"Z Mińska zawieźli mnie samochodem do Brześcia". W Niemieckim ośrodku siedmiokrotnie wzrosła ilość migrantów

Jak twierdzą kierownicy placówki mają to być migranci przybywający do UE „szlakiem białoruskim”. Jeden z migrantów zdradził ile zapłacić za przemyt do Unii.
– Poleciałem samolotem najpierw do Bejrutu, potem do Mińska. Z Mińska zawieźli mnie samochodem do Brześcia. Potem przeszliśmy granicę z Polską. No i jestem. Przyjechałem tydzień temu. Niemcy traktują nas bardzo dobrze, ale ja chce jechać dalej, do Wielkiej Brytanii, gdzie przebywa moja mama i brat. Cały szlak kosztował mnie 10 tys.
– opowiadał dziennikarzom Balan z Iraku.
Codziennie do ośrodka przybywają nowi migraci – od 50 do 100 osób.
Jak informuje TVP.Info:
Aby ich pomieścić, władze placówki rozstawiają kolejne namioty i kontenery. Ci, którzy przybyli wcześniej, mieszkają w ogrzewanych budynkach. Głównym jednak problemem jest pomoc lekarska. Wielu z przybyszów choruje, odsetek zakażonych koronawirusem sięga 10 %.
Dziennikarze Deutsche Welle, która opublikowała reportaż z nadodrzańskiego ośrodka skarżą się na brak realizacji porozumień dublińskich, zgodnie z którymi uchodźcy zarejestrowani wcześniej w jakimś kraju UE powinni być deportowani do tego właśnie kraju. Przyznają jednak, że sami migranci tego nie chcą. „Wielu migrantów ukrywa, że już zostali zarejestrowani w innym kraju, by pozostać w Niemczech”.
Na podejście niektóych ktajów skarży się dyrektor ośrodka Olaf Jansen:
Chciałoby się, by porozumienia dublińskie były ściślej przestrzegane. Drugi problem to to, że niektóre kraje pochodzenia migrantów, takie jak Irak, Iran, Liban, odmawiają przyjmowania własnych obywateli. To niedopuszczalne – skarży się dyrektor ośrodka Olaf Jansen.