[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Reset 2.0? Jeszcze nie, ale…
![Joe Biden, Władimir Putin [Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Reset 2.0? Jeszcze nie, ale…](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16219646721d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b372dd0655220dc2a95722a6673cc9fd89e8.jpg)
„Stany Zjednoczone odrzucają pogląd, że zysk NATO jest stratą Rosji lub że siła Rosji jest słabością NATO. W ostatnich latach nastąpiła niebezpieczna zmiana w stosunkach między Rosją a członkami naszego Sojuszu. Nadszedł czas - parafrazując prezydenta Obamę - czas nacisnąć przycisk resetu i powrócić do wielu obszarów, w których możemy i powinniśmy współpracować z Rosją”. Czyje to słowa i kiedy padły? Padły 7 lutego 2009 roku podczas międzynarodowej konferencji bezpieczeństwa w Monachium. Kto je wypowiedział? Nikt inny, jak ówczesny, świeżo upieczony wiceprezydent USA Joe Biden. Oczywiście gdy je przypomniałem tuż po wyborczym zwycięstwie Bidena na jesieni ub.r. szereg publicystów i analityków żachnął się. No jakże to! Biden i jego ludzie wyciągnęli wnioski z resetu. Teraz skończą z „umizgami Trumpa” do Putina. A tak w ogóle, to Biden wcale nie był zwolennikiem resetu. Itd. itp. Dziś oczywiście mówią i piszą coś innego, oburzają się na ostatnie decyzje amerykańskiej administracji, przede wszystkim faktyczną kapitulację w sprawie Nord Stream 2…
Ale przecież jeszcze wszystko może się zmienić. Poczekajmy do spotkania Bidena z Putinem i jego konsekwencji. Nie werbalnych. Bo choć Biden i jego fani mogą się podniecać hasłem „Diplomacy is back!” (a wszak wiadomo, że dyplomacja to głównie gadanie), to pierwsze miesiące urzędowania nowego gospodarza Białego Domu nieszczególnie potwierdzają wyższość ubranej w piękne słowa dyplomacji nad konkretnymi działaniami. Nie trzeba daleko szukać potwierdzenia. Ledwo Blinken i Ławrow w Islandii skończyli prawić sobie miłe słowa, a Putin zagroził wybijaniem zębów – oczywiście Ameryce (tak, nie wskazał konkretnie USA, ale kontekst – czyli nieprawdziwe słowa Albright – jasną wskazują, kogo miał na myśli). Ledwo uzgodniono spotkanie Patruszewa z Sullivanem w Szwajcarii, a dosłownie kilkanaście godzin przed ich rozmowami Łukaszenka porwał cywilny samolot. I nikt mi nie wmówi, że bez wiedzy Putina…
Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Jake Sullivan i sekretarz Rady Bezpieczeństwa FR Nikołaj Patruszew wydali nawet po spotkaniu 24 maja wspólny komunikat – tak owocna była to rozmowa. Uznano ją za „ważny krok” w przygotowaniach do szczytu przywódców. „Dyskusja była prowadzona w konstruktywnym duchu i mimo pozostających różnic pozwoliła na lepsze wzajemne zrozumienie stron (…) Strony wyraziły przekonanie, że obopólnie akceptowane rozwiązania można znaleźć w szeregu obszarów. (…) Strony zgodziły się, że normalizacja stosunków amerykańsko-rosyjskich będzie w interesie obu krajów i wniesie wkład w globalną przewidywalność i stabilność”. Zwróciłbym uwagę na ostatnie zdanie. Bo wynika z niego, co jest dla Bidena i jego ekipy priorytetem w relacjach z Moskwą. I można postawić pytanie, co Amerykanie są gotowi zrobić w imię „przewidywalności i stabilności”? Pierwsza odpowiedź nasuwa się sama: zaakceptować obecny stan rzeczy choćby w Europie Wschodniej, a więc okupację Krymu i części Donbasu przez Rosję. Oczywiście nigdy nie powiedzą otwarcie, że to akceptują. Ale wystarczy, że Biden w rozmowie w cztery oczy z Putinem powie, że w imię pokoju nie będzie szczególnie aktywnie podnosił tej kwestii. Są wszak ważniejsze sprawy: Iran, Korea Północna, globalne ocieplenie, pandemia koronawirusa i, last but not least, kontrola arsenałów jądrowych.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wracamy do przeszłości. Przecież wtedy też Obama podobnie uzasadniał reset z Rosją. Czy teraz będzie powtórka? Oby nie. Poczekać należy do 16 czerwca i rozmów w Genewie. Niestety, coraz więcej sygnałów powoduje, że trudno być tu optymistą: ciepłe słowa z ust Blinkena i Sullivana, ale przede wszystkim zadowolenie Ławrowa i Patruszewa, pospieszna deklaracja Bidena, że państwo rosyjskie nie stoi za cyberatakiem, który uderzył w zaopatrzenie Wschodniego Wybrzeża w paliwa, zamrożenie sankcji na spółkę budującą Nord Stream 2 i jej szefa (byłego oficera wywiadu Stasi, przyjaciela Putina), wreszcie dość miałka reakcja na terroryzm państwowy Łukaszenki. Pozostaje liczyć na to, co zawsze, czyli że Putin przelicytuje i swoją brutalnością zmusi Bidena do bycia twardym...