[Tylko u nas] Dzieci Wyklętych: Dla innych „Ostry”, dla nas po prostu Dziadek

„Bandyta strzelił mojemu ojcu w potylicę” – te słowa Stanisława Łukasika, syna Stanisława Łukasika, ps. Ryś, przytacza jako symbol losu najbliższych krewnych żołnierzy podziemia antykomunistycznego badacz tego okresu historii Polski i autor książek poświęconych dzieciom ludzi „żyjących prawem wilka” – Kajetan Rajski.
Na całe życie
Zbierając materiał do swojej książki, młody autor przeprowadzał wywiady z dziećmi Wyklętych. Jak podkreślił w rozmowie z „Dziennikiem Polskim”, nie były to łatwe rozmowy, a lęk spowodowany bestialstwem komunistycznych oprawców rzutował na kolejne pokolenia. „Czasem odmawiali. Najczęstszą motywacją było, że się boją, że wprawdzie ubek, który katował ich ojca, nie żyje, ale jego dzieci czy wnuki żyją i będą się mścić” – zaznaczał Rajski.
I rzeczywiście tak było. Marek Franczak, syn „ostatniego Wyklętego” Józefa Franczaka, pseudonim Lalek, poległego w 1963 roku, żył z piętnem bycia nazywanym „synem bandyty”. Komuniści nienawidzili jego ojca do tego stopnia, że nie dali mu spokoju nawet po śmierci, bezczeszcząc jego ciało. Ponowny pogrzeb „Lalka” po odnalezieniu czaszki żołnierza odbył się dopiero w 2015 roku. „Dziękuję w sposób szczególny Instytutowi Pamięci Narodowej za włożenie tak ogromnego wysiłku w odnalezienie czaszki Niezłomnego. Myślę dziś nie tylko o moim ojcu, Józefie Franczaku, ale także o «Łączce» i innych miejscach, w których święta polska ziemia kryje jeszcze ofiary komunistycznych represji. Jestem dziś bardzo wzruszony, trudno mi mówić. Dziękuję wszystkim – księżom, parlamentarzystom, władzom samorządowym, ale przede wszystkim kombatantom, towarzyszom walki mojego ojca. Dziękuję także młodzieży, bo w niej jest nadzieja na lepszą przyszłość, na to, że Polska będzie wreszcie taką Polską, o jaką walczyli ci nasi Niezłomni Wyklęci” – mówił wówczas Marek Franczak.
Dzieci Wyklętych zwracają uwagę, że czas spędzony z rodzicami, choć często bardzo krótki, uformował ich na całe życie. Podkreślała to Zofia Pilecka-Optułowicz, córka niezłomnego Rotmistrza. „To był człowiek wielkiej wiary, co wszczepił także i nam. Dla niego ważny był drugi człowiek. Bez względu na swój stan dla drugiego człowieka zrobiłby wszystko. Ludzie, którzy przebywali z ojcem w czasie Powstania Warszawskiego, w obozach Murnau, Lamsdorf-Łambinowice, nazywali Witolda Pileckiego «tatą», bo on troszczył się o innych. On o sobie nie myślał” – podkreślała podczas spotkania w Muzeum Żołnierzy Wyklętych.
Na aspekt wyrzeczenia się siebie i przyjęcia troski o drugiego człowieka jako najważniejszej zasady postępowania zwraca uwagę także Mariusz Kielak, wnuk ppor. Mieczysława Cybulskiego, ps. Ostry, żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych i Polskiej Organizacji Podziemnej „Wyzwolenie”, więźnia politycznego okresu stalinowskiego, członka Zarządu Okręgu Mazowieckiego Związku Żołnierzy NSZ i wiceprzewodniczącego Rady Naczelnej Związku Żołnierzy NSZ. – Zawsze miał czas dla swoich najstarszych znajomych, odwiedzał ich regularnie, w święta był chwilę z nami, a potem jechał spotkać się z samotnymi kombatantami. Powtarzał, że nie żałuje przeszłości i że sens życia to działanie dla innych, dla przyszłych pokoleń. Chciał zostawić następnym pokoleniom Polskę w dobrym stanie, żeby mogła dalej funkcjonować i być niezależna – zaznacza w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” wnuk Niezłomnego. Jak podkreśla, jego dziadek do końca życia pozostał człowiekiem aktywnym, otwartym na rozwój, także na nowinki techniczne, nie lubiącym stać w miejscu i nie tracącym czasu na narzekanie.
– Był świetnym organizatorem, inicjował działania i szedł dalej. Mógłby przeżyć dwa życia i nadal nie zdążyłby zrealizować wszystkiego, co zamierzał. Powtarzał, że nie można tracić czasu na igrzyska i chleb. Większości ważnych rzeczy o nim dowiedziałem się dopiero po jego śmierci. Nigdy się nad sobą nie użalał. Po pobycie w komunistycznym więzieniu połamany kręgosłup leczył na wyciągu. Mimo to unikał jak mógł leków i lekarzy, wspierał się naturalnymi metodami dbania o zdrowie, ziołolecznictwem i akupunkturą. Kiedyś nawet przyprowadził do nas swojego znajomego różdżkarza, aby wyszukać żyły wodne i przestawić łóżka tak, aby lepiej się nam spało – śmieje się wnuk „Ostrego”.
– W domu bywał rzadko, otrzymywał wiele zaproszeń na spotkania i chętnie je przyjmował. Jego doświadczenie życiowe z pobytu w więzieniu, pracy w wywiadzie i w konspiracji nauczyły go skutecznie rozdzielać życie rodzinne od zawodowego. Do tego stopnia, że część jego znajomych dopiero na pogrzebie Dziadka dowiedziała się, że miał on rodzinę. Chciał nas chronić. O tym, że w domu jest sejf, dowiedziałem się dopiero parę lat przed śmiercią Dziadka, kiedy pokazywał on swoją broń prawnukowi – wspomina Mariusz Kielak. – Potrafił zawsze wszystko naprawić. Mówił, że w dzisiejszych czasach jest tyle narzędzi i możliwości, że wystarczy z nich po prostu skorzystać. Był na bieżąco ze wszystkimi nowinkami, moi znajomi dziwili się, że osoba w tym wieku obsługuje sprawnie internet, telefon komórkowy, programy graficzne, media społecznościowe – wylicza. – Dużo czytał i słuchał wielu audiobooków. Chciał napisać własną książkę, niestety nie zdążył, tak mocno pochłaniały go bieżące zajęcia. Prowadził kurs dla seniorów z obsługi smartfonów, jak również zajęcia z fotografii, także dla seniorów. Współpracował z Centrum Kultury Ochockiej OKO. Lubował się w specjalistycznych technikach, takich jak zdjęcia na szkle, ceramice, metalu czy płótnach, tworzeniu panoram, fotografii w 3D, diaporamach – wylicza Kielak.
Do końca był żołnierzem
„Ostry” do końca życia nie stracił ducha bojowego. – Regularnie jeździł na strzelnicę, bardzo dobrze strzelał z broni krótkiej i długiej. Tłumaczył mi, jak zakonserwować broń przed jej ukryciem. Kiedy Dziadek z kolegami odkopali po wojnie zakopaną broń, zadziałała ona od razu. Opowiadał mi, jak w zimie przetrwać w lesie, jak zrobić dywan i swoiste igloo z drzew iglastych, aby dobrze odizolować się od zimna – wspomina wnuk bohatera. Jego dziadek po kres swoich dni był żołnierzem. – Reaktywował mazowiecki oddział NSZ, szczególnie upodobał sobie Wolskich Patriotów i Towarzystwo Miłośników Polskiej Kultury i Tradycji. Teraz ja „przejąłem pałeczkę” i współpracuję z tymi organizacjami na rzecz upamiętnienia Dziadka. Zostało po nim kilkadziesiąt medali, odznaczeń, różnego rodzaju pamiątkowych wpinek oraz wiele dyplomów, listów i podziękowań. Mimo że przez większość czasu nie było go w domu, kiedy był naprawdę potrzebny, znajdował czas dla rodziny i zawsze nam pomagał – podkreśla wnuk „Ostrego”.
– Dla innych „Ostry”, „Orle Pióro, „Leo”, „Prezes”, „Mistrz”. Dla nas pradziadek, dziadek, ojciec, mąż, brat. Lubił prostą kuchnię. Jego ulubionymi daniami były pierogi ruskie, boczek. Stronił od używek. Zawsze miał w zanadrzu wiele anegdot i opowieści, kawałów, umiał prowadzić konwersację na różne tematy. Był świetnym mówcą, miał doskonały kontakt z ludźmi. Dziadek robił nalewkę czosnkową według starej receptury. Do dzisiaj zostało jej w szafce kilka butelek. Mimo że są zamknięte, zapachem nalewki przesiąkła cała szafka. I tak już pewnie zostanie – śmieje się Mariusz Kielak.
– Pamięć o Dziadku jest dla mnie bardzo ważna i chcę przekazywać ją innym. Prowadzę poświęcony mu fanpage na facebooku. Występuję także o dwa pośmiertne odznaczenia dla niego – z ministerstwa kultury oraz o odznaczenie wojskowe. Dziadek był wielokrotnie odznaczany i lubił odznaczać innych, wiedział, jak ważne jest dla ludzi docenienie ich działalności. Najważniejsza dla Wyklętych była jednak pamięć. „«Zapora» zawsze zastanawiał się, czy ktoś będzie o nas pamiętał, czy ktoś będzie pamiętał o tym, że walczyliśmy o Polskę i nie byliśmy bandytami…” – wspominał następca „Zapory” Zdzisław Broński, ps. Uskok. Walka o pamięć i dobre imię Wyklętych trwa, a ich dzieci i wnuki niosą w przyszłość testament życia swoich Ojców i Dziadków.
Agnieszka Żurek