Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Niemiectwo

Kiedy wojna się skończyła, wujek mój twierdzi, panowało na wsi powszechne przekonanie, że z powodu tego, co Niemcy zrobili światu, niemieckie państwo przestanie istnieć. Dobrzy ludzie bardzo szczerze wierzyli, że cały teren, który dotychczas był zamieszkały przez Niemców zostanie zaorany, a na tej ziemi posadzi się kartofle. Co się miało stać z samymi Niemcami, o tym już nikt nie myślał. Nikt się nad tym nie zastawiał, i – prawdę powiedziawszy – każdy miał tę kwestię głęboko w nosie.
morguefile.com Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Niemiectwo
morguefile.com / morguefile.com
      Moja wczorajsza notka na temat rzekomego polskiego szowinizmu wywołała skromną dyskusję i w pewnym momencie przypomniałem sobie scenę sprzed lat, o której w ferworze dziejów jakoś zapomniałem. Otóż w roku 1980 wyjechałem po raz pierwszy w życiu na Zachód, a konkretnie do Frankfurtu nad Menem. Dlaczego tam? Bez specjalnie istotnej przyczyny. Podczas jakiejś uroczystości z okazji rocznicy matury spotkałem dawną koleżankę, która tam wcześniej zamieszkała, ona mnie do siebie zaprosiła, no i wylądowałem w tych Niemczech, przede wszystkim oczywiście z nadzieją znalezienia jakiejś pracy i za zarobione pieniądze kupienia sobie kilku płyt. Taki to był czas i takie marzenia.
      Zajechałem więc do tych Niemiec i któregoś dnia, siedząc sobie w okolicznym barze poznałem pewnego Niemca o imieniu – daję słowo, że nie zmyślam – Klaus i trochęśmy się zaprzyjaźnili. Pewnego wieczora siedzieliśmy sobie w knajpie, gadaliśmy o życiu i nagle od stolika obok wstał jakiś Niemiec i odezwał się do mnie w następujący sposób: „If you are in Germany you must speak German”. On był oczywiście trochę pijany, ja byłem w towarzystwie, a więc nie specjalnie się wystraszyłem, no i to pewnie sprawiło, że bez chwili zastanowienia, odpowiedziałem mu, że jest mi bardzo przykro, ale ponieważ jestem z Polski, to po Niemiecku umiem tylko powiedzieć, że arbeit macht frei. Pamiętam to do dziś. Niemiec najpierw zdębiał, potem się zaczerwienił, następnie zaczął się jąkać, a w końcu się tłumaczyć, że on osobiście do Hitlera ma stosunek co najmniej ambiwalentny.
     Kiedy dziś, kolejny już dzień słucham tego całego jazgotu na temat owego profesora uniwersytetu, który za to, że w miejscu publicznym używał języka niemieckiego, dostał z klasycznego byka w czoło, pierwsze co mi przychodzi do głowy, to to, że jemu w konfrontacji z owym kibolem-patriotą zabrakło odpowiedniego argumentu. No bo ja on, biedaczek, miał się zachować wobec tego typu agresji? Informując, że Jarosław Kaczyński to „Eine Kartoffel”? Przecież nie.
      Ale jest jeszcze coś, o czym sobie dziś przypomniałem. Otóż w jednym ze swoich  niedawnych tekstów Coryllus zauważył, że jedyna powszechnie rozpoznawalna niemiecka marka to Adolf Hitler. Nie jakiś Bosch, Siemens, czy nawet BMW. Co do każdego z nich bowiem zawsze istnieje podejrzenie, że za tym stoją Hindusi, czy Szwedzi. Gdy chodzi o Hitlera, każdy w miarę przytomny obywatel świata wie, że Niemcy to Adolf Hitler. A zatem, wygląda na to, że ze względów ściśle historycznych, nasza pozycja wobec nich jest na tyle silna, że nawet jeśli ja będę siedział cały dzień w oknie i spluwał na głowę każdemu przechodzącemu obok mojej kamienicy Niemcowi, nikt nie jest w stanie wypowiedzieć przeciwko mnie jednego słowa, oczekując, że ja je potraktuję z powagą. Tak to już jest i nie ma takiej ludzkiej siły, która może tu cokolwiek zmienić.
     Korzystając z okazji, chciałbym dziś przypomnieć swój tekst, który osobiście uważam za jeden z lepszych, jakie w życiu napisałem, a którego tytuł w dzisiejszej okolicznościach nie mógłby być bardziej adekwatny – Niemiectwo.
 
 
      W jednym z niedawnych wpisów, wspomniałem mojego dziś już nieżyjącego wujka, który stanowił dla mnie zawsze źródło przeróżnej wiedzy i inspiracji. Wprawdzie mam bardzo poważne wątpliwości, czy gdyby on trafił na te moje teksty, byłby ze mnie zadowolony, nie zmienia to jednak faktu, że to wybitny człowiek i – jak mówię – kopalnia wspomnień. Musi mi więc brat mojej Mamy wybaczyć, że go tu wykorzystam.
      Kiedy wybuchła wojna, wujek miał 6 lat i mieszkał w maleńkiej wiosce nad Bugiem. Któregoś dnia przez wieś przejeżdżały okupacyjne oddziały niemieckie i żołnierze postanowili zatrzymać się obok naszego domu. Ponieważ wyglądali jak żołnierze, mieli dużo wojskowego sprzętu i w ogóle stanowili bardzo egzotyczną odmianę w życiu małego dziecka, wujek mój – właśnie jak to dziecko – polazł tam za płot, żeby popatrzeć na wszystko, co się tam działo. W pewnym momencie, jeden z Niemców, przechodząc obok mojego wujka – ot tak sobie, z rozpędu – walnął go w twarz tak mocno, że wujek się wywrócił, a następnie z płaczem pobiegł do swojego ojca, a mojego dziadka. Opowiada mi wujek, że dziadek był bardzo dumnym i dzielnym człowiekiem, który w sytuacjach tego typu niesprawiedliwości zawsze reagował honorowo. A więc i tym razem, wziął mojego wujka za rękę i poszedł do dowódcy tych żołnierzy, żeby powiedzieć mu co się stało. Niemiecki oficer wysłuchał relacji dziadka, powiedział, że rozumie jego wzburzenie, ale z formalnego punktu widzenia, nie ma powodów do interwencji. Polska jest krajem okupowanym, Polacy mają prawa bardzo ograniczone, więc takie rzeczy mogą się zdarzać.
       Opowiada mi wujek, że on do dziś, bardzo intensywnie, pamięta z tego zdarzenia jeden szczegół. On stał tam z dziadkiem, dziadek obejmował go swoimi wielkimi, mocnymi ramionami, przed nimi stał ów niemiecki oficer, a wujek czuł, jak dziadkowi drżą ze zdenerwowania dłonie.
      Kiedy wojna się skończyła, wujek mój twierdzi, panowało na wsi powszechne przekonanie, że z powodu tego, co Niemcy zrobili światu, niemieckie państwo przestanie istnieć. Dobrzy ludzie bardzo szczerze wierzyli, że cały teren, który dotychczas był zamieszkały przez Niemców zostanie zaorany, a na tej ziemi posadzi się kartofle. Co się miało stać z samymi Niemcami, o tym już nikt nie myślał. Nikt się nad tym nie zastawiał, i – prawdę powiedziawszy – każdy miał tę kwestię głęboko w nosie.
       Od zakończenia wojny upłynęło już niemal 65 lat i – jak widzimy –z sobą i ze swoją historią Niemcy poradzili sobie zupełnie dobrze. Co ja mówię, zupełnie dobrze? Wręcz znakomicie! Nie dość, że powoli, ale konsekwentnie przestali się czerwienić na dźwięk słowa „wojna”, nie dość, że przestali się nerwowo wiercić na wspomnienie o tym, co się im zagnieździło pod tymi nordyckimi czołami w pewnym momencie ich dziejów, nie dość, że się zaczęli nagle w sposób zupełnie niewyobrażalny rozpychać, to ostatnio – jak się dowiaduję – niektórzy z nich nabrali na tyle odwagi, że zaczynają mi tłumaczyć, że w gruncie rzeczy cały ten chwilowy sukces ich chorego projektu, nie mógłby być w połowie tak spektakularny, gdyby nie aktywna współpraca ze strony tych wszystkich, których oni postanowili złapać za kark i wdusić w ziemię. Jak się dowiadujemy, niemiecki tygodnik „Der Spiegel” przedstawił ostatnio listę tych, z którymi Niemcy życzą sobie dzielić winę za to wszystko, co się stało przed 70 laty. A na tej liście znalazł się również mój Dziadek, moja Babcia, moja Mama, mój Tata, a może nawet i mój Wujek. Może nawet i On.
      Słucham w telewizji wyjaśnień jednego z akredytowanych w Polsce korespondentów niemieckiej prasy, którego nazwiska akurat nie chce mi się pamiętać, a który tłumaczy mi, że nic takiego się nie dzieje. Że to z czym mamy do czynienia, to część zwykłej, historycznej debaty, która się toczy w całej Europie. Staram się jakoś zrozumieć ten dziwny skręt chorego umysłu. Staram się wyobrazić, co mógł mój dziadek zrobić, żeby dziś ten Niemiec potrafił wykrzesać z siebie nieco więcej szacunku do Polski i się zamknął. I jedyne co mi przychodzi do głowy, to tylko to, że miał zamiast trząść tymi swoimi polskimi, chłopskimi dłońmi, wziąć nóż i poderżnąć Szwabowi gardło.
      No a przede wszystkim – choć boję się że to już zdecydowanie za późno – może warto by było wrócić do pomysłu z kartoflami.
 
 
Wszystkich jak zawsze zapraszam do księgarni pod adresem  www.coryllus.pl, gdzie można kupować moje książki. Bardzo polecam.
 

 

POLECANE
Tȟašúŋke Witkó: Polacy przechodzą terapię bólowo-wstrząsową tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Polacy przechodzą terapię bólowo-wstrząsową

Liberalno-lewicowa strona polskiej sceny politycznej ma niewiele do zaproponowania przeciętnemu człowiekowi. Jej idee, programy i regulacje prawne oscylują głównie wokół jakichś wydumanych, sztucznych problemów, jak choćby całkowicie marginalne zagadnienia tyczące dyskryminacji osób o odmiennej orientacji seksualnej.

Media: Bodnarowcy przygotowywali plan zamachu na Sąd Najwyższy z ostatniej chwili
Media: "Bodnarowcy przygotowywali plan zamachu na Sąd Najwyższy"

– Bodnarowcy intensywnie przygotowywali plan zamachu na Sąd Najwyższy. Zakładał on powtórzenie mechanizmu z bezprawnego wejścia nielegalnej prokuratury do KRS – poinformował dziennikarz Telewizji wPolsce24 Michał Karnowski.

Ważny komunikat z Pałacu Buckingham. To się nie spodoba Harry'emu i Meghan Wiadomości
Ważny komunikat z Pałacu Buckingham. To się nie spodoba Harry'emu i Meghan

Dobre wiadomości nie opuszczają książęcej pary z Walii. Mimo trudnego czasu związanego z chorobą księżnej Kate ona i książę William zyskali uznanie na arenie międzynarodowej i krajowej. Najpierw zostali wyróżnieni przez magazyn Time, a teraz znów trafili na szczyt prestiżowego zestawienia w Wielkiej Brytanii.

Niemcy podrzucają Polakom imigrantów przez rzekę? Szokujące ustalenia z ostatniej chwili
Niemcy podrzucają Polakom imigrantów przez rzekę? Szokujące ustalenia

Lider Ruchu Obrony Granic przekazał w piątek wieczorem zaskakujące ustalenia ze Zgorzelca w woj. dolnośląskim.

Znana sieć zamyka restauracje w Danii. Ujawniono rażące praktyki Wiadomości
Znana sieć zamyka restauracje w Danii. Ujawniono rażące praktyki

W Danii wybuchł poważny skandal wokół sieci KFC. Jak ujawniło śledztwo duńskiej telewizji DR, w restauracjach tej marki dochodziło do nielegalnych praktyk związanych z mięsem drobiowym. W efekcie sieć fast food zdecydowała się zamknąć wszystkie swoje lokale w kraju.

Groźby pod adresem Karola Nawrockiego. Jest reakcja Adama Bodnara z ostatniej chwili
Groźby pod adresem Karola Nawrockiego. Jest reakcja Adama Bodnara

Minister sprawiedliwości Adam Bodnar zadeklarował, że po programie skontaktuje się z szefem MSWiA Tomaszem Siemoniakiem, aby sprawdzić, jakie działania służby podjęły w obliczu gróźb wobec prezydenta elekta Karola Nawrockiego.

Niesamowite!. Niespotykane zjawisko na najsuchszej pustyni świata z ostatniej chwili
"Niesamowite!". Niespotykane zjawisko na najsuchszej pustyni świata

Położona w północnej części Chile najsuchsza pustynia na świecie, Atakama, została pokryta śniegiem – poinformowało na portalu X Obserwatorium ALMA, zlokalizowane na terenie pustyni.

PKP Intercity wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
PKP Intercity wydał pilny komunikat

Oficjalny komunikat PKP Intercity z 25 czerwca 2025 r. Zaktualizowano dostępność biletów. Część pociągów ma wstrzymaną rezerwację w lipcu i sierpniu.

Zbombarduję ponownie. Trump zagroził Iranowi i postawił warunek z ostatniej chwili
"Zbombarduję ponownie". Trump zagroził Iranowi i postawił warunek

Prezydent USA Donald Trump powiedział w piątek, że bez wahania ponownie zbombarduje Iran, jeśli okaże się, że będzie miał nadal zdolność do wzbogacania uranu do poziomu pozwalającego na uzyskanie broni jądrowej. Dodał jednak, że Iran jest wyczerpany i "nie myśli o atomie".

Nie żyje dwóch komendantów. Smutek w śląskiej policji Wiadomości
Nie żyje dwóch komendantów. Smutek w śląskiej policji

Piątek, 27 czerwca 2025 roku, na długo pozostanie w pamięci śląskich funkcjonariuszy. Tego dnia zmarło dwóch wysoko postawionych policjantów - obaj pełnili funkcje komendantów i obaj byli związani z komendą w Mikołowie.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Niemiectwo

Kiedy wojna się skończyła, wujek mój twierdzi, panowało na wsi powszechne przekonanie, że z powodu tego, co Niemcy zrobili światu, niemieckie państwo przestanie istnieć. Dobrzy ludzie bardzo szczerze wierzyli, że cały teren, który dotychczas był zamieszkały przez Niemców zostanie zaorany, a na tej ziemi posadzi się kartofle. Co się miało stać z samymi Niemcami, o tym już nikt nie myślał. Nikt się nad tym nie zastawiał, i – prawdę powiedziawszy – każdy miał tę kwestię głęboko w nosie.
morguefile.com Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Niemiectwo
morguefile.com / morguefile.com
      Moja wczorajsza notka na temat rzekomego polskiego szowinizmu wywołała skromną dyskusję i w pewnym momencie przypomniałem sobie scenę sprzed lat, o której w ferworze dziejów jakoś zapomniałem. Otóż w roku 1980 wyjechałem po raz pierwszy w życiu na Zachód, a konkretnie do Frankfurtu nad Menem. Dlaczego tam? Bez specjalnie istotnej przyczyny. Podczas jakiejś uroczystości z okazji rocznicy matury spotkałem dawną koleżankę, która tam wcześniej zamieszkała, ona mnie do siebie zaprosiła, no i wylądowałem w tych Niemczech, przede wszystkim oczywiście z nadzieją znalezienia jakiejś pracy i za zarobione pieniądze kupienia sobie kilku płyt. Taki to był czas i takie marzenia.
      Zajechałem więc do tych Niemiec i któregoś dnia, siedząc sobie w okolicznym barze poznałem pewnego Niemca o imieniu – daję słowo, że nie zmyślam – Klaus i trochęśmy się zaprzyjaźnili. Pewnego wieczora siedzieliśmy sobie w knajpie, gadaliśmy o życiu i nagle od stolika obok wstał jakiś Niemiec i odezwał się do mnie w następujący sposób: „If you are in Germany you must speak German”. On był oczywiście trochę pijany, ja byłem w towarzystwie, a więc nie specjalnie się wystraszyłem, no i to pewnie sprawiło, że bez chwili zastanowienia, odpowiedziałem mu, że jest mi bardzo przykro, ale ponieważ jestem z Polski, to po Niemiecku umiem tylko powiedzieć, że arbeit macht frei. Pamiętam to do dziś. Niemiec najpierw zdębiał, potem się zaczerwienił, następnie zaczął się jąkać, a w końcu się tłumaczyć, że on osobiście do Hitlera ma stosunek co najmniej ambiwalentny.
     Kiedy dziś, kolejny już dzień słucham tego całego jazgotu na temat owego profesora uniwersytetu, który za to, że w miejscu publicznym używał języka niemieckiego, dostał z klasycznego byka w czoło, pierwsze co mi przychodzi do głowy, to to, że jemu w konfrontacji z owym kibolem-patriotą zabrakło odpowiedniego argumentu. No bo ja on, biedaczek, miał się zachować wobec tego typu agresji? Informując, że Jarosław Kaczyński to „Eine Kartoffel”? Przecież nie.
      Ale jest jeszcze coś, o czym sobie dziś przypomniałem. Otóż w jednym ze swoich  niedawnych tekstów Coryllus zauważył, że jedyna powszechnie rozpoznawalna niemiecka marka to Adolf Hitler. Nie jakiś Bosch, Siemens, czy nawet BMW. Co do każdego z nich bowiem zawsze istnieje podejrzenie, że za tym stoją Hindusi, czy Szwedzi. Gdy chodzi o Hitlera, każdy w miarę przytomny obywatel świata wie, że Niemcy to Adolf Hitler. A zatem, wygląda na to, że ze względów ściśle historycznych, nasza pozycja wobec nich jest na tyle silna, że nawet jeśli ja będę siedział cały dzień w oknie i spluwał na głowę każdemu przechodzącemu obok mojej kamienicy Niemcowi, nikt nie jest w stanie wypowiedzieć przeciwko mnie jednego słowa, oczekując, że ja je potraktuję z powagą. Tak to już jest i nie ma takiej ludzkiej siły, która może tu cokolwiek zmienić.
     Korzystając z okazji, chciałbym dziś przypomnieć swój tekst, który osobiście uważam za jeden z lepszych, jakie w życiu napisałem, a którego tytuł w dzisiejszej okolicznościach nie mógłby być bardziej adekwatny – Niemiectwo.
 
 
      W jednym z niedawnych wpisów, wspomniałem mojego dziś już nieżyjącego wujka, który stanowił dla mnie zawsze źródło przeróżnej wiedzy i inspiracji. Wprawdzie mam bardzo poważne wątpliwości, czy gdyby on trafił na te moje teksty, byłby ze mnie zadowolony, nie zmienia to jednak faktu, że to wybitny człowiek i – jak mówię – kopalnia wspomnień. Musi mi więc brat mojej Mamy wybaczyć, że go tu wykorzystam.
      Kiedy wybuchła wojna, wujek miał 6 lat i mieszkał w maleńkiej wiosce nad Bugiem. Któregoś dnia przez wieś przejeżdżały okupacyjne oddziały niemieckie i żołnierze postanowili zatrzymać się obok naszego domu. Ponieważ wyglądali jak żołnierze, mieli dużo wojskowego sprzętu i w ogóle stanowili bardzo egzotyczną odmianę w życiu małego dziecka, wujek mój – właśnie jak to dziecko – polazł tam za płot, żeby popatrzeć na wszystko, co się tam działo. W pewnym momencie, jeden z Niemców, przechodząc obok mojego wujka – ot tak sobie, z rozpędu – walnął go w twarz tak mocno, że wujek się wywrócił, a następnie z płaczem pobiegł do swojego ojca, a mojego dziadka. Opowiada mi wujek, że dziadek był bardzo dumnym i dzielnym człowiekiem, który w sytuacjach tego typu niesprawiedliwości zawsze reagował honorowo. A więc i tym razem, wziął mojego wujka za rękę i poszedł do dowódcy tych żołnierzy, żeby powiedzieć mu co się stało. Niemiecki oficer wysłuchał relacji dziadka, powiedział, że rozumie jego wzburzenie, ale z formalnego punktu widzenia, nie ma powodów do interwencji. Polska jest krajem okupowanym, Polacy mają prawa bardzo ograniczone, więc takie rzeczy mogą się zdarzać.
       Opowiada mi wujek, że on do dziś, bardzo intensywnie, pamięta z tego zdarzenia jeden szczegół. On stał tam z dziadkiem, dziadek obejmował go swoimi wielkimi, mocnymi ramionami, przed nimi stał ów niemiecki oficer, a wujek czuł, jak dziadkowi drżą ze zdenerwowania dłonie.
      Kiedy wojna się skończyła, wujek mój twierdzi, panowało na wsi powszechne przekonanie, że z powodu tego, co Niemcy zrobili światu, niemieckie państwo przestanie istnieć. Dobrzy ludzie bardzo szczerze wierzyli, że cały teren, który dotychczas był zamieszkały przez Niemców zostanie zaorany, a na tej ziemi posadzi się kartofle. Co się miało stać z samymi Niemcami, o tym już nikt nie myślał. Nikt się nad tym nie zastawiał, i – prawdę powiedziawszy – każdy miał tę kwestię głęboko w nosie.
       Od zakończenia wojny upłynęło już niemal 65 lat i – jak widzimy –z sobą i ze swoją historią Niemcy poradzili sobie zupełnie dobrze. Co ja mówię, zupełnie dobrze? Wręcz znakomicie! Nie dość, że powoli, ale konsekwentnie przestali się czerwienić na dźwięk słowa „wojna”, nie dość, że przestali się nerwowo wiercić na wspomnienie o tym, co się im zagnieździło pod tymi nordyckimi czołami w pewnym momencie ich dziejów, nie dość, że się zaczęli nagle w sposób zupełnie niewyobrażalny rozpychać, to ostatnio – jak się dowiaduję – niektórzy z nich nabrali na tyle odwagi, że zaczynają mi tłumaczyć, że w gruncie rzeczy cały ten chwilowy sukces ich chorego projektu, nie mógłby być w połowie tak spektakularny, gdyby nie aktywna współpraca ze strony tych wszystkich, których oni postanowili złapać za kark i wdusić w ziemię. Jak się dowiadujemy, niemiecki tygodnik „Der Spiegel” przedstawił ostatnio listę tych, z którymi Niemcy życzą sobie dzielić winę za to wszystko, co się stało przed 70 laty. A na tej liście znalazł się również mój Dziadek, moja Babcia, moja Mama, mój Tata, a może nawet i mój Wujek. Może nawet i On.
      Słucham w telewizji wyjaśnień jednego z akredytowanych w Polsce korespondentów niemieckiej prasy, którego nazwiska akurat nie chce mi się pamiętać, a który tłumaczy mi, że nic takiego się nie dzieje. Że to z czym mamy do czynienia, to część zwykłej, historycznej debaty, która się toczy w całej Europie. Staram się jakoś zrozumieć ten dziwny skręt chorego umysłu. Staram się wyobrazić, co mógł mój dziadek zrobić, żeby dziś ten Niemiec potrafił wykrzesać z siebie nieco więcej szacunku do Polski i się zamknął. I jedyne co mi przychodzi do głowy, to tylko to, że miał zamiast trząść tymi swoimi polskimi, chłopskimi dłońmi, wziąć nóż i poderżnąć Szwabowi gardło.
      No a przede wszystkim – choć boję się że to już zdecydowanie za późno – może warto by było wrócić do pomysłu z kartoflami.
 
 
Wszystkich jak zawsze zapraszam do księgarni pod adresem  www.coryllus.pl, gdzie można kupować moje książki. Bardzo polecam.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe