Nadzieja dla sprawcy, obawa dla społeczeństwa? Kilka uwag o „niehumanitarnym” dożywociu
Autor: Dr Bartosz Zalewski, współpracownik Centrum Badań i Analiz Ordo Iuris
Organizowany z inicjatywy Rafała Trzaskowskiego Campus Polska Przyszłości 2024 stał się jednym z najważniejszych wydarzeń politycznych w polskim życiu publicznym. Partnerami wydarzenia byli m.in. założona przez Georga Sorosa Open Society Foundations, a także Bloomberg Philanthropies i stanowiąca przybudówkę niemieckiej CDU Fundacja Konrada Adenauera (Konrad-Adenauer-Stiftung). W trakcie Campusu promowali się nie tylko politycy Koalicji Obywatelskiej, ale również przedstawiciele lewicowo-liberalnych elit oraz zaprzyjaźnionych z nimi podmiotów gospodarczych (jak znana sieć franczyzowa sklepów osiedlowych czy restauracji z jedzeniem typu fast-food). Co jednak najbardziej interesujące – podczas odbywających się debat można było zaobserwować jak najbardziej realną wymianę myśli i poglądów. A te bywają niezwykle intrygujące.
„Kara musi dawać nadzieję”
Spośród licznych wypowiedzi i zdarzeń, które z pewnością zasługują na odrębny komentarz, uwagę chciałbym poświęcić słowom Wiceminister Sprawiedliwości Marii Ejchart, które padły w odpowiedzi na pytanie jednego z uczestników spotkania. Ejchart wskazała mianowicie, że „możliwość wymierzenia kary bezwzględnego dożywocia to kara niehumanitarna, która nie powinna w żadnym cywilizowanym kraju funkcjonować. Kara musi dawać nadzieję, wypowiedziały się wszystkie możliwe europejskie sądy na ten temat, nadzieja musi być motywacją”.
Wiceminister rządu Donalda Tuska odniosła się w ten sposób do art. 77 § 4 Kodeksu karnego, który stanowi, że wymierzając karę dożywotniego pozbawienia wolności, sąd może orzec zakaz warunkowego zwolnienia sprawcy, jeżeli charakter i okoliczności czynu oraz właściwości osobiste sprawcy wskazują, iż jego pozostawanie na wolności spowoduje trwałe niebezpieczeństwo dla życia, zdrowia, wolności (w tym seksualnej) innych osób. Przepis należał do niezwykle kontrowersyjnych i od początku spotykał się z atakami ze strony części środowisk prawniczych, a także Rzecznika Praw Obywatelskich Marcina Wiącka. Zarzucano mu m.in. sprzeczność z art. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który zakazuje tortur oraz nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania. Zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, bezwzględne dożywotnie pozbawienie wolności bez możliwości ubiegania się o przedterminowe zwolnienie, a nawet z taką możliwością, ale po okresie dłuższym niż 25 lat, stanowi właśnie naruszenie art. 3 EKPCz.
Nie wchodząc w szczegółową debatę na temat art. 77 § 4 Kodeksu karnego i zasadności jego obowiązywania – to ma zresztą (w myśl zapowiedź minister Ejchart) wkrótce się zakończyć, ponieważ przepis ten ma zostać uchylony – chciałbym odnieść się do twierdzenia, zgodnie z którym „kara musi dawać nadzieję”, a sama nadzieja „musi być motywacją”.
Kara w dobie kulturowego pęknięcia
Oczywiście słowa Wiceminister Sprawiedliwości wynikają z postoświeceniowego antropologicznego optymizmu, który leży u podstaw współczesnej filozofii karania sprawców przestępstw. W myśl niego, nawet najgorszy zbrodniarz i zwyrodnialec – seryjny morderca, pedofil, nałogowy gwałciciel – może, zapewne motywowany nadzieją, zmienić się i swoje nawyki, odrzucić zbrodnię i powrócić do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. Współcześnie zatem dominuje resocjalizacyjno-terapeutyczna wizja kary kryminalnej (zob. F. Ciepły, Chrześcijańska koncepcja kary kryminalnej a współczesne poglądy na karę, Lublin 2010, s. 221 i n.). Koncentrujemy się zatem w pierwszym rzędzie na sprawcy czynu – na tym, by poprzez zastosowanie właściwych środków oddziaływania edukacyjno-terapeutycznego umożliwić jego normalne funkcjonowanie w społeczeństwie jako praworządnego obywatela. Ma on się zatem poprawić, co w dalszej perspektywie przełoży się na wzmocnienie bezpieczeństwa jego otoczenia, a zatem pozwoli zrealizować cel kary określany jako prewencja indywidualna.
Przypomnijmy, że ten sam cel – oczywiście zupełnie odmiennymi sposobami – osiągano także w drodze eliminacji sprawcy przestępstwa, tj. wymierzenia mu kary śmierci. W tej radykalnej opozycji, między osiągnięciem tego samego celu poprzez eliminację sprawcy i jego naprawę, dostrzegamy, że dla analizy podjętego przez nas problemu odwołanie do funkcji i celu kary jest niewystarczające. Wykorzystać można natomiast szerszego pojęcie, które stworzone zostało przez polskiego penologa żyjącego na przełomie XIX oraz XX stulecia, Bronisława Wróblewskiego (1888-1941). To właśnie Wróblewski sformułował pojęcie racjonalizacji kary, czyli poszukiwania jej uzasadnienia i istoty w sposób odpowiadający dominującym w danym społeczeństwie prądom intelektualnym, zjawiskom cywilizacyjnym, wzorcom kulturowym, itp. „Racjonalizacja będzie się posługiwała przesłankami, których materjał, w znaczeniu treści, będzie dominował w danym okresie czasu i miejsca. Jeżeli spotkamy się w życiu danej grupy społecznej i w danym okresie z przewagą pierwiastków sakralno-religijnych, to i racjonalizacja kar pójdzie w tym kierunku, przy rozwoju utylitaryzmu czy metafizyki te właśnie momenty odbiją się na racjonalizacji” (B. Wróblewski, Penologja. Socjologja kar, t. I, Wilno 1926, s. 185).
Analiza racjonalizacji kary kryminalnej w danym miejscu i czasie wymaga zatem osadzenia tej problematyki w szerokim kontekście cywilizacyjno-kulturowym. Teoretyczne uzasadnienie kary stanowi bowiem odzwierciedlenie kondycji duchowej danego społeczeństwa w określonym punkcie jego historycznej ewolucji. Sprawa jest zatem relatywnie prostsza w przypadku społeczności możliwie najbardziej homogenicznych, zarówno w ujęciu horyzontalnym (brak podziału na plemiona, klany), jak i wertykalnym (brak wyraźnie wyodrębnionych, zamkniętych stanów lub klas społecznych).
Czy jednak nie jesteśmy dziś świadkami sytuacji, w której zarówno w Polsce, jak i w całym świecie zachodnim dochodzi do swoistego pęknięcia kulturowego? Otóż inaczej postrzega istotę i znaczenie kar kryminalnych lewicowo-liberalna elita intelektualna i polityczna, a inaczej prosty obywatel. Stąd ukucie trącących pogardą pojęć, takich jak „penalny populizm”, a także pojawienie się coraz groźniejszego zjawiska zróżnicowania statusu polityczno-prawnego pewnych kategorii osób i grup społecznych bądź etnicznych, które – zgodnie z rozmaitymi „teoriami krytycznymi” – traktowane są jako „historycznie pokrzywdzone” i z tego też względu wymagające uprzywilejowanego traktowania, określanego jako „wyrównawcze”. Z drugiej strony budzi to opór tych grup, które są faktycznie lub prawnie marginalizowane bądź przynajmniej ponoszą społeczne i ekonomiczne koszty uprzywilejowania wyrównawczego. Dochodzi zatem do sytuacji konfliktowych, które rozbijają i tak już mocno spolaryzowane społeczeństwo. I w takim właśnie kontekście należałoby dokonywać analizy kwestii racjonalizacji kary kryminalnej we współczesnym świecie postliberalnych demokracji.
Retrybucja i utylitaryzm a zachowanie pokoju społecznego
Współczesne zagadnienia nauki o karze kryminalnej koncentrują się na osobie sprawcy i na sposobach możliwie najmniej dolegliwego jego reedukowania, tak by stał się osobą zdolną do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie. Jak trafnie zauważył Roger Scruton, zgodnie z tą koncepcją „karanie jest uprawnione, lecz tylko pod warunkiem, że przestępca lub społeczeństwo w jakiś namacalny sposób na nim skorzystają, a zatem istota kary polega na ochronie społeczeństwa lub zreformowaniu jednostki” (R. Scruton, Co znaczy konserwatyzm, tłum. T. Bieroń, Poznań 2014, s. 152-153). W zasadzie obecnie kolejność tę można byłoby nawet odwrócić – wpierw liczy się „zreformowanie jednostki”, a dopiero dalej „ochrona społeczeństwa”, choć naturalnie kwestie te są ze sobą zespolone.
Wypowiedź Marii Ejchart stanowi przykład spontanicznie wyrażonej esencji nowych tendencji do traktowania kary kryminalnej jako środka poprawczego. Za „niehumanitarną” uznaje się izolację sprawcy, choć można postawić pytanie, czy mniej niehumanitarne byłoby pozwolenie na to, by pozornie zresocjalizowany kryminalista dopuścił się kolejnego drastycznego mordu bądź gwałtu? Oczywiście można się spodziewać, że osoba zadająca takie pytania to po prostu „penalny populista”. Tymczasem, nawet w ujęciu utylitarystycznym, prawodawstwo karne ma przede wszystkim służyć nie resocjalizacji sprawców przestępstw, a ochronie społeczeństwa na rozmaitych płaszczyznach.
Z jednej strony chronimy pewne istotne dla społeczeństwa wartości, które oczywiście bywają zmienne w czasie oraz przestrzeni. Na ogół jednak możemy wskazać pewien stały lub przynajmniej mocno utrwalony historycznie katalog dóbr chronionych. To życie, zdrowie, integralność seksualna, własność, itp. Jednocześnie chronimy społeczeństwo przed chaosem, przed sytuacją, w której wymierzanie sprawiedliwości pozostawione jest prywatnej zemście lub – co gorsza – tumultom, zamieszkom i samosądom. W tym wypadku mowa o ochronie pewnych dóbr kolektywnych – bezpieczeństwa i porządku publicznego.
Przykładem sytuacji, gdzie prawo karne – wskutek nieprawidłowej polityki kryminalnej rządu, sądów (te bowiem również realizują tego rodzaju politykę w ujęciu szerokim) oraz sił porządkowych – nie spełnia swej roli, niech będą niedawne wydarzenia w Wielkiej Brytanii. Doszło tam do masowych protestów, które z czasem przekształciły się w zamieszki i samosądy. Było to spowodowane brutalnym morderstwem trzech dziewczynek, którego dopuścił się syn imigrantów z Rwandy. Jakkolwiek nie był on muzułmaninem, to gniew Brytyjczyków skumulował się na mniejszości islamskiej. Aparat państwa brytyjskiego zaczął stosować surowe kary zarówno względem sprawców zamieszek, jak i wobec osób, które wyrażały swój sprzeciw wobec polityki migracyjnej, nie tylko pokojowo manifestując, ale również korzystając z mediów społecznościowych.
Do wydarzeń tego rodzaju zapewne nie doszłoby, gdyby wobec grup przestępczych składających się z migrantów przez lata nie stosowano swoistej „taryfy ulgowej” spowodowanej obawami oskarżeń o rasizm i islamofobię. Chodzi tu przede wszystkim o działalność gangów mężczyzn pochodzących z Pakistanu, którzy dopuszczali się przestępstw seksualnych względem angielskich dziewczynek. W polskich mediach sprawy te dokładniej opisywał m.in. Grzegorz Drymer na łamach „Rzeczpospolitej”.
Kunktatorstwo brytyjskiej policji i wymiaru sprawiedliwości, w połączeniu z błędną polityką migracyjną i dominującą ideologią „poprawności politycznej”, doprowadziło do wzrostu nastrojów antymigranckich, które jedynie czekały na iskrę zapalną. Rozemocjonowany tłum dążył do wzięcia zbiorowego odwetu względem przedstawicieli tych grup etnicznych, z którymi kojarzono sprawców przestępstw. I tak, w miejsce państwowego systemu karania i zindywidualizowanej odpowiedzialności, pojawiła się przemoc na ulicach oraz odpowiedzialność zbiorowa.
Tu dostrzegamy, jak przenikliwym obserwatorem był Roger Scruton. Filozof pisał: „Kara nie służy zadośćuczynieniu za krzywdę (to jest bowiem sfera prawa cywilnego, a nie karnego), lecz wyrażeniu i rozładowaniu powszechnego oburzenia. […]. Najzdrowsza forma kary będzie natychmiast zrozumiała, pojęta przez obywatela jako naturalny odwet, który uśmierza urazę i usuwa konieczność prywatnej zemsty. Instytucja kary po prostu przenosi na barki prawa autorytet, do którego odwołuje się każdy podmiot dokonujący odwetu” (R. Scruton, dz. cyt., s. 152).
Polityka karna, o ile ma nie doprowadzić państwa na skraj upadku, musi odpowiadać zatem nie tylko teoretycznym założeniom, które osadzone są w aksjologii dominującej wśród elit polityczno-medialnych oraz akademickich. Ma być odpowiedzią na realne zjawiska społeczne i koniecznie musi być zakorzeniona w systemie wartości, który dominuje w danej wspólnocie obywatelskiej lub narodowej. „Jaki jednak rodzaj i jaki stopień kary opinia publiczna przyjmuje za zasadę i wytyczną?” – posłużyć się można pytaniem Immanuela Kanta (Metafizyczne podstawy nauki prawa, tłum. W. Galewicz, Kęty 2006, s. 138). Odpowiedź, jakiej udziela filozof z Królewca to typowy „penalny populizm”: „jedynie prawo odpłaty (ius talionis) – ma się rozumieć przed trybunałem (nie w twoim własnym prywatnym sądzie) – może podać określoną jakość i ilość kary” (tamże). Oczywiście talion nie jest traktowany przez Kanta w dosłowny sposób, choć pamiętać trzeba, że postuluje on konsekwentne stosowanie kary śmierci, którą dziś z wielu względów odrzucamy. Nie zwalnia nas to jednak z obowiązku poszukiwania metod wymierzania takich kar, które swoją surowością (stopniem dolegliwości, jaki spotyka sprawcę) będą adekwatne do popełnionych przestępstw, a zarazem są możliwe do zastosowania w nowoczesnym państwie.
Zapewnienie kary sprawiedliwej jest nie tylko pożądane z punktu widzenia zadośćuczynieniu indywidualnej, naturalnej potrzebie odwetu względem sprawcy. Jest też warunkiem koniecznym dla zachowania bezpieczeństwa i porządku publicznego. Te same wartości chronione są tylko wówczas, gdy obok kryterium retrybutywnego (czyli dotyczącego sprawiedliwej odpłaty za przestępstwo), prawodawca uwzględni względy prewencyjne. Osiąga się je z jednej strony poprzez niedopuszczenie do powrotu sprawcy do przestępstwa (kiedyś przez jego eliminację, dziś – przez izolację, a w dalszym rzędzie resocjalizację, o ile okaże się ona skuteczna). To nazywamy prewencją indywidualną. Z drugiej strony mamy prewencję generalną, a zatem efekt odstraszający kary (prewencja generalna negatywna). Kara odstraszająca to – jak się dziś utrzymuje – kara nie tyle surowa, co nieuchronna. Jest to prawda jedynie w części. Kara bowiem zbyt łagodna, nawet jeżeli jest konsekwentnie stosowana, nie pomoże w odstraszeniu jednostek, które są już często głęboko zdemoralizowane.
Szczytne idee i realne zagrożenia
Wypowiedź Marii Ejchart jest jedynie wyrazem pewnych bardziej generalnych tendencji w postrzeganiu uzasadnienia i celów kary kryminalnej we współczesnym świecie. Można powiedzieć, że jest ona niejako modelowo zakotwiczona we współczesnych, progresywno-liberalnych teoriach kary koncentrujących się na działaniu pedagogiczno-terapeutycznym względem sprawcy. W nauce prawa przyznaje się jednak, że wychowanie sprawcy przestępstwa to „najbardziej pożądany cel [kary], ale jednocześnie wyraźnie idealistyczny” (Z. Sienkiewicz, [w:] Prawo karne materialne. Część ogólna i szczególna, red. M. Bojarski, Warszawa 2020, s. 349). Sformułowałbym nawet idącą dalej tezę, że jest on nie tylko trudny do praktycznej realizacji, ale też może być skrajnie niebezpieczny tak z punktu widzenia interesu publicznego, jak i z uwagi na konieczność ochrony dóbr indywidualnych - przede wszystkim życia, zdrowia oraz integralności seksualnej poszczególnych jednostek. To wszystko może bowiem ucierpieć w sytuacji, gdy liberalna polityka karna doprowadzi ostatecznie do wybuchu zamieszek i dokonywania samosądów przez zdesperowanych ludzi, którzy nie potrafią już dłużej pokładać nadziei w swoim państwie, jego aparacie policyjnym i wymiarze sprawiedliwości.
Nie oznacza to oczywiście konieczności rezygnacji ze stosowania terapeutyczno-pedagogicznych metod oddziaływania na skazanego sprawcę. Są one jak najbardziej potrzebne, zarówno ze względów humanitarnych, jak i utylitarnych. Kara kryminalna powinna jednak przede wszystkim czynić zadość sprawiedliwości, a więc być adekwatna do powagi popełnionego przez sprawcę przestępstwa. W tym sensie Kodeks karny – w art. 53 § 1 zd. 2 – zamiast stanowić, że dolegliwość kary nie może przekraczać stopnia winy, powinien przewidywać, że dolegliwość kary ma być współmierna do stopnia winy. Należy też pamiętać, że kara powinna zapewniać także ochronę społeczeństwa dzięki izolacji sprawcy – ta niestety z natury rzeczy, w przypadku szczególnie ciężkich przestępstw, musi być długoletnia, a nawet dożywotnia. Uwzględnienie potrzeb samego sprawcy, jego motywacji i komfortu psychicznego to wartości, które muszą ustąpić względom retrybucji i prewencji.