Gorąco po wyborach w Wenezueli: siedziba partii zaatakowana
„Potępiamy ataki i brak bezpieczeństwa, na jakie jesteśmy narażeni ze względów politycznych” – oświadczyli działacze partii w mediach społecznościowych.
Co się stało?
Jak wyjaśniła Corina Machado, „sześciu nieznanych mężczyzn w kapturach obezwładniło ochroniarzy” i w nocy weszło do siedziby ugrupowania. "Wandale dokonali zniszczeń i grozili obecnym w środku osobom" - napisano na stronie partii Naprzód Wenezuelo na platformie X.
Wraz z nasileniem się represji wobec przeciwników prezydenta Maduro Maria Corina Machado ogłosiła, że "w obawie o swoje życie ukryła się przed siłami Maduro".
Czytaj także: Pamięć o Powstaniu Warszawskim wciąż jest zagrożona
Gorąco w Wenezueli
Rządowa Komisja Wyborcza podała w poniedziałek, że prezydent Nicolas Maduro uzyskał 51 proc. głosów i wygrał niedzielne wybory. Co najmniej 20 wenezuelskich opozycjonistów zostało zabitych przez funkcjonariuszy służb podległych prezydentowi w trakcie protestów, jakie ogarnęły kraj po ogłoszeniu wyników. Jak poinformowała prokuratura generalna w Caracas, do wieczora w czwartek w Wenezueli aresztowano ponad 1200 uczestników antyrządowych demonstracji.
Wiele państw nie zgadza się z ogłoszonymi wynikami wyborów. Do tych państw zaliczają się również USA, które od wielu lat sprzeciwiają się rządom Nicolasa Maduro. W czwartek sekretarz stanu USA Anthony Blinken zadeklarował, że właściwym zwycięzcą wyborów jest kandydat opozycji Edmundo Gonzalez Urrutia. Oświadczył, że amerykańska administracja zgromadziła "przytłaczające dowody" na sfałszowanie niedzielnego głosowania przez Nicolasa Maduro.
W piątek również Argentyna uznała Gonzaleza jako prezydenta Wenezueli, zwracając uwagę na fałszerstwa wyborcze obozu Maduro.
Minister spraw zagranicznych Wenezueli Yvan Gil obwinił USA odpowiedzialnością za zamieszki w kraju i zadeklarował, że Amerykanie chcą doprowadzić do zamachu stanu.