[Tylko u nas] Bruszewski: Ostrzegał przed koronawirusem. Bohaterski lekarz wzorem dla chrześcijan w Azji

Okulista Li Wenliang pracujący w wuhańskim szpitalu jako pierwszy przestrzegał przed zbliżającą się epidemiczną katastrofą. Postawa zmarłego lekarza to dzisiaj wzorzec nie tylko dla doktorów i ratowników medycznych ale też dla wszystkich chrześcijan w Azji. Media na całym świecie obiegło zdjęcie, na którym azjatycki lekarz trzyma różaniec oraz tekst, który jest opisany jako testament medyka zwalczającego COVID-19. Tym lekarzem miał być właśnie Li Wenliang. Wybitny sinolog o. Jan Konior stwierdził, że Wenliang - bohater wszystkich Chińczyków i jedna z ofiar epidemii - był wierzącym katolikiem.
 [Tylko u nas] Bruszewski: Ostrzegał przed koronawirusem. Bohaterski lekarz wzorem dla chrześcijan w Azji
/ Li Wenliang screen YouTube Euronews
Pierwszą ofiarą wojny jest prawda a koronawirus - chociaż nieznana jest do końca jego geneza - już stał się przedmiotem międzynarodowej wielkiej gry. Media nie są od tego wolne. W momencie gdy pojawiła się informacja, że Wenliang był katolikiem możemy odszukać azjatyckie źródła, które twierdzą, że zdjęcie z różańcem, testament oraz informacja o katolicyzmie to wręcz humbug. Nawet jeśli nie przesądzimy kto ma w tym sporze racje to wyznanie Wenlianga, w takim kraju jak Chiny, w takim momencie jak epidemia i z faktem, że za ostrzeganie przed koronawirusem był aresztowany nie jest wolne od politycznych kontrowersji dla Pekinu. Dzisiaj podobizny bohaterskiego lekarza z Wuhan są wszędzie. To on stał się chińskim – a nawet szerzej - azjatyckim, symbolem walki z patogenami. Z taką presją społeczną, co oczywiste, okulista został oficjalnie pośmiertnie zrehabilitowany a jego rodzina przeproszona za szykany ze strony władz. I wtedy pojawia się informacja, że bohater zwykłych Chińczyków jest katolikiem. Taką wersję zanegowały azjatyckie media. Ten kto twierdzi, że dyskusje o wyznaniu Wenlianga mają drugorzędny charakter bagatelizuje de facto kwestie cywilizacyjne.

Powiedzieć, że chrześcijaństwo w Chinach to temat bardzo złożony można uznać za stwierdzenie bardzo dyplomatyczne. Losy misji chrystianizacyjnej w Państwie Środka są bardzo skomplikowane. Chiny były poligonem kolonizacji w XIX w. i wiele ucierpiały z rąk zachodnich imperiów. Ekspansjonizm koncertu mocarstw odbił się na percepcji białych ludzi w chińskich oczach, wraz z ich praktyką religijną. Reperkusje odbijały się, więc na katolickich misjach i chrześcijanach jako takich. To ujście chińskiego nacjonalizmu i wycelowanie mieczy w stronę chrześcijan było widoczne w trakcie powstania bokserów (1899-1901) gdy księża i nawróceni Chińczycy byli po prostu mordowani. Nawet takie praktyki jak odpoczynek w niedziele, czy niekrępowanie stóp u dziewcząt był powodem kulturowych wzburzeń. Kościół w Chinach stał się więc ofiarą burzy ale wiatr „zasiały” Londyn, Berlin, Paryż i Moskwa. Chiny miały być nieograniczonym rynkiem zbytu i zakupów a europejskie kanonierki i słabiutki rozhamletyzowany dwór cesarski miał być gwarantem tych układów. Zewnętrzna interwencja obudziła jednak w Chinach nieprzewidywalne pokłady rewolucyjne. Stary skostniały konfucjański porządek państwowości tylko z nazwy, rozległej na dużą część świata, anemiczny twór mandarynów, zderzył się z nagłymi tendencjami reformatorskimi, odśrodkowymi rewolucyjnymi nastrojami, buntem studentów, demokratów, chłopów, nacjonalistów, komunistów, a nawet sportretowanych w szlagierach kina akcji mistrzów wushu. Część Chińczyków wpadła na pomysł by nadgonić stracony czas, problem w tym, że zapóźnienie na kilkaset lat próbowano odrobić z dnia na dzień. To ten chiński paradoks, że państwowość, która stosowała banknoty gdy my wymienialiśmy wisiorki na kalarepę oraz używało prochu strzelniczego w czasach gdy my strzelaliśmy z łuków, było później dramatycznie zacofane i słabe. I w tej chińskiej spirali dziejów mniejszymi lub większymi ofiarami są chrześcijanie.

Zwycięski długi marsz Mao Zedonga po władzę w 1949 roku zaowocował wydaleniem katolickich kapłanów i utożsamianiem w państwowej propagandzie chrześcijaństwa z zachodnim interwencjonizmem. Jak wspominałem, wobec chińskich doświadczeń nie było to trudne zadanie. Ciekawą intelektualną rozgrywką może być analiza na ile dzisiejszy wzrost chińskiej potęgi jest efektem głęboko uśpionego rewanżyzmu za epokę upokorzeń. Sięga to nawet nie Zedonga czy bokserów ale o wiele głębiej, do giganta myśli wojskowej Sun Zi. Wróćmy jednak do dechrystianizacji Chin. W 1957 roku powstało Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich, czyli organizacyjna efemeryda, która miała zastąpić Katolicki Kościół i stworzyć nad Żółtą Rzekę wersję gwarantującą pełną lojalność wobec komunistycznych władz w Pekinie. Każda chrześcijańska aktywność poza tzw. kościołem patriotycznym była piętnowana. Pontyfikat papieża Benedykta XVI jako jeden z celów postawił sobie normalizację relacji na linii Watykan-Pekin. W roku 2018 doszło nawet do porozumienia i kompromisowo Stolica Apostolska wybiera i zatwierdza hierarchów wskazanych przez chińskich „księży-patriotów”. Kompromis oczywiście znalazł się w ogniu krytyki z wielu stron, nawet w samym łonie katolickiego kościoła. Pojawiły się pytania o prześladowania chrześcijan. W czasie gdy większość świata z zamkniętymi oczami ściska się z chińskim globalizmem to krew chrześcijańska miałaby się lać strumieniami a Watykan byłby ostatnim szańcem realnej walki z Komunistyczną Partią Chin. Może i tak. Byłoby to pewnie wygodne dla korporacji i państw, które chrześcijańskimi rękami uspokoiłyby nieużywane sumienie. Jak skończyłoby się to dla chińskich katolików nie trzeba się nawet zastanawiać a w międzyczasie mocarstwa uzbrojone w istotne argumenty by wpływać na chińskie władze z pysznym uśmiechem zapomniałyby o swoim instrumentarium. O powinnościach nie wspomnę. Niedawna historia pokazała, że bez względu na postawę Watykanu i tak przymknięto oczy na rosnącą rolę Chin w koncercie mocarstw. W okresie pandemii widać to dobitnie. Nie winię papieży zaangażowanych w proces porozumienia z Chinami o to, że chcieli w tym czasie ocalić jak najwięcej chrześcijan i nie pakować do dłoni amunicji kolejnym gensekom. Wbrew pozorom to głęboka rozgrywka, która może zadecydować o przyszłości Chin i chrześcijaństwo Wenlianga może być tego elementem. To memento dla tych, którzy kwestie cywilizacyjne pomijają w swoich analizach. Imponderabilia, by przywołać ulubione słowo Piłsudskiego - są rzeczy nieuchwytne, niemierzalne i nieszacowane. 

Lubię także wracać do innego uniwersalnego cytatu z następnego pokolenia polskich bohaterów, dotyczącego antykomunistycznego powstania - „chcieli nas zakopać. Nie wiedzieli, że jesteśmy ziarnem”. To zdanie o wiele szersze niż nam się wydaje. Odzwierciedla ono, moim zdaniem, dokładnie to jak działa męczeństwo chrześcijan. Li Wenliang już dzisiaj stał się wzorem dla azjatyckich wyznawców Chrystusa. Profesor socjologii Fenggang Yang, autor książki „Religia w Chinach: Przetrwanie i Odrodzenie pod rządami komunistów” postawił nawet tezę, że Chiny będą największym chrześcijańskim państwem świata. W 2030 roku w Państwie Środka ma być prawie 250 mln chrześcijan a w przyszłości mają stanowić 30 proc. społeczeństwa. Bez względu na różne szacunki i do jakiej liczby wzrosną to jest to proces, którego nie zatrzyma Komunistyczna Partia Chin. Jest to dzieło większe niż cała geopolityka razem wzięta, to proces z którym nie są w stanie wygrać najtęższe czerwone elity, bo żadne elity go nie zatrzymały. Wzrost chrześcijaństwa w Chinach jest koszmarem maoistów, którzy próbowali zadać mu ostateczny cios. Pojawianie się katolickich bohaterów w Państwie Środka musi spędzać sen z powiek czerwonych mandarynów. A Wenliang i jego niezłomna postawa wobec epidemii a teraz jeszcze artykuły o jego chrześcijaństwie pokazują, że nawet uzbrojona po zęby w technologię władzuchna musi spoglądać w niebo i nie na wszystko ma wpływ. W tym rozumieniu legendarny chiński termin Mandatu Niebios stanął po stronie Wenlianga. Inaczej chiński rząd nie pokłoniłby się jego rodzinie tylko dalej ukręcał sprawie łeb. Wybitny znawca Chin, polski duchowny o. Jan Konior nie ma wątpliwości, że lekarz był wierzącym katolikiem. Kontestowanie tego było do przewidzenia, ostatnio mogliśmy się też dowiedzieć, że włoski ksiądz rzekomo nie oddał respiratora młodszemu pacjentowi. Nasze pokolenia osądzi Bóg i historia. To nasze prawnuki będą czytały kto i co dokonał w czasach pandemii.

Michał Bruszewski

 

POLECANE
Polacy wskazali: Nawrocki skuteczniejszy w polityce międzynarodowej niż gabinet premiera polityka
Polacy wskazali: Nawrocki skuteczniejszy w polityce międzynarodowej niż gabinet premiera

Najnowszy sondaż IBRIS pokazuje, że Polacy wyżej oceniają aktywność międzynarodową prezydenta Karola Nawrockiego niż działania obecnego rządu.

Tęczowa rewolucja zdycha w konwulsjach zwierzęcego rechotu tylko u nas
Tęczowa rewolucja zdycha w konwulsjach zwierzęcego rechotu

Marksizm jest jak rak. Co się wydaje, że efekty jego ideowego wpływu gdzieś się skończyły, czasem w wyniku krwawej, czasem bezkrwawej (nie ze strony marksistów oczywiście) - jak w przypadku Solidarności - kontrrewolucji, to znów dowiadujemy się o przerzutach w innych miejscach i innych formach. Tak było również w przypadku neomarksizmu kulturowego, który opanował Zachód w ostatnich dekadach.

Mentzen przeciwko karaniu banderyzmu. Zaskakujące głosowanie Konfederacji Wiadomości
Mentzen przeciwko karaniu banderyzmu. Zaskakujące głosowanie Konfederacji

Sejm odrzucił poprawkę Prawa i Sprawiedliwości, która miała zrównać zbrodniczą ideologię banderyzmu z nazizmem i komunizmem. Ku zaskoczeniu opinii publicznej, przeciwko karaniu za propagowanie banderyzmu opowiedział się nie tylko PSL, Lewica czy Polska 2050, ale również lider Konfederacji, Sławomir Mentzen.

Poradziecka wyrzutnia pocisków przeciwpancernych w lesie pod Warszawą. Pilny komunikat Żandarmerii Wojskowej z ostatniej chwili
"Poradziecka wyrzutnia pocisków przeciwpancernych" w lesie pod Warszawą. Pilny komunikat Żandarmerii Wojskowej

- "Policja w lesie pod Warszawą odnalazła przedmiot przypominający poradziecką wyrzutnię pocisków przeciwpancernych typu Fagot" - podaje Żandarmeria Wojskowa.

Skandal w prokuraturze Żurka. Ukryli dokumenty przed sędziami Trybunału Konstytucyjnego pilne
Skandal w prokuraturze Żurka. Ukryli dokumenty przed sędziami Trybunału Konstytucyjnego

Jak ustalił portal wPolityce.pl, Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła udostępnienia sędziom Trybunału Konstytucyjnego postanowienia o umorzeniu śledztwa dotyczącego ich inwigilacji. Co więcej, odmówiono także dostępu do całości akt sprawy, mimo że bezpośrednio dotyczy ona właśnie sędziów TK.

Żona Charliego Kirka zabrała głos po raz pierwszy od tragedii z ostatniej chwili
Żona Charliego Kirka zabrała głos po raz pierwszy od tragedii

Łzy, modlitwa i dramatyczne słowa – tak wyglądało wystąpienie Eriki Kirk, wdowy po zastrzelonym konserwatyście Charlie’m Kirku. W czasie transmisji na żywo, stojąc obok pustego krzesła, na którym jej mąż nagrywał podcasty, mówiła o jego miłości do Boga, Ameryki i ich dzieci. Całe wystąpienie stało się poruszającym świadectwem wierności wartościom, za które Kirk oddał życie.

Polacy mówią jasno: większość popiera prezydenta w sprawie reparacji od Niemiec Wiadomości
Polacy mówią jasno: większość popiera prezydenta w sprawie reparacji od Niemiec

Najnowszy sondaż nie pozostawia wątpliwości – większość Polaków stoi za prezydentem Karolem Nawrockim w walce o reparacje wojenne od Niemiec. To mocny sygnał społecznego poparcia dla działań głowy państwa, która jasno stawia sprawę na arenie międzynarodowej.

Polska musi mieć pół miliona żołnierzy. Szef Kancelarii Prezydenta mówi wprost polityka
Polska musi mieć pół miliona żołnierzy. Szef Kancelarii Prezydenta mówi wprost

Sytuacja za wschodnią granicą pogarsza się z dnia na dzień, a rosyjska agresja wchodzi na nowy poziom. Szef Kancelarii Prezydenta RP Zbigniew Bogucki ostrzega, że armia musi być znacznie większa niż zakładano. Tymczasem na forum ONZ wiceszef MSZ Marcin Bosacki ujawnia dowody, że Rosja świadomie przeprowadziła atak dronowy na Polskę.

Szok w Portugalii. Prawica wygrywa w przedwyborczych sondażach pilne
Szok w Portugalii. Prawica wygrywa w przedwyborczych sondażach

Czy Portugalia stanie się kolejnym krajem, w którym antysystemowa prawica przejmuje inicjatywę? Najnowszy sondaż opublikowany przez renomowany ośrodek Aximage nie pozostawia złudzeń: uchodząca za "radykalną" partia Chega wyprzedziła dotychczasowe elity i wysunęła się na prowadzenie. To absolutny precedens w historii portugalskiej demokracji.

Potężne trzęsienie ziemi na Kamczatce. USA alarmują: magnituda 7,4, możliwe tsunami pilne
Potężne trzęsienie ziemi na Kamczatce. USA alarmują: magnituda 7,4, możliwe tsunami

Potężne wstrząsy nawiedziły Kamczatkę, a mieszkańcy regionu żyją w strachu przed tsunami. Amerykańska Służba Geologiczna poinformowała o trzęsieniu ziemi o sile 7,4 stopnia. Epicentrum znajdowało się zaledwie 111 kilometrów od Pietropawłowska Kamczackiego, na głębokości około 40 kilometrów.

REKLAMA

[Tylko u nas] Bruszewski: Ostrzegał przed koronawirusem. Bohaterski lekarz wzorem dla chrześcijan w Azji

Okulista Li Wenliang pracujący w wuhańskim szpitalu jako pierwszy przestrzegał przed zbliżającą się epidemiczną katastrofą. Postawa zmarłego lekarza to dzisiaj wzorzec nie tylko dla doktorów i ratowników medycznych ale też dla wszystkich chrześcijan w Azji. Media na całym świecie obiegło zdjęcie, na którym azjatycki lekarz trzyma różaniec oraz tekst, który jest opisany jako testament medyka zwalczającego COVID-19. Tym lekarzem miał być właśnie Li Wenliang. Wybitny sinolog o. Jan Konior stwierdził, że Wenliang - bohater wszystkich Chińczyków i jedna z ofiar epidemii - był wierzącym katolikiem.
 [Tylko u nas] Bruszewski: Ostrzegał przed koronawirusem. Bohaterski lekarz wzorem dla chrześcijan w Azji
/ Li Wenliang screen YouTube Euronews
Pierwszą ofiarą wojny jest prawda a koronawirus - chociaż nieznana jest do końca jego geneza - już stał się przedmiotem międzynarodowej wielkiej gry. Media nie są od tego wolne. W momencie gdy pojawiła się informacja, że Wenliang był katolikiem możemy odszukać azjatyckie źródła, które twierdzą, że zdjęcie z różańcem, testament oraz informacja o katolicyzmie to wręcz humbug. Nawet jeśli nie przesądzimy kto ma w tym sporze racje to wyznanie Wenlianga, w takim kraju jak Chiny, w takim momencie jak epidemia i z faktem, że za ostrzeganie przed koronawirusem był aresztowany nie jest wolne od politycznych kontrowersji dla Pekinu. Dzisiaj podobizny bohaterskiego lekarza z Wuhan są wszędzie. To on stał się chińskim – a nawet szerzej - azjatyckim, symbolem walki z patogenami. Z taką presją społeczną, co oczywiste, okulista został oficjalnie pośmiertnie zrehabilitowany a jego rodzina przeproszona za szykany ze strony władz. I wtedy pojawia się informacja, że bohater zwykłych Chińczyków jest katolikiem. Taką wersję zanegowały azjatyckie media. Ten kto twierdzi, że dyskusje o wyznaniu Wenlianga mają drugorzędny charakter bagatelizuje de facto kwestie cywilizacyjne.

Powiedzieć, że chrześcijaństwo w Chinach to temat bardzo złożony można uznać za stwierdzenie bardzo dyplomatyczne. Losy misji chrystianizacyjnej w Państwie Środka są bardzo skomplikowane. Chiny były poligonem kolonizacji w XIX w. i wiele ucierpiały z rąk zachodnich imperiów. Ekspansjonizm koncertu mocarstw odbił się na percepcji białych ludzi w chińskich oczach, wraz z ich praktyką religijną. Reperkusje odbijały się, więc na katolickich misjach i chrześcijanach jako takich. To ujście chińskiego nacjonalizmu i wycelowanie mieczy w stronę chrześcijan było widoczne w trakcie powstania bokserów (1899-1901) gdy księża i nawróceni Chińczycy byli po prostu mordowani. Nawet takie praktyki jak odpoczynek w niedziele, czy niekrępowanie stóp u dziewcząt był powodem kulturowych wzburzeń. Kościół w Chinach stał się więc ofiarą burzy ale wiatr „zasiały” Londyn, Berlin, Paryż i Moskwa. Chiny miały być nieograniczonym rynkiem zbytu i zakupów a europejskie kanonierki i słabiutki rozhamletyzowany dwór cesarski miał być gwarantem tych układów. Zewnętrzna interwencja obudziła jednak w Chinach nieprzewidywalne pokłady rewolucyjne. Stary skostniały konfucjański porządek państwowości tylko z nazwy, rozległej na dużą część świata, anemiczny twór mandarynów, zderzył się z nagłymi tendencjami reformatorskimi, odśrodkowymi rewolucyjnymi nastrojami, buntem studentów, demokratów, chłopów, nacjonalistów, komunistów, a nawet sportretowanych w szlagierach kina akcji mistrzów wushu. Część Chińczyków wpadła na pomysł by nadgonić stracony czas, problem w tym, że zapóźnienie na kilkaset lat próbowano odrobić z dnia na dzień. To ten chiński paradoks, że państwowość, która stosowała banknoty gdy my wymienialiśmy wisiorki na kalarepę oraz używało prochu strzelniczego w czasach gdy my strzelaliśmy z łuków, było później dramatycznie zacofane i słabe. I w tej chińskiej spirali dziejów mniejszymi lub większymi ofiarami są chrześcijanie.

Zwycięski długi marsz Mao Zedonga po władzę w 1949 roku zaowocował wydaleniem katolickich kapłanów i utożsamianiem w państwowej propagandzie chrześcijaństwa z zachodnim interwencjonizmem. Jak wspominałem, wobec chińskich doświadczeń nie było to trudne zadanie. Ciekawą intelektualną rozgrywką może być analiza na ile dzisiejszy wzrost chińskiej potęgi jest efektem głęboko uśpionego rewanżyzmu za epokę upokorzeń. Sięga to nawet nie Zedonga czy bokserów ale o wiele głębiej, do giganta myśli wojskowej Sun Zi. Wróćmy jednak do dechrystianizacji Chin. W 1957 roku powstało Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich, czyli organizacyjna efemeryda, która miała zastąpić Katolicki Kościół i stworzyć nad Żółtą Rzekę wersję gwarantującą pełną lojalność wobec komunistycznych władz w Pekinie. Każda chrześcijańska aktywność poza tzw. kościołem patriotycznym była piętnowana. Pontyfikat papieża Benedykta XVI jako jeden z celów postawił sobie normalizację relacji na linii Watykan-Pekin. W roku 2018 doszło nawet do porozumienia i kompromisowo Stolica Apostolska wybiera i zatwierdza hierarchów wskazanych przez chińskich „księży-patriotów”. Kompromis oczywiście znalazł się w ogniu krytyki z wielu stron, nawet w samym łonie katolickiego kościoła. Pojawiły się pytania o prześladowania chrześcijan. W czasie gdy większość świata z zamkniętymi oczami ściska się z chińskim globalizmem to krew chrześcijańska miałaby się lać strumieniami a Watykan byłby ostatnim szańcem realnej walki z Komunistyczną Partią Chin. Może i tak. Byłoby to pewnie wygodne dla korporacji i państw, które chrześcijańskimi rękami uspokoiłyby nieużywane sumienie. Jak skończyłoby się to dla chińskich katolików nie trzeba się nawet zastanawiać a w międzyczasie mocarstwa uzbrojone w istotne argumenty by wpływać na chińskie władze z pysznym uśmiechem zapomniałyby o swoim instrumentarium. O powinnościach nie wspomnę. Niedawna historia pokazała, że bez względu na postawę Watykanu i tak przymknięto oczy na rosnącą rolę Chin w koncercie mocarstw. W okresie pandemii widać to dobitnie. Nie winię papieży zaangażowanych w proces porozumienia z Chinami o to, że chcieli w tym czasie ocalić jak najwięcej chrześcijan i nie pakować do dłoni amunicji kolejnym gensekom. Wbrew pozorom to głęboka rozgrywka, która może zadecydować o przyszłości Chin i chrześcijaństwo Wenlianga może być tego elementem. To memento dla tych, którzy kwestie cywilizacyjne pomijają w swoich analizach. Imponderabilia, by przywołać ulubione słowo Piłsudskiego - są rzeczy nieuchwytne, niemierzalne i nieszacowane. 

Lubię także wracać do innego uniwersalnego cytatu z następnego pokolenia polskich bohaterów, dotyczącego antykomunistycznego powstania - „chcieli nas zakopać. Nie wiedzieli, że jesteśmy ziarnem”. To zdanie o wiele szersze niż nam się wydaje. Odzwierciedla ono, moim zdaniem, dokładnie to jak działa męczeństwo chrześcijan. Li Wenliang już dzisiaj stał się wzorem dla azjatyckich wyznawców Chrystusa. Profesor socjologii Fenggang Yang, autor książki „Religia w Chinach: Przetrwanie i Odrodzenie pod rządami komunistów” postawił nawet tezę, że Chiny będą największym chrześcijańskim państwem świata. W 2030 roku w Państwie Środka ma być prawie 250 mln chrześcijan a w przyszłości mają stanowić 30 proc. społeczeństwa. Bez względu na różne szacunki i do jakiej liczby wzrosną to jest to proces, którego nie zatrzyma Komunistyczna Partia Chin. Jest to dzieło większe niż cała geopolityka razem wzięta, to proces z którym nie są w stanie wygrać najtęższe czerwone elity, bo żadne elity go nie zatrzymały. Wzrost chrześcijaństwa w Chinach jest koszmarem maoistów, którzy próbowali zadać mu ostateczny cios. Pojawianie się katolickich bohaterów w Państwie Środka musi spędzać sen z powiek czerwonych mandarynów. A Wenliang i jego niezłomna postawa wobec epidemii a teraz jeszcze artykuły o jego chrześcijaństwie pokazują, że nawet uzbrojona po zęby w technologię władzuchna musi spoglądać w niebo i nie na wszystko ma wpływ. W tym rozumieniu legendarny chiński termin Mandatu Niebios stanął po stronie Wenlianga. Inaczej chiński rząd nie pokłoniłby się jego rodzinie tylko dalej ukręcał sprawie łeb. Wybitny znawca Chin, polski duchowny o. Jan Konior nie ma wątpliwości, że lekarz był wierzącym katolikiem. Kontestowanie tego było do przewidzenia, ostatnio mogliśmy się też dowiedzieć, że włoski ksiądz rzekomo nie oddał respiratora młodszemu pacjentowi. Nasze pokolenia osądzi Bóg i historia. To nasze prawnuki będą czytały kto i co dokonał w czasach pandemii.

Michał Bruszewski


 

Polecane
Emerytury
Stażowe