„Tusk podjął decyzję na wniosek Moskwy”. Mocne słowa posłanki PiS ws. katastrofy smoleńskiej

– Jak się rozmawia z politykami, zwłaszcza z tej części Europy, która dobrze zna barbarzyństwo Rosjan - to najczęściej nie ma wątpliwości, co się zdarzyło w Smoleńsku – powiedziała Lichocka w Polskim Radiu 24, dodając, że "wszyscy wszystko wiedzą”.
– Ja myślę, że to przeświadczenie o tym, że ta tragedia, katastrofa smoleńska nie odbyła się bez udziału osób trzecich, że trzeba brać pod uwagę to, że ci ludzie zostali po prostu zamordowani, jest w tej chwili obecna również w głowach tych, którzy tę hipotezę do tej pory wypierali – oceniła posłanka PiS.
Joanna Lichocka przypomniała, że w 2010 r. w mediach "nie można było mówić, jak doszło do rozdzielenia wizyt w Smoleńsku" i "o tym, kto zawinił". – Nie można było przedstawiać stanowiska kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego – zaznaczyła.
– Donald Tusk podjął decyzję o rozdzieleniu tych wizyt na wniosek Moskwy. Żądał tego Władimir Putin. Pierwotnie miały być wspólne uroczystości 10 kwietnia i dopiero na skutek działania Kremla, nacisku Kremla na kancelarię premiera i na Donalda Tuska - rozdzielono te wizyty – wyjaśniła poseł PiS.
Przypomniała "na miesiąc przed 10 kwietnia" spotkanie dziennikarzy, którzy mieli obsługiwać medialnie uroczystości w Katyniu u szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Andrzeja Przewoźnika, który współorganizował te uroczystości. – Pamiętam, jak był zgnębiony tym, że już się chyba nie da nic zrobić, że jest takie parcie na rozdzielenie tych wizyt - wbrew logice, wbrew interesom Polski, wbrew polskiej racji stanu – powiedziała.
– To było robione wbrew tym, którzy dbali o polskie sprawy. I to była cyniczna gra Donalda Tuska i jego otoczenia - nie tylko po to, żeby spełnić oczekiwania strony rosyjskiej, ale też po to, żeby obniżyć rangę prezydenta Lecha Kaczyńskiego – wyjaśniła Lichocka, przypominając, że "oni walczyli z Kaczyńskim od początku jego prezydentury".