Przed 14 czerwca. Jerzy Klistała syn Więźnia: Co dla mnie znaczy Auschwitz?

Przez KL Auschwitz, od dziecinnych lat zmuszony byłem wypowiadać się o ojcu w czasie przeszłym. Gdy bowiem wojska hitlerowskie wkraczały do naszego kraju w 1939 r. miałem 4 lata, natomiast gdy 11.02.1943 r. aresztowano ojca za działalność w konspiracyjnej organizacji ZWZ/AK – miałem 7 lat.
Często używane jest sformułowanie „piekło Oświęcimia”, którym i ja się posługuję. W piekle tym walczyć o przetrwanie musiał mój ojciec i setki tysięcy innych więźniów. Na szczęście dzisiaj określenie to jest przedmiotem filozoficznych rozważań. Więźniowie, którzy osobiście odczuli żar tego piekła, rozumieją wymowę takiego określenia, ale czy tak jednoznacznie może to zrozumieć ktoś, kto tego nie doświadczył?
Czy nawet najsprawniejsza wyobraźnia jest w stanie odtworzyć odczucia Tamych ofiar, uzależnionych od złoczyńców, zmuszonych reagować na ich kaprysy, postępować według darwinowskich reguł walki o byt? Nawet osoba o niezbyt bujnej wyobraźni zmuszona jest do refleksji, gdy zapozna się z wytycznymi Hitlera – o eksterminacji Polaków – wygłoszone dnia 22 sierpnia 1939 r.:
[...] ... Wydałem rozkaz zabijania bez litości i bez miłosierdzia mężczyzn, kobiety i dzieci polskiej mowy i polskiego pochodzenia. Tylko w ten sposób zdobędziemy potrzebną nam przestrzeń życiową... Polska będzie wyludniona i zasiedlona Niemcami.
Było także wiele znaczące powitanie, jakie wygłosił 14 czerwca 1940 r. ówczesny kierownik obozu Lagerführer Fritzsch, przy powitaniu pierwszego transportu więźniów z Tarnowa przybyłego do KL Auschwitz-Birkenau:
„Przybyliście tutaj nie do sanatorium, tylko do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia, jak przez komin. Jeśli się to komuś nie podoba, to może iść zaraz na druty. Jeżeli są w transporcie Żydzi to mają prawo żyć nie dłużej niż dwa tygodnie, księża miesiąc, reszta trzy miesiące”.
Ostatni list, który ojciec napisał do nas z obozu nosił datę 20.06.1943 r. Cztery dni później, w święto Bożego Ciała, otrzymał po wieczornym apelu polecenie blokowego by zgłosił się do „Schreibstuby” (blok 24), a stamtąd odprowadzony został wraz z innymi więźniami na blok nr 11. Dnia 25.06.1943 r. parę minut przed godziną piętnastą wezwano ich przed policyjny sąd doraźny urzędujący w tym bloku, któremu przewodniczył „pan życia i śmierci Górnego Śląska” – SS-Obersturmbannführer Rudolf Mildner. Tam odczytano mu wyrok przysłany z jakiejś „wyższej instancji SS - skazujący Go na śmierć. Wraz z innymi więźniami, po rozebraniu się do naga w męskiej umywalni i ustawieniu w kolejkę do wyjścia na dziedziniec bloku jedenastego, po dwóch skazanych wyprowadzani byli pod Ścianę Straceń, a następnie ustawieni twarzą do ściany, strzałem w potylicę zostali uśmierceni.

Obraz Władysława Siwka - Rozstrzeliwanie pod Ścianą Straceń
Były więzień Józefa Kreta, który stał pod tą ścianą i cudem uniknął rozstrzelania – tak opisuje te chwile grozy: […] Jakże pragnie się żyć w tym momencie! Okropna świadomość, że za chwilę będzie trzeba rozstać się ze wszystkim, z czym związało się życie od kolebki po dzień dzisiejszy – paraliżuje myśl. Porażone nagłą rozpaczą serce nie jest zdolne w tej chwili do żadnych uczuć poza tęsknotą za wszystkim, żalem do wszystkiego.
Zgodnie z praktyką stosowaną przez władze obozowe rodzinom uśmierconych przesyłano zawiadomienie o zgonie danego więźnia. Powiadomienie, jakie mama otrzymała z datą 26.06.1943 r., zawierało informację, że Johann Klistalla, 25 czerwca 1943 r. o godzinie 15:00 zmarł na „nagły atak serca” (plötzlicher Herztod), co stwierdził swoim podpisem lekarz obozowy (dodaję przy okazji, że w tym dniu lekarz obozowy stwierdził aż 14 takich przekłamanych przyczyn zgonu „nagły atak serca”!).
Odwiedzam Muzeum Auschwitz-Birkenau bardzo często, i wówczas od bramy głównej ogarnia mnie narastające uczucie smutku i pokory wobec nieszczęść i tragedii ludzkich, jakie miały miejsce w obozie. Podświadomie próbuję się wczuć chociaż w minimalnym stopniu w los jednego z tych, którzy tyle tutaj wycierpieli. Staram się być jak najczęściej przy bloku 15. To w bloku 15a przebywał mój ojciec po przekazaniu go do obozu. Stąd pisał do nas listy, tutaj rozmyślał o nas.
Kieruję się następnie do bloku nr 2 od którego – tak jak ojciec – tylu więźniów zaczynało swoją golgotę w KL Auschwitz. Od tak dawna blok ten wypełniony jest przeraźliwą ciszą – stoi pusty, a ja mimo to słyszę wrzaski oprawców z SS i krzyki katowanych tam więźniów. Kawałek dalej, za krematorium, pozostały fundamenty po drewnianym baraku, w którym poddawano ich sadystycznym torturom podczas przesłuchań. Przystaję na chwilę przy bloku nr 24, gdzie mieściła się „Schreibstuba”, po czym opuszczając wzrok skręcam w prawo - podążam w kierunku bloku 11. To była ich ostatnia droga…
Jak to jest, kiedy idzie się w przekonaniu, że śmierć jest tak nieuchronna? Czy bezsilność wobec wydanego wyroku powoduje zwątpienie w Opatrzność Bożą, czy też umacnia wiarę i nadzieję, że tamten świat, po drugiej stronie, będzie lepszy, uczciwszy, sprawiedliwszy?
Przez otwartą na oścież wielką żelazną bramę wchodzę na dziedziniec bloku 11 – pod Ścianę Straceń. Składane są tu niezliczone ilości wiązanek kwiatów, palą się znicze, odmawiane są żarliwe modlitwy za dusze zakatowanych więźniów. Wierzę, że prośba: „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie” – została spełniona, że każdy z Nich spoczywa w Swoim Bogu!
Otrząsam się z napływu jednych myśli i odczuć, by poddać się uporczywemu napływowi innych. W którym miejscu stał ojciec, zanim padł strzał w tył głowy? Gdzie osunął się na ziemię? Czy wypływająca strużka krwi zostawiła jakiś ślad i znak dla mnie?
Odchodząc, powtarzam po raz kolejny: „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie”. Kieruję się jeszcze do wnętrza bloku nr 11. Ogarnia mnie mrok podziemia, przeraża ciężka żelazna krata, cele z przysłoniętymi okienkami wychodzącymi na dziedziniec.
Dla upamiętnienia męczeństwa w KL Auschwitz-Birkenau mojego ojca, wujka i cioci oraz wielu ich znajomych, od kilku już lat zajmuję się nieprofesjonalnie opracowaniami o byłych więźniach hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Często brałem i biore udział w spotkaniach z Tymi dla mnie jakże zasłużonymi byłymi więźniami, którzy tyle wycierpieli i przy tej to okazji wspominają swoje przeżycia na największym cmentarzysku świata – w byłym KL Auschwitz, a obecnie Muzeum Auschwitz-Birkenau. Są to wspomnienia bolesne, wyciskające łzy tak u wspominających jak i u słuchaczy, szokujące, powodujące wręcz niewiarę w to, że można było przeżyć takie upokorzenia, sadyzm, unicestwianie, gdy żyło się w przekonaniu, że w każdej chwili życie jest zagrożone, że może być odebrane w majestacie absolutnej bezkarności przez bestie, określające się jako naród wybrany – nadludzi!
Śmierć ojca ukształtowała moje dalsze życie. Rodzina nasza postawiona była przed alternatywą życia w realiach ciągłych ograniczeń materialnych i stałej świadomości by nie zapomnieć o tych, którzy z taką determinacją stanęli do walki z hitlerowskim agresorem – wierni składanej przysiędze: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Poleskiej, kładąc rękę na ten święty krzyż, znak męki i zbawienia – przysięgam, że będę wiernie i nieugięcie stał na straży honoru Polski, a o wyzwolenie jej z niewoli walczyć będę ze wszystkich sił moich, aż do ofiary mego życia. Wszelkim rozkazom władz Związku będę bezwzględnie posłuszny a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać mogło”.
Na wzór Yad Vashem wyławiam od zapomnienia pojedyncze osoby, uznając za niedopuszczalne, by zadawalać się wepchnięciem wszystkich w jedną mogiłę z okolicznościową tablicą „Ku czci poległym w walce o wyzwolenie Ojczyzny”. Każdy z Nich miał imię i nazwisko, gdy w obozie stawał się nic nie znaczącym numerem - uratowałem od zapomnienia (dotychczas) w swoich opracowaniach ok. 15000 nazwisk.
Poszukiwanie prawdy o tamtych autentycznych patriotach zmobilizowało mnie do kolejnych opracowań na temat ponurej przeszłości z okresu okupacji hitlerowskiej – a mając obecnie 83 lata, nadal tkwię pamięcią przy tamtych wydarzeniach i tamtych znanych mi osobach.
Przewodnikiem mojej pasji utrwalania pamięci o ofiarach hitlerowskich więzień i obozów są słowa byłej więźniarki - Haliny Birenbaum: Pozostali tam nasi najdrożsi – ci, co poświęcili się za innych, co zginęli natychmiast, i tacy, którzy konali w powolnej agonii, wśród najgorszych męczarni i odczłowieczenia. Jak można o tym milczeć?
Były więzień Jerzy Ptakowski, w wydanej książce „Oświęcim bez cenzury i bez legend” tak oto wprowadza czytelnika do wspomnień o swojej golgocie w KL Auschwitz-Birkenau:
[...] Oświęcim to otchłań. Ciągnie w głąb wspomnieniami wszystkich, którzy nad tą przepaścią zawiśli. Trudno było przenieść na papier przeżycia obozowe, gdy rany krwawiły. Jeszcze trudniej dziś, gdy rodzą się pytania, czy przeżycia te były rzeczywistością czy tylko koszmarnym snem. Nie dziwię się, że są ludzie, którzy w istnienie obozów nie chcą wierzyć. Próbują w ten sposób uspokoić sumienie, które nie pozwala się uśpić.
Bądźmy, proszę, cierpliwi i wyrozumiali wobec okaleczonych, półżywych, wyziewami krematoriów zatrutych, gdy wspominają przeszłość. Jest nas już tak niewielu! Cztery miliony naszych kolegów zmarłych, zagazowanych i zamęczonych w oświęcimskiej katordze już ust nie otworzy. Jęk ich zatrzymał się w widłach Soły i Wisły. [...]
I… na zakończenie przytaczam słowa ks. biskupa Janusza Jaguckiego – zwierzchnika Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce: „…Auschwitz trudno jest poddać racjonalnej refleksji, nawet po kilku dziesięcioleciach od chwili ujawnienia prawdy o tym, co działo się w obozie. Gdy myślę o Auschwitz mam uczucie ogromnego zagubienia, wręcz bezradności. Czyż można bowiem mówić lub pisać o miejscu, które stało się świadkiem zbrodni na setkach tysięcy, tak jak to czyni się opisując inne miejsca na kuli ziemskiej?…”
(fragment z artykułu: „Pytania do człowieka i do mnie samego …” PRO MEMORIA Nr 15 z czerwca 2001 r.)
Jerzy Klistała