Rosemann: Generalny Gubernator Tusk (ulica i zagranica)

Niewiele czasu minęło od ogłoszenia przez „ulice” wielkiego zwycięstwa w „rewolucji Lipcowej” gdy jej sojuszniczka „zagranica” pospiesznie choć jak mniemam z zupełnie innymi intencjami ruszyła z odsieczą zaatakowanej i dosyć poturbowanej przez „ulicę” władzy.
Mam oczywiście na myśli dzisiejsze wyskoki pana Timmermansa, który w ultimatum zażądał eksterytorialnej autostr… znaczy zażądał żeby przyjmowane u nas ustawy były zgodne z jego wolą czy tam widzimisię a niemieckie wolne (chyba, że im władza każe zamknąć ryje na temat uchodźców) media postanowiły nam dziś wybrać Generalnego Gubernatora. Dokładniej zaś wybrać nam w 2019 roku Donalda Tuska na premiera.
PiS nie mógł chyba dostać dziś lepszego prezentu. Próby „umiędzynarodowienia” protestów związanych z ustawami dotyczącymi sądownictwa szły władzy jak po grudzie. Niczym wcześniejsze „przygotowanie ogniowe” samych zmian prawa przez Ziobrę. I kiedy zacząłem serio myśleć, że PiS-owi pozostała kolejna odsłona gry w „szukanie kreta” do akcji wkroczył Berlin i wkroczyła Bruksela.
Znając już ultimatum Timmermansa i inicjatywę polityczną niemieckich mediów poszedłem na spacer i w centrum miasta minąłem dwóch rozgorączkowanych młodzieńców. „Jeśli Berlin i Bruksela myślą…” zdołałem usłyszeć. Nie, sądząc z tego, co Berlin i Bruksela robią, chyba jednak nie myślą.
PiS-owi bardziej od tlenu potrzebny był dziś dowód na to, że to, co się u nas dzieje jest próbą ograniczenia naszej suwerenności. To, co robi Timmermans i medialne namaszczanie Tuska na Generalnego Gubernatora czy innego gauleitera jest właśnie czymś takim. Słowa Alexandra Wölla z Die Welt "Najlepszym rozwiązaniem dla Niemiec będzie wybór Donalda Tuska na premiera w 2019 r." powinny zostać teraz rozpowszechnione w takiej masie, by starczyło nawet dla tych, którzy dopiero rodzą się. Żeby wiadomo było czyim kandydatem jest Donald Tusk.
Jestem człowiekiem raczej mało porywczym i, jak niektórzy mówią, dobrze wychowanym. W swoim pisaniu staram się nie szarżować a słów uznawanych za obelżywe używam z rzadka i w naprawdę umiarkowanych ilościach. Jestem też gorącym zwolennikiem twardego trzymania się przez dyplomatów dyplomatycznego języka.
Ale w tej sytuacji nie tylko oczekuję ale domagam się od przedstawicieli naszych władz, by panu Timmermansowi i temu panu z Die Welt co to sobie świadomie czy bezwiednie próbuje włazić w buty po Adolfie odpowiedzieli ni mniej ni więcej tylko „A weź pan spierdalaj”. Nic więcej.
Tuskowi, przyjdzie czas, sam to powiem.