Prof. Boštjan M. Turk: Wybory do PE. Zmiana, którą brukselska oligarchia ignoruje

Scholz wyraził swoje poparcie dla Ursuli von der Leyen jako nowej przewodniczącej Komisji Europejskiej. Planuje ona utworzyć koalicję z partiami wyraźnie odrzuconymi przez wyborców 9 czerwca 2024 roku. Europejska Partia Ludowa stanie stanęła na czele Komisji z przewodniczącą, która jest obecnie objęta śledztwem Prokuratury Europejskiej.
Ursula von der Leyen
Ursula von der Leyen / Wikipedia CC BY-SA 3,0 de Mueller/MSC

Socjaliści, dotkliwie pokonani, powinni objąć przewodnictwo w Radzie Europejskiej, podczas gdy liberałowie, również pokonani (na przykład w Niemczech), przejęliby odpowiedzialność za politykę zagraniczną. Historia zdaje się powtarzać. Niewybieralny aparat biurokratyczny Brukseli ignoruje to, co wyrazili wyborcy i działa tak, jakby oni nie istnieli. Stanowi to bezpośrednie zawieszenie demokracji lub rodzaj miękkiego zamachu stanu, z poważnymi konsekwencjami.

Czytaj również: Politico o polsko-niemieckich konsultacjach: To upokarzające dla obu przywódców

„Bez komentarza”. Zdenerwowany prokurator w siedzibie KRS unika pytań posłów prowadzących interwencję poselską

 

"Konstytucja Europejska"

Nie jest to jednak pierwszy przypadek tego zjawiska. Tragedia polega na tym, że dzieje się to wielokrotnie. Przyjrzyjmy się kluczowemu wydarzeniu: Traktatowi Lizbońskiemu, kluczowemu dokumentowi Unii Europejskiej. Traktat ten miał początkowo zastąpić Konstytucję dla Europy, o której losie zadecydowali obywatele. We Francji 29 maja 2005 r. odbyło się referendum, w którym zadano następujące pytanie: "Czy zgadzasz się z projektem ustawy upoważniającej do ratyfikacji Traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy?". Pięćdziesiąt pięć procent głosujących zagłosowało przeciw. Wyniki tego referendum i podobnego głosowania w Holandii przypieczętowały los Traktatu, chociaż niektórzy nowi członkowie UE, tacy jak Słowenia, zatwierdzili go w swoich parlamentach.

Kiedy Konstytucja Europejska została odrzucona, Bruksela nie uszanowała woli ludzi, którzy powiedzieli "nie" dalszej biurokratyzacji Europy. Dwa lata później UE zaproponowała Traktat Lizboński. Belgia i Francja, a raczej ich rządy, nalegały, by nie wspominał on wyraźnie o chrześcijańskich korzeniach Europy. Jednak preambuła wyraźnie uznaje to pochodzenie, odnosząc się do "religijnych i kulturowych korzeni Europy", które są głównie chrześcijańskie. Większość zmian w Traktacie odrzuconych w 2005 r. została wprowadzona w formie poprawek. Od samego początku traktat lizboński był źle przyjmowany, a obywatele postrzegali go jako próbę unieważnienia przez Brukselę ich woli i, szerzej, ich wolności.

Dziś sytuacja się pogarsza. Nie tylko obywatele, którzy głosowali przeciwko rozszerzeniu uprawnień Unii Europejskiej w referendum w 2005 r., zostali zignorowani, ale także traktat lizboński, który powstał w wyniku tych wydarzeń, został zawieszony. Komisja Europejska pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen stanęła na czele tych nadużyć. Co przez to rozumiemy? Żadna z kwestii promowanych podczas jej kadencji nie jest zapisana w najwyższym dokumencie UE. Na przykład prawa mniejszości często miały pierwszeństwo przed prawami większości, co stanowiło formę nadużycia władzy. Jednak mniejszości, a w szczególności osoby LGBT+, nie są nigdzie wspomniane w traktacie lizbońskim. Podobnie nie ma wzmianki o "zielonej transformacji", która zdominowała debaty przez pięć lat i osłabiła niemiecki przemysł samochodowy. Traktat nie wspomina też wyraźnie o migrantach ani o fakcie, że granice Unii Europejskiej są otwarte na południe i wschód, co pozwala na napływ nieudokumentowanych migrantów.

 

Model Moneta

Jeśli chodzi o migrantów i korzenie Europy, nie możemy ignorować czasu, w którym Unia Europejska została formalnie ustanowiona. Przewodzili jej wizjonerzy tacy jak Jean Monnet, jeden z ojców założycieli nowoczesnej Europy. Niezależnie od tego, co ktoś myśli - i być może nie bez powodu - Monnet potajemnie zaaranżował projekt integracji gospodarczej przemysłu węglowego i stalowego, niezbędny dla potencjalnego przemysłu wojennego przeciwko Niemcom. W dniu 9 maja 1950 r. przedstawił uroczystą deklarację, w której zaprosił wszystkie zainteresowane kraje do położenia pierwszych konkretnych fundamentów federacji europejskiej, niezbędnej do zachowania pokoju, jak wskazał w swoich Wspomnieniach na stronie 353: "Łącząc podstawową produkcję i ustanawiając nową wysoką władzę, której decyzje będą wiążące dla Francji, Niemiec i krajów, które do niej dołączą, ta propozycja położy pierwsze konkretne fundamenty federacji europejskiej niezbędnej do zachowania pokoju".

W pobliżu tego cytatu znajduje się zdanie programowe podkreślające, że "dzięki zwiększonym zasobom Europa będzie w stanie zrealizować jedno ze swoich podstawowych zadań: rozwój kontynentu afrykańskiego". W ten sposób rozwój Europy implikował rozwój Afryki w oparciu o szeroko rozumianą cywilizację europejską. Ta awangardowa wizja jest rzadko spotykana w najnowszej historii. Oznacza to, że gdyby europejscy politycy podążali za duchem ojców założycieli, Afryka mogłaby być dziś tym, czym stała się Europa, oczywiście mutatis mutandis. 

 

Kryzys migracyjny

Należy również pamiętać, że migracja z Afryki do Europy nie jest motywowana wyłącznie humanitaryzmem. W 2015 roku Angela Merkel zdała sobie sprawę, że Niemcy nie chcą już pracować w sektorach budownictwa, infrastruktury drogowej i kanalizacji. Otworzyła więc granice dla ludzi z Afryki. Niestety, polityka ta doprowadziła do wyjazdu najbardziej zamożnych elementów Afryki, pozostawiając ich kraje pochodzenia bez wystarczających środków na rozwój. W rezultacie kryzys w Afryce pogłębia się, podczas gdy najwięksi filantropi w Brukseli, często wywodzący się z szeregów socjalistów i socjaldemokratów, praktykują dokładnie to, co krytykują u innych: bezwzględny imperializm.

Ta hipokryzja została ukarana 9 czerwca przez wyborców. Aspirują oni do normalnego stylu życia, do tradycyjnej Europy bez neomarksistowsko-socjalistycznych dodatków, które ją podkopują. Chcą Europy narodów i demokracji, w której szanuje się wolę ludzi. W tym kontekście skład nowej Komisji Europejskiej wydaje się dość groteskowy, zwłaszcza biorąc pod uwagę wyniki głównych partii socjalistycznych lub socjaldemokratycznych. Weźmy przykład Niemiec, największego zainteresowanego kraju.

 

Kryzys polityczny w Niemczech

Na wschodzie najwięcej głosów zdobyła prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), podczas gdy na zachodzie zwyciężył centroprawicowy blok CDU/CSU (w szerszym kontekście), po ciężkiej porażce rządu, tym bardziej naznaczonej wyjątkową frekwencją (64,8%). Partia kanclerza Scholza, SPD, poniosła najgorszą porażkę w swojej 130-letniej historii. Zieloni spadli do 11,9%, a FDP (liberałowie, którzy pod przywództwem Scholza tworzą teraz nową większość parlamentarną z pokonanymi socjaldemokratami) do 5,2%. 

Sondaże pokazują również, że około trzy czwarte Niemców od dawna jest niezadowolonych z wyników rządu federalnego. Scholz odmówił jednak podania się do dymisji i zamiast tego skrytykował sukces AfD, która zajęła drugie miejsce z wynikiem 15,9%, mówiąc, że ich polityka nie powinna stać się codzienną normą. "Nigdy nie możemy się do tego przyzwyczaić" - powiedział. "Musimy zawsze z tym walczyć". Jednak to właśnie tej polityki, która osłabiła Niemcy, kanclerz Scholz bronił najbardziej. Zielona transformacja, niekontrolowana imigracja i dezintegracja moralności społecznej są, jak wspomniano powyżej, dominującymi tematami wśród neolewicowców.

Dla Scholza ignorowanie woli ludu przyniesie odwrotny skutek. Zostanie zmieciony z powierzchni ziemi w następnych wyborach. Jest on częścią problemu, a nie częścią rozwiązania, podobnie jak przewodniczący Komisji Europejskiej. Historia szybko wyprzedza tego rodzaju polityczne manewry.

 

Kryzys polityczny we Francji

We Francji sytuacja jest nieco inna, ale tylko na pozór. Po dotkliwej porażce swojej partii, Macron rozwiązał Zgromadzenie i rozpisał wybory na koniec czerwca. Wyniki pokazały znaczny wzrost partii eurosceptycznych i nacjonalistycznych. Rassemblement National, wcześniej znany jako Front National i wcześniej kierowany przez Marine Le Pen, odniósł miażdżące zwycięstwo z około 33% głosów. Zwycięstwo to jest postrzegane jako oznaka niezadowolenia ze słabości tradycyjnych partii (takich jak Macron) i ich bezczynności w kluczowych kwestiach dla Republiki: po raz kolejny migrantów, suwerenności narodowej i transformacji ekologicznej.
Partia Macrona stała się wielkim przegranym, uzyskując zaledwie 12% głosów. Obecny prezydent zwołał wybory, które, podobnie jak w przypadku Scholza, nie będą go bezpośrednio dotyczyć, ponieważ pozostanie na stanowisku do 2027 r., czyli do końca swojej drugiej kadencji. Ale jeśli myśli, że odnawia swoje podejście z tymi samymi pomysłami, to się myli. Już wcześniej zawiodło, jak w 1997 r., kiedy Jacques Chirac rozwiązał Zgromadzenie Narodowe, aby rozpisać przedterminowe wybory na dwa lata przed końcem kadencji. Postrzegane jako ryzykowny manewr polityczny mający wzmocnić jego pozycję i pozycję jego partii, RPR, przyniosło odwrotny skutek. Partia Socjalistyczna, kierowana wówczas przez Lionela Jospina, zdobyła większość mandatów, zmuszając Chiraca do współpracy z lewicowym rządem, którego premierem został Jospin.

Tak więc przygoda Macrona może równie dobrze zakończyć się kontrolowaniem władzy wykonawczej i prezydenckiej przez francuską prawicę, a Marine Le Pen może zostać nowym prezydentem Francji.
Ale wtedy dla Europy otworzy się nowy rozdział. Od 2025 r. w Niemczech rządzić będzie prawica, składająca się z Chrześcijańskich Demokratów i Alternatywy dla Niemiec (AfD), powracając do swoich korzeni. Również we Francji stery państwa przejmie ekipa o tym samym zabarwieniu politycznym. Bruksela nie będzie w stanie zignorować tych zmian w największych państwach członkowskich, niezależnie od składu Komisji Europejskiej i układu sił w koalicji. Komisja będzie zmierzać ku normalności, ku prawicy.

 

Zmiana w Europie

Jeśli jest to najbardziej prawdopodobna perspektywa, komentowanie obecnego stanu rzeczy nie jest przedwczesne. Wyróżniają się tu dwa punkty. Ostatnie wybory europejskie przypominają upadek muru berlińskiego. Wydaje się, że radykalne ideologie socjalistyczne upadają mniej więcej co pół wieku, z marginesem dekady. Komunizm, który zapanował w Europie Wschodniej w latach pięćdziesiątych XX wieku, upadł w 1989 roku. Następnie przeszedł "ponowne pojawienie się", szczególnie wyraźne w ostatniej dekadzie, kiedy to, podobnie jak wcześniej komunizm, przekroczył granice rozsądku. Parady dumy, symbole nowej europejskiej "normalności" i "wartości", a także otwarte granice, świadczą o dryfie brukselskich elit. 
W dniu 9 czerwca bumerang powrócił i uderzył wyrzutnie w twarz. Jeśli ich zamiarem było ukaranie społeczeństwa, to właśnie oni zostali ukarani. Socjaliści, pod przykrywką socjaldemokracji, ponieśli poważną porażkę. Ich prawdziwa natura została ujawniona; ludzie odkryli, że pod altruistyczną powierzchownością byli niczym więcej niż lobby zorganizowanym w celu zdobycia władzy. Twierdzili, że motywują ich idee "klasy robotniczej" i walka o "dobro ludzkości", ale w praktyce ich działania ujawniły zupełnie inne motywacje. W Niemczech, Francji, Hiszpanii, Belgii, Austrii i innych krajach tak zwane partie socjaldemokratyczne doświadczyły odważnego wotum nieufności.

9 czerwca oznaczał plebiscytowe odrzucenie przez ludzi neomarksistowskiej lewicy, która wraz z wielkim biznesem przejęła brukselskie instytucje. Ludzie obalili mur berliński i jasno wyrazili swój sprzeciw wobec podstawowych inicjatyw neomarksizmu: przeciwko zielonej transformacji, masowej imigracji i polityce LGBT. Zwrócili uwagę, że koncepcje te były tak odległe od nich, jak wielkie systemy socjalistyczne do 1990 roku. I że potrzebne są zmiany.

Wielu to zrozumiało, inni nie. Obecna przewodnicząca Komisji, Ursula von der Leyen, jest jedną z głównych postaci tej porażki. Uosabia ona to, co nie zadziałało podczas poprzedniej kadencji. To, co zrobiła, było przeciwieństwem tego, co należało zrobić, nie wspominając o jej niezdolności do poradzenia sobie z dwoma poważnymi kryzysami: pandemią i wojną u progu Europy. Pod jej przywództwem Europa została trwale osłabiona, a na Ukrainie wybuchła wojna. Po tym jak została wybrana, zgodnie z logiką historii nastąpią nowe wojny. Jeśli jesteś słaby, zostaniesz zaatakowany - to podstawowe prawo natury. Europejska Partia Ludowa (EPL) wygrała wybory pomimo swojej przewodniczącej, a nie dzięki niej. Gdyby na jej czele stała bardziej niezależna postać, taka jak Manfred Weber, EPL mogłaby rządzić samodzielnie. Ludzie przechylili stary kontynent na prawo: przywódcy muszą podążać za tym impulsem, w przeciwnym razie podczas następnych wyborów europejskich ryzykujemy utratę tego, co dla nas najcenniejsze: Europy i jej stylu życia, który kształtował planetę przez wieki. 

[Boštjan Marko Turk - profesor uniwersytecki, członek Europejskiej Akademii Nauk i Sztuk]
 


 

POLECANE
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę Wiadomości
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę

Piłkarze Barcelony, bez Polaków na boisku, w meczu 16. kolejki ekstraklasy Hiszpanii po bramkach Brazylijczyka Raphinhi wygrali z Osasuną Pampeluna 2:0. Katalończycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli i do siedmiu punktów powiększyli przewagę nad drugim Realem Madryt.

Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków? gorące
Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków?

Dwóch 30-letnich Polaków znalazło się na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI magazynu TIME – obok Elona Muska, Sama Altmana i Marka Zuckerberga. Mati Staniszewski wraz z Piotrem Dąbkowskim stworzyli globalną firmę wartą miliardy dolarów, która dziś wyznacza światowe standardy w sztucznej inteligencji. Na liście magazynu TIME znalazł się również wybitny polski informatyk JakubPachocki.

Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia z ostatniej chwili
Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia

Bruce Willis od kilku lat walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi. W 2022 roku zdiagnozowano u niego afazję, a rok później demencję czołowo-skroniową. Choroba postępuje, dlatego aktor przebywa obecnie w specjalistycznym ośrodku pod stałą opieką.

Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys Wiadomości
Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys

W sobotę 13 grudnia 2025 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uwolnił 123 więźniów politycznych. Decyzja jest efektem negocjacji z administracją prezydenta USA Donalda Trumpa - w zamian Stany Zjednoczone zniosły sankcje na kluczowy dla Białorusi koncern nawozowy Bielaruskali.

Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego

W nowym rozkładzie jazdy, który zacznie obowiązywać 14 grudnia, będzie więcej regionalnych połączeń kolejowych, m.in. z Olsztyna do Działdowa i Elbląga - przekazał w sobotę Urząd Marszałkowski w Olsztynie. Na finansowanie transportu kolejowego samorząd województwa przeznacza ponad 100 mln zł rocznie.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19 Wiadomości
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19

Amerykańska FDA planuje dodać ostrzeżenie w czarnej ramce (black box warning) do szczepionek przeciwko COVID-19. To najpoważniejsze ostrzeżenie agencji, stosowane przy ryzyku śmierci, poważnych reakcji czy niepełnosprawności.

„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska Wiadomości
„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska

W sobotę, 13 grudnia 2025 roku, mijają dokładnie dwa lata od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Donalda Tuska - złożonego z KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy. Z tej okazji Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, opublikował na X ostrą krytykę premiera i jego ekipy. „Ten rząd jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać po Tusku - leniwy i pozbawiony ambicji” - napisał.

Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia z ostatniej chwili
Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia

Mieszkająca we Włoszech białoruska działaczka opozycyjna Julia Juchno poinformowała w sobotę PAP, że dziennikarz przebywający w białoruskim więzieniu Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia i dlatego nie znalazł się na liście osób uwolnionych przez reżim Łukaszenki.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północna Europa oraz Wyspy Brytyjskie pozostaną pod wpływem głębokiego niżu islandzkiego. Również północno-zachodnia Rosja będzie w obszarze niżu. Natomiast południowa, centralna części kontynentu oraz większość zachodniej Europy będą pod wpływem rozległego wyżu z centrami nad Alpami oraz Bałkanami. Polska pozostanie w obszarze przejściowym pomiędzy wyżej wspomnianym wyżem a niżem islandzkim. Będziemy w dość ciepłym powietrzu polarnym morskim.

Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany z ostatniej chwili
Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany

Niemieckie media informują o planowanym zaangażowaniu Bundeswehry we wzmocnienie wschodniej granicy Polski. Żołnierze mają uczestniczyć w działaniach inżynieryjnych w ramach polskiej operacji ochronnej, której celem jest zabezpieczenie granicy z Białorusią i Rosją. Misja ma rozpocząć się w kwietniu 2026 roku i potrwać kilkanaście miesięcy.

REKLAMA

Prof. Boštjan M. Turk: Wybory do PE. Zmiana, którą brukselska oligarchia ignoruje

Scholz wyraził swoje poparcie dla Ursuli von der Leyen jako nowej przewodniczącej Komisji Europejskiej. Planuje ona utworzyć koalicję z partiami wyraźnie odrzuconymi przez wyborców 9 czerwca 2024 roku. Europejska Partia Ludowa stanie stanęła na czele Komisji z przewodniczącą, która jest obecnie objęta śledztwem Prokuratury Europejskiej.
Ursula von der Leyen
Ursula von der Leyen / Wikipedia CC BY-SA 3,0 de Mueller/MSC

Socjaliści, dotkliwie pokonani, powinni objąć przewodnictwo w Radzie Europejskiej, podczas gdy liberałowie, również pokonani (na przykład w Niemczech), przejęliby odpowiedzialność za politykę zagraniczną. Historia zdaje się powtarzać. Niewybieralny aparat biurokratyczny Brukseli ignoruje to, co wyrazili wyborcy i działa tak, jakby oni nie istnieli. Stanowi to bezpośrednie zawieszenie demokracji lub rodzaj miękkiego zamachu stanu, z poważnymi konsekwencjami.

Czytaj również: Politico o polsko-niemieckich konsultacjach: To upokarzające dla obu przywódców

„Bez komentarza”. Zdenerwowany prokurator w siedzibie KRS unika pytań posłów prowadzących interwencję poselską

 

"Konstytucja Europejska"

Nie jest to jednak pierwszy przypadek tego zjawiska. Tragedia polega na tym, że dzieje się to wielokrotnie. Przyjrzyjmy się kluczowemu wydarzeniu: Traktatowi Lizbońskiemu, kluczowemu dokumentowi Unii Europejskiej. Traktat ten miał początkowo zastąpić Konstytucję dla Europy, o której losie zadecydowali obywatele. We Francji 29 maja 2005 r. odbyło się referendum, w którym zadano następujące pytanie: "Czy zgadzasz się z projektem ustawy upoważniającej do ratyfikacji Traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy?". Pięćdziesiąt pięć procent głosujących zagłosowało przeciw. Wyniki tego referendum i podobnego głosowania w Holandii przypieczętowały los Traktatu, chociaż niektórzy nowi członkowie UE, tacy jak Słowenia, zatwierdzili go w swoich parlamentach.

Kiedy Konstytucja Europejska została odrzucona, Bruksela nie uszanowała woli ludzi, którzy powiedzieli "nie" dalszej biurokratyzacji Europy. Dwa lata później UE zaproponowała Traktat Lizboński. Belgia i Francja, a raczej ich rządy, nalegały, by nie wspominał on wyraźnie o chrześcijańskich korzeniach Europy. Jednak preambuła wyraźnie uznaje to pochodzenie, odnosząc się do "religijnych i kulturowych korzeni Europy", które są głównie chrześcijańskie. Większość zmian w Traktacie odrzuconych w 2005 r. została wprowadzona w formie poprawek. Od samego początku traktat lizboński był źle przyjmowany, a obywatele postrzegali go jako próbę unieważnienia przez Brukselę ich woli i, szerzej, ich wolności.

Dziś sytuacja się pogarsza. Nie tylko obywatele, którzy głosowali przeciwko rozszerzeniu uprawnień Unii Europejskiej w referendum w 2005 r., zostali zignorowani, ale także traktat lizboński, który powstał w wyniku tych wydarzeń, został zawieszony. Komisja Europejska pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen stanęła na czele tych nadużyć. Co przez to rozumiemy? Żadna z kwestii promowanych podczas jej kadencji nie jest zapisana w najwyższym dokumencie UE. Na przykład prawa mniejszości często miały pierwszeństwo przed prawami większości, co stanowiło formę nadużycia władzy. Jednak mniejszości, a w szczególności osoby LGBT+, nie są nigdzie wspomniane w traktacie lizbońskim. Podobnie nie ma wzmianki o "zielonej transformacji", która zdominowała debaty przez pięć lat i osłabiła niemiecki przemysł samochodowy. Traktat nie wspomina też wyraźnie o migrantach ani o fakcie, że granice Unii Europejskiej są otwarte na południe i wschód, co pozwala na napływ nieudokumentowanych migrantów.

 

Model Moneta

Jeśli chodzi o migrantów i korzenie Europy, nie możemy ignorować czasu, w którym Unia Europejska została formalnie ustanowiona. Przewodzili jej wizjonerzy tacy jak Jean Monnet, jeden z ojców założycieli nowoczesnej Europy. Niezależnie od tego, co ktoś myśli - i być może nie bez powodu - Monnet potajemnie zaaranżował projekt integracji gospodarczej przemysłu węglowego i stalowego, niezbędny dla potencjalnego przemysłu wojennego przeciwko Niemcom. W dniu 9 maja 1950 r. przedstawił uroczystą deklarację, w której zaprosił wszystkie zainteresowane kraje do położenia pierwszych konkretnych fundamentów federacji europejskiej, niezbędnej do zachowania pokoju, jak wskazał w swoich Wspomnieniach na stronie 353: "Łącząc podstawową produkcję i ustanawiając nową wysoką władzę, której decyzje będą wiążące dla Francji, Niemiec i krajów, które do niej dołączą, ta propozycja położy pierwsze konkretne fundamenty federacji europejskiej niezbędnej do zachowania pokoju".

W pobliżu tego cytatu znajduje się zdanie programowe podkreślające, że "dzięki zwiększonym zasobom Europa będzie w stanie zrealizować jedno ze swoich podstawowych zadań: rozwój kontynentu afrykańskiego". W ten sposób rozwój Europy implikował rozwój Afryki w oparciu o szeroko rozumianą cywilizację europejską. Ta awangardowa wizja jest rzadko spotykana w najnowszej historii. Oznacza to, że gdyby europejscy politycy podążali za duchem ojców założycieli, Afryka mogłaby być dziś tym, czym stała się Europa, oczywiście mutatis mutandis. 

 

Kryzys migracyjny

Należy również pamiętać, że migracja z Afryki do Europy nie jest motywowana wyłącznie humanitaryzmem. W 2015 roku Angela Merkel zdała sobie sprawę, że Niemcy nie chcą już pracować w sektorach budownictwa, infrastruktury drogowej i kanalizacji. Otworzyła więc granice dla ludzi z Afryki. Niestety, polityka ta doprowadziła do wyjazdu najbardziej zamożnych elementów Afryki, pozostawiając ich kraje pochodzenia bez wystarczających środków na rozwój. W rezultacie kryzys w Afryce pogłębia się, podczas gdy najwięksi filantropi w Brukseli, często wywodzący się z szeregów socjalistów i socjaldemokratów, praktykują dokładnie to, co krytykują u innych: bezwzględny imperializm.

Ta hipokryzja została ukarana 9 czerwca przez wyborców. Aspirują oni do normalnego stylu życia, do tradycyjnej Europy bez neomarksistowsko-socjalistycznych dodatków, które ją podkopują. Chcą Europy narodów i demokracji, w której szanuje się wolę ludzi. W tym kontekście skład nowej Komisji Europejskiej wydaje się dość groteskowy, zwłaszcza biorąc pod uwagę wyniki głównych partii socjalistycznych lub socjaldemokratycznych. Weźmy przykład Niemiec, największego zainteresowanego kraju.

 

Kryzys polityczny w Niemczech

Na wschodzie najwięcej głosów zdobyła prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), podczas gdy na zachodzie zwyciężył centroprawicowy blok CDU/CSU (w szerszym kontekście), po ciężkiej porażce rządu, tym bardziej naznaczonej wyjątkową frekwencją (64,8%). Partia kanclerza Scholza, SPD, poniosła najgorszą porażkę w swojej 130-letniej historii. Zieloni spadli do 11,9%, a FDP (liberałowie, którzy pod przywództwem Scholza tworzą teraz nową większość parlamentarną z pokonanymi socjaldemokratami) do 5,2%. 

Sondaże pokazują również, że około trzy czwarte Niemców od dawna jest niezadowolonych z wyników rządu federalnego. Scholz odmówił jednak podania się do dymisji i zamiast tego skrytykował sukces AfD, która zajęła drugie miejsce z wynikiem 15,9%, mówiąc, że ich polityka nie powinna stać się codzienną normą. "Nigdy nie możemy się do tego przyzwyczaić" - powiedział. "Musimy zawsze z tym walczyć". Jednak to właśnie tej polityki, która osłabiła Niemcy, kanclerz Scholz bronił najbardziej. Zielona transformacja, niekontrolowana imigracja i dezintegracja moralności społecznej są, jak wspomniano powyżej, dominującymi tematami wśród neolewicowców.

Dla Scholza ignorowanie woli ludu przyniesie odwrotny skutek. Zostanie zmieciony z powierzchni ziemi w następnych wyborach. Jest on częścią problemu, a nie częścią rozwiązania, podobnie jak przewodniczący Komisji Europejskiej. Historia szybko wyprzedza tego rodzaju polityczne manewry.

 

Kryzys polityczny we Francji

We Francji sytuacja jest nieco inna, ale tylko na pozór. Po dotkliwej porażce swojej partii, Macron rozwiązał Zgromadzenie i rozpisał wybory na koniec czerwca. Wyniki pokazały znaczny wzrost partii eurosceptycznych i nacjonalistycznych. Rassemblement National, wcześniej znany jako Front National i wcześniej kierowany przez Marine Le Pen, odniósł miażdżące zwycięstwo z około 33% głosów. Zwycięstwo to jest postrzegane jako oznaka niezadowolenia ze słabości tradycyjnych partii (takich jak Macron) i ich bezczynności w kluczowych kwestiach dla Republiki: po raz kolejny migrantów, suwerenności narodowej i transformacji ekologicznej.
Partia Macrona stała się wielkim przegranym, uzyskując zaledwie 12% głosów. Obecny prezydent zwołał wybory, które, podobnie jak w przypadku Scholza, nie będą go bezpośrednio dotyczyć, ponieważ pozostanie na stanowisku do 2027 r., czyli do końca swojej drugiej kadencji. Ale jeśli myśli, że odnawia swoje podejście z tymi samymi pomysłami, to się myli. Już wcześniej zawiodło, jak w 1997 r., kiedy Jacques Chirac rozwiązał Zgromadzenie Narodowe, aby rozpisać przedterminowe wybory na dwa lata przed końcem kadencji. Postrzegane jako ryzykowny manewr polityczny mający wzmocnić jego pozycję i pozycję jego partii, RPR, przyniosło odwrotny skutek. Partia Socjalistyczna, kierowana wówczas przez Lionela Jospina, zdobyła większość mandatów, zmuszając Chiraca do współpracy z lewicowym rządem, którego premierem został Jospin.

Tak więc przygoda Macrona może równie dobrze zakończyć się kontrolowaniem władzy wykonawczej i prezydenckiej przez francuską prawicę, a Marine Le Pen może zostać nowym prezydentem Francji.
Ale wtedy dla Europy otworzy się nowy rozdział. Od 2025 r. w Niemczech rządzić będzie prawica, składająca się z Chrześcijańskich Demokratów i Alternatywy dla Niemiec (AfD), powracając do swoich korzeni. Również we Francji stery państwa przejmie ekipa o tym samym zabarwieniu politycznym. Bruksela nie będzie w stanie zignorować tych zmian w największych państwach członkowskich, niezależnie od składu Komisji Europejskiej i układu sił w koalicji. Komisja będzie zmierzać ku normalności, ku prawicy.

 

Zmiana w Europie

Jeśli jest to najbardziej prawdopodobna perspektywa, komentowanie obecnego stanu rzeczy nie jest przedwczesne. Wyróżniają się tu dwa punkty. Ostatnie wybory europejskie przypominają upadek muru berlińskiego. Wydaje się, że radykalne ideologie socjalistyczne upadają mniej więcej co pół wieku, z marginesem dekady. Komunizm, który zapanował w Europie Wschodniej w latach pięćdziesiątych XX wieku, upadł w 1989 roku. Następnie przeszedł "ponowne pojawienie się", szczególnie wyraźne w ostatniej dekadzie, kiedy to, podobnie jak wcześniej komunizm, przekroczył granice rozsądku. Parady dumy, symbole nowej europejskiej "normalności" i "wartości", a także otwarte granice, świadczą o dryfie brukselskich elit. 
W dniu 9 czerwca bumerang powrócił i uderzył wyrzutnie w twarz. Jeśli ich zamiarem było ukaranie społeczeństwa, to właśnie oni zostali ukarani. Socjaliści, pod przykrywką socjaldemokracji, ponieśli poważną porażkę. Ich prawdziwa natura została ujawniona; ludzie odkryli, że pod altruistyczną powierzchownością byli niczym więcej niż lobby zorganizowanym w celu zdobycia władzy. Twierdzili, że motywują ich idee "klasy robotniczej" i walka o "dobro ludzkości", ale w praktyce ich działania ujawniły zupełnie inne motywacje. W Niemczech, Francji, Hiszpanii, Belgii, Austrii i innych krajach tak zwane partie socjaldemokratyczne doświadczyły odważnego wotum nieufności.

9 czerwca oznaczał plebiscytowe odrzucenie przez ludzi neomarksistowskiej lewicy, która wraz z wielkim biznesem przejęła brukselskie instytucje. Ludzie obalili mur berliński i jasno wyrazili swój sprzeciw wobec podstawowych inicjatyw neomarksizmu: przeciwko zielonej transformacji, masowej imigracji i polityce LGBT. Zwrócili uwagę, że koncepcje te były tak odległe od nich, jak wielkie systemy socjalistyczne do 1990 roku. I że potrzebne są zmiany.

Wielu to zrozumiało, inni nie. Obecna przewodnicząca Komisji, Ursula von der Leyen, jest jedną z głównych postaci tej porażki. Uosabia ona to, co nie zadziałało podczas poprzedniej kadencji. To, co zrobiła, było przeciwieństwem tego, co należało zrobić, nie wspominając o jej niezdolności do poradzenia sobie z dwoma poważnymi kryzysami: pandemią i wojną u progu Europy. Pod jej przywództwem Europa została trwale osłabiona, a na Ukrainie wybuchła wojna. Po tym jak została wybrana, zgodnie z logiką historii nastąpią nowe wojny. Jeśli jesteś słaby, zostaniesz zaatakowany - to podstawowe prawo natury. Europejska Partia Ludowa (EPL) wygrała wybory pomimo swojej przewodniczącej, a nie dzięki niej. Gdyby na jej czele stała bardziej niezależna postać, taka jak Manfred Weber, EPL mogłaby rządzić samodzielnie. Ludzie przechylili stary kontynent na prawo: przywódcy muszą podążać za tym impulsem, w przeciwnym razie podczas następnych wyborów europejskich ryzykujemy utratę tego, co dla nas najcenniejsze: Europy i jej stylu życia, który kształtował planetę przez wieki. 

[Boštjan Marko Turk - profesor uniwersytecki, członek Europejskiej Akademii Nauk i Sztuk]
 



 

Polecane