Stanisław "Seaman" Januszewski": Tydzień z życia sfer totalnych, czyli chandra kuczyńska

A skoro jesteśmy przy czerskiej gazecie - ta chwyta się już brzytwy - sięga po księży politykierów, których Kościół objął zakazem publicznych wypowiedzi. Analogia do komunistów wykorzystujących księży patriotów jest uderzająca. Czyżby Dominiki Wielowieyskiej nie przestrzegł w kwestii wykorzystywania Sowy i Lemańskiego jej własny ojciec, który powinien dobrze pamiętać tamte czasy?
Waldemar Kuczyński przed rokiem „dobrze wspominał” Czesława Kiszczaka. Natomiast dzisiaj nazywa „lumpem” wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego. Przed Kuczyńskim lepiej wspominał Kiszczaka tylko Adam Michnik, uznając go za człowieka honoru. Tęskne westchnienia w stronę naczelnego ubeka, przeciwstawione wyzwiskom rzucanym demokratycznie wybranej władzy, najcelniej pokazują, że fundamentem i wzorem dla wielbicieli-budowniczych III RP był PRL.
Natomiast poecie Zagajewskiemu - jak to poecie – miesza się aura z realem: „Strasznie mnie boli, że aura prawdziwości została w Polsce zaburzona”. W zasadzie to Zagajewski nie powinien narzekać, bo gdy poeta w ogóle nie czuje bólu egzystencji, to znaczy, że jest w izbie wytrzeźwień, a tam ciężko o zgrabne rymy. Ale swoją drogą, niech Zagajewski lepiej pomyśli, co było prawdziwego w III RP, w której naczelny ubek został człowiekiem honoru; sowiecki namiestnik awansował na patriotę, zaś z goebbelsowskim propagandystą stanu wojennego pozostawały w serdecznej komitywie „legendy opozycji”. I kiedy Zagajewski to uczciwie przemyśli, zobaczy jasno, jak parszywe są aureole tych legend, a o żadnej prawdziwości nigdy nie było mowy.
Jacek Żakowski ze zwykłą dla siebie przenikliwością zastanawia się, „czy za 10 lat Jarosław Kaczyński będzie jeszcze królem tego kraju, czy nie?” i przyznaje, że nie ma pewności. Niełatwe pytanie, lecz można odpowiedzieć pośrednio: Jest to możliwe, o ile nadal będą ginąć na pasach ciężarne zakonnice pod kołami aut prowadzonych przez pijanych polityków opozycji. Przy czym ta odpowiedź rozstrzyga także dylemat, kto jest i na długo jeszcze pozostanie największym błaznem „tego kraju”.