[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Ideologia Gender - przepaść szaleństwa

Większość z nas zna powierzchownie absurdy Ideologii Gender. Mało kto jednak spojrzał głębiej w przepaść absurdu jakim ona jest. Zajrzyjmy więc dzisiaj w nią razem – żeby zrozumieć, jakie absurdy ją wypełniają, i jakie fikołki się w niej fika, by usprawiedliwić dogmaty zmiennopłciowości!
 [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Ideologia Gender - przepaść szaleństwa
/ Pixabay.com

Wgląd w świat Ideologii Gender jest spoglądaniem w przepaść, przed którym ostrzegał Nietzsche. Jest to przepaść absurdów, odwróconej logiki i gwałtów na rozsądkowi. Już przy krótkim kontakcie wzrokowym ta przepaść spogląda w nas, a my – trochę zdziwieni, trochę przerażeni – zastanawiamy się: to naprawdę istnieje?

Ja już sobie tego pytania nawet nie zadaję. Ja wiem, że wyznawcy genderowej sekty są prawdziwi i starają się dostać do władzy. A że to im – na szczęście! – nadal nie wychodzi, starają się do społeczeństwa dotrzeć nie przez władzę, a przez media. Przez obrazki na Instagramie, przez posty na Facebooku, przez progresywne teksty w progresywnych publikacjach.

Jednym z takich tekstów jest „Mała encyklopedia tożsamości płciowej. Jak mówić do osób niebinarnych”, opublikowany przez oko.press. Tekst pojawił się co prawda latem zeszłego roku, ale do dzisiaj reklamowany jest jako źródło tęczowej mądrości, z którą nie potrafią rzekomo poradzić sobie Polacy. Postanowiłem więc na niego odpowiedzieć.

Napisanie odpowiedzi nie było łatwe, bo „Mała encyklopedia tożsamości płciowej” jest niespójnym, histerycznym zbiorem dogmatycznych pouczeń, niepopartych badaniami i dowodami, i nie mającym nic wspólnego z formatem encyklopedii. Autorem tekstu jest mężczyzna identyfikujący się jako „Emilka”. „Emilka” - o tym świadczą różne „jej” strony i profile – twierdzi, że jest niebinarną kobietą (sic!) i – mimo tego, że jest mężczyzną – uważa się za lesbijkę.

Ja „Emilkę” pamiętam, bo w zeszłym roku stanąłem w obronie Kuby Wątłego, lewicowego dziennikarza, którego zaatakowała. Wątły śmiał bowiem zwrócić uwagę, że historia o wepchnięciu aktywistki StopBzdurom pod tramwaj może być fejkiem, a „Emilkę” tak to oburzyło, że w ramach protestu próbowała doprowadzić do zwolnienia Wątłego z radia, w którym pracował. Wepchnięcie pod tramwaj później okazało się fabrykacją, Wątły w radiu został, ale „Emilka” odeszła w ramach kolejnego protestu.

I tak, jak życie „Emilki” zdaje się być pełne protestów przeciwko faktom i uczciwości, tak i jej tekst nosi znamiona odrealnienia i pokrętnej, choć dziecinnej retoryki. Przyjrzyjmy się temu razem!

Polacy za głupi, by zrozumieć

Argumentem otwierającym jest ten o niezrozumieniu. „Emilka” twierdzi, że polskie władze – z ministrem Ziobro na czele – nie są w stanie pojąć, czym jest transseksualizm, lub – jak nazywa go „autorka” tekstu – transpłciowość. „Polska opinia publiczna nie potrafi poradzić sobie z opisywaniem aktywistki Margot” - czytamy w Małej Encyklopedii.

Jest to, oczywiście, bzdura. Margot, czyli Michał Szutowicz, jest niezaprzeczalnie mężczyzną. Taka jest jego płeć, to potwierdzają jego dokumenty. I poprawnym jest nazywanie go, agresywnego chłopaka, który napadł na pracownika Fundacji Pro-Prawo do Życia, Michałem. Nie Margot, nie Małgorzatą, tylko Michałem, mężczyzną, którym jest.

Argument o niezrozumieniu jest jednak argumentem często podnoszonym przez aktywistów queer i wyznawców ideologii gender. Argument ten jest tak pusty i arogancki, jak ci, którzy go używają. Bo żeby go używać, trzeba być przekonanym o swojej absolutnej wyższości intelektualnej.

„To my, promil promila społeczeństwa, mamy rację. To istniejąca od setek tysięcy lat ludzkość się myli, a my nie. To my prawdziwie zrozumieliśmy, jak działa ludzkie ciało i jego płciowość, a nie biolodzy i rodzice, bez których by nas tutaj nie było” - tak myślą aktywiści zmiennopłciowości i tak myśli „Emilka”. Według „niej”, kiedy ktoś nazywa Michała Michałem, to popełnia błąd. Bo dla „Emilki” liczy się subiektywne wrażenie tożsamości Michała, a nie fakty!

Każda osoba najlepiej wie i rozumie, kim jest

Tymi słowy „Emilka” otwiera swój drugi, absurdalny argument, dodając: „Tożsamość płciowa to wymiar tego, kim jesteśmy. Określa poczucie przynależności do płci.” Co to dokładnie oznacza? De facto nic, a dla „Emilki”? Dla „Emilki” oznacza to, że płeć i przynależność do niej jest... rodzajem uczucia, emocją.

To jest też sedno – dogmat! - ideologii gender, w której płeć zostaje rozbita na jakieś abstrakcyjne zjawisko wiszącej w eterze „płci” i łączącego nas z nią poczucia „tożsamości.” Brzmi zbędnie zawile? Bo i jest!

Można to też opisać następująco: ideolodzy gender są konstruktywistami. Wszystko, co w świecie ludzi istnieje, jest rodzajem tekstu, słów, rozmowy (wiem, brzmi absurdalnie, ale oni tak myślą) i ten tekst, te słowa, te rozmowy są dowolnie interpretowalne. Nie ma faktów, jest tylko „tekst” i jego interpretacje. Dokładnie dlatego postępowcy nazywają wszystko „dyskursem”, „dyskursem społecznym”, „narracją”. Bo ich fakty i rzeczywistość nie interesują. Ich interesuje to, jak się o rzeczywistości mówi. I dokładnie dlatego tak bardzo zainteresowani są zmianami języka, wprowadzaniem nowych słów-wytrychów i ich końcówek. Dla nich ludzka mowa ma moc magiczną, stwórczą.

U „Emilki” to szaleństwo idzie krok głębiej w kierunku bezdna zwariowanej przepaści: Emilka uważa, że to myśli i uczucia tworzą obiektywnie świat. Według niej „każda osoba najlepiej wie i rozumie, kim jest”, dlatego jeżeli mężczyzna wie (myśli), że jest kobietą, to obiektywnie nią jest.

Taki skrajny konstruktywizm jest, rzecz jasna, absurdem. Gdyby każdy wiedział najlepiej, kim jest, nie istniałaby psychologia. Nie istniałaby psychiatria. Nie istniałyby wątpliwości, zmiana zdań i każdy wariat twierdzący, że jest Napoleonem... naprawdę by nim był.

Błąd lekarski, czyli dalszy konstruktywizm

Kolejny argument „Emilki” jest pogłębieniem poprzedniego. I tutaj oddalamy się od jasności logiki, spadając coraz głębiej w przepaść szaleństwa. „Emilka” argumentuje bowiem, że to nie jest tak, że transseksualiści są zaburzeni i błędnie interpretują swoją płeć. Nie, nie, nie. To lekarze – a z nimi całe społeczeństwo – niepoprawnie „przypisują” transseksualistom męskość i żeńskość.

„Przypisują” jest tutaj kluczowe, „Emilka” używa bowiem tego słowa zamiast „stwierdzają”, mówiąc o lekarzach, którzy po urodzeniu „przypisują” płeć dziecku. Według Emilki, robią to arbitralnie, czyli... na podstawie budowy ciała człowieka.

„Czyli lekarz się myli, kiedy nazywa niemowlę chłopcem, bo niemowlę ma penisa?” - zapyta ktoś, niedowierzając. Tak – odpowiem ja – bo takie jest sedno genderowego argumentu. „Emilka” i inni genderyści są bowiem przekonani, że NIE DA SIĘ rozpoznać płci, tego abstrakcyjnego, zawieszonego w eterze konstruktu, badając czyjeś ciało. I – gdy przypomnimy sobie poprzedni argument („Każda osoba najlepiej wie i rozumie, kim jest”), to całe twierdzenie jest w ich chorej ideologii całkiem spójne. Płeć jest bowiem ukryta gdzieś w umyśle, a nie w głowie. Płeć sobie, ciało sobie!

Na pokrzepienie swojego szalonego argumentu, że lekarze mogą błędnie ocenić płeć niemowlaka, "Emilka" przywołuje argument istnienia osób „interseksualnych”: „Budowa i funkcjonowanie organizmów wielu ludzi nie daje zamknąć się w jednej z tych dwóch kategorii. Mówimy wówczas o interpłciowości, czyli takiej kondycji ciała, w której różne jego cechy (m.in. chromosomy, wewnętrzne i zewnętrzne narządy płciowe, ustrój hormonalny) nie wpisują się w utarte definicje ciał męskich bądź żeńskich.”

Takie osoby z takimi zaburzeniami, oczywiście, istnieją. Są to np. osoby cierpiące na zespół niewrażliwości na androgeny (zespół Morrisa), których męskie ciała nie reagują na własne, męskie hormony. Są to też osoby, które ze względu na różne wady genetyczne mają niejednoznacznie wykształcone narządy płciowe. I są to też osoby, u których gen SRY, normalnie znajdujący się na chromosomie Y i determinujący rozwój jąder, przez pomyłkę przeskoczył na chromosom X. U takich osób bardzo trudno jest jednoznacznie rozpoznać płeć. To wszystko prawda.

Tylko... co to ma wspólnego z transseksualistami, którzy są – mówiąc kolokwialnie – 100%-owymi mężczyznami i kobietami? W jaki sposób obiektywnie istniejące wady genetyczne u osób interpłciowych wzmacniają argument Emilki? Jak się mają realne zaburzenia genetyczne do zmyślonej tożsamości niebinarnej? Nijak.

Osoby z wadami genetycznymi są przez „Emilkę” - biologicznego mężczyznę – bezczelnie wykorzystywane do pokrzepienia jego błędnej interpretacji rzeczywistości.

Ile ludzi, tyle płci

Ostatecznym – choć w chronologii tekstu „Emilki” dość wczesnym – zstąpieniem do przepaści szaleństwa jest argument-samobój, który zdradza, jaką definicją płci operuje autor tekstu, choć może sam nawet nie jest tego świadom i nigdzie indziej wprost tego nie przyznaje: „Tak naprawdę jest tyle niebinarnych płci, co niebinarnych osób.”

To oznacza, że dla „Emilki” i innych wyznawców gender płeć równa się... charakterowi. Płeć równa się tożsamości. I płeć – możliwe – jest całością tego, czym człowiek jest. Człowiek zostaje zredukowany do swojej płciowości.

Bo czego innego w świecie ludzi jest tyle, co samych ludzi? Nawet kody genetyczne u bliźniaków (genotypy bliźniaków oddalają się od siebie w trakcie ich życia ze względu na epigenetykę i przypadkowe mutacje) nie są identyczne. Tylko charaktery, indywidualne tożsamości ludzkie równają się liczbie samych ludzi – bo każdy z nas jest trochę inny. I jeżeli – według „Emilki” - tyle jest płci, co osób („Emilka” uważa płcie niebinarne za równoprawne wobec binarnych), to płeć jest dla „Emilki” tym samym co tożsamość indywiduum. Jego dusza, można by rzec.

Taką interpretację rozumienia płci przez „Emilkę” wzmacnia fakt, że to płci – według autora tekstu – należy oddawać szacunek: „ich tożsamość jest nie mniej godna szacunku, niż tożsamość innych ludzi”. Ich tożsamość, czyli płeć. Bo dla „Emilki” płeć jest równa tożsamości. Człowiek jest tym, jak się płciowo określi i wszystkie te określenia są sednem człowieczeństwa.

Dno przepaści szaleństwa

Ktoś mógłby powiedzieć: po co się tym zajmować? Czy warto analizować majaki Emila – bo tak naprawdę na imię ma „Emilia” - i jego wyobrażenia o płci?

Trzeba niestety to zrozumieć – odpowiem ja. Ideologia Gender szaleje w Europie. Od niedawna zatruwa też Polskę. Nie wzięła się ona też znikąd u Emila, byłego studenta Stosowanych Nauk Społecznych i Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Emil sobie tego sam nie wymyślił. To inni zatruli jego głowę szaleństwem i to pomysły starszych, szalonych, fanatyków genderu Emil powtarza teraz w mediach.

I to, co mówi Emil, nie jest nawet dnem przepaści genderowego szaleństwa. W tą otchłań można wejść jeszcze głębiej. Jest ona bowiem studnią bez dna i nikt nigdy nie zmierzy jej prawdziwych rozmiarów. Warto jednak przed nią przestrzegać, by nie wpadło do niej zbyt wielu.


 

POLECANE
Jest nowy sondaż prezydencki z ostatniej chwili
Jest nowy sondaż prezydencki

Wybory prezydenckie już za trzy dni. IBRIS opublikował nowy sondaż. Zgodnie z tymi notowaniami pierwsza trójka pozostaje bez zmian. Prowadzi kandydat KO, Rafał Trzaskowski przed Karolem Nawrockim, kandydatem obywatelskim, popieranym przez PiS. Ze sporą stratą za nimi znalazł się Sławomir Mentzen, kandydat Konfederacji.

Jest wiadomość ws. zaginionej 11-letniej Patrycji. Child alert odwołany Wiadomości
Jest wiadomość ws. zaginionej 11-letniej Patrycji. Child alert odwołany

11-letnia Patrycja została odnaleziona - poinformowała policja w czwartek rano. Odwołano uruchomiony w środę child alert.

Alex Soros przyjechał do Polski z ostatniej chwili
Alex Soros przyjechał do Polski

Alex Soros, kontrowersyjny miliarder, syn innego kontrowersyjnego miliardera George Sorosa, przyjechał do Polski. Jego wizyta jest znacząca w kontekście zbliżającej się I tury wyborów w Polsce.

Samuel Pereira: Czy 13 grudnia 2023 okaże się wypadkiem przy pracy tylko u nas
Samuel Pereira: Czy 13 grudnia 2023 okaże się wypadkiem przy pracy

„O czym są te wybory?” Gdyby za każdym razem gdy to pytanie pada w przestrzeni publicznej do kasy polskiego państwa wpływało 10 zł, to szybko wskoczylibyśmy wyżej na drabince najbogatszych krajów świata.

Ruch Kontroli Wyborów: Polska stoi w obliczu prawdopodobnie najważniejszych wyborów od 1989 r. Wiadomości
Ruch Kontroli Wyborów: Polska stoi w obliczu prawdopodobnie najważniejszych wyborów od 1989 r.

Polska stoi w obliczu prawdopodobnie najważniejszych wyborów co najmniej od 1989 roku. Stawką tych wyborów nie jest już to, o co w dramatycznym przemówieniu pytał śp. premier Jan Olszewski w czerwcu 1992 roku: „Czyja będzie Polska?”, ale „Czy będzie Polska?”

Merz chce, żeby Niemcy miały najsilniejszą armię w Europie z ostatniej chwili
Merz chce, żeby Niemcy miały najsilniejszą armię w Europie

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz zapowiedział, że zainwestuje w Bundeswehrę, by uczynić ją najpotężniejszą armią Europy.

Dariusz Matecki w szpitalu. Niepokojące zdjęcie posła PiS z ostatniej chwili
Dariusz Matecki w szpitalu. Niepokojące zdjęcie posła PiS

Poseł Dariusz Matecki zamieścił na platformie X zdjęcie z sali szpitalnej. Poinformował o operacji zaplanowanej na czwartek i poprosił o modlitwę.

Podejrzane reklamy przed wyborami. Jest komunikat właściciela Facebooka z ostatniej chwili
Podejrzane reklamy przed wyborami. Jest komunikat właściciela Facebooka

W ciągu ostatnich siedmiu dni na Facebooku pojawiły się reklamy polityczne finansowane, które – wydając więcej niż jakikolwiek oficjalny komitet wyborczy – wspierały Rafała Trzaskowskiego i dyskredytowały Karola Nawrockiego oraz Sławomira Mentzena. Do sytuacji odniosła się Meta, właściciel Facebooka.

Dantejskie sceny przed sesją Rady Warszawy. Służby użyły siły z ostatniej chwili
Dantejskie sceny przed sesją Rady Warszawy. Służby użyły siły

W środę, 14 maja, o godz. 18:30 odbyła się nadzwyczajna XIX sesja Rady m.st. Warszawy poświęcona kamienicy przy ul. Marszałkowskiej 66. Obrady przerwano tuż po rozpoczęciu. Przed wejściem do sali doszło do przepychanek.

Polscy i wietnamscy kupcy bici przez czeczeńskich ochroniarzy w Warszawie. Cofnąłem się do lat 90. [Wideo] z ostatniej chwili
Polscy i wietnamscy kupcy bici przez "czeczeńskich ochroniarzy" w Warszawie. "Cofnąłem się do lat 90." [Wideo]

Do niepokojących scen doszło w środę przy ulicy Modlińskiej 6D w Warszawie. Kupcy w asyście komornika weszli do hali, którą zaadoptowali z własnych środków. Polacy i Wietnamczycy skarżą się, że od stycznia nękani są tam przez wynajętych "czeczeńskich ochroniarzy". I tym razem doszło do brutalnych scen, na które, jak wynika z nagrań, nie reagowała policja.

REKLAMA

[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Ideologia Gender - przepaść szaleństwa

Większość z nas zna powierzchownie absurdy Ideologii Gender. Mało kto jednak spojrzał głębiej w przepaść absurdu jakim ona jest. Zajrzyjmy więc dzisiaj w nią razem – żeby zrozumieć, jakie absurdy ją wypełniają, i jakie fikołki się w niej fika, by usprawiedliwić dogmaty zmiennopłciowości!
 [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Ideologia Gender - przepaść szaleństwa
/ Pixabay.com

Wgląd w świat Ideologii Gender jest spoglądaniem w przepaść, przed którym ostrzegał Nietzsche. Jest to przepaść absurdów, odwróconej logiki i gwałtów na rozsądkowi. Już przy krótkim kontakcie wzrokowym ta przepaść spogląda w nas, a my – trochę zdziwieni, trochę przerażeni – zastanawiamy się: to naprawdę istnieje?

Ja już sobie tego pytania nawet nie zadaję. Ja wiem, że wyznawcy genderowej sekty są prawdziwi i starają się dostać do władzy. A że to im – na szczęście! – nadal nie wychodzi, starają się do społeczeństwa dotrzeć nie przez władzę, a przez media. Przez obrazki na Instagramie, przez posty na Facebooku, przez progresywne teksty w progresywnych publikacjach.

Jednym z takich tekstów jest „Mała encyklopedia tożsamości płciowej. Jak mówić do osób niebinarnych”, opublikowany przez oko.press. Tekst pojawił się co prawda latem zeszłego roku, ale do dzisiaj reklamowany jest jako źródło tęczowej mądrości, z którą nie potrafią rzekomo poradzić sobie Polacy. Postanowiłem więc na niego odpowiedzieć.

Napisanie odpowiedzi nie było łatwe, bo „Mała encyklopedia tożsamości płciowej” jest niespójnym, histerycznym zbiorem dogmatycznych pouczeń, niepopartych badaniami i dowodami, i nie mającym nic wspólnego z formatem encyklopedii. Autorem tekstu jest mężczyzna identyfikujący się jako „Emilka”. „Emilka” - o tym świadczą różne „jej” strony i profile – twierdzi, że jest niebinarną kobietą (sic!) i – mimo tego, że jest mężczyzną – uważa się za lesbijkę.

Ja „Emilkę” pamiętam, bo w zeszłym roku stanąłem w obronie Kuby Wątłego, lewicowego dziennikarza, którego zaatakowała. Wątły śmiał bowiem zwrócić uwagę, że historia o wepchnięciu aktywistki StopBzdurom pod tramwaj może być fejkiem, a „Emilkę” tak to oburzyło, że w ramach protestu próbowała doprowadzić do zwolnienia Wątłego z radia, w którym pracował. Wepchnięcie pod tramwaj później okazało się fabrykacją, Wątły w radiu został, ale „Emilka” odeszła w ramach kolejnego protestu.

I tak, jak życie „Emilki” zdaje się być pełne protestów przeciwko faktom i uczciwości, tak i jej tekst nosi znamiona odrealnienia i pokrętnej, choć dziecinnej retoryki. Przyjrzyjmy się temu razem!

Polacy za głupi, by zrozumieć

Argumentem otwierającym jest ten o niezrozumieniu. „Emilka” twierdzi, że polskie władze – z ministrem Ziobro na czele – nie są w stanie pojąć, czym jest transseksualizm, lub – jak nazywa go „autorka” tekstu – transpłciowość. „Polska opinia publiczna nie potrafi poradzić sobie z opisywaniem aktywistki Margot” - czytamy w Małej Encyklopedii.

Jest to, oczywiście, bzdura. Margot, czyli Michał Szutowicz, jest niezaprzeczalnie mężczyzną. Taka jest jego płeć, to potwierdzają jego dokumenty. I poprawnym jest nazywanie go, agresywnego chłopaka, który napadł na pracownika Fundacji Pro-Prawo do Życia, Michałem. Nie Margot, nie Małgorzatą, tylko Michałem, mężczyzną, którym jest.

Argument o niezrozumieniu jest jednak argumentem często podnoszonym przez aktywistów queer i wyznawców ideologii gender. Argument ten jest tak pusty i arogancki, jak ci, którzy go używają. Bo żeby go używać, trzeba być przekonanym o swojej absolutnej wyższości intelektualnej.

„To my, promil promila społeczeństwa, mamy rację. To istniejąca od setek tysięcy lat ludzkość się myli, a my nie. To my prawdziwie zrozumieliśmy, jak działa ludzkie ciało i jego płciowość, a nie biolodzy i rodzice, bez których by nas tutaj nie było” - tak myślą aktywiści zmiennopłciowości i tak myśli „Emilka”. Według „niej”, kiedy ktoś nazywa Michała Michałem, to popełnia błąd. Bo dla „Emilki” liczy się subiektywne wrażenie tożsamości Michała, a nie fakty!

Każda osoba najlepiej wie i rozumie, kim jest

Tymi słowy „Emilka” otwiera swój drugi, absurdalny argument, dodając: „Tożsamość płciowa to wymiar tego, kim jesteśmy. Określa poczucie przynależności do płci.” Co to dokładnie oznacza? De facto nic, a dla „Emilki”? Dla „Emilki” oznacza to, że płeć i przynależność do niej jest... rodzajem uczucia, emocją.

To jest też sedno – dogmat! - ideologii gender, w której płeć zostaje rozbita na jakieś abstrakcyjne zjawisko wiszącej w eterze „płci” i łączącego nas z nią poczucia „tożsamości.” Brzmi zbędnie zawile? Bo i jest!

Można to też opisać następująco: ideolodzy gender są konstruktywistami. Wszystko, co w świecie ludzi istnieje, jest rodzajem tekstu, słów, rozmowy (wiem, brzmi absurdalnie, ale oni tak myślą) i ten tekst, te słowa, te rozmowy są dowolnie interpretowalne. Nie ma faktów, jest tylko „tekst” i jego interpretacje. Dokładnie dlatego postępowcy nazywają wszystko „dyskursem”, „dyskursem społecznym”, „narracją”. Bo ich fakty i rzeczywistość nie interesują. Ich interesuje to, jak się o rzeczywistości mówi. I dokładnie dlatego tak bardzo zainteresowani są zmianami języka, wprowadzaniem nowych słów-wytrychów i ich końcówek. Dla nich ludzka mowa ma moc magiczną, stwórczą.

U „Emilki” to szaleństwo idzie krok głębiej w kierunku bezdna zwariowanej przepaści: Emilka uważa, że to myśli i uczucia tworzą obiektywnie świat. Według niej „każda osoba najlepiej wie i rozumie, kim jest”, dlatego jeżeli mężczyzna wie (myśli), że jest kobietą, to obiektywnie nią jest.

Taki skrajny konstruktywizm jest, rzecz jasna, absurdem. Gdyby każdy wiedział najlepiej, kim jest, nie istniałaby psychologia. Nie istniałaby psychiatria. Nie istniałyby wątpliwości, zmiana zdań i każdy wariat twierdzący, że jest Napoleonem... naprawdę by nim był.

Błąd lekarski, czyli dalszy konstruktywizm

Kolejny argument „Emilki” jest pogłębieniem poprzedniego. I tutaj oddalamy się od jasności logiki, spadając coraz głębiej w przepaść szaleństwa. „Emilka” argumentuje bowiem, że to nie jest tak, że transseksualiści są zaburzeni i błędnie interpretują swoją płeć. Nie, nie, nie. To lekarze – a z nimi całe społeczeństwo – niepoprawnie „przypisują” transseksualistom męskość i żeńskość.

„Przypisują” jest tutaj kluczowe, „Emilka” używa bowiem tego słowa zamiast „stwierdzają”, mówiąc o lekarzach, którzy po urodzeniu „przypisują” płeć dziecku. Według Emilki, robią to arbitralnie, czyli... na podstawie budowy ciała człowieka.

„Czyli lekarz się myli, kiedy nazywa niemowlę chłopcem, bo niemowlę ma penisa?” - zapyta ktoś, niedowierzając. Tak – odpowiem ja – bo takie jest sedno genderowego argumentu. „Emilka” i inni genderyści są bowiem przekonani, że NIE DA SIĘ rozpoznać płci, tego abstrakcyjnego, zawieszonego w eterze konstruktu, badając czyjeś ciało. I – gdy przypomnimy sobie poprzedni argument („Każda osoba najlepiej wie i rozumie, kim jest”), to całe twierdzenie jest w ich chorej ideologii całkiem spójne. Płeć jest bowiem ukryta gdzieś w umyśle, a nie w głowie. Płeć sobie, ciało sobie!

Na pokrzepienie swojego szalonego argumentu, że lekarze mogą błędnie ocenić płeć niemowlaka, "Emilka" przywołuje argument istnienia osób „interseksualnych”: „Budowa i funkcjonowanie organizmów wielu ludzi nie daje zamknąć się w jednej z tych dwóch kategorii. Mówimy wówczas o interpłciowości, czyli takiej kondycji ciała, w której różne jego cechy (m.in. chromosomy, wewnętrzne i zewnętrzne narządy płciowe, ustrój hormonalny) nie wpisują się w utarte definicje ciał męskich bądź żeńskich.”

Takie osoby z takimi zaburzeniami, oczywiście, istnieją. Są to np. osoby cierpiące na zespół niewrażliwości na androgeny (zespół Morrisa), których męskie ciała nie reagują na własne, męskie hormony. Są to też osoby, które ze względu na różne wady genetyczne mają niejednoznacznie wykształcone narządy płciowe. I są to też osoby, u których gen SRY, normalnie znajdujący się na chromosomie Y i determinujący rozwój jąder, przez pomyłkę przeskoczył na chromosom X. U takich osób bardzo trudno jest jednoznacznie rozpoznać płeć. To wszystko prawda.

Tylko... co to ma wspólnego z transseksualistami, którzy są – mówiąc kolokwialnie – 100%-owymi mężczyznami i kobietami? W jaki sposób obiektywnie istniejące wady genetyczne u osób interpłciowych wzmacniają argument Emilki? Jak się mają realne zaburzenia genetyczne do zmyślonej tożsamości niebinarnej? Nijak.

Osoby z wadami genetycznymi są przez „Emilkę” - biologicznego mężczyznę – bezczelnie wykorzystywane do pokrzepienia jego błędnej interpretacji rzeczywistości.

Ile ludzi, tyle płci

Ostatecznym – choć w chronologii tekstu „Emilki” dość wczesnym – zstąpieniem do przepaści szaleństwa jest argument-samobój, który zdradza, jaką definicją płci operuje autor tekstu, choć może sam nawet nie jest tego świadom i nigdzie indziej wprost tego nie przyznaje: „Tak naprawdę jest tyle niebinarnych płci, co niebinarnych osób.”

To oznacza, że dla „Emilki” i innych wyznawców gender płeć równa się... charakterowi. Płeć równa się tożsamości. I płeć – możliwe – jest całością tego, czym człowiek jest. Człowiek zostaje zredukowany do swojej płciowości.

Bo czego innego w świecie ludzi jest tyle, co samych ludzi? Nawet kody genetyczne u bliźniaków (genotypy bliźniaków oddalają się od siebie w trakcie ich życia ze względu na epigenetykę i przypadkowe mutacje) nie są identyczne. Tylko charaktery, indywidualne tożsamości ludzkie równają się liczbie samych ludzi – bo każdy z nas jest trochę inny. I jeżeli – według „Emilki” - tyle jest płci, co osób („Emilka” uważa płcie niebinarne za równoprawne wobec binarnych), to płeć jest dla „Emilki” tym samym co tożsamość indywiduum. Jego dusza, można by rzec.

Taką interpretację rozumienia płci przez „Emilkę” wzmacnia fakt, że to płci – według autora tekstu – należy oddawać szacunek: „ich tożsamość jest nie mniej godna szacunku, niż tożsamość innych ludzi”. Ich tożsamość, czyli płeć. Bo dla „Emilki” płeć jest równa tożsamości. Człowiek jest tym, jak się płciowo określi i wszystkie te określenia są sednem człowieczeństwa.

Dno przepaści szaleństwa

Ktoś mógłby powiedzieć: po co się tym zajmować? Czy warto analizować majaki Emila – bo tak naprawdę na imię ma „Emilia” - i jego wyobrażenia o płci?

Trzeba niestety to zrozumieć – odpowiem ja. Ideologia Gender szaleje w Europie. Od niedawna zatruwa też Polskę. Nie wzięła się ona też znikąd u Emila, byłego studenta Stosowanych Nauk Społecznych i Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Emil sobie tego sam nie wymyślił. To inni zatruli jego głowę szaleństwem i to pomysły starszych, szalonych, fanatyków genderu Emil powtarza teraz w mediach.

I to, co mówi Emil, nie jest nawet dnem przepaści genderowego szaleństwa. W tą otchłań można wejść jeszcze głębiej. Jest ona bowiem studnią bez dna i nikt nigdy nie zmierzy jej prawdziwych rozmiarów. Warto jednak przed nią przestrzegać, by nie wpadło do niej zbyt wielu.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe