„Staniesz, to dostaniesz”. 45. rocznica Lubelskiego Lipca

Mija 45 lat, od kiedy mieszkańcy Lublina, Świdnika, Puław, Chełma, Kraśnika, Białej Podlaskiej, Lubartowa i innych miejscowości na Lubelszczyźnie wyszli na ulice, by sprzeciwić się drakońskim podwyżkom cen. Impuls wyszedł ze Świdnika, gdzie już po trzech dniach władze ustąpiły i zasiadły do stołu, by podpisać pierwsze w historii PRL pisemne porozumienie z Komitetem Postojowym reprezentującym robotników.
 „Staniesz, to dostaniesz”. 45. rocznica Lubelskiego Lipca
/ Fot. Tygodnik Solidarność / proj. Marek Sobczyk

Kryzys i podwyżki cen

Historię gospodarczą PRL można zredukować do serii kryzysów, na końcu których komuniści zawsze sięgali do kieszeni robotników. Po przeprowadzeniu propagandowej „operacji cenowo-dochodowej”, czyli mówiąc wprost – po podwyżkach cen żywności – społeczeństwo było zmuszone przełamać strach i zareagować. Wybuchały masowe protesty, niejednokrotnie brutalnie pacyfikowane i dyskredytowane jako „drobne, chuligańskie wybryki” – to określenie władz PRL na wydarzenia z Czerwca 1976 roku, kiedy ludzie nie zgodzili się na drastyczne podwyżki cen. Nabiał miał wtedy zdrożeć o 64 proc., mięso i ryby o 69 proc., a cukier o 90 proc.

Komuniści próbowali ratować gospodarkę, wykonując „manewr gospodarczy”, ale już na początku nowej dekady, powrócili do starych metod.

Pogłębiający się kryzys ekonomiczny spowodował, że ekipa Edwarda Gierka zdecydowała się na najgorszy możliwy ruch – po raz kolejny ogłosiła podwyżkę cen żywności. 1 lipca 1980 roku ogłoszono podwyżkę cen niektórych artykułów mięsnych i wędliniarskich. Drożyzna zbulwersowała szczególnie robotników, którzy żywili się w bufetach i stołówkach zakładowych. Jakby tego było mało, niektórzy robotnicy otrzymali niższe pensje na skutek zmiany norm oraz mniejszej liczby dni roboczych w czerwcu.

Czara goryczy przelała się natychmiast, bo pojedyncze protesty – nazywane przez władze „przerwami w pracy” – wybuchały już w pierwszych dniach lipca w Mielcu, Poznaniu, Tarnowie czy w warszawskim Ursusie.

Do historii przeszły jednak wystąpienia na Lubelszczyźnie, które rozpoczął strajk z 8 lipca 1980 roku w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „Świdnik” na Wydziale Obróbki Mechanicznej. W świdnickiej WSK serwowano tego dnia kotlet schabowy, a jego cena wzrosła z 10 do 18 złotych. Tak tamte wydarzenia zapamiętał Mirosław Kaczan pracujący w WSK „Świdnik”: – Było kilka, kilkanaście minut po ósmej. Koledzy, kiedy wracali z baru, głośno dyskutowali. Ten kolega, który obok mnie pracował, Stasio Konowałek, też był zbulwersowany. Pewne niecenzuralne słówka padały pod adresem władzy. Zapytałem go: „Co się dzieje, Stasiu?”. On mi odpowiedział: „Zobacz, w barze wszystko podrożało prawie o sto procent. Miało nie drożeć, a wszystko jest droższe”. Z reguły jestem impulsywnym człowiekiem. Mówiąc delikatnie, też się wkurzyłem. Powiedziałem: „Tak dalej być nie może”. Rzuciłem pewne niecenzuralne słówka i dodałem: „Stajemy, nie robimy” – wspominał.

O tym, jak radykalne były to podwyżki, świadczy również przykład z Warszawskiej Fabryki Pomp, w której strajk wybuchł 14 lipca. Jeden z tamtejszych pracowników przyniósł z bufetu kaszankę i rzucił ją na stół prezydialny, mówiąc: „Tym się karmi świat pracy i to świństwo kosztuje 48 zł za kilogram, a kosztowało 23 zł”.

Mówiąc krótko: komuniści mocno przegięli. I to podwójnie, jeśli spojrzeć z perspektywy Lubelszczyzny, gdzie podwyżki były szczególnie odczuwalne. W tym regionie stopa życiowa pozostawała bowiem na wyjątkowo niskim poziomie. W województwie lubelskim spożycie dóbr konsumpcyjnych było na dwukrotnie niższym poziomie niż w stolicy. Do tego dochodziły niskie płace i luki w zaopatrzeniu rynku.

"Staniesz, to dostaniesz"

Nic dziwnego, że właśnie Lubelszczyzna stała się centrum protestów. Strajki w lipcu 1980 roku wybuchały, co prawda, w wielu miejscach kraju, ale to w regionie lubelskim były największe – pracy nie podjęło 50 tys. ludzi w przeszło 150 zakładach pracy.

Jedną z przełomowych dat tego społecznego zrywu był 11 lipca, kiedy w WSK „Świdnik” – po raz pierwszy w historii PRL – władze zdecydowały się podpisać porozumienie z pracownikami reprezentowanymi przez Komitet Postojowy. Nic dziwnego, że coraz częściej powtarzano wśród robotników hasło: „Staniesz, to dostaniesz”.

– Postulaty były przede wszystkim płacowe i dotyczące zaopatrzenia. Ostatni punkt był taki, że godziny postoju załoga zobowiązuje się odpracować, nie pobierając za to wynagrodzenia do końca roku. Nie wstydzę się tego. Postulaty były socjalne, ale my nie mieliśmy doradców, polityków, ekonomistów, tak jak w Gdańsku, gdzie był cały zespół. [...] To porozumienie było naszym skarbem i ono zostało utajone. My bardzo cieszyliśmy się, że to będzie nasze, że to nie zginie. W PRL było to pierwsze porozumienie podpisane między załogą a władzą. Wcześniej Gdańsk, Poznań zakończyły się krwawo. W naszym porozumieniu był postulat, żeby wobec strajkujących i komitetu nie zastosowano żadnych represji, i tak się stało – podkreślała była pracownica świdnickiego zakładu Urszula Radek.

Na tym się jednak nie skończyło, a strajki trwały dalej w innych zakładach. Kula śnieżna toczyła się i nabierała rozpędu. Władza była zmuszona do ustępstw i zdecydowała się na kolejny bezprecedensowy krok, a mianowicie powołała 18 lipca Komisję Rządową, która miała zająć się rozpatrzeniem postulatów strajkujących pracowników w województwie lubelskim.

– W czasie rozmów obiecywali nam, że zmienią ręczniki, że dopłacą do kotletów na stołówce z funduszu socjalnego, dadzą podwyżki, że za rok będą wybory do rad zakładowych, więc będziemy mogli wybierać. Może zwiększą rodzinne, ale do tego trzeba zmienić ustawę. Inne postulaty uznali za polityczne i nie chcieli o nich rozmawiać. Mówili, że ci, którzy będą za głośno protestować, mogą znaleźć się w więzieniu. Mniej więcej w ten sposób toczyły się rozmowy. Straszono nas, że na wiadukcie nad Drogą Męczenników Majdanka są ustawione karabiny maszynowe i nas wystrzelają – wspominał Ryszard Blajerski z Lubelskich Zakładów Naprawy Samochodów.

Strajk kolejarzy

Do rozlewu krwi ostatecznie nie doszło, a strach przełamała jedna z najważniejszych grup zawodowych w takich sytuacjach, a mianowicie kolejarze. To w trakcie Lubelskiego Lipca przeprowadzono największy do tej pory protest na kolei, który trwał od 16 do 19 lipca w Lokomotywowni Pozaklasowej Lubelskiego Węzła Kolejowego. Już pierwszego dnia zastrajkowało około 800 kolejarzy, w tym maszynistów, którzy zatrzymywali pociągi, blokując w ten sposób tory do Lublina i paraliżując Lubelski Węzeł Kolejowy. Powstała wtedy plotka, że kolejarze przyspawali lokomotywy do torów.

18 lipca strajkowała już niemal cała tamtejsza załoga. Poza postulatami płacowymi kolejarze żądali poprawy zaopatrzenia sklepów w artykuły spożywcze czy wprowadzenia wolnych sobót. Dni wolnych od pracy w soboty chcieli także pracownicy Żyrardowskich Zakładów Tkanin Technicznych. Ten postulat zapisano później na drewnianych tablicach w Stoczni Gdańskiej jako ostatni z 21 postulatów MKS. Ostatecznie pracownicy lublińskiej Lokomotywowni wywalczyli kilkaset złotych podwyżki i możliwość przeprowadzenia nowych, demokratycznych wyborów do rady zakładowej.

Media starały się oczywiście przemilczeć strajki. Ludzie mogli się o nich dowiedzieć, regulując odbiorniki na Radio Wolna Europa, ale po kolejowym paraliżu Lublina władza zaczęła rozwieszać plakaty z apelami do mieszkańców. W lubelskiej gazecie pojawił się także komunikat Biura Politycznego KC PZPR z 18 lipca, który brzmiał: „Biuro Polityczne wyraziło głębokie zaniepokojenie przestojami w zakładach produkcyjnych i komunalnych oraz w lubelskim węźle kolejowym, a także ogólną sytuacją w mieście. Sytuacja ta podważa dobre imię naszego kraju, narusza zaufanie do Polski u jej partnerów i może budzić niepokój jej przyjaciół. Pociąga ona za sobą liczne kłopoty dla mieszkańców miasta. Atmosfera napięcia jest na rękę wrogom Polski, stwarza niebezpieczeństwo prowokacji politycznej. Każdy dzień nie przepracowany w aktualnej sytuacji gospodarczej naszego kraju, w obliczu klęski żywiołowej, która dotknęła wiele regionów, pogłębia istniejące trudności, wyrządza dodatkowe straty”.

– Biuro Polityczne zwraca się z apelem do załóg lubelskich zakładów pracy i do społeczeństwa Lublina o przywrócenie ładu i normalnego rytmu pracy. Niezbędna jest powszechna dbałość o wydajność pracy, oszczędność materiałów i energii, obniżenie kosztów wytwarzania, słowem: aktywny współudział w zwiększaniu gospodarności. Jest to bowiem jedyna droga podwyższania płac i dalszej poprawy warunków życia ludzi pracy – apelowali komuniści.

Takie apele spływały jednak po strajkujących jak po kaczce. Według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL w lipcowych strajkach wzięło udział około 80 tys. ludzi w 177 zakładach pracy na terenie kraju. Protesty, których centrum znajdowało się na Lubelszczyźnie, przetarły drogę strajkom na Wybrzeżu i powstaniu NSZZ „Solidarność”. Pokazały, że można zmusić władze do ustępstw i porozumienia z robotnikami. Ośmieliły ludzi do walki o swoją godność i przewróciły kolejny klocek domina, który jako pierwszy poruszył św. Jan Paweł II.

Cytaty Ryszarda Blajerskiego, Urszuli Radek i Mirosława Kaczana pochodzą z 45. numeru periodyku „Scriptores. Lubelski Lipiec 1980”. W tekście wykorzystałem także informacje z tekstów dr. Grzegorza Majchrzaka.

Tekst pochodzi z Tygodnika Solidarność nr 27 (1900), 8 lipca 2025


 

POLECANE
Koniec z dymkiem na balkonie? Posłowie chcą zakazać palenia przed własnym mieszkaniem Wiadomości
Koniec z dymkiem na balkonie? Posłowie chcą zakazać palenia przed własnym mieszkaniem

Zapalenie papierosa na balkonie może wkrótce kosztować grzywnę. Komisja sejmowa na najbliższym posiedzeniu rozpatrzy pomysł, który może zmienić życie palaczy mieszkających w blokach.

Niemiecka demokracja. Die Linke chce wyrzucić prawicowych dziennikarzy z dzielnicy Berlina tylko u nas
Niemiecka "demokracja". Die Linke chce wyrzucić prawicowych dziennikarzy z dzielnicy Berlina

Niemcy przeżywają kolejny atak na wolność słowa. Jedna z najważniejszych partii lewicowych zorganizowała bowiem nagonkę na prawicowe medium, domagając się, by konserwatywni dziennikarze wynieśli się z jednej z dzielnic Berlina. Lewica chce zagarnąć całą stolicę Niemiec dla siebie. To atak na wolność prasy – ostrzegają największe niemieckojęzyczne gazety.

Kawa ofiarą spekulacji. Ceny osiągają rekordowe wartości, a to jeszcze nie koniec Wiadomości
Kawa ofiarą spekulacji. Ceny osiągają rekordowe wartości, a to jeszcze nie koniec

Wielbiciele porannej małej czarnej łapią się za głowę – ulubiony napój Polaków drożeje w zawrotnym tempie, a sklepy desperacko próbują ratować sprzedaż promocjami. Z najnowszego raportu UCE Research i Uniwersytetu WSB Merito wynika, że w III kwartale 2025 roku ceny kawy wzrosły średnio o 28,7 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem.

Jest porozumienie Izraela z Hamasem. Szczegóły umowy z ostatniej chwili
Jest porozumienie Izraela z Hamasem. Szczegóły umowy

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump poinformował o zawarciu porozumienia pomiędzy Izraelem a Hamasem. Donald Trump twierdzi, że izraelscy zakładnicy mogą zostać uwolnieni „w poniedziałek lub wtorek”.

Sąd ją skazał za ostrzeżenie przed ginekologiem, który namawiał do aborcji. Teraz prosi prezydenta o ułaskawienie z ostatniej chwili
Sąd ją skazał za ostrzeżenie przed ginekologiem, który namawiał do aborcji. Teraz prosi prezydenta o ułaskawienie

Kobieta, która przestrzegła inne matki przed lekarzem namawiającym do aborcji, usłyszała wyrok i ma odbyć karę. Weronika Krawczyk, matka, którą sąd uznał za winną „zniesławienia”, występuje teraz z apelem do prezydenta Karola Nawrockiego o ułaskawienie. Sprawą zajmuje się Fundacja Życie i Rodzina.

Skażona woda w Zachodniopomorskiem. Służby alarmują pilne
Skażona woda w Zachodniopomorskiem. Służby alarmują

Służby potwierdziły skażenie bakterią Escherichia coli w Zachodniopomorskiem. Woda nie nadaje się do picia, mycia ani gotowania – obowiązuje całkowity zakaz używania jej do celów spożywczych.

Sławomir Nowak wraca do biznesu. Były minister Tuska znów zasiada w radzie nadzorczej pilne
Sławomir Nowak wraca do biznesu. Były minister Tuska znów zasiada w radzie nadzorczej

Po latach milczenia i głośnej aferze korupcyjnej Sławomir Nowak ponownie pojawia się w świecie biznesu. Choć wciąż toczy się jego proces na Ukrainie, w Polsce były minister transportu Donalda Tuska odzyskuje wpływy i stanowiska.

Koalicja przegłosowała projekt budżetu na 2026 rok. Opozycja Absolutnie fatalny z ostatniej chwili
Koalicja przegłosowała projekt budżetu na 2026 rok. Opozycja "Absolutnie fatalny"

Sejmowa większość przepchnęła projekt budżetu na 2026 rok mimo sprzeciwu całej opozycji. Polacy zapłacą za gigantyczny deficyt.

UE wprowadza nową strategię LGBTIQ+. Ideologia będzie wdrażana przymusowo Wiadomości
UE wprowadza nową strategię LGBTIQ+. Ideologia będzie wdrażana przymusowo

Unia Europejska rusza z nową ofensywą ideologiczną. Komisja Europejska ogłosiła strategię „Wolność kochania, wolność bycia”, która ma obowiązywać od 2026 roku. W praktyce to plan totalnej rewolucji obyczajowej, finansowanej z unijnych środków i zmuszającej państwa członkowskie do określonych działań.

Poseł Sterczewski ukarany po wyprawie do Strefy Gazy. To nie było za mądre polityka
Poseł Sterczewski ukarany po wyprawie do Strefy Gazy. "To nie było za mądre"

Poseł Franciszek Sterczewski został ukarany finansowo przez własny klub parlamentarny za nieobecność w Sejmie. Powód? Udział w międzynarodowej flotylli, która miała dostarczyć pomoc do Strefy Gazy, a skończyła się interwencją izraelskiej marynarki. W samym klubie KO zawrzało – część polityków broni „odważnego gestu”, inni mówią o braku rozsądku i narażaniu reputacji partii.

REKLAMA

„Staniesz, to dostaniesz”. 45. rocznica Lubelskiego Lipca

Mija 45 lat, od kiedy mieszkańcy Lublina, Świdnika, Puław, Chełma, Kraśnika, Białej Podlaskiej, Lubartowa i innych miejscowości na Lubelszczyźnie wyszli na ulice, by sprzeciwić się drakońskim podwyżkom cen. Impuls wyszedł ze Świdnika, gdzie już po trzech dniach władze ustąpiły i zasiadły do stołu, by podpisać pierwsze w historii PRL pisemne porozumienie z Komitetem Postojowym reprezentującym robotników.
 „Staniesz, to dostaniesz”. 45. rocznica Lubelskiego Lipca
/ Fot. Tygodnik Solidarność / proj. Marek Sobczyk

Kryzys i podwyżki cen

Historię gospodarczą PRL można zredukować do serii kryzysów, na końcu których komuniści zawsze sięgali do kieszeni robotników. Po przeprowadzeniu propagandowej „operacji cenowo-dochodowej”, czyli mówiąc wprost – po podwyżkach cen żywności – społeczeństwo było zmuszone przełamać strach i zareagować. Wybuchały masowe protesty, niejednokrotnie brutalnie pacyfikowane i dyskredytowane jako „drobne, chuligańskie wybryki” – to określenie władz PRL na wydarzenia z Czerwca 1976 roku, kiedy ludzie nie zgodzili się na drastyczne podwyżki cen. Nabiał miał wtedy zdrożeć o 64 proc., mięso i ryby o 69 proc., a cukier o 90 proc.

Komuniści próbowali ratować gospodarkę, wykonując „manewr gospodarczy”, ale już na początku nowej dekady, powrócili do starych metod.

Pogłębiający się kryzys ekonomiczny spowodował, że ekipa Edwarda Gierka zdecydowała się na najgorszy możliwy ruch – po raz kolejny ogłosiła podwyżkę cen żywności. 1 lipca 1980 roku ogłoszono podwyżkę cen niektórych artykułów mięsnych i wędliniarskich. Drożyzna zbulwersowała szczególnie robotników, którzy żywili się w bufetach i stołówkach zakładowych. Jakby tego było mało, niektórzy robotnicy otrzymali niższe pensje na skutek zmiany norm oraz mniejszej liczby dni roboczych w czerwcu.

Czara goryczy przelała się natychmiast, bo pojedyncze protesty – nazywane przez władze „przerwami w pracy” – wybuchały już w pierwszych dniach lipca w Mielcu, Poznaniu, Tarnowie czy w warszawskim Ursusie.

Do historii przeszły jednak wystąpienia na Lubelszczyźnie, które rozpoczął strajk z 8 lipca 1980 roku w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „Świdnik” na Wydziale Obróbki Mechanicznej. W świdnickiej WSK serwowano tego dnia kotlet schabowy, a jego cena wzrosła z 10 do 18 złotych. Tak tamte wydarzenia zapamiętał Mirosław Kaczan pracujący w WSK „Świdnik”: – Było kilka, kilkanaście minut po ósmej. Koledzy, kiedy wracali z baru, głośno dyskutowali. Ten kolega, który obok mnie pracował, Stasio Konowałek, też był zbulwersowany. Pewne niecenzuralne słówka padały pod adresem władzy. Zapytałem go: „Co się dzieje, Stasiu?”. On mi odpowiedział: „Zobacz, w barze wszystko podrożało prawie o sto procent. Miało nie drożeć, a wszystko jest droższe”. Z reguły jestem impulsywnym człowiekiem. Mówiąc delikatnie, też się wkurzyłem. Powiedziałem: „Tak dalej być nie może”. Rzuciłem pewne niecenzuralne słówka i dodałem: „Stajemy, nie robimy” – wspominał.

O tym, jak radykalne były to podwyżki, świadczy również przykład z Warszawskiej Fabryki Pomp, w której strajk wybuchł 14 lipca. Jeden z tamtejszych pracowników przyniósł z bufetu kaszankę i rzucił ją na stół prezydialny, mówiąc: „Tym się karmi świat pracy i to świństwo kosztuje 48 zł za kilogram, a kosztowało 23 zł”.

Mówiąc krótko: komuniści mocno przegięli. I to podwójnie, jeśli spojrzeć z perspektywy Lubelszczyzny, gdzie podwyżki były szczególnie odczuwalne. W tym regionie stopa życiowa pozostawała bowiem na wyjątkowo niskim poziomie. W województwie lubelskim spożycie dóbr konsumpcyjnych było na dwukrotnie niższym poziomie niż w stolicy. Do tego dochodziły niskie płace i luki w zaopatrzeniu rynku.

"Staniesz, to dostaniesz"

Nic dziwnego, że właśnie Lubelszczyzna stała się centrum protestów. Strajki w lipcu 1980 roku wybuchały, co prawda, w wielu miejscach kraju, ale to w regionie lubelskim były największe – pracy nie podjęło 50 tys. ludzi w przeszło 150 zakładach pracy.

Jedną z przełomowych dat tego społecznego zrywu był 11 lipca, kiedy w WSK „Świdnik” – po raz pierwszy w historii PRL – władze zdecydowały się podpisać porozumienie z pracownikami reprezentowanymi przez Komitet Postojowy. Nic dziwnego, że coraz częściej powtarzano wśród robotników hasło: „Staniesz, to dostaniesz”.

– Postulaty były przede wszystkim płacowe i dotyczące zaopatrzenia. Ostatni punkt był taki, że godziny postoju załoga zobowiązuje się odpracować, nie pobierając za to wynagrodzenia do końca roku. Nie wstydzę się tego. Postulaty były socjalne, ale my nie mieliśmy doradców, polityków, ekonomistów, tak jak w Gdańsku, gdzie był cały zespół. [...] To porozumienie było naszym skarbem i ono zostało utajone. My bardzo cieszyliśmy się, że to będzie nasze, że to nie zginie. W PRL było to pierwsze porozumienie podpisane między załogą a władzą. Wcześniej Gdańsk, Poznań zakończyły się krwawo. W naszym porozumieniu był postulat, żeby wobec strajkujących i komitetu nie zastosowano żadnych represji, i tak się stało – podkreślała była pracownica świdnickiego zakładu Urszula Radek.

Na tym się jednak nie skończyło, a strajki trwały dalej w innych zakładach. Kula śnieżna toczyła się i nabierała rozpędu. Władza była zmuszona do ustępstw i zdecydowała się na kolejny bezprecedensowy krok, a mianowicie powołała 18 lipca Komisję Rządową, która miała zająć się rozpatrzeniem postulatów strajkujących pracowników w województwie lubelskim.

– W czasie rozmów obiecywali nam, że zmienią ręczniki, że dopłacą do kotletów na stołówce z funduszu socjalnego, dadzą podwyżki, że za rok będą wybory do rad zakładowych, więc będziemy mogli wybierać. Może zwiększą rodzinne, ale do tego trzeba zmienić ustawę. Inne postulaty uznali za polityczne i nie chcieli o nich rozmawiać. Mówili, że ci, którzy będą za głośno protestować, mogą znaleźć się w więzieniu. Mniej więcej w ten sposób toczyły się rozmowy. Straszono nas, że na wiadukcie nad Drogą Męczenników Majdanka są ustawione karabiny maszynowe i nas wystrzelają – wspominał Ryszard Blajerski z Lubelskich Zakładów Naprawy Samochodów.

Strajk kolejarzy

Do rozlewu krwi ostatecznie nie doszło, a strach przełamała jedna z najważniejszych grup zawodowych w takich sytuacjach, a mianowicie kolejarze. To w trakcie Lubelskiego Lipca przeprowadzono największy do tej pory protest na kolei, który trwał od 16 do 19 lipca w Lokomotywowni Pozaklasowej Lubelskiego Węzła Kolejowego. Już pierwszego dnia zastrajkowało około 800 kolejarzy, w tym maszynistów, którzy zatrzymywali pociągi, blokując w ten sposób tory do Lublina i paraliżując Lubelski Węzeł Kolejowy. Powstała wtedy plotka, że kolejarze przyspawali lokomotywy do torów.

18 lipca strajkowała już niemal cała tamtejsza załoga. Poza postulatami płacowymi kolejarze żądali poprawy zaopatrzenia sklepów w artykuły spożywcze czy wprowadzenia wolnych sobót. Dni wolnych od pracy w soboty chcieli także pracownicy Żyrardowskich Zakładów Tkanin Technicznych. Ten postulat zapisano później na drewnianych tablicach w Stoczni Gdańskiej jako ostatni z 21 postulatów MKS. Ostatecznie pracownicy lublińskiej Lokomotywowni wywalczyli kilkaset złotych podwyżki i możliwość przeprowadzenia nowych, demokratycznych wyborów do rady zakładowej.

Media starały się oczywiście przemilczeć strajki. Ludzie mogli się o nich dowiedzieć, regulując odbiorniki na Radio Wolna Europa, ale po kolejowym paraliżu Lublina władza zaczęła rozwieszać plakaty z apelami do mieszkańców. W lubelskiej gazecie pojawił się także komunikat Biura Politycznego KC PZPR z 18 lipca, który brzmiał: „Biuro Polityczne wyraziło głębokie zaniepokojenie przestojami w zakładach produkcyjnych i komunalnych oraz w lubelskim węźle kolejowym, a także ogólną sytuacją w mieście. Sytuacja ta podważa dobre imię naszego kraju, narusza zaufanie do Polski u jej partnerów i może budzić niepokój jej przyjaciół. Pociąga ona za sobą liczne kłopoty dla mieszkańców miasta. Atmosfera napięcia jest na rękę wrogom Polski, stwarza niebezpieczeństwo prowokacji politycznej. Każdy dzień nie przepracowany w aktualnej sytuacji gospodarczej naszego kraju, w obliczu klęski żywiołowej, która dotknęła wiele regionów, pogłębia istniejące trudności, wyrządza dodatkowe straty”.

– Biuro Polityczne zwraca się z apelem do załóg lubelskich zakładów pracy i do społeczeństwa Lublina o przywrócenie ładu i normalnego rytmu pracy. Niezbędna jest powszechna dbałość o wydajność pracy, oszczędność materiałów i energii, obniżenie kosztów wytwarzania, słowem: aktywny współudział w zwiększaniu gospodarności. Jest to bowiem jedyna droga podwyższania płac i dalszej poprawy warunków życia ludzi pracy – apelowali komuniści.

Takie apele spływały jednak po strajkujących jak po kaczce. Według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL w lipcowych strajkach wzięło udział około 80 tys. ludzi w 177 zakładach pracy na terenie kraju. Protesty, których centrum znajdowało się na Lubelszczyźnie, przetarły drogę strajkom na Wybrzeżu i powstaniu NSZZ „Solidarność”. Pokazały, że można zmusić władze do ustępstw i porozumienia z robotnikami. Ośmieliły ludzi do walki o swoją godność i przewróciły kolejny klocek domina, który jako pierwszy poruszył św. Jan Paweł II.

Cytaty Ryszarda Blajerskiego, Urszuli Radek i Mirosława Kaczana pochodzą z 45. numeru periodyku „Scriptores. Lubelski Lipiec 1980”. W tekście wykorzystałem także informacje z tekstów dr. Grzegorza Majchrzaka.

Tekst pochodzi z Tygodnika Solidarność nr 27 (1900), 8 lipca 2025



 

Polecane
Emerytury
Stażowe