Negatywny wpływ masowej migracji na rozwój państwa

Utrzymanie, a nawet zwiększanie masowej imigracji do Polski to jeden z wiecznie żywych postulatów przedsiębiorców. Ich argumenty oczywiście odwołują się do powszechnego dobrobytu i korzyści, które z przyjazdu cudzoziemców mieliby czerpać „wszyscy”. Na podstawie badań ekonomicznych spróbujemy określić, kto należy, a kto nie, do owych „wszystkich”.
Imigranci, zdjęcie podglądowe Negatywny wpływ masowej migracji na rozwój państwa
Imigranci, zdjęcie podglądowe / Wikimedia Commons

Poprawiający się poziom życia stara się często przedstawić za pomocą wzrostu produktu krajowego brutto (PKB). Wyższy PKB miałby oznaczać wyższą stopę życia mieszkańców, a skoro tak, to wszystkie zjawiska podnoszące PKB są również korzystne dla naszego bogactwa. Z tego prostego schematu starają się korzystać autorzy, który chcą przedstawić imigrację w jak najlepszym świetle. Nie tylko zresztą imigrację zarobkową, bo nawet napływowym uchodźcom przypisywano niedawno zbawienne dla gospodarki skutki.

I tak analitycy firmy Deloitte, konsultingowego światowego giganta, wyliczyli, że przyjazd uchodźców do Polski w 2022 r. przyczynił się do wzrostu PKB o 1%. Nie ma powodów, by szacunki te negować, brzmią wiarygodnie. Co jednak zrobili z tą informacją dziennikarze i lobbyści? Ogłosili, że dzięki przyjazdowi uchodźców Polska się wzbogaciła, a gospodarka rozwinęła. Wystarczy zastanowić się, czym jest PKB, by zauważyć, że jest to oczywiste nadużycie. Ponieważ PKB mierzy, ile wytworzono wszystkich dóbr i usług w kraju, to możemy porównać kraj do fabryki, a PKB do jej całkowitej produkcji. Gdy w fabryce nagle zatrudnimy dodatkowe kilka procent załogi, to wiadomo, że produkcja nie spadnie, a prawdopodobnie wzrośnie. Nie oznacza to jednak, że fabryka będzie bardziej rentowna ani tym bardziej, że pozostali pracownicy staną się bogatsi. Tak samo zwiększenie polskiego PKB przez uchodźców nie oznacza, że Polacy się wzbogacili ani że gospodarka się rozwinęła, a co najwyżej, że urosła.

Kto zyskuje, a kto traci?

Nie oznacza to też jednak, że imigracja koniecznie musi kogoś zubażać. Problem ten badają ekonomiści rynku pracy. Na podstawie danych o zatrudnieniu i wynagrodzeniach sprawdzają oni, czy przyjazd imigrantów wpływa na zarobki i bezrobocie wśród miejscowej ludności. Część tych badań podsumowaliśmy w niedawno opublikowanym raporcie Centrum Myśli Gospodarczej pt. „Migracja pod lupą. Jakie są koszty otwartych granic?”. Warto przytoczyć te wyniki, by mieć obraz tego, czy imigracja jest korzystna dla obywateli kraju przyjmującego migrantów, a dokładniej – jak zobaczymy dalej – dla których mieszkańców jest korzystna, a dla których nie.

Okazuje się, że w ocenie wpływu imigracji na pensje i zatrudnienie kluczowe znaczenie ma to, jak szeroko nakreślimy zakres badania. Gdy ekonomiści próbują oszacować wpływ imigracji na zarobki wszystkich dotychczasowych mieszkańców kraju, to często osiągają wyniki wskazujące na brak wpływu tego czynnika albo bardzo niewielkie jego znaczenie. Co innego, gdy postanowią podzielić tych mieszkańców na różne grupy w zależności od poziomu wykształcenia albo wysokości zarobków.

W takich badaniach często dochodzi się do wniosku, że to, co dla całego przekroju społeczeństwa daje średnio „zero”, oznacza istotny minus dla jednej, a istotny plus dla innej grupy. Nie ma tu niespodzianki, najbardziej stratni są ci, wobec których imigranci stanowią największą konkurencję na rynku pracy. W krajach prowadzących politykę otwartych granic są to najczęściej słabiej wykwalifikowani i gorzej zarabiający pracownicy, gdyż ta grupa imigrantów jest zawsze najliczniejsza, gdy zasady przyjmowania cudzoziemców nie stawiają istotnych wymagań. Jak silny jest ten efekt? 
W opracowaniu „Co wiemy o wpływie imigracji na rynek pracy?” Rafał Trzeciakowski cytuje wyniki metaanalizy, a więc badania polegającego na zebraniu wyników wielu badań i ich statystycznym opracowaniu, wpływu migracji na rynki pracy. Wskazały one, że średnio przyjazd imigrantów odpowiadający 10% populacji obniżał pensje pracowników o 2,1% w USA i aż o 16,1% w Europie. Podobne różnice widać w tym, jak imigracja oddziałuje na zatrudnienie krajowych pracowników. W USA przyjazd 10-procentowej liczby imigrantów powodował średnio wzrost zatrudnienia krajowych pracowników o 0,3%, podczas gdy w Europie i Izraelu spadek o 8,4%.

W badaniu na danych z brytyjskiej gospodarki w latach 1993–2017 oszacowano z kolei, że przyjazd imigrantów stanowiących 6,7% siły roboczej spowodował spadek wynagrodzeń najmniej zarabiających Brytyjczyków o 5,2% oraz wzrost dochodów najlepiej zarabiających o 4,4%. Ideał otwartych granic kraju rozwiniętego dla taniej siły roboczej oznacza ubożenie ubogich i bogacenie się bogatych.

Zła polityka migracyjna

Gdyby jednak udało się zaprojektować politykę imigracyjną pod konkretne potrzeby społeczeństwa, które przyjmuje imigrantów, rezultaty mogłyby być zgoła odmienne. W naszym raporcie przytaczamy badanie imigracji do Kanady i próbę oszacowania wpływu wieloletniej imigracji do tego kraju na wynagrodzenia. Cechą charakterystyczną Kanady przez wiele lat był tzw. system punktowy, w którym pożądanym przez to państwo cechom osoby ubiegającej się o prawo do pobytu nadawano ustaloną liczbę punktów. Więcej punktów otrzymują tam kandydaci z wyższym wykształceniem, znajomością języka urzędowego czy w młodszym wieku.

Skutkiem tego w latach 1980–2000 imigranci stanowili ok. 30% wszystkich pracowników z wyższym wykształceniem w tym kraju, a jedynie ok. 5% pracowników z wykształceniem średnim i niższym. Te inne względem typowej imigracji do państw rozwiniętych proporcje skutkują odwróconym wpływem imigracji na zarobki. W przypadku Kanady napływ cudzoziemców podniósł zarobki najgorzej zarabiających Kanadyjczyków, a zmniejszył wynagrodzenia tych najlepiej zarabiających (w obu przypadkach o ok. 8%), przyczyniając się do zmniejszenia nierówności dochodowych. Przykład ten pokazuje, że na skutki imigracji można wpływać poprzez dobrze zaprojektowaną politykę migracyjną. 

Oczywiście, wskazane wyżej uszczerbki na wynagrodzeniach nie są tak widoczne gołym okiem. Pensje bowiem w rozwijającej się gospodarce systematycznie rosną, toteż to, co nazywamy wyżej „spadkiem pensji o 5%”, nie oznacza, że po przyjeździe imigrantów pracownicy zarabiali 5% mniej niż przedtem, a raczej, że zarabiali 5% mniej niż zarabialiby, gdyby imigranci nie przyjechali.

Otwarte granice, standardy zatrudnienia albo bezrobocie

Główna obawa krajowych pracowników dotyczy „zabierania pracy” przez imigrantów. Czy jest ona uzasadniona? W wielu przypadkach – nie. Przyjezdni pracownicy są również konsumentami, a przez to zwiększają zapotrzebowanie na pracę w firmach wokół nich. Dzięki temu zjawisku ekonomiści faktycznie często nie obserwują zmniejszenia zatrudnienia krajowych pracowników przy wzroście imigracji. Jednak nie ma w tym automatycznego mechanizmu, który z konieczności wyrównuje obie te siły. 

Dużą rolę w kształtowaniu skutków imigracji na rynek pracy ma prawo chroniące pracowników. Im silniej chroni ono zatrudnionych, tym gorzej na ich sytuację wpływa imigracja. Nic dziwnego, imigranci mają większe trudności w dochodzeniu swoich praw przed sądem i chętniej podejmują pracę na czarno albo w bardziej „elastycznych” formach zatrudnienia. Dla przedsiębiorcy korzyści stanowią więc nie tylko ich niższe wymagania płacowe, ale też mniejsza zdolność do ochrony swoich praw. A skoro tak, to w bardziej propracowniczym systemie prawnym różnica między pracownikiem krajowym a imigrantem jest większa niż w systemie, w którym nawet ci krajowi pracownicy nie mają zbyt wielu praw.

Badania empiryczne potwierdzają tę logikę, wykazując wyższy negatywny wpływ imigracji na zatrudnienie lokalnej ludności w krajach o silnych instytucjach prawa pracy. Poprawa jakości zatrudnienia stoi więc w opozycji do polityki masowej imigracji bez ograniczeń co do kwalifikacji czy wykształcenia.

Ma znaczenie, gdzie kupują 

Ciekawy przykład wpływu imigracji na rynek pracy pochodzi z Niemiec krótko po ich zjednoczeniu. Zaobserwowano tam szczególne warunki napływu imigrantów zarobkowych. Republika Federalna Niemiec otworzyła swój rynek pracy w 1991 r. na pracowników z Czech, pozwalając im podejmować pracę, ale nie udzieliła przy tym zezwoleń na osiedlenie się w kraju. Wkrótce w przygranicznych gminach pracę podjęło 10 tys. Czechów, stanowiąc w niektórych gminach do 10% wszystkich pracujących. Ze względu na konieczność codziennego dojazdu do pracy polityka ta nie miała wpływu na bardziej oddalone od granicy z Czechami części Niemiec, co stworzyło idealne warunki dla przeprowadzenia badania porównawczego.

Jakie były jego wyniki? Na każdy 1% Czechów w populacji osób pracujących w danej gminie wynagrodzenia pracowników spadały o ok. 0,28% wśród pracowników nisko wykwalifikowanych i o ok. 0,19% wśród pracowników wysoko wykwalifikowanych. Oddziaływanie to wydaje się więc niewielkie. Inaczej wyglądał wpływ na zatrudnienie – tam każdy imigrant zmniejszał zatrudnienie wśród nisko wykwalifikowanych Niemców średnio o 1,42%, a wśród wysoko wykwalifikowanych – o 0,87%. Liczby te są wyjątkowo wysokie na tle większości badań. Powodem tego może być omawiana polityka, która zezwalała Czechom pracować, ale nie osiedlać się, przez co zarobione w Niemczech pieniądze wydawali oni w dużej mierze w swojej ojczyźnie. To pouczający przykład również dla innych państw, w których imigranci zarobione pieniądze w większości przesyłają do swoich rodzin w kraju pochodzenia.

Imigranci, którzy wydają na miejscu zarobione przez siebie pieniądze, tworzą popyt na towary i usługi, a tym samym zapewniają pracę w firmach. Oszczędzając i transferując pieniądze za granicę, ten popyt zgłaszany jest na zupełnie innym rynku, a tym samym rośnie negatywny wpływ na zatrudnienie w kraju przyjmującym. Ostateczny bilans zależy oczywiście również od innych – zmiennych w czasie – czynników, tak jak w przypadku Polski, która pomimo ogromnego wzrostu liczby imigrantów w ostatnich latach nie odnotowała wzrostu bezrobocia.

Gospodarka taniej pracy

Ciekawym i nieoczywistym aspektem relacji między imigracją a gospodarką jest wpływ tej pierwszej na rozwój techniczny, skutkujący wzrostem produktywności. To właśnie ten ostatni stanowi główny motor rozwoju każdego państwa, które dzięki wykorzystaniu w firmach lepszych technologii może produkować coraz więcej, coraz bardziej wartościowych produktów, a to niesie za sobą wzrost dochodów i poziomu życia ludności. By proces ten zachodził, niezbędne są jednak nie tylko odkrycia technologiczne, które trzeba finansować, ale też inwestycje w ich wykorzystanie produkcyjne.
Wbrew powtarzanym sloganom firmy nie inwestują więcej wtedy, gdy płacą niskie podatki, nie ma regulacji, a zyski przebijają sufit, ale wtedy, gdy wymaga tego od nich twarda konkurencja na rynku. Jednym z jej aspektów jest wdrażanie nowych technologii. Maszyny, a dziś również oprogramowanie, są częstokroć wymienne na pracę człowieka. Dlatego gdy tej pracy zaczyna brakować i staje się coraz droższa, firmom bardziej opłaca się inwestować w nowe rozwiązania technologiczne, co w długim czasie popycha gospodarkę do przodu i tworzy lepiej płatne miejsca pracy. Jeśli jednak pracy nigdy nie zaczyna brakować, bo jej zasób stale jest uzupełniany z zagranicy, słabną zachęty do wprowadzania innowacji. Widać to w danych nie tylko z dzisiejszej gospodarki, ale nawet z okresu pierwszej industrializacji, o czym piszemy więcej we wspomnianym wcześniej raporcie.

Podsumowanie 

Na podanych przykładach widzimy, że nawet na polu gospodarczym nie można mówić o imigracji jako zjawisku jednoznacznie korzystnym i, jak mawiają jej zwolennicy, „ratującym gospodarkę”. Jak wiele kwestii związanych z rynkiem pracy, niesie ona korzyści dla jednych, a straty dla innych jego uczestników. Liberalna polityka imigracyjna, na wzór polskiej, przyczynia się zwykle do zwiększania nierówności dochodowych i nie daje się pogodzić z poprawą standardów zatrudnienia. Ceną za próbę utrzymania tych dwóch jest utrata miejsc pracy przez krajowych pracowników.


 

POLECANE
Iran trafił w strategiczne obiekty Izraela z ostatniej chwili
Iran trafił w strategiczne obiekty Izraela

Ropociągi i linie przesyłowe między poszczególnymi blokami rafinerii ropy naftowej w Hajfie zostały uszkodzone na skutek irańskich ataków rakietowych – poinformował izraelski operator w komunikacie przesłanym giełdzie w Tel Awiwie.

Katastrofa samolotu w Indiach. Wskazano możliwe przyczyny wypadku z ostatniej chwili
Katastrofa samolotu w Indiach. Wskazano możliwe przyczyny wypadku

– To mógł być prosty błąd drugiego pilota – komentuje kapitan Steve, pilot linii lotniczych i popularnego komentator katastrof lotniczych w serwisie YouTube, komentując katastrofę lotniczą, do jakiej doszło w Indiach.

Donald Tusk pokazał wykres wzrostu PKB za czasów PiS i chwali się jak swoim z ostatniej chwili
Donald Tusk pokazał wykres wzrostu PKB za czasów PiS i chwali się jak swoim

Dość popularny w sieci jest wykres wzrostu polskiego PKB w porównaniu do wzrostu PKB Japonii i Iranu. Tym razem odniósł się do niego Donald Tusk.

Komunikat dla mieszkańców i turystów woj. zachodniopomorskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców i turystów woj. zachodniopomorskiego

28 czerwca ruszy tramwaj wodny na stałej trasie między Szczecinem, Nowym Warpnem a Świnoujściem. Ma to być atrakcja zarówno dla turystów, jak i mieszkańców regionu. Znane są już ceny podróży tramwajem. 

Polska truskawkową potęgą. Jesteśmy drugim producentem truskawek w UE z ostatniej chwili
Polska truskawkową potęgą. Jesteśmy drugim producentem truskawek w UE

Polska jest drugim, po Hiszpanii, producentem truskawek w Unii Europejskiej z 15 proc. udziałem w rynku. W 2024 r. produkcja tych owoców wyniosła 159 tys. ton - poinformował Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Truskawki należą do najbardziej lubianych owoców przez naszych rodaków.

IMGW wydał komunikat: Upały do 32°C i gwałtowne burze z ostatniej chwili
IMGW wydał komunikat: Upały do 32°C i gwałtowne burze

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ważne ostrzeżenia pogodowe dla zachodniej części kraju. W niedzielę temperatura może sięgnąć nawet 32°C, a w wielu regionach prognozowane są gwałtowne burze z intensywnymi opadami i silnym wiatrem nawet do 75 km/h.

Hołownia pełniącym obowiązki prezydenta? Europoseł KO: Taki scenariusz jest możliwy z ostatniej chwili
Hołownia pełniącym obowiązki prezydenta? Europoseł KO: "Taki scenariusz jest możliwy"

Mecenas Michał Wawrykiewicz, europoseł Koalicji Obywatelskiej i współtwórca zaangażowanego politycznie ruchu „Wolne Sądy”, przedstawił w TVP Info kontrowersyjny scenariusz dotyczący przyszłości urzędu prezydenta. Polityk zasugerował, że jeśli nie dojdzie do ważnego zaprzysiężenia zwycięzcy wyborów prezydenckich, obowiązki głowy państwa może tymczasowo przejąć marszałek Sejmu Szymon Hołownia.

 Policja: coraz więcej kradzieży w sklepach. Co złodzieje wybierają i w jakich regionach kradną najczęściej?  Wiadomości
Policja: coraz więcej kradzieży w sklepach. Co złodzieje wybierają i w jakich regionach kradną najczęściej?

Coraz więcej kradzieży w sklepach - donosi policja, przedstawiając dane z pierwszego kwartału tego roku. Według oficjalnych danych tzw. przestępstw kradzieży o znacznej wartości było o ponad 150 przypadków więcej niż w tym samym czasie w roku ubiegłym. Co złodzieje wybierali najchętniej oraz w jakich sklepach i jakich regionach działali najczęściej? 

Ważny komunikat dla mieszkańców Krakowa z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Krakowa

Dobra wiadomość dla mieszkańców i turystów odwiedzających Kraków – zakończył się remont torowiska na ulicy Franciszkańskiej. Jak zapowiedziały władze miasta, ruch tramwajowy na tym ważnym odcinku zostanie wznowiony już w środę, 19 czerwca.

Trzaskowski niechcący pogodził wyborców koalicji i opozycji. Obydwie grupy są zgodne, co do jednego Wiadomości
Trzaskowski niechcący pogodził wyborców koalicji i opozycji. Obydwie grupy są zgodne, co do jednego

Wyborcy Rafała Trzaskowskiego zdecydowali ws. kolejnej szansy dla kandydata KO. Pracownia United Surveys przeprowadziła sondaż dla Wirtualnej Polski, z którego wynika, że zdecydowana większość nie chciałaby, aby prezydent Warszawy znów wystartował w wyborach na prezydenta Polski. Ich opinia jest zaskakująco zbieżna z poglądami wyborców PiS i Konfederacji.

REKLAMA

Negatywny wpływ masowej migracji na rozwój państwa

Utrzymanie, a nawet zwiększanie masowej imigracji do Polski to jeden z wiecznie żywych postulatów przedsiębiorców. Ich argumenty oczywiście odwołują się do powszechnego dobrobytu i korzyści, które z przyjazdu cudzoziemców mieliby czerpać „wszyscy”. Na podstawie badań ekonomicznych spróbujemy określić, kto należy, a kto nie, do owych „wszystkich”.
Imigranci, zdjęcie podglądowe Negatywny wpływ masowej migracji na rozwój państwa
Imigranci, zdjęcie podglądowe / Wikimedia Commons

Poprawiający się poziom życia stara się często przedstawić za pomocą wzrostu produktu krajowego brutto (PKB). Wyższy PKB miałby oznaczać wyższą stopę życia mieszkańców, a skoro tak, to wszystkie zjawiska podnoszące PKB są również korzystne dla naszego bogactwa. Z tego prostego schematu starają się korzystać autorzy, który chcą przedstawić imigrację w jak najlepszym świetle. Nie tylko zresztą imigrację zarobkową, bo nawet napływowym uchodźcom przypisywano niedawno zbawienne dla gospodarki skutki.

I tak analitycy firmy Deloitte, konsultingowego światowego giganta, wyliczyli, że przyjazd uchodźców do Polski w 2022 r. przyczynił się do wzrostu PKB o 1%. Nie ma powodów, by szacunki te negować, brzmią wiarygodnie. Co jednak zrobili z tą informacją dziennikarze i lobbyści? Ogłosili, że dzięki przyjazdowi uchodźców Polska się wzbogaciła, a gospodarka rozwinęła. Wystarczy zastanowić się, czym jest PKB, by zauważyć, że jest to oczywiste nadużycie. Ponieważ PKB mierzy, ile wytworzono wszystkich dóbr i usług w kraju, to możemy porównać kraj do fabryki, a PKB do jej całkowitej produkcji. Gdy w fabryce nagle zatrudnimy dodatkowe kilka procent załogi, to wiadomo, że produkcja nie spadnie, a prawdopodobnie wzrośnie. Nie oznacza to jednak, że fabryka będzie bardziej rentowna ani tym bardziej, że pozostali pracownicy staną się bogatsi. Tak samo zwiększenie polskiego PKB przez uchodźców nie oznacza, że Polacy się wzbogacili ani że gospodarka się rozwinęła, a co najwyżej, że urosła.

Kto zyskuje, a kto traci?

Nie oznacza to też jednak, że imigracja koniecznie musi kogoś zubażać. Problem ten badają ekonomiści rynku pracy. Na podstawie danych o zatrudnieniu i wynagrodzeniach sprawdzają oni, czy przyjazd imigrantów wpływa na zarobki i bezrobocie wśród miejscowej ludności. Część tych badań podsumowaliśmy w niedawno opublikowanym raporcie Centrum Myśli Gospodarczej pt. „Migracja pod lupą. Jakie są koszty otwartych granic?”. Warto przytoczyć te wyniki, by mieć obraz tego, czy imigracja jest korzystna dla obywateli kraju przyjmującego migrantów, a dokładniej – jak zobaczymy dalej – dla których mieszkańców jest korzystna, a dla których nie.

Okazuje się, że w ocenie wpływu imigracji na pensje i zatrudnienie kluczowe znaczenie ma to, jak szeroko nakreślimy zakres badania. Gdy ekonomiści próbują oszacować wpływ imigracji na zarobki wszystkich dotychczasowych mieszkańców kraju, to często osiągają wyniki wskazujące na brak wpływu tego czynnika albo bardzo niewielkie jego znaczenie. Co innego, gdy postanowią podzielić tych mieszkańców na różne grupy w zależności od poziomu wykształcenia albo wysokości zarobków.

W takich badaniach często dochodzi się do wniosku, że to, co dla całego przekroju społeczeństwa daje średnio „zero”, oznacza istotny minus dla jednej, a istotny plus dla innej grupy. Nie ma tu niespodzianki, najbardziej stratni są ci, wobec których imigranci stanowią największą konkurencję na rynku pracy. W krajach prowadzących politykę otwartych granic są to najczęściej słabiej wykwalifikowani i gorzej zarabiający pracownicy, gdyż ta grupa imigrantów jest zawsze najliczniejsza, gdy zasady przyjmowania cudzoziemców nie stawiają istotnych wymagań. Jak silny jest ten efekt? 
W opracowaniu „Co wiemy o wpływie imigracji na rynek pracy?” Rafał Trzeciakowski cytuje wyniki metaanalizy, a więc badania polegającego na zebraniu wyników wielu badań i ich statystycznym opracowaniu, wpływu migracji na rynki pracy. Wskazały one, że średnio przyjazd imigrantów odpowiadający 10% populacji obniżał pensje pracowników o 2,1% w USA i aż o 16,1% w Europie. Podobne różnice widać w tym, jak imigracja oddziałuje na zatrudnienie krajowych pracowników. W USA przyjazd 10-procentowej liczby imigrantów powodował średnio wzrost zatrudnienia krajowych pracowników o 0,3%, podczas gdy w Europie i Izraelu spadek o 8,4%.

W badaniu na danych z brytyjskiej gospodarki w latach 1993–2017 oszacowano z kolei, że przyjazd imigrantów stanowiących 6,7% siły roboczej spowodował spadek wynagrodzeń najmniej zarabiających Brytyjczyków o 5,2% oraz wzrost dochodów najlepiej zarabiających o 4,4%. Ideał otwartych granic kraju rozwiniętego dla taniej siły roboczej oznacza ubożenie ubogich i bogacenie się bogatych.

Zła polityka migracyjna

Gdyby jednak udało się zaprojektować politykę imigracyjną pod konkretne potrzeby społeczeństwa, które przyjmuje imigrantów, rezultaty mogłyby być zgoła odmienne. W naszym raporcie przytaczamy badanie imigracji do Kanady i próbę oszacowania wpływu wieloletniej imigracji do tego kraju na wynagrodzenia. Cechą charakterystyczną Kanady przez wiele lat był tzw. system punktowy, w którym pożądanym przez to państwo cechom osoby ubiegającej się o prawo do pobytu nadawano ustaloną liczbę punktów. Więcej punktów otrzymują tam kandydaci z wyższym wykształceniem, znajomością języka urzędowego czy w młodszym wieku.

Skutkiem tego w latach 1980–2000 imigranci stanowili ok. 30% wszystkich pracowników z wyższym wykształceniem w tym kraju, a jedynie ok. 5% pracowników z wykształceniem średnim i niższym. Te inne względem typowej imigracji do państw rozwiniętych proporcje skutkują odwróconym wpływem imigracji na zarobki. W przypadku Kanady napływ cudzoziemców podniósł zarobki najgorzej zarabiających Kanadyjczyków, a zmniejszył wynagrodzenia tych najlepiej zarabiających (w obu przypadkach o ok. 8%), przyczyniając się do zmniejszenia nierówności dochodowych. Przykład ten pokazuje, że na skutki imigracji można wpływać poprzez dobrze zaprojektowaną politykę migracyjną. 

Oczywiście, wskazane wyżej uszczerbki na wynagrodzeniach nie są tak widoczne gołym okiem. Pensje bowiem w rozwijającej się gospodarce systematycznie rosną, toteż to, co nazywamy wyżej „spadkiem pensji o 5%”, nie oznacza, że po przyjeździe imigrantów pracownicy zarabiali 5% mniej niż przedtem, a raczej, że zarabiali 5% mniej niż zarabialiby, gdyby imigranci nie przyjechali.

Otwarte granice, standardy zatrudnienia albo bezrobocie

Główna obawa krajowych pracowników dotyczy „zabierania pracy” przez imigrantów. Czy jest ona uzasadniona? W wielu przypadkach – nie. Przyjezdni pracownicy są również konsumentami, a przez to zwiększają zapotrzebowanie na pracę w firmach wokół nich. Dzięki temu zjawisku ekonomiści faktycznie często nie obserwują zmniejszenia zatrudnienia krajowych pracowników przy wzroście imigracji. Jednak nie ma w tym automatycznego mechanizmu, który z konieczności wyrównuje obie te siły. 

Dużą rolę w kształtowaniu skutków imigracji na rynek pracy ma prawo chroniące pracowników. Im silniej chroni ono zatrudnionych, tym gorzej na ich sytuację wpływa imigracja. Nic dziwnego, imigranci mają większe trudności w dochodzeniu swoich praw przed sądem i chętniej podejmują pracę na czarno albo w bardziej „elastycznych” formach zatrudnienia. Dla przedsiębiorcy korzyści stanowią więc nie tylko ich niższe wymagania płacowe, ale też mniejsza zdolność do ochrony swoich praw. A skoro tak, to w bardziej propracowniczym systemie prawnym różnica między pracownikiem krajowym a imigrantem jest większa niż w systemie, w którym nawet ci krajowi pracownicy nie mają zbyt wielu praw.

Badania empiryczne potwierdzają tę logikę, wykazując wyższy negatywny wpływ imigracji na zatrudnienie lokalnej ludności w krajach o silnych instytucjach prawa pracy. Poprawa jakości zatrudnienia stoi więc w opozycji do polityki masowej imigracji bez ograniczeń co do kwalifikacji czy wykształcenia.

Ma znaczenie, gdzie kupują 

Ciekawy przykład wpływu imigracji na rynek pracy pochodzi z Niemiec krótko po ich zjednoczeniu. Zaobserwowano tam szczególne warunki napływu imigrantów zarobkowych. Republika Federalna Niemiec otworzyła swój rynek pracy w 1991 r. na pracowników z Czech, pozwalając im podejmować pracę, ale nie udzieliła przy tym zezwoleń na osiedlenie się w kraju. Wkrótce w przygranicznych gminach pracę podjęło 10 tys. Czechów, stanowiąc w niektórych gminach do 10% wszystkich pracujących. Ze względu na konieczność codziennego dojazdu do pracy polityka ta nie miała wpływu na bardziej oddalone od granicy z Czechami części Niemiec, co stworzyło idealne warunki dla przeprowadzenia badania porównawczego.

Jakie były jego wyniki? Na każdy 1% Czechów w populacji osób pracujących w danej gminie wynagrodzenia pracowników spadały o ok. 0,28% wśród pracowników nisko wykwalifikowanych i o ok. 0,19% wśród pracowników wysoko wykwalifikowanych. Oddziaływanie to wydaje się więc niewielkie. Inaczej wyglądał wpływ na zatrudnienie – tam każdy imigrant zmniejszał zatrudnienie wśród nisko wykwalifikowanych Niemców średnio o 1,42%, a wśród wysoko wykwalifikowanych – o 0,87%. Liczby te są wyjątkowo wysokie na tle większości badań. Powodem tego może być omawiana polityka, która zezwalała Czechom pracować, ale nie osiedlać się, przez co zarobione w Niemczech pieniądze wydawali oni w dużej mierze w swojej ojczyźnie. To pouczający przykład również dla innych państw, w których imigranci zarobione pieniądze w większości przesyłają do swoich rodzin w kraju pochodzenia.

Imigranci, którzy wydają na miejscu zarobione przez siebie pieniądze, tworzą popyt na towary i usługi, a tym samym zapewniają pracę w firmach. Oszczędzając i transferując pieniądze za granicę, ten popyt zgłaszany jest na zupełnie innym rynku, a tym samym rośnie negatywny wpływ na zatrudnienie w kraju przyjmującym. Ostateczny bilans zależy oczywiście również od innych – zmiennych w czasie – czynników, tak jak w przypadku Polski, która pomimo ogromnego wzrostu liczby imigrantów w ostatnich latach nie odnotowała wzrostu bezrobocia.

Gospodarka taniej pracy

Ciekawym i nieoczywistym aspektem relacji między imigracją a gospodarką jest wpływ tej pierwszej na rozwój techniczny, skutkujący wzrostem produktywności. To właśnie ten ostatni stanowi główny motor rozwoju każdego państwa, które dzięki wykorzystaniu w firmach lepszych technologii może produkować coraz więcej, coraz bardziej wartościowych produktów, a to niesie za sobą wzrost dochodów i poziomu życia ludności. By proces ten zachodził, niezbędne są jednak nie tylko odkrycia technologiczne, które trzeba finansować, ale też inwestycje w ich wykorzystanie produkcyjne.
Wbrew powtarzanym sloganom firmy nie inwestują więcej wtedy, gdy płacą niskie podatki, nie ma regulacji, a zyski przebijają sufit, ale wtedy, gdy wymaga tego od nich twarda konkurencja na rynku. Jednym z jej aspektów jest wdrażanie nowych technologii. Maszyny, a dziś również oprogramowanie, są częstokroć wymienne na pracę człowieka. Dlatego gdy tej pracy zaczyna brakować i staje się coraz droższa, firmom bardziej opłaca się inwestować w nowe rozwiązania technologiczne, co w długim czasie popycha gospodarkę do przodu i tworzy lepiej płatne miejsca pracy. Jeśli jednak pracy nigdy nie zaczyna brakować, bo jej zasób stale jest uzupełniany z zagranicy, słabną zachęty do wprowadzania innowacji. Widać to w danych nie tylko z dzisiejszej gospodarki, ale nawet z okresu pierwszej industrializacji, o czym piszemy więcej we wspomnianym wcześniej raporcie.

Podsumowanie 

Na podanych przykładach widzimy, że nawet na polu gospodarczym nie można mówić o imigracji jako zjawisku jednoznacznie korzystnym i, jak mawiają jej zwolennicy, „ratującym gospodarkę”. Jak wiele kwestii związanych z rynkiem pracy, niesie ona korzyści dla jednych, a straty dla innych jego uczestników. Liberalna polityka imigracyjna, na wzór polskiej, przyczynia się zwykle do zwiększania nierówności dochodowych i nie daje się pogodzić z poprawą standardów zatrudnienia. Ceną za próbę utrzymania tych dwóch jest utrata miejsc pracy przez krajowych pracowników.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe