Francuska prasa ujawniła tajny, przedwyborczy układ Tuska i von der Leyen

Co musisz wiedzieć?
- Francuski Le Monde ujawnił tajny pakt Tuska i von der Leyen, w ramach którego ten może do wyborów ukrywać, że po wyborach będzie musiał podjąć decyzje wymuszone przez UE
- Poseł Platformy Przemysław Witek użył w Polsacie słów "co szkodzi obiecać" w kontekście ewentualnych zobowiązań wyborczych
- Według Samuela Pereiry to modus operandi Platformy Obywatelskiej
Von der Leyen świadomie zaniechała reakcji, gdy Tusk publicznie ogłosił, że nie wdroży unijnego paktu migracyjnego, choć jest on obowiązkowy od 2026 roku.
„Wolała nie robić z tego afery, wiedząc, że po wyborach Tusk będzie przestrzegać przepisów”
– czytamy. Komisja pozwalała mu także na wypowiedzi podważające Zielony Ład, które „nie byłyby zaakceptowane u innych przywódców”, a nawet przesunęła publikację raportu dotyczącego redukcji emisji CO₂ – nieprzychylnego dla Polski – na czas po wyborach. Z obawy o wynik wyborczy Tuska, wstrzymywano również decyzje dotyczące handlu z Ukrainą i umowy z Mercosur. Czy to jeszcze polityka, czy już manipulacja instytucjonalna?
"Żart" Przemysława Witka
W świetle tych ustaleń, słynna wypowiedź posła Platformy Przemysława Witka – „cóż szkodzi obiecać” – przestaje być tylko nieudanym żartem, a staje się niechcący szczerą diagnozą mechanizmu, który napędza dzisiejszą władzę. Bo skoro szef Komisji Europejskiej tak jawnie chroni jednego z liderów politycznych przed konsekwencjami jego słów, to czemu polityk niższego szczebla miałby przejmować się odpowiedzialnością za swoje deklaracje?
Oburzenie na Witka, choć zrozumiałe, jest tylko odruchem wobec objawu choroby. Prawdziwym problemem nie jest jego niefortunny komentarz, ale całe środowisko polityczne, które funkcjonuje w logice bezkarnego składania obietnic, których nikt nie zamierza dotrzymać. Rządzący dziś politycy Platformy Obywatelskiej doszli do władzy obiecując sto rzeczy na sto dni. Po ponad półtora roku nie zrealizowali nawet jednej trzeciej z nich. I nie chodzi tylko o kampanię – premier Donald Tusk powtarzał te obietnice w swoim expose, mając już pełną wiedzę o układzie sił w parlamencie.
Czy poseł Witek pozwoliłby sobie na taki „żart”, gdyby jego formacja była rzeczywiście rozliczana z obietnic? Czy ośmieliłby się do ironii, gdyby miał pewność, że jego kandydat na prezydenta, Rafał Trzaskowski, naprawdę nie podniesie podatków? Śmiem wątpić. Ale skoro nawet Sławomir Nitras – dziś główny sztabowiec PO – publicznie przyznał, że kłamał w kampanii 2006 roku, bo „politycy robią to na co dzień”, trudno się dziwić, że jego młodsi koledzy tylko kontynuują tradycję.
Kłamstwo mają w genach
Przykład idzie z góry. Donald Tusk nie tylko w kampanii, ale i przez całą swoją karierę polityczną składał deklaracje, które później łamał. W sprawach podatków, wieku emerytalnego, bezpieczeństwa, migracji, a nawet historii. Wystarczy przypomnieć jak jako szef Rady Europejskiej forsował przymusową relokację migrantów, a jego partia – na jego rozkaz – głosowała przeciwko wprowadzeniu stanu wyjątkowego na granicy, gdy ruszyła rosyjska operacja destabilizacyjna.
A przecież to nie pierwszy raz. Bronisław Komorowski w 2010 roku deklarował, że nie podniesie wieku emerytalnego. Zrobił to jako prezydent. Platforma mówiła o „odpolitycznieniu” spółek, dziś robi to samo, tylko bezwstydniej. Miały być pieniądze z TVP na onkologię – nie ma ani jednego, ani drugiego. A obietnica, że „nikt mnie nie ogra w Brukseli”, dziś brzmi jak okrutny żart – szczególnie w kontekście tego, jak bardzo KE robiła wszystko, by Tuskowi nie zaszkodzić.
Można się więc śmiać z Witka. Można go krytykować. Ale można też – i chyba trzeba – podziękować mu za mimowolną szczerość. Powiedział wprost to, co jego partia stosuje jako standardową metodę działania. W przeciwieństwie do Sikorskiego czy Rostowskiego, którzy z wyborców drwili za plecami, śmiejąc się, że „obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą”.
Nie Witek jest więc problemem. Problemem jest system, w którym „co szkodzi obiecać” to nie lapsus, a program rządzenia. A jeśli nawet Bruksela gra pod ten program, przesuwając raporty i udając ślepotę – to mamy do czynienia nie tylko z kryzysem zaufania, ale też poważnym kryzysem demokracji.