci i matki z maluchami, mężczyźni udają się do miast, gdzie toczą się walki, aby pomagać naszym żołnierzom. Dzieci są w każdym wieku – od noworodków po siedemnastolatki. Osiemnastolatki dostają już wezwanie do wojska. Kto chce się ukryć albo wyjechać za granicę, robi to. Kto czuje się w obowiązku walczyć za swój kraj, idzie na front. Mój syn skończy 18 lat we wrześniu, obecnie uczył się w Polsce i przygotowywał do pójścia na studia na informatykę. Pracuje jako wolontariusz na dworcu we Wrocławiu, jest tłumaczem. Jest też patriotą ukraińskim i bardzo przeżywa to, co się dzieje, pomaga naszym rodakom jak umie – opowiada pani Marianna.


Dzieciom potrzeba przede wszystkim jedzenia. Starsze umieją wydzielać sobie żywność, gromadzić ją, młodsze zupełnie tego nie potrafią. – Malutkie dziecko będzie płakało, jeśli nie będzie często karmione. Potrzeba nam mleka w proszku dla dzieci, kaszek. Starsze chętnie jedzą parówki z puszek, pasztety, konserwy czy sery. Potrzebne są nam także pampersy, wilgotne chusteczki, maści przeciw odparzeniom, leki przeciwkaszlowe, przeciwgorączkowe, na przeziębienie czy ból brzucha. Jest u nas trochę chłodno, a dzieci zgromadzone w dużych wspólnych pomieszczeniach bardzo szybko zarażają się od siebie – tłumaczy pani Marianna. – Jeśli ktoś będzie miał możliwość i ochotę przekazać nam wózek dziecięcy, zawsze chętnie przyjmiemy taki dar. Potrzeba nam także proszków do prania i środków do mycia naczyń – ręcznie i w zmywarkach. Będziemy także wdzięczni, jeśli ktoś przekaże nam ubrania, zwłaszcza takie dla malutkich dzieci, które trzeba często przebierać. Te starsze rozumieją, że teraz są ważniejsze sprawy niż codzienne zmienianie ubrań i godzą się z tym, że ich garderoba jest mocno uszczuplona – dodaje. 

Do Iwano-Frankowska zjeżdżają dzieci z trzynastu ukraińskich miast. Część z nich to sieroty, część przybywa bez rodziców, którzy nie mieli możliwości zapewnić sobie transportu, a chcieli w pierwszej kolejności ratować dzieci i wywieźć je z miejsc, gdzie toczy się wojna. – Już prawie nie ma u nas miejsca, ale robimy wszystko, żeby nikogo nie zostawić bez pomocy, bo sytuacja jest naprawdę straszna – podkreśla moja rozmówczyni.

 

Nie każdy może uciec


Nie jest bezpiecznie. – Kijów nazywałam, śmiejąc się przez łzy, „Las Vegas”, tak świecił od wybuchów. Kiedy jechaliśmy czterema samochodami z darami żywnościowymi dla naszych żołnierzy, a później ewakuowaliśmy czternaście osób z Kijowa, wracaliśmy lasami, pustymi drogami, bardzo się wówczas bałam. Spędziłam wówczas za kierownicą równe trzydzieści sześć godzin. Zatrzymywaliśmy się tylko po to, żeby pójść to toalety i zatankować paliwo. Jadłam w drodze, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą – kanapkę – opowiada Ukrainka. Uchodźcy w drodze na przemian płakali i starali się żartować, żeby nie dopuścić do wybuchu paniki, która uniemożliwiłaby im działanie. Śpiewali ukraiński hymn. 

W pewnym momencie wyjechaliśmy na drogę, o której powiedziano nam, że znajduje się pod ostrzałem. Uciekliśmy stamtąd, wybierając inną trasę. Niestety okazało się, że i tam było gorąco. Ostrzelali zderzak jednego z naszych samochodów, nie powodując jednak większych uszkodzeń. Dojechaliśmy do granicy i tam staliśmy w pięćdziesięciokilometrowym korku. To samo działo się na stacjach benzynowych. Żeby zatankować, czekaliśmy kilka godzin w kolejce kilkudziesięciu samochodów. Na szczęście wszystko się udało, a uratowane rodziny płakały z wdzięczności, dziękując nam za ocalenie życia – relacjonuje pani Marianna. Przejechała wówczas 1500 kilometrów. – Kiedy wróciłam do domu, położyłam się na łóżku i płakałam pół nocy po tym wszystkim, co widziałam. Szczególnie wstrząsające były dla mnie obrazy rodziców, którzy nie mają dokąd uciec i przekazują swoje dzieci obcym ludziom, aby tylko je uratować. I ludzie tak robią, niezależnie od tego, czy mają miejsce, czy nie, zabierają te dzieci i przywożą do nas, do Iwano-Frankowska albo do Lwowa – tłumaczy.


– Każdy pomaga jak umie, nikt nie ogląda się na instytucje powołane do pomocy, ale zakasuje rękawy i robi to, co potrafi. Zebraliśmy się w kilka rodzin i śmiejemy się, że chodzimy „na żebry”, prosząc o pieniądze na paliwo, jedzenie czy środki czystości. Kiedy zbierzemy dary, segregujemy je i wozimy do szkół, gdzie przebywają dzieci. Na początku w każdej szkole pytaliśmy, co konkretnie jest im potrzebne, teraz już nie pytamy, tylko po prostu zawozimy podstawowe produkty – dodaje.


Wojna sprawiła, że zaczęła inaczej patrzeć na wiele spraw. – Doceniam wszystko, co mam. Nie są ważne nasze ciągłe zachcianki i dążenia, żeby mieć to czy tamto. Ważne jest, żeby w każdym kraju panował pokój i żeby móc żyć i zachować zdrowie. Jestem bardzo zmęczona fizycznie i psychicznie, ale działam dalej. To mój ludzki obowiązek, z którego nie mogę zrezygnować. Miałam lecieć do Polski 5 marca, ale zrezygnowałam. Jeśli wszyscy stąd uciekną, kto zostanie z tymi dziećmi? Dorośli dadzą sobie jakoś radę, ale dzieci nie, a już zwłaszcza nie te, które zostały sierotami – wyjaśnia pani Marianna. I przekazuje podziękowania z frontu. – To my, ukraińscy żołnierze. Zwracamy się do Was, wolontariuszy. Chcemy za pośrednictwem Pani Marianny Wam podziękować za Waszą pomoc i poprosić o to, czego nam najbardziej brakuje, czyli hełmy i peryskopy.


Dołącza do nich także moja rozmówczyni. – Chciałabym podziękować Wam wszystkim i każdemu z osobna. Jesteście wspaniali. Padam przed Wami wszystkimi na kolana. W imieniu całej Ukrainy i we własnym z całego serca dziękuję Wam za pomoc dla naszych dzieci. Gdyby nie Wy, zginęlibyśmy, mówię zupełnie poważnie. Jak to się wszystko skończy, chcę Was odwiedzić i osobiście Wam podziękować – mówi ze wzruszeniem. 


Agnieszka Żurek


Transport darów dla dzieci z Iwano-Frankowska organizuje Katolickie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół „Klika” w Krakowie. Dary można dostarczać w Krakowie przy ul. Estery 3 od środy do piątku w godzinach 15:00–18:00. W sobotę w od 15:00 do 20:00. Zbiórkę można wesprzeć także, wpłacając środki na konto: KLIKA Kraków 8612404650 1111 0010 3971 5330 z dopiskiem UKRAINA – dla Marianny.

I na koniec kilka słów od wolontariuszki Marzeny Kruk z Kliki Kraków:

Czy da się podsumować to wszystko w słowach? 🤔 Emocje towarzyszące tej akcji ciężko ująć w jakieś sensowne zdania. Postaram się przekazać trochę tego, co działo się w ostatnich dniach.  Marianna zamieszcza post na Facebooku odnośnie potrzeby, odpowiadamy, są tam dzieci, również z niepełnosprawnościami, sieroty, zbierane z całej Ukrainy, sprowadzane przez Mariannę, która jeździ w busiku po kilkadziesiąt godzin, kilkaset kilometrów, aby uratować te małe życia, narażając przy tym swoje. Rozmowa z tą kobietą wywołuje łzy i gęsią skórkę. Zapada decyzja – robimy zrzutkę i wysyłamy dary. Rozgłaśniamy naszą akcję, jak się tylko da, angażujemy ludzi nie tylko z Polski. Nie spodziewamy się jednak, że osiągnie to taką skalę. Tysiące pampersów, chusteczek, słoiczków dla dzieci, kaszek, soczków, zabawek, ubranek, wózki, pojawiła się nawet wanienka! Wszystkie te rzeczy musimy pomieścić w malutkim sklepiku na krakowskim Kazimierzu. Potrzeba rąk do pracy, sortowania, pakowania. Pojawiają się znajome twarze – osoby, na które wiesz, że cokolwiek będzie się działo, możesz liczyć. Ale również zupełnie nowe osoby, które przypadkiem dowiedziały się o zbiórce z internetu, przyleciały zza oceanu 😮, przechodziły obok miejsca zbiórki. Po prostu dobrzy ludzie, anioły, poświęcają swój czas wolny na robienie dobra🙏.  No OK, ale… zaczyna nam brakować kartonów 😁, akcja KARTONY znów zakończona z powodzeniem, na szybko zgromadziliśmy kartonów również na kolejny transport 😁.  Pakujemy wszystko do busów, ale brakuje nam czegoś, żeby go dopełnić pod sam sufit. Jest niedziela – godzina 21:00… Jedyna czynna Biedronka na Dworcu Głównym pozbyła się wszystkich pampersów z magazynu 😁. No cóż 😎. Koniec, zapakowane. W poniedziałek rano najlepsi❗️kierowcy ruszają w podróż, bezpiecznie docierają na miejsce, przekazują wszystko w ręce Marianny. Jeśli chociaż jeden pampers i słoiczek uciszy płacz niemowlaka, a jedna zabawka wywoła uśmiech na twarzy dziecka – wykonaliśmy zadanie. Zadziało się tyle dobra przez ostatnie dni. Dziękujemy każdej osobie, która wspomogła naszą zbiórkę. Jest ich na tyle dużo, że nie będziemy wymieniać wszystkich z imienia – oni wiedzą ☺️.
„Wysławiam z całego serca Boga, który dał mi poznać ludzi naprawdę dobrych” – św. Ojciec Pio. Dziękujemy Bogu za zesłanie nam tych wszystkich osób, ich zaangażowanie, determinację, chęć niesienia pomocy, dzielenia się, okazywania miłości. Prosimy o więcej🙏. Na tym nie kończymy, mamy jeszcze więcej motywacji do działania 😎. Aaaaaa… No i najważniejsze!😁 KLIKA Kraków!

Na zdjęciu wolontariusze z Krakowa.



 

Polecane