Ks. Janusz Chyła: Słodkie jarzmo celibatu

Dzisiaj mija 21. rocznica mojej Mszy świętej prymicyjnej. Wiele przez ten czas się wydarzyło, w życiu Kościoła i moim osobistym. Wciąż towarzyszy mi zdumienie Bożą Opatrznością. Kilka lat temu kwartalnik "Pastores" poprosił mnie o napisanie świadectwa. Dziś pragnę podzielić się nim z Czytelnikami bloga, aby w ten sposób wyrazić wdzięczność Bogu, Kościołowi i wszystkim ludziom, których spotykam w świecie realnym i wirtualnym.
 Ks. Janusz Chyła: Słodkie jarzmo celibatu
/ screen YouTube
Od wczesnych lat dziecięcych towarzyszyła mi myśl by zostać księdzem. Jako nastolatek próbowałem przed nią uciec. Perspektywa celibatu nie przystawała do mojego zainteresowania dziewczętami. Był to czas pierwszych wspólnych wyjść do kina, kawiarni, dyskoteki. Po jakimś czasie fascynacja przerodziła się głębszą relację. A po kilku latach w kolejną. Marzenia o przyszłej rodzinie, zamiłowanie do nastrojowej muzyki i romantycznych wierszy, spacery, dawały poczucie szczęścia. Wciąż jednak, zwłaszcza po spowiedzi i przyjęciu Komunii Świętej, pojawiało się inne pragnienie. Nie miało ono nic z nachalności. Raczej było subtelnym zaproszeniem. Pragnienie bycia księdzem nasilało się podczas pieszych pielgrzymek na Jasną Górę. Na jedną z nich poszedłem razem z dziewczyną. Przeżywałem rozdarcie między dwoma tęsknotami. Nie ukrywałem tego przed nią. Po kilku miesiącach rozstaliśmy się. Uznaliśmy, że kontynuacja tej relacji nie jest dobra ani dla niej, ani dla mnie.

Cieszę się, że obie moje sympatie założyły rodziny. Mam nadzieję, że są szczęśliwymi żonami i matkami.

W odpowiedzi na powołanie do kapłaństwa bałem się pójścia w nieznane. Największy lęk budziła perspektywa samotności. Jako ministrant przyglądałem się życiu księży. Wśród nich było wielu otwartych, radosnych duszpasterzy. Zastanawiało mnie jednak jak to jest możliwe, że to, czego ja się boję, nie czyni ich nieszczęśliwymi. Gdy zakończyłem dwuletni pobyt w wojsku nie wróciłem do służby przy ołtarzu jako ministrant. Uczestniczyłem wówczas w liturgii stojąc pod chórem. Ale wciąż towarzyszyła mi myśl, że kiedyś znów będę blisko ołtarza. Gdy miałem 24 lata znajomy ksiądz ofiarował mi dwie książki. Jedną był podręcznik do teologii dogmatycznej, a drugą książka o wychowaniu dzieci. Powiedział wówczas: „w końcu zdecyduj się, kim chcesz być”. Znał mnie dobrze i wiedział, że zmagam się z pytaniem o powołanie. Umówiliśmy się na spotkanie. Przedstawiłem wówczas wszystkie argumenty przeciwko temu, abym został księdzem. Na końcu rozmowy zadałem pytanie czy z moją historią i predyspozycjami mogę wstąpić do seminarium. Ucieszyłem się, gdy rozwiał moje wątpliwości. Ksiądz ten podczas mojej Mszy Prymicyjnej wygłosił kazanie. Po latach na jego srebrnym jubileuszu odwdzięczyłem się tym samym.

Dokumenty do seminarium złożyłem w południe pięknego słonecznego dnia 15 lipca 1992 roku. W sercu towarzyszyły mi zarazem lęk i ulga. Pomyślałem, że to koniec z poczuciem bezcelowo mijającego czasu. Oprócz rozstania na jakiś czas z rodziną i przyjaciółmi, sprzedałem samochód, odszedłem z pracy i zrezygnowałem z udziału w radzie miejskiej. Wszystko to było jak częściowe rozstawanie się z życiem. Ale ostatecznie takim, które nie syciło potrzeby sensu i celu. Wcześniejsze wyobrażenie o seminarium jako miejscu pobytu odrealnionych ludzi szybko minęło. Przekonałem się, że koledzy są z krwi i kości, a nie jakieś pięknoduchy unoszące się nad ziemią. To, co innych mogło gorszyć, mnie doświadczonego już jakąś historią życia, uspokajało. Normalni ludzie zmagający się z wadami od których i ja nie jestem wolny.

W czasie formacji seminaryjnej temat celibatu nie był zbyt często obecny. Czas mijał na sprawach bieżących, a nowe relacje przyjacielskie sprawiały, że dawne obawy straciły swoją siłę. Dużą pomocą w pogłębianiu i oczyszczaniu motywacji były dla mnie rekolekcje ignacjańskie, z których korzystałem w wakacje. Podczas medytacji starałem się konfrontować z różnymi pytaniami, w tym z próbą zakwestionowania Bożego pochodzenia pragnienia bycia księdzem. Uświadamiałem sobie, że celem życia nie jest kapłaństwo lecz Bóg, a moje subiektywne pragnienie musi być obiektywnie zweryfikowane przez Kościół. Pomocą w tym procesie było kierownictwo duchowe. Gdy zbliżał się czas ostatecznej decyzji, uważałem za uczciwe i wręcz konieczne, zadanie pytania o moją wolność wobec prawnego wymogu celibatu. Czy nie będę go ślubował tylko jako warunek przyjęcia święceń? A gdyby celibat nie był wymagany od kandydatów do prezbiteratu, czy także bym się na taką formę życia zdecydował? Otrzymałem łaskę pozytywnej odpowiedzi. Obecnie jako ksiądz z piętnastoletnim stażem, któremu wciąż towarzyszy fascynacja bycia na początku drogi, uważam, że to, co stanowiło powód odwlekania decyzji o wstąpieniu do seminarium, stało się błogosławieństwem. Moje przeżywanie celibatu nie jest jakimś szczególnym ciężarem. Zastanawiam się nieraz czy nie jestem egoistą, skoro w tym zakresie nie doświadczam krzyża.

Ludzie, których w kapłańskim życiu spotykam różnie reagują na celibat. Do pogłębiania jego znaczenia skłaniają mnie ich pytania, a nieraz wątpliwości i podważanie jego sensu. Szukam więc odpowiedzi i sam z nich korzystam. Niektórzy twierdzą, że celibat to gwałt na naturze.

Owszem jesteśmy z natury stworzeni do małżeństwa i rodzicielstwa. Ale przecież źródłem wszystkiego, nie wyłączając ludzkiej natury jest miłość. Jestem głęboko przekonany, że celibat jest zgodny z jej naturą. Miłość pochodząc z jednego źródła przejawia się w różnych formach. Ostatecznie jedynie ona może mnie zwolnić z obowiązku bycia mężem i naturalnym ojcem. Bez miłości i wolności celibat jest ciasnym gorsetem lub ucieczką przed trudami życia. Zarówno współczucie, jak i humorystycznie wyrażaną zazdrość wobec żyjących w celibacie, uważam za błędne postawy. Nie ma opozycji między małżeńską i kapłańską formą miłości. Zachodzi między nimi zależność. Kryzysy na obu drogach powołania również chodzą w parze. Negatywne mówienie o małżeństwie czy celibacie odczytuję jako brak akceptacji własnego powołania i niezrozumienie dla odmiennej drogi życia. Natomiast pochwała małżeństwa jest pochwałą celibatu i vice versa. Jako ksiądz potrzebuję rodzin i wiem, że one potrzebują mnie. Doświadczam tego jako prezbiter jednaj ze wspólnot neokatechumenalnych. Kontakt z nimi, znajomość problemów małżeńskich, zawodowych, wychowawczych, przy jednoczesnym odnajdywaniu sił by przygotowywać liturgię i głosić katechezy, uczy mnie realizmu i zawstydza. Z tego punktu widzenia życie w celibacie jest dużym komfortem. Ode mnie zależy czy wykorzystam go tylko dla siebie czy dla innych. Dlatego drażni mnie cierpiętnictwo, starokawalerskie użalanie się nad sobą, niektórych kleryków i księży.

Lubię szczerze mówić o doświadczeniu celibatu. Dlatego, że mogę mówić o ludziach, których Pan Bóg postawił na mojej drodze. Otrzymałem od Niego, jak obiecał, sto razy więcej niż z pozoru musiałem oddać. Bałem się samotności, a teraz niejednokrotnie jej potrzebuję. Poczucia ojcostwa doświadczałem w kontakcie z dziećmi i młodzieżą posługując przez trzy lata jako wikariusz w jednej z parafii. Niektórzy z nich proszą o błogosławieństwo ich małżeństw. Wyjątkowym doświadczeniem była niedawno rozmowa z jedną z par. Przyjechali do mnie, aby podzielić się radością z oczekiwania na narodzenie dziecka. Zaskoczyli mnie informacją, że jestem pierwszą osobą, która dowiedziała się, że będą rodzicami. Duchowa bliskość bywa większa od naturalnej.

Celibat według mnie otwiera nowe perspektywy. Mając rodzinę nie mógłbym wielu rzeczy robić w takiej wolności. Bez względu na porę dnia i nocy, mam możliwość spieszenia z pomocą, odbycia rozmowy czy wysłuchania spowiedzi. Celibat zdejmuje ze mnie ciężar troski o własną rodzinę. Być może nigdy nie będę musiał przelać krwi za wiarę, ale także przy takiej możliwości, to okoliczność pozwalająca na większą wolność. Nie pielęgnuję celibatu dla niego samego. Troszczę się o właściwą relację z Chrystusem poprzez modlitwę, medytację, lekturę, systematyczną spowiedź i przyjacielskie relacje zarówno z osobami duchownymi jak i świeckimi. Chrystus troszczy się o wszystko inne.
Nie mam prawa, i nie chcę być sędzią. Realistycznie patrząc na ludzkie historie nie wiem co mnie jeszcze w życiu spotka, ale księża, którzy z powodu kobiety odchodzą z kapłaństwa budzą we mnie smutek. Mam wątpliwości czy odnajdą pokój serca, za którym tęsknili. Czy cokolwiek jest w stanie zapełnić pustkę serca skoro nie odnaleźli tej możliwości w Chrystusie? Myślę, że niewłaściwy dystans wobec ludzi i niewłaściwa bliskość mogą prowadzić do podobnego zagubienia. Moje życie z doświadczeniem tęsknoty w sercu, nie mijającej u boku wspaniałej dziewczyny, przekonuje mnie, że gdybym się kiedyś w życiu pogubił, to wcześniej bym wrócił niż odszedł.
 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Minister rządu Tuska zapowiedziała sześć lat opóźnienia programu atomowego z ostatniej chwili
Minister rządu Tuska zapowiedziała sześć lat opóźnienia programu atomowego

– Zakładamy ostrożnościowo perspektywę uruchomienia pierwszej wielkoskalowej elektrowni atomowej w 2040 r. – powiedziała we wtorek w Katowicach podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego minister przemysłu Marzena Czarnecka. Dodała, że takie inwestycje ulegają opóźnieniom.

Sędzia Szymdt uciekł na Białoruś. Zbigniew Ziobro zabrał głos z ostatniej chwili
Sędzia Szymdt uciekł na Białoruś. Zbigniew Ziobro zabrał głos

Nie miałem z sędzią Tomaszem Szmydtem żadnego kontaktu i nigdy go nie spotkałem; w ministerstwie sprawiedliwości pojawił się w ramach otwartego konkursu w zespole komisji weryfikacyjnej w ramach delegacji z WSA – podkreślił we wtorek były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Kompromitacja ABW. Podsłuch okazał się nie być podsłuchem z ostatniej chwili
Kompromitacja ABW. Podsłuch okazał się nie być podsłuchem

– W sali w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach, gdzie we wtorek ma odbyć się wyjazdowe posiedzenie rządu, wykryto element starego systemu nagłośnieniowego – poinformowała rzecznik wojewody śląskiego Alicja Waliszewska.

Zacharowa: Wypowiedzi Macrona nie rozumieją nawet jego sojusznicy z ostatniej chwili
Zacharowa: Wypowiedzi Macrona nie rozumieją nawet jego sojusznicy

Rzecznik rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa skomentowała wypowiedzi Emmanuela Macrona, który już kilka razy publicznie stwierdził, że nie wyklucza wysłania wojsk krajów Zachodnich do walk na Ukrainie.

Tusk zwołuje posiedzenie ws. rosyjskich i białoruskich wpływów z ostatniej chwili
Tusk zwołuje posiedzenie ws. rosyjskich i białoruskich wpływów

Zwołałem na jutro posiedzenie Kolegium do Spraw Służb Specjalnych. Tematem domniemane wpływy rosyjskie i białoruskie w polskim aparacie władzy w poprzednich latach – zapowiedział we wtorek szef rządu Donald Tusk na platformie X.

Niepokojące doniesienia w sprawie Roksany Węgiel z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia w sprawie Roksany Węgiel

Media obiegły niepokojące informacje na temat Roksany Węgiel.

Ukraina: Dwóch pułkowników ukraińskiej służby ochrony najwyższych urzędników planowało zamach na Zełenskiego z ostatniej chwili
Ukraina: Dwóch pułkowników ukraińskiej służby ochrony najwyższych urzędników planowało zamach na Zełenskiego

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) zatrzymała pięć osób, które działając na rzecz Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Rosji, planowały zamach na prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Wśród aresztowanych jest dwóch pułkowników UDO, ukraińskiej służby ochrony najwyższych urzędników.

PiS traci władzę na Podlasiu z ostatniej chwili
PiS traci władzę na Podlasiu

Marszałkiem województwa podlaskiego został Łukasz Prokorym z Koalicji Obywatelskiej. W tajnym głosowaniu otrzymał 16 z 30 głosów. Przewodniczącym sejmiku został Cezary Cieślukowski z Trzeciej Drogi.

Ten artykuł na stronie Die Welt wisiał tylko chwilę. Mamy treść z ostatniej chwili
Ten artykuł na stronie Die Welt wisiał tylko chwilę. Mamy treść

„Brudniej, niż dozwolono – sytuacja w PCK Schwedt zaostrza się” – brzmiał tytuł artykułu opublikowanego na internetowej stronie dziennika „Die Welt”, który... wisiał na portalu jedynie krótką chwilę.

Putin zaprzysiężony na kolejną kadencję w obecności m.in ambasadora Francji z ostatniej chwili
Putin zaprzysiężony na kolejną kadencję w obecności m.in ambasadora Francji

Władimir Putin został we wtorek zaprzysiężony na kolejną sześcioletnią kadencję na stanowisku prezydenta Rosji. Stany Zjednoczone i wiele innych krajów zachodnich zbojkotowało ceremonię w związku z wojną Rosji przeciwko Ukrainie.

REKLAMA

Ks. Janusz Chyła: Słodkie jarzmo celibatu

Dzisiaj mija 21. rocznica mojej Mszy świętej prymicyjnej. Wiele przez ten czas się wydarzyło, w życiu Kościoła i moim osobistym. Wciąż towarzyszy mi zdumienie Bożą Opatrznością. Kilka lat temu kwartalnik "Pastores" poprosił mnie o napisanie świadectwa. Dziś pragnę podzielić się nim z Czytelnikami bloga, aby w ten sposób wyrazić wdzięczność Bogu, Kościołowi i wszystkim ludziom, których spotykam w świecie realnym i wirtualnym.
 Ks. Janusz Chyła: Słodkie jarzmo celibatu
/ screen YouTube
Od wczesnych lat dziecięcych towarzyszyła mi myśl by zostać księdzem. Jako nastolatek próbowałem przed nią uciec. Perspektywa celibatu nie przystawała do mojego zainteresowania dziewczętami. Był to czas pierwszych wspólnych wyjść do kina, kawiarni, dyskoteki. Po jakimś czasie fascynacja przerodziła się głębszą relację. A po kilku latach w kolejną. Marzenia o przyszłej rodzinie, zamiłowanie do nastrojowej muzyki i romantycznych wierszy, spacery, dawały poczucie szczęścia. Wciąż jednak, zwłaszcza po spowiedzi i przyjęciu Komunii Świętej, pojawiało się inne pragnienie. Nie miało ono nic z nachalności. Raczej było subtelnym zaproszeniem. Pragnienie bycia księdzem nasilało się podczas pieszych pielgrzymek na Jasną Górę. Na jedną z nich poszedłem razem z dziewczyną. Przeżywałem rozdarcie między dwoma tęsknotami. Nie ukrywałem tego przed nią. Po kilku miesiącach rozstaliśmy się. Uznaliśmy, że kontynuacja tej relacji nie jest dobra ani dla niej, ani dla mnie.

Cieszę się, że obie moje sympatie założyły rodziny. Mam nadzieję, że są szczęśliwymi żonami i matkami.

W odpowiedzi na powołanie do kapłaństwa bałem się pójścia w nieznane. Największy lęk budziła perspektywa samotności. Jako ministrant przyglądałem się życiu księży. Wśród nich było wielu otwartych, radosnych duszpasterzy. Zastanawiało mnie jednak jak to jest możliwe, że to, czego ja się boję, nie czyni ich nieszczęśliwymi. Gdy zakończyłem dwuletni pobyt w wojsku nie wróciłem do służby przy ołtarzu jako ministrant. Uczestniczyłem wówczas w liturgii stojąc pod chórem. Ale wciąż towarzyszyła mi myśl, że kiedyś znów będę blisko ołtarza. Gdy miałem 24 lata znajomy ksiądz ofiarował mi dwie książki. Jedną był podręcznik do teologii dogmatycznej, a drugą książka o wychowaniu dzieci. Powiedział wówczas: „w końcu zdecyduj się, kim chcesz być”. Znał mnie dobrze i wiedział, że zmagam się z pytaniem o powołanie. Umówiliśmy się na spotkanie. Przedstawiłem wówczas wszystkie argumenty przeciwko temu, abym został księdzem. Na końcu rozmowy zadałem pytanie czy z moją historią i predyspozycjami mogę wstąpić do seminarium. Ucieszyłem się, gdy rozwiał moje wątpliwości. Ksiądz ten podczas mojej Mszy Prymicyjnej wygłosił kazanie. Po latach na jego srebrnym jubileuszu odwdzięczyłem się tym samym.

Dokumenty do seminarium złożyłem w południe pięknego słonecznego dnia 15 lipca 1992 roku. W sercu towarzyszyły mi zarazem lęk i ulga. Pomyślałem, że to koniec z poczuciem bezcelowo mijającego czasu. Oprócz rozstania na jakiś czas z rodziną i przyjaciółmi, sprzedałem samochód, odszedłem z pracy i zrezygnowałem z udziału w radzie miejskiej. Wszystko to było jak częściowe rozstawanie się z życiem. Ale ostatecznie takim, które nie syciło potrzeby sensu i celu. Wcześniejsze wyobrażenie o seminarium jako miejscu pobytu odrealnionych ludzi szybko minęło. Przekonałem się, że koledzy są z krwi i kości, a nie jakieś pięknoduchy unoszące się nad ziemią. To, co innych mogło gorszyć, mnie doświadczonego już jakąś historią życia, uspokajało. Normalni ludzie zmagający się z wadami od których i ja nie jestem wolny.

W czasie formacji seminaryjnej temat celibatu nie był zbyt często obecny. Czas mijał na sprawach bieżących, a nowe relacje przyjacielskie sprawiały, że dawne obawy straciły swoją siłę. Dużą pomocą w pogłębianiu i oczyszczaniu motywacji były dla mnie rekolekcje ignacjańskie, z których korzystałem w wakacje. Podczas medytacji starałem się konfrontować z różnymi pytaniami, w tym z próbą zakwestionowania Bożego pochodzenia pragnienia bycia księdzem. Uświadamiałem sobie, że celem życia nie jest kapłaństwo lecz Bóg, a moje subiektywne pragnienie musi być obiektywnie zweryfikowane przez Kościół. Pomocą w tym procesie było kierownictwo duchowe. Gdy zbliżał się czas ostatecznej decyzji, uważałem za uczciwe i wręcz konieczne, zadanie pytania o moją wolność wobec prawnego wymogu celibatu. Czy nie będę go ślubował tylko jako warunek przyjęcia święceń? A gdyby celibat nie był wymagany od kandydatów do prezbiteratu, czy także bym się na taką formę życia zdecydował? Otrzymałem łaskę pozytywnej odpowiedzi. Obecnie jako ksiądz z piętnastoletnim stażem, któremu wciąż towarzyszy fascynacja bycia na początku drogi, uważam, że to, co stanowiło powód odwlekania decyzji o wstąpieniu do seminarium, stało się błogosławieństwem. Moje przeżywanie celibatu nie jest jakimś szczególnym ciężarem. Zastanawiam się nieraz czy nie jestem egoistą, skoro w tym zakresie nie doświadczam krzyża.

Ludzie, których w kapłańskim życiu spotykam różnie reagują na celibat. Do pogłębiania jego znaczenia skłaniają mnie ich pytania, a nieraz wątpliwości i podważanie jego sensu. Szukam więc odpowiedzi i sam z nich korzystam. Niektórzy twierdzą, że celibat to gwałt na naturze.

Owszem jesteśmy z natury stworzeni do małżeństwa i rodzicielstwa. Ale przecież źródłem wszystkiego, nie wyłączając ludzkiej natury jest miłość. Jestem głęboko przekonany, że celibat jest zgodny z jej naturą. Miłość pochodząc z jednego źródła przejawia się w różnych formach. Ostatecznie jedynie ona może mnie zwolnić z obowiązku bycia mężem i naturalnym ojcem. Bez miłości i wolności celibat jest ciasnym gorsetem lub ucieczką przed trudami życia. Zarówno współczucie, jak i humorystycznie wyrażaną zazdrość wobec żyjących w celibacie, uważam za błędne postawy. Nie ma opozycji między małżeńską i kapłańską formą miłości. Zachodzi między nimi zależność. Kryzysy na obu drogach powołania również chodzą w parze. Negatywne mówienie o małżeństwie czy celibacie odczytuję jako brak akceptacji własnego powołania i niezrozumienie dla odmiennej drogi życia. Natomiast pochwała małżeństwa jest pochwałą celibatu i vice versa. Jako ksiądz potrzebuję rodzin i wiem, że one potrzebują mnie. Doświadczam tego jako prezbiter jednaj ze wspólnot neokatechumenalnych. Kontakt z nimi, znajomość problemów małżeńskich, zawodowych, wychowawczych, przy jednoczesnym odnajdywaniu sił by przygotowywać liturgię i głosić katechezy, uczy mnie realizmu i zawstydza. Z tego punktu widzenia życie w celibacie jest dużym komfortem. Ode mnie zależy czy wykorzystam go tylko dla siebie czy dla innych. Dlatego drażni mnie cierpiętnictwo, starokawalerskie użalanie się nad sobą, niektórych kleryków i księży.

Lubię szczerze mówić o doświadczeniu celibatu. Dlatego, że mogę mówić o ludziach, których Pan Bóg postawił na mojej drodze. Otrzymałem od Niego, jak obiecał, sto razy więcej niż z pozoru musiałem oddać. Bałem się samotności, a teraz niejednokrotnie jej potrzebuję. Poczucia ojcostwa doświadczałem w kontakcie z dziećmi i młodzieżą posługując przez trzy lata jako wikariusz w jednej z parafii. Niektórzy z nich proszą o błogosławieństwo ich małżeństw. Wyjątkowym doświadczeniem była niedawno rozmowa z jedną z par. Przyjechali do mnie, aby podzielić się radością z oczekiwania na narodzenie dziecka. Zaskoczyli mnie informacją, że jestem pierwszą osobą, która dowiedziała się, że będą rodzicami. Duchowa bliskość bywa większa od naturalnej.

Celibat według mnie otwiera nowe perspektywy. Mając rodzinę nie mógłbym wielu rzeczy robić w takiej wolności. Bez względu na porę dnia i nocy, mam możliwość spieszenia z pomocą, odbycia rozmowy czy wysłuchania spowiedzi. Celibat zdejmuje ze mnie ciężar troski o własną rodzinę. Być może nigdy nie będę musiał przelać krwi za wiarę, ale także przy takiej możliwości, to okoliczność pozwalająca na większą wolność. Nie pielęgnuję celibatu dla niego samego. Troszczę się o właściwą relację z Chrystusem poprzez modlitwę, medytację, lekturę, systematyczną spowiedź i przyjacielskie relacje zarówno z osobami duchownymi jak i świeckimi. Chrystus troszczy się o wszystko inne.
Nie mam prawa, i nie chcę być sędzią. Realistycznie patrząc na ludzkie historie nie wiem co mnie jeszcze w życiu spotka, ale księża, którzy z powodu kobiety odchodzą z kapłaństwa budzą we mnie smutek. Mam wątpliwości czy odnajdą pokój serca, za którym tęsknili. Czy cokolwiek jest w stanie zapełnić pustkę serca skoro nie odnaleźli tej możliwości w Chrystusie? Myślę, że niewłaściwy dystans wobec ludzi i niewłaściwa bliskość mogą prowadzić do podobnego zagubienia. Moje życie z doświadczeniem tęsknoty w sercu, nie mijającej u boku wspaniałej dziewczyny, przekonuje mnie, że gdybym się kiedyś w życiu pogubił, to wcześniej bym wrócił niż odszedł.
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe