[Tylko u nas] Osiński: Niemieckie media o von der Leyen:"Pierwsi odwrócą się jej nowi polscy przyjaciele"

Dopiero w następnych latach dowiemy się, ile warta jest rzekoma "propolskość" przyszłej przewodniczącej Komisji Europejskiej
/ screen YouTube
Ursula von der Leyen już zawsze grzeszyła nadmiarem przywiązania do blichtru i lubiła uśmiechać się w rytm błysków fleszy. We wtorek była więc na pewno w swoim żywiole. Gdy została wybrana na szefową Komisji Europejskiej, radości nie było końca. Po trudnych latach w niemieckim ministerstwie obrony i licznych sondażach z malejącymi słupkami sondażowymi pięć lat niekłopotliwej synekury w Brukseli musi być dla niej wyzwoleniem. Tymczasem jej wybór nie był przesądzony, a wyniki wtorkowego głosowania ujawniły raz jeszcze rażące podziały w Unii Europejskiej, niemalże połowa europosłów wyraziła bowiem swój sprzeciw.
 

"Von der Leyen już na początku jest osłabiona. Kiepski wynik, uzyskany głosami eurosceptyków, nie nadaje jej zwycięstwu szczególnego blasku"

 
- pisze hamburski tygodnik "Die Zeit".
 
Nasi zachodni sąsiedzi zadają sobie przede wszystkim pytanie, jakie zapatrywania kryją się za medialnym uśmiechem von der Leyen. 60-letnia Niemka uchodzi wprawdzie za konserwatystkę, ale już jako minister rodziny w pierwszym rządzie Angeli Merkel dała się poniekąd poznać jako wyrazicielka poglądów lewicowych. Autoryzowała np. przepisy, jasno stwierdzające, że wychowanie dziecka jest obowiązkiem obu rodziców, a określenie "urlop macierzyński" zastąpiła bardziej poręcznym terminem "urlop rodzicielski". Własne korzenie wymusiły na młodej von der Leyen przyspieszoną naukę polityki i ucierania kompromisów. Jej ojciec Ernst Albrecht był znanym działaczem CDU i m.in. premierem Dolnej Saksonii. Von der Leyen przeto już wcześnie nauczyła się występować z inicjatywami, wyraźnie prowadzącymi do wyciszania politycznych sporów.
 
Te umiejętności jej zapewne pomogły, kiedy walczyła w ostatnich dniach w Strasburgu o większość, niezbędną do potwierdzenia na szefową KE. Urodzona w Brukseli von der Leyen była także swojego czasu pierwszą kobietą, która stanęła na czele Federalnego Ministerstwa Obrony, gdzie z mozołem budowała swoją międzynarodową reputację. A jednak w funkcji szefowej MON, którą pełniła przez prawie sześć lat, pojawiły się na jej wizerunku pierwsze rysy. Droga do Urzędu Kanclerskiego, którą obrała wiceszefowa CDU, okazała się nader wyboista. W resorcie obrony von der Leyen zastała bowiem istotny chaos - zardzewiałe helikoptery, zawodzące karabiny i rozpadające się statki. Ta sytuacja nie wynikała wyłącznie z błędów minister. Już po upadku żelaznej kurtyny środki na Bundeswehrę zostały drastycznie ograniczone. Niemieccy żołnierze wyjeżdżali na misje zagraniczne z przestarzałym sprzętem. Fatalny stan rozmontowanego ostatnio w Bremerhaven okrętu Gorch Fock, dumy niemieckiej marynarki narodowej, jak i związane z jego odnowieniem koszty, wyrosły do rangi symbolu ogólnej sytuacji wojska niemieckiego.
 
O ile większość tych zaniechań ambitna minister mogła więc zrzucić na swoich poprzedników, to od kolejnych skandali już nie mogła się odkleić. W 2016 r. von der Leyen, która jest z zawodu lekarką, musiała odpierać zarzuty, jakoby jej praca doktorska była plagiatem. Tego rodzaju afery są w Niemczech  gwoździem do politycznej trumny. Jeden z jej poprzedników na fotelu szefa MON, niegdyś równie dobrze zapowiadający się Karl-Theodor zu Guttenberg, wymanewrował się w ten sposób z polityki, szukając szczęścia za granicą. Rok później uwagę opinii publicznej przykuły z kolei problemy z neonazistami i molestowaniem w Bundeswehrze.  Policja zatrzymała niejakiego Franco A. z niemiecko-francuskiej brygady w Alzacji, któremu postawiono zarzut podawania się za uchodźcę i przygotowania zamachu terrorystycznego. Niemiec planował go w taki sposób, aby cień podejrzenia spadł na islamskiego imigranta. Zresztą właśnie w walce z Państwem Islamskim von der Leyen ujrzała szansę wzmocnienia swojej pozycji. Niemcy, które z wiadomych powodów nie chcą uchodzić za wojennego podżegacza i dotąd raczej uchylały się od większych militarnych obowiązków w państwach kryzysowych, eksportują dziś więcej broni do krajów Bliskiego Wschodu.
 
Von der Leyen nie była też lubiana przed wielu niemieckich generałów. Kiedy wyszły na jaw rzeczone skandale w wojsku, minister oskarżyła wnet całą Bundeswehrę. Mówiła o "słabym przywództwie", "kryzysie tożsamości" oraz "źle rozumianym poczuciu koleżeństwa". Te wypowiedzi wprawiły w osłupienie nie tylko wysokich rangą niemieckich wojskowych, lecz również koalicjanta w rządzie Angeli Merkel.
 

"W wojsku mamy wiele problemów, ale kiedy pani minister twierdzi, że zauważa w armii kryzys przywództwa, to powinna przyznać, że ryba psuje się od głowy"

 
- oburzał się wtedy Hans-Peter Bartels z SPD.
 
Zresztą w politycznym Berlinie pokutuje powszechne przekonanie, że współrządzący socjaldemokraci nie darzą von der Leyen zbytnią sympatią, toteż we wtorek wielu europosłów z SPD i Zielonych we wtorek na nią nie zagłosowało. Znają ją i zauważyli, że z jej ust padały w przeszłości często sprzeczne ze sobą przekazy. Kto zada sobie trud prześledzenia jej kariery, nie może mieć wątpliwości, że jej ministerialne posady były dla niej jedynie rozbiegem do odegrania ważniejszej politycznej roli. Aby osiągnąć swój cel, von der Leyen wyrobiła sobie nawyk lekceważenia i gniewnego odrzucenia wszelkiej krytyki, chcąc ocalić swój wizerunek przed jakimkolwiek uszczerbkiem. Co charakterystyczne, niewygodne tematy von der Leyen powierza nieodmiennie zaufanym ludziom od "brudnej roboty". W niemieckim MON pracowało kilku takich "saperów", rozbrajających kolejne medialne bomby, które miały zaszkodzić pani minister.
 
Zresztą liczna armia "doradców" pani von der Leyen to osobny kryminał. Dopiero na początku tego roku ruszyła w Bundestagu komisja śledcza, która zajmuje się nieprawidłowościami w zatrudnianiu przez MON zewnętrznych firm eksperckich. Okazuje się, że resort obrony wydał w ostatnich latach kilkaset milionów euro na zlecenia zewnętrznych doradców, co uważa się za sumę przekraczającą wszelkie normy. Poza tym wydano te zlecenia z pominięciem procedur obowiązujących przy zamówieniach publicznych. Dodatkowych argumentów dostarczała krytykom von der Leyen potężniejąca w ministerstwie obrony pajęczyna wzajemnych powiązań, wyświadczonych usług i nieformalnych uzależnień. Między niektórymi generałami i biznesmenami zaistniały żywe relacje, zamykające konkurencyjnym firmom drogę do sukcesu. Na domiar złego wiele wskazuje na to, że zatrudnieni przez MON doradcy wrzucali do sieci tajne informacje.
 

"Kto po sześciu latach rządzenia mówi o słabościach swoich poprzedników, ten sam siebie oskarża"

 
- twierdzi Ralf Stegner, wiceprzewodniczący SPD.
 
Nie sposób przewidzieć, czy nowa szefowa CDU Annegret Kramp-Karrenbauer, która zastąpi Ursulę von der Leyen na stanowisku ministra obrony, wyciszy owe wewnątrzkoalicyjne zatargi. W każdym razie nominacja byłej minister na szefową KE budzi w Berlinie entuzjazm nie tyle dlatego, że po 52 latach pokieruje nią Niemka, lecz to, że Merkel pozbyła się słabej minister obrony, która wśród wojskowych uchodzi za niekomeptentną, obciążając tym samym wizerunek całego rządu. MON uchodzi jednak za istne "pole minowe" i nasuwa się pytanie, czy przejęcie tegoż resortu przez niecieszącą się zbytnią popularnością Annegret Kramp-Karrenbauer rzeczywiście poprawi notowania Wielkiej Koalicji. Dla von der Leyen polityczna konfitura w Brukseli była niejako ostatnią deską ratunku. Na pierwszy rzut oka unijna posada do niej pasuje. Wychowała się w Brukseli, mówiąc biegle po angielsku i francusku. Doskonale pojęła grę na medialnym fortepianie, a na salonach rzadko zalicza jakieś wizerunkowe wtopy. Przy umiejętnym podejściu awans ów może jej przynieść wymierne zyski. Niemniej Niemka stoi przed ogromnym wyzwaniem.
 
Von der Leyen nie przekroczyła symbolicznego progu 400 głosów, co raczej zwiastuje, że współpraca z Parlamentem Europejskim może się okazać wyjątkowo trudna. Obecny szef KE, Jean-Claude Juncker, miał pięć lat temu mocniejszy mandat, bo był obok Martina Schulza jednym z wiodących kandydatów PE. Z kolei nominacja von der Leyen wymagała rezygnacji z systemu "Spitzenkandidata", aby zadowolić m.in. Włochy i państwa Grupy Wyszechradzkiej, które odrzuciły kandydaturę Fransa Timmermansa. Była już minister obrony mogła liczyć m.in. na poparcie europosłów PiS oraz hiszpańskiej partii VOX, co kazało niektórym niemieckim dziennikarzom wyszyć już kąśliwe komentarze o szefowej KE "z ramienia populistów".
 

"Pierwszymi kolegami, którzy odwrócą się od von der Leyen, będą jej nowi polscy przyjaciele, którzy jeszcze świętują swoje pyrrusowe zwycięstwo nad Timmermansem"

 
- wróży "Süddeutsche Zeitung", dziwiąc się, że grająca zwykle "antyniemiecką kartą" partia PiS tak ochoczo lansuje Niemkę.
 

"Wbrew polskim zapewnieniom, Timmermans nie prowadził nigdy prywatnej wojny z Warszawą, lecz domagał się jedynie przestrzegania praworządności. Te działania będą także kontynuowane pod kierownictwem von der Leyen, a wtedy polscy nacjonaliści nie zawahają się, aby ją znów oczernić"

 
- pisze monachijski dziennik.
 
Szkoda literek, aby polemizować z tymi wierutnymi bzdurami, ale fakt faktem, że von der Leyen musiała wszystkim stronom wiele naobiecywać i czas pokaże, czy będzie mogła liczyć na dalsze wsparcie ze strony Polski. Ponadto po brexicie Niemka może i tak stracić swoją większość, bo w PE zabraknie brytyjskich europosłów, którzy na nią głosowali. Była minister należy zresztą do stanowczych przeciwników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, choć - jak podkreśla - szanuje decyzję Brytyjczyków, odrzuciwszy pomysł kolejnego referendum w tej sprawie. Ze Stanami Zjednoczonymi przyszła przewodnicząca KE nie utrzymuje z kolei najżyczliwszych stosunków, acz za każdym razem tłumaczy, że "Ameryka to coś więcej niż jej prezydent". Od prawie trzech lat von der Leyen jest wszakże główną adresatką nieustającej krytyki ze strony Donalda Trumpa, twierdzącego, jakoby Niemcy wydawali za mało na obronność. Jednocześnie zgadza się z opinią prezydenta USA, że Niemcy powinny brać więcej odpowiedzialności na arenie międzynarodowej. Podobnie jak Emmanuel Macron, który utorował jej drogę do Brukseli, von der Leyen domaga się również wspólnej "armii europejskiej", która wszelako w jej zapatrywaniach nie ma stanowić konkurencji dla NATO.
 
Mało znane są natomiast jej poglądy w kwestiach polityki imigracyjnej. Dotąd von der Leyen unikała zajmowania jasnego stanowiska w tej sprawie, bo wiedziała, że w Unii Europejskiej temat ów jest kością niezgody. Jako szefowa resortu obrony parę lat temu zaproponowała, aby syryjscy imigranci pobierali szkolenia w niemieckim wojsku, aby po powrocie do swojego kraju mogli pomóc w jego odbudowie. W swojej przyszłej funkcji będzie jednak musiała się już częściej wypowiadać o wspólnej polityce migracyjnej. Choć raczej trudno się spodziewać, że odbiegnie o linii wytyczonej przez Merkel i unijnych urzędników. Von der Leyen uchodzi za tradycyjną chadeczkę, ale przypomina też niekiedy swoją przełożoną. Albowiem podobnie jak Merkel zawdzięcza swoje sukcesy głównie zagospodarowaniu elektoratów innych partii i skonsumowaniu lewicowych postulatów. Zrozumiała, że kluczem do politycznego szczęścia jest centrum, kojarzące się zwykłym ludziom z umiarem i przynawaniem racji wszystkim przy jednoczesnym dystansowaniu się od skrajności. I podobnie jak Merkel potrafiła dotąd finezyjnie rozgrywać przeciwników i wymierzoną w nią polemikę.
 
Von der Leyen jest również zwolenniczką pomysłu federalizacji Europy, czemu sprzeciwia się choćby obecny polski rząd. Ponadto w 2017 r. niemiecka minister wyraziła także słowa wsparcia dla polskiej opozycji, co na Nowogrodzkiej oceniono nad wyraz krytycznie. Mimo to Warszawa poparła jej kandydaturę, licząc być może na lepsze stosunki z Brukselą. Na corocznych spotkaniach NATO von der Leyen wielokrotnie pokreślała istotne znaczenie Europy Środkowo-Wschodniej, przemawiając jednocześnie stanowczym głosem w kierunku Moskwy. Potępiła swojego czasu w ostrych słowach aneksję Krymu i właśnie wtedy zapowiedziała odejście Niemiec od oszczędzania na obronności.
 
Te argumenty przekonały pewnie polityków PiS, którym kandydatura Timmermansa, mogącego wysyłać przez kolejne pięć lat zatrute strzały w kierunku Warszawy, spędzała sen z powiek. W ostatnim sukcesie polskiego rządu może jednak być przysłowiowa łyżka dziegciu. Wszak w trwającym od kilku tygodni strasburskim "teatrzyku" znów zwyciężyły państwa jak Niemcy i Francja, które w reakcji na antysocjalistyczny sojusz Włochów z Grupą Wyszechradzką nie dopuściły do kluczowych stanowisk unijnych ani jednej osoby z naszego regionu. A co jeśli tekę wiceszefa Komisji Europejskiej i tak znów obejmie Timmermans? Czy von der Leyen będzie w stanie poskromić egzaltowanego Holendra? Dowiemy się więc dopiero w następnych latach, co tak naprawdę dla nas oznacza rzekoma "propolskość" pani von der Leyen. Bo na razie przypomina jeszcze ową nieprzewidywalną osobę, która w grudniu 2013 r. po raz pierwszy stawiła się w Federalnym Ministerstwie Obrony, jakby nie wiedząc, gdzie się znajduje i wydając opinie nieskażone znajomością rzeczy.
 

 

POLECANE
Lewandowski nie pojawił się na boisku. Hiszpańskie media ujawniają powód Wiadomości
Lewandowski nie pojawił się na boisku. Hiszpańskie media ujawniają powód

Sobotni mecz FC Barcelony z Osasuną zakończył się zwycięstwem gospodarzy 2:0, ale dla polskich kibiców nie był to wieczór idealny. Robert Lewandowski całe spotkanie obejrzał z ławki rezerwowych, a po meczu pojawiły się niepokojące doniesienia dotyczące jego zdrowia.

Zignorowały zakaz i wpadły pod choinkę. Niebezpieczne zdarzenie w Gdańsku Wiadomości
Zignorowały zakaz i wpadły pod choinkę. Niebezpieczne zdarzenie w Gdańsku

Chwila nieuwagi i chęć zrobienia efektownego zdjęcia mogły skończyć się bardzo poważnie. Przy świątecznej choince na Długim Targu w Gdańsku doszło do zdarzenia, które postawiło na nogi służby miejskie i stało się ostrzeżeniem dla innych odwiedzających centrum miasta.

Prevc znów najlepszy. Polacy poza czołówką w Klingenthal z ostatniej chwili
Prevc znów najlepszy. Polacy poza czołówką w Klingenthal

Piotr Żyła zajął 20. miejsce, Paweł Wąsek był 21., a Dawid Kubacki - 28. w niedzielnym konkursie Pucharu Świata w skokach narciarskich w niemieckim Klingenthal. Wygrał Słoweniec Domen Prevc. Na podium stanęli też Japończycy Ren Nikaido i Ryoyu Kobayashi.

Pałac Buckingham. Nowe doniesienia ws. księżnej Kate Wiadomości
Pałac Buckingham. Nowe doniesienia ws. księżnej Kate

13 grudnia księżna Kate odwiedziła wyjątkowe miejsce pamięci – Ever After Garden. Ogród ten powstał, aby upamiętnić osoby, które zmarły na raka, a jednocześnie zbiera środki na rzecz organizacji The Royal Marsden Cancer Charity.

GIS wydał ostrzeżenie. Chodzi o popularny produkt dla dzieci Wiadomości
GIS wydał ostrzeżenie. Chodzi o popularny produkt dla dzieci

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie dotyczące dwóch partii mleka modyfikowanego dla niemowląt ze względu na wykrycie obecności mikroorganizmu na jednej z linii produkcyjnych w zakładzie. Zaznaczył, że nie należy spożywać produktów z dwóch wskazanych w komunikacie partii.

Niebezpieczna interwencja w Radomiu. 26-latka z nożem Wiadomości
Niebezpieczna interwencja w Radomiu. 26-latka z nożem

W sobotę wieczorem w Radomiu doszło do niebezpiecznej interwencji, podczas której policjanci próbowali obezwładnić kobietę chodzącą po mieście z nożem. Zgłoszenie wpłynęło około godz. 21.00. Po przyjeździe na miejsce funkcjonariusze zlokalizowali 26-letnią kobietę w okolicy ul. Słowackiego.

Nagły zwrot Ukrainy ws. NATO. Trwają rozmowy w Berlinie z ostatniej chwili
Nagły zwrot Ukrainy ws. NATO. Trwają rozmowy w Berlinie

Wołodymyr Zełenski poinformował, że Ukraina jest gotowa odstąpić od aspiracji członkostwa w NATO, jeśli otrzyma realne i prawnie wiążące gwarancje bezpieczeństwa od Zachodu. To element kompromisu mającego doprowadzić do zakończenia wojny z Rosją.

Świąteczne ceny w górach szokują Wiadomości
Świąteczne ceny w górach szokują

Z porównania przygotowanego przez Telewizję wPolsce24 wynika, że ceny ceny noclegów w polskich kurortach górskich poszły gwałtownie w górę. Procentowo koszt pobytu w okresie świąteczno-noworocznym w Zakopanem i Szczyrku zdrożał bardziej niż w Livigno.

Ryzykowny spacer po Morskim Oku. Wśród turystów były dzieci Wiadomości
Ryzykowny spacer po Morskim Oku. Wśród turystów były dzieci

W sieci znów zawrzało po opublikowaniu nagrania z Tatr. Na profilu „tatry_official” na Instagramie pokazano turystów spacerujących po zamarzniętym Morskim Oku. Największe poruszenie wywołał fakt, że na lodzie znajdowały się także małe dzieci.

Zrobiliśmy to co do nas należało. O Solidarności w Muzeum Pamięć i Tożsamość w Toruniu z ostatniej chwili
"Zrobiliśmy to co do nas należało". O Solidarności w Muzeum Pamięć i Tożsamość w Toruniu

„Od protestu do wolności – Toruń w historii Solidarności” – wernisaż wystawy o bohaterach opozycji antykomunistycznej na Pomorzu i Kujawach odbył się w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia w Muzeum Pamięć i Tożsamość im. św. Jana Pawła II w Toruniu. Fundację Promocji Solidarności podczas wydarzenia reprezentował dr Adam Chmielecki.

REKLAMA

[Tylko u nas] Osiński: Niemieckie media o von der Leyen:"Pierwsi odwrócą się jej nowi polscy przyjaciele"

Dopiero w następnych latach dowiemy się, ile warta jest rzekoma "propolskość" przyszłej przewodniczącej Komisji Europejskiej
/ screen YouTube
Ursula von der Leyen już zawsze grzeszyła nadmiarem przywiązania do blichtru i lubiła uśmiechać się w rytm błysków fleszy. We wtorek była więc na pewno w swoim żywiole. Gdy została wybrana na szefową Komisji Europejskiej, radości nie było końca. Po trudnych latach w niemieckim ministerstwie obrony i licznych sondażach z malejącymi słupkami sondażowymi pięć lat niekłopotliwej synekury w Brukseli musi być dla niej wyzwoleniem. Tymczasem jej wybór nie był przesądzony, a wyniki wtorkowego głosowania ujawniły raz jeszcze rażące podziały w Unii Europejskiej, niemalże połowa europosłów wyraziła bowiem swój sprzeciw.
 

"Von der Leyen już na początku jest osłabiona. Kiepski wynik, uzyskany głosami eurosceptyków, nie nadaje jej zwycięstwu szczególnego blasku"

 
- pisze hamburski tygodnik "Die Zeit".
 
Nasi zachodni sąsiedzi zadają sobie przede wszystkim pytanie, jakie zapatrywania kryją się za medialnym uśmiechem von der Leyen. 60-letnia Niemka uchodzi wprawdzie za konserwatystkę, ale już jako minister rodziny w pierwszym rządzie Angeli Merkel dała się poniekąd poznać jako wyrazicielka poglądów lewicowych. Autoryzowała np. przepisy, jasno stwierdzające, że wychowanie dziecka jest obowiązkiem obu rodziców, a określenie "urlop macierzyński" zastąpiła bardziej poręcznym terminem "urlop rodzicielski". Własne korzenie wymusiły na młodej von der Leyen przyspieszoną naukę polityki i ucierania kompromisów. Jej ojciec Ernst Albrecht był znanym działaczem CDU i m.in. premierem Dolnej Saksonii. Von der Leyen przeto już wcześnie nauczyła się występować z inicjatywami, wyraźnie prowadzącymi do wyciszania politycznych sporów.
 
Te umiejętności jej zapewne pomogły, kiedy walczyła w ostatnich dniach w Strasburgu o większość, niezbędną do potwierdzenia na szefową KE. Urodzona w Brukseli von der Leyen była także swojego czasu pierwszą kobietą, która stanęła na czele Federalnego Ministerstwa Obrony, gdzie z mozołem budowała swoją międzynarodową reputację. A jednak w funkcji szefowej MON, którą pełniła przez prawie sześć lat, pojawiły się na jej wizerunku pierwsze rysy. Droga do Urzędu Kanclerskiego, którą obrała wiceszefowa CDU, okazała się nader wyboista. W resorcie obrony von der Leyen zastała bowiem istotny chaos - zardzewiałe helikoptery, zawodzące karabiny i rozpadające się statki. Ta sytuacja nie wynikała wyłącznie z błędów minister. Już po upadku żelaznej kurtyny środki na Bundeswehrę zostały drastycznie ograniczone. Niemieccy żołnierze wyjeżdżali na misje zagraniczne z przestarzałym sprzętem. Fatalny stan rozmontowanego ostatnio w Bremerhaven okrętu Gorch Fock, dumy niemieckiej marynarki narodowej, jak i związane z jego odnowieniem koszty, wyrosły do rangi symbolu ogólnej sytuacji wojska niemieckiego.
 
O ile większość tych zaniechań ambitna minister mogła więc zrzucić na swoich poprzedników, to od kolejnych skandali już nie mogła się odkleić. W 2016 r. von der Leyen, która jest z zawodu lekarką, musiała odpierać zarzuty, jakoby jej praca doktorska była plagiatem. Tego rodzaju afery są w Niemczech  gwoździem do politycznej trumny. Jeden z jej poprzedników na fotelu szefa MON, niegdyś równie dobrze zapowiadający się Karl-Theodor zu Guttenberg, wymanewrował się w ten sposób z polityki, szukając szczęścia za granicą. Rok później uwagę opinii publicznej przykuły z kolei problemy z neonazistami i molestowaniem w Bundeswehrze.  Policja zatrzymała niejakiego Franco A. z niemiecko-francuskiej brygady w Alzacji, któremu postawiono zarzut podawania się za uchodźcę i przygotowania zamachu terrorystycznego. Niemiec planował go w taki sposób, aby cień podejrzenia spadł na islamskiego imigranta. Zresztą właśnie w walce z Państwem Islamskim von der Leyen ujrzała szansę wzmocnienia swojej pozycji. Niemcy, które z wiadomych powodów nie chcą uchodzić za wojennego podżegacza i dotąd raczej uchylały się od większych militarnych obowiązków w państwach kryzysowych, eksportują dziś więcej broni do krajów Bliskiego Wschodu.
 
Von der Leyen nie była też lubiana przed wielu niemieckich generałów. Kiedy wyszły na jaw rzeczone skandale w wojsku, minister oskarżyła wnet całą Bundeswehrę. Mówiła o "słabym przywództwie", "kryzysie tożsamości" oraz "źle rozumianym poczuciu koleżeństwa". Te wypowiedzi wprawiły w osłupienie nie tylko wysokich rangą niemieckich wojskowych, lecz również koalicjanta w rządzie Angeli Merkel.
 

"W wojsku mamy wiele problemów, ale kiedy pani minister twierdzi, że zauważa w armii kryzys przywództwa, to powinna przyznać, że ryba psuje się od głowy"

 
- oburzał się wtedy Hans-Peter Bartels z SPD.
 
Zresztą w politycznym Berlinie pokutuje powszechne przekonanie, że współrządzący socjaldemokraci nie darzą von der Leyen zbytnią sympatią, toteż we wtorek wielu europosłów z SPD i Zielonych we wtorek na nią nie zagłosowało. Znają ją i zauważyli, że z jej ust padały w przeszłości często sprzeczne ze sobą przekazy. Kto zada sobie trud prześledzenia jej kariery, nie może mieć wątpliwości, że jej ministerialne posady były dla niej jedynie rozbiegem do odegrania ważniejszej politycznej roli. Aby osiągnąć swój cel, von der Leyen wyrobiła sobie nawyk lekceważenia i gniewnego odrzucenia wszelkiej krytyki, chcąc ocalić swój wizerunek przed jakimkolwiek uszczerbkiem. Co charakterystyczne, niewygodne tematy von der Leyen powierza nieodmiennie zaufanym ludziom od "brudnej roboty". W niemieckim MON pracowało kilku takich "saperów", rozbrajających kolejne medialne bomby, które miały zaszkodzić pani minister.
 
Zresztą liczna armia "doradców" pani von der Leyen to osobny kryminał. Dopiero na początku tego roku ruszyła w Bundestagu komisja śledcza, która zajmuje się nieprawidłowościami w zatrudnianiu przez MON zewnętrznych firm eksperckich. Okazuje się, że resort obrony wydał w ostatnich latach kilkaset milionów euro na zlecenia zewnętrznych doradców, co uważa się za sumę przekraczającą wszelkie normy. Poza tym wydano te zlecenia z pominięciem procedur obowiązujących przy zamówieniach publicznych. Dodatkowych argumentów dostarczała krytykom von der Leyen potężniejąca w ministerstwie obrony pajęczyna wzajemnych powiązań, wyświadczonych usług i nieformalnych uzależnień. Między niektórymi generałami i biznesmenami zaistniały żywe relacje, zamykające konkurencyjnym firmom drogę do sukcesu. Na domiar złego wiele wskazuje na to, że zatrudnieni przez MON doradcy wrzucali do sieci tajne informacje.
 

"Kto po sześciu latach rządzenia mówi o słabościach swoich poprzedników, ten sam siebie oskarża"

 
- twierdzi Ralf Stegner, wiceprzewodniczący SPD.
 
Nie sposób przewidzieć, czy nowa szefowa CDU Annegret Kramp-Karrenbauer, która zastąpi Ursulę von der Leyen na stanowisku ministra obrony, wyciszy owe wewnątrzkoalicyjne zatargi. W każdym razie nominacja byłej minister na szefową KE budzi w Berlinie entuzjazm nie tyle dlatego, że po 52 latach pokieruje nią Niemka, lecz to, że Merkel pozbyła się słabej minister obrony, która wśród wojskowych uchodzi za niekomeptentną, obciążając tym samym wizerunek całego rządu. MON uchodzi jednak za istne "pole minowe" i nasuwa się pytanie, czy przejęcie tegoż resortu przez niecieszącą się zbytnią popularnością Annegret Kramp-Karrenbauer rzeczywiście poprawi notowania Wielkiej Koalicji. Dla von der Leyen polityczna konfitura w Brukseli była niejako ostatnią deską ratunku. Na pierwszy rzut oka unijna posada do niej pasuje. Wychowała się w Brukseli, mówiąc biegle po angielsku i francusku. Doskonale pojęła grę na medialnym fortepianie, a na salonach rzadko zalicza jakieś wizerunkowe wtopy. Przy umiejętnym podejściu awans ów może jej przynieść wymierne zyski. Niemniej Niemka stoi przed ogromnym wyzwaniem.
 
Von der Leyen nie przekroczyła symbolicznego progu 400 głosów, co raczej zwiastuje, że współpraca z Parlamentem Europejskim może się okazać wyjątkowo trudna. Obecny szef KE, Jean-Claude Juncker, miał pięć lat temu mocniejszy mandat, bo był obok Martina Schulza jednym z wiodących kandydatów PE. Z kolei nominacja von der Leyen wymagała rezygnacji z systemu "Spitzenkandidata", aby zadowolić m.in. Włochy i państwa Grupy Wyszechradzkiej, które odrzuciły kandydaturę Fransa Timmermansa. Była już minister obrony mogła liczyć m.in. na poparcie europosłów PiS oraz hiszpańskiej partii VOX, co kazało niektórym niemieckim dziennikarzom wyszyć już kąśliwe komentarze o szefowej KE "z ramienia populistów".
 

"Pierwszymi kolegami, którzy odwrócą się od von der Leyen, będą jej nowi polscy przyjaciele, którzy jeszcze świętują swoje pyrrusowe zwycięstwo nad Timmermansem"

 
- wróży "Süddeutsche Zeitung", dziwiąc się, że grająca zwykle "antyniemiecką kartą" partia PiS tak ochoczo lansuje Niemkę.
 

"Wbrew polskim zapewnieniom, Timmermans nie prowadził nigdy prywatnej wojny z Warszawą, lecz domagał się jedynie przestrzegania praworządności. Te działania będą także kontynuowane pod kierownictwem von der Leyen, a wtedy polscy nacjonaliści nie zawahają się, aby ją znów oczernić"

 
- pisze monachijski dziennik.
 
Szkoda literek, aby polemizować z tymi wierutnymi bzdurami, ale fakt faktem, że von der Leyen musiała wszystkim stronom wiele naobiecywać i czas pokaże, czy będzie mogła liczyć na dalsze wsparcie ze strony Polski. Ponadto po brexicie Niemka może i tak stracić swoją większość, bo w PE zabraknie brytyjskich europosłów, którzy na nią głosowali. Była minister należy zresztą do stanowczych przeciwników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, choć - jak podkreśla - szanuje decyzję Brytyjczyków, odrzuciwszy pomysł kolejnego referendum w tej sprawie. Ze Stanami Zjednoczonymi przyszła przewodnicząca KE nie utrzymuje z kolei najżyczliwszych stosunków, acz za każdym razem tłumaczy, że "Ameryka to coś więcej niż jej prezydent". Od prawie trzech lat von der Leyen jest wszakże główną adresatką nieustającej krytyki ze strony Donalda Trumpa, twierdzącego, jakoby Niemcy wydawali za mało na obronność. Jednocześnie zgadza się z opinią prezydenta USA, że Niemcy powinny brać więcej odpowiedzialności na arenie międzynarodowej. Podobnie jak Emmanuel Macron, który utorował jej drogę do Brukseli, von der Leyen domaga się również wspólnej "armii europejskiej", która wszelako w jej zapatrywaniach nie ma stanowić konkurencji dla NATO.
 
Mało znane są natomiast jej poglądy w kwestiach polityki imigracyjnej. Dotąd von der Leyen unikała zajmowania jasnego stanowiska w tej sprawie, bo wiedziała, że w Unii Europejskiej temat ów jest kością niezgody. Jako szefowa resortu obrony parę lat temu zaproponowała, aby syryjscy imigranci pobierali szkolenia w niemieckim wojsku, aby po powrocie do swojego kraju mogli pomóc w jego odbudowie. W swojej przyszłej funkcji będzie jednak musiała się już częściej wypowiadać o wspólnej polityce migracyjnej. Choć raczej trudno się spodziewać, że odbiegnie o linii wytyczonej przez Merkel i unijnych urzędników. Von der Leyen uchodzi za tradycyjną chadeczkę, ale przypomina też niekiedy swoją przełożoną. Albowiem podobnie jak Merkel zawdzięcza swoje sukcesy głównie zagospodarowaniu elektoratów innych partii i skonsumowaniu lewicowych postulatów. Zrozumiała, że kluczem do politycznego szczęścia jest centrum, kojarzące się zwykłym ludziom z umiarem i przynawaniem racji wszystkim przy jednoczesnym dystansowaniu się od skrajności. I podobnie jak Merkel potrafiła dotąd finezyjnie rozgrywać przeciwników i wymierzoną w nią polemikę.
 
Von der Leyen jest również zwolenniczką pomysłu federalizacji Europy, czemu sprzeciwia się choćby obecny polski rząd. Ponadto w 2017 r. niemiecka minister wyraziła także słowa wsparcia dla polskiej opozycji, co na Nowogrodzkiej oceniono nad wyraz krytycznie. Mimo to Warszawa poparła jej kandydaturę, licząc być może na lepsze stosunki z Brukselą. Na corocznych spotkaniach NATO von der Leyen wielokrotnie pokreślała istotne znaczenie Europy Środkowo-Wschodniej, przemawiając jednocześnie stanowczym głosem w kierunku Moskwy. Potępiła swojego czasu w ostrych słowach aneksję Krymu i właśnie wtedy zapowiedziała odejście Niemiec od oszczędzania na obronności.
 
Te argumenty przekonały pewnie polityków PiS, którym kandydatura Timmermansa, mogącego wysyłać przez kolejne pięć lat zatrute strzały w kierunku Warszawy, spędzała sen z powiek. W ostatnim sukcesie polskiego rządu może jednak być przysłowiowa łyżka dziegciu. Wszak w trwającym od kilku tygodni strasburskim "teatrzyku" znów zwyciężyły państwa jak Niemcy i Francja, które w reakcji na antysocjalistyczny sojusz Włochów z Grupą Wyszechradzką nie dopuściły do kluczowych stanowisk unijnych ani jednej osoby z naszego regionu. A co jeśli tekę wiceszefa Komisji Europejskiej i tak znów obejmie Timmermans? Czy von der Leyen będzie w stanie poskromić egzaltowanego Holendra? Dowiemy się więc dopiero w następnych latach, co tak naprawdę dla nas oznacza rzekoma "propolskość" pani von der Leyen. Bo na razie przypomina jeszcze ową nieprzewidywalną osobę, która w grudniu 2013 r. po raz pierwszy stawiła się w Federalnym Ministerstwie Obrony, jakby nie wiedząc, gdzie się znajduje i wydając opinie nieskażone znajomością rzeczy.
 


 

Polecane