Amnesty International ostrzega: z braku cenzury "X" (Twitter) niebezpieczny dla aktywistów LGBT

Słychać wycie? Znakomicie! - głosi popularna w Internecie maksyma. I mimo tego, że bywa nadużywana, trudno o lepszy opis rzeczywistości, jeżeli chodzi o Twittera, odkąd kupił go Elon Musk. Przejęcie Twittera przez centrowego biznesmena i zwolennika wolności słowa oznaczało bowiem, że progresywna lewica – tęczowi aktywiści, feministki, zwolennicy czarnej supremacji z BLM i inni neomarksiści – utracili pole do popisu, które do tamtego momentu mieli na własność. Skończyło się kasowanie treści i użytkowników za prawicowe, konserwatywne opinie – lewica to wiedziała i nigdy Muskowi nie wybaczyła.
Zaczął się więc wtedy masowy eksodus na Mastodona – ten jednak nie wypalił. Do dzisiaj lewicowi aktywiści nie mogą tego przeboleć i non stop ostrzegają, jak niebezpiecznym miejscem jest rzekomo X, dawny Twitter. W swoim najnowszym raporcie dołącza do nich nawet Amnesty International, organizacja niegdyś poważna i bardziej bezstronna.
Czytaj również: Były wiceprzewodniczący PE postrzelony w twarz w Madrycie
Upadek fabryk mebli z ponadstuletnią historią. Pracownicy zostali z niczym
Straszna wolność słowa
Najnowsze badanie przeprowadzone przez Amnesty International USA, grupę medialną GLAAD (tęczowa propagandówka) i amerykańską organizację ds. praw LGBTQ+, The Human Rights Campaign, twierdzi, że Twitter nie robi wystarczająco dużo, aby chronić aktywistów LGBTQ+ przed nękaniami i „przemocą w sieci”. Badanie skupiło się na organizacjach i osobach posiadających znaczną liczbę obserwujących na Twitterze i wykazało, że 60% respondentów zgłosiło wzrost „agresywnej i nienawistnej mowy” na platformie od czasu objęcia stanowiska dyrektora generalnego przez Elona Muska w październiku ubiegłego roku. Żaden z respondentów nie zgłosił zmniejszenia się poziomu „nienawiści” na platformie – X staje się podobno groźniejszy każdego dnia!
Według badania dziewięć z jedenastu organizacji LGBTQ+ oraz ośmiu z dziewięciu znanych „queerowych” działaczy, którzy zostali zapytani, próbowało zgłosić nadużycia na Twitterze. Ośmiu na dziewięciu respondentów, którzy zgłosili nadużycia, stwierdziło, że Twitter nie podjął żadnych działań w celu złagodzenia lub usunięcia zgłoszonej treści. W rezultacie 60% respondentów poinformowało, że „agresywna i nienawistna mowa” wpłynęła na sposób, w jaki korzystają z platformy. U rzeczonych aktywistów tęczy skutkuje to rzekomo rzadszymi publikacjami, ograniczaniem udostępnianych informacji oraz unikaniem interakcji z innymi na Twitterze. X staje się więc coraz mniej lewicowy!
Ponadto badanie wykazało, że 65% respondentów uważa, iż na Twitterze jest więcej „agresywnej i nienawistnej mowy” w porównaniu z innymi platformami, których używają. Ponadto 30% stwierdziło, że od tego czasu doświadczyło wzrostu przemocy offline, gróźb i nękania. Twitter ma więc niby negatywny wpływ na cały świat – im więcej wolności słowa online, tym więcej niechęci do progresywnej lewicy „w realu”.
Warto by więc zapytać się: skoro X jest taki straszny, to czemu lewicowi działacze nie przeniosą się gdzieś indziej? Czemu nie znajdą sobie innej platformy? Odpowiedź jest śmieszno-straszna: ostatnim razem, kiedy lewicowi aktywiści próbowali przeprowadzki na inne socjale, wybrali serwis, który przyłapano na obecności treści pedofilskich.
Tragedia Mastodona
W minionych latach zdecentralizowana platforma mediów społecznościowych Mastodon zyskała uwagę jako potencjalna alternatywa dla Twittera ze względu na swoją rozproszoną strukturę i możliwość personalizacji przestrzeni online. W przeciwieństwie do scentralizowanych platform Mastodon działa na różnych serwerach, z których każdy ma własny zestaw zasad i wytycznych. Wzrost popularności sieci był napędzany przez akceptację różnorodnych społeczności i użytkowników, w tym fetyszystów zainteresowanych kontrowersyjnymi treściami, takimi jak "lolicon", rysunkową erotyką, obejmującą seksualizowane obrazy dziewczynek. Problem tego rodzaju erotyki nie był jednak nagłaśniany, kiedy więc Elon Musk przejął Twittera, lewicowi aktywiści zbiorowo zagrozili, że uciekną na Mastodona. Część z nich dotrzymała nawet swojej obietnicy i na jakiś czas Mastodon zamienił się w postępowy hub, gdzie najbardziej znani działacze tęczy i feminizmu zakładali swoje konta. Nagły przypływ celebrytów i krzykaczy wiązał się jednak ze zwiększoną uwagą innych mediów i socjali, które to zaczęły dostrzegać pewien problem: obok rysunkowego loliconu na Mastodonie pełno było pornografii dziecięcej. Horror zwrócił nawet uwagę naukowców.
Badacze z Internetowego Obserwatorium Stanfordu opublikowali dość szybko (jak na naukowców – tj. w lipcu tego roku) badanie, w którym przedstawili niepokojące wyniki dotyczące zdecentralizowanej platformy mediów społecznościowych. Według badania Mastodon jest przesiąknięty treściami wykorzystującymi seksualnie dzieci (CSAM). Badacze zauważyli, że narzędzia moderacji na Mastodonie są też bardzo ograniczone, co prowadzi do braku mechanizmów zgłaszania treści CSAM odpowiednim organizacjom, zajmującym się bezpieczeństwem nieletnich. Badanie skupiło się na fediverse, czyli zdecentralizowanych sieciach działających na serwerach wokół globu, ujawniając tym samym międzynarodową skalę zjawiska.
W trakcie swojego badania naukowcy zidentyfikowali ponad sto przypadków postów (jeden post może zawierać wiele linków i plików) pedofilskich na Mastodonie w zaledwie dwa dni. Badacze stwierdzili, że te nielegalne obrazy były łatwo dostępne dzięki wyszukiwarkom i część z nich była związana z hasztagami lub słowami kluczowymi używanymi przez osoby sprzedające tego rodzaju treści. Nie dało się, innymi słowy, takich treści na platformie skutecznie uniknąć. Nielegalne posty były na tyle powszechne, że Mastodon musiał wyłączyć na pewien czas funkcję szukania – jedną z najbardziej podstawowych funkcji na każdej stronie.
Lewaki na wygnaniu
Kompromitacja Mastodona sprawiło, że wielu lewicowych aktywistów przestało chwalić się korzystaniem z niego. Aktywność na platformie spadła, a niektórzy wrócili na Twittera. Postępowy eksodus się nie udał.
Dlatego też narzekanie na Twittera będzie jeszcze trwać – postępowa lewica, do której bowiem należy dzisiaj Amnesty International, nie jest bowiem w stanie znieść kontaktu z rzeczywistością. Bez cenzury, którą Musk ograniczył do minimum, lewica nie ma jak się bronić, bez cenzury nie ma obecnej lewicy. Wszystko też wskazuje na to, że Musk nie ma zamiaru wrócić do dawnego statusu quo, nawet jeżeli dalsza walka o wolność słowa miałaby się wiązać ze stratami finansowymi.