Jako pierwszy przebywał w „twierdzy dżihadystów”. Jürgen Todenhöfer dla Tysol.pl: W Niemczech poszło coś nie tak

Eksperci uspokajają, że Państwo Islamskie nie zagraża już światu zachodniemu. – Nic bardziej mylnego – mówi Jürgen Todenhöfer, który w 2014 roku jako pierwszy zachodni dziennikarz przebywał w strefie okupowanej przez terrorystów ISIS, w rozmowie z Wojciechem Osińskim.
Jürgen Todenhöfer z dżihadystami Jako pierwszy przebywał w „twierdzy dżihadystów”. Jürgen Todenhöfer dla Tysol.pl: W Niemczech poszło coś nie tak
Jürgen Todenhöfer z dżihadystami / zbiory Jürgena Todenhöfera

– Z raportu ONZ wynika, że islamski terroryzm powraca ze zdwojoną siłą. Państwo Islamskie liczy ok. 5 do 7 tysięcy zwolenników i terrorystów w Syrii i Iraku. Dane wywiadowcze Amerykanów potwierdzają, że odpowiedzialność za ostatni atak na koncercie pod Moskwą ponosi oddział tej organizacji, znany jako ISIS-K.
– Organizacja Państwo Islamskie Prowincji Chorasan, nazwana tak na cześć starego określenia regionu obejmującego części Iranu, Turkmenistanu i Afganistanu, pojawiła się we wschodnim Afganistanie pod koniec 2014 roku, czyli w chwili największych sukcesów ISIS w Syrii oraz Iraku. Po wypchnięciu terrorystów z tych regionów Państwo Islamskie rozbiło się na kilka odłamów, które jednak nadal mogą skutecznie destabilizować Zachód i dawne republiki radzieckie. Konflikty zbrojne na Ukrainie i Bliskim Wschodzie pozwoliły nam zapomnieć o tym, że komórki ISIS odradzają się właśnie w różnych innych i często skrajniejszych formach. To niestety jeszcze nie koniec.

 

Twierdza dżihadystów

 – Wspomniał Pan o szczytowym okresie „sukcesów” Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii. To Pan jako pierwszy zachodni dziennikarz przebywał niespełna dziesięć lat temu w „twierdzy dżihadystów”. Pańska książka „Inside IS” z miejsca trafiła na listę bestsellerów. Już wówczas skala brutalności tej organizacji przekraczała wszelkie wyobrażenia…
– Byłem niegdyś sędzią i nauczono mnie, że zanim wygłoszę werdykt, muszę zapoznać się zarówno z wersją oskarżyciela, jak i oskarżonego. Chciałem poznać Państwo Islamskie od wewnątrz, bez jakichkolwiek uprzedzeń. Pobyt w Mosulu – a bywałem już częściej w regionach kryzysowych – utwierdził mnie w przekonaniu, że ISIS jest najgroźniejszą organizacją przestępczą w najnowszej historii. W 2014 roku islamscy terroryści kontrolowali terytorium o wielkości Wielkiej Brytanii. Przygnębiającym doświadczeniem były dla mnie jednak szczególnie rozmowy z niemieckimi dżihadystami, którzy ulegli praniu mózgu przez samozwańczych imamów.

To byli często zwykli chłopcy z dobrych rodzin, którzy nagle deklarowali gotowość do popełnienia najokrutniejszych zbrodni. To pokazuje, że to głównie u nas w Niemczech poszło coś nie tak.

W Berlinie pokutuje opinia, że Państwo Islamskie rekrutuje jedynie osoby o islamskim pochodzeniu, co mija się z prawdą. Po zbrodniach w Trzeciej Rzeszy sądziłem, że niemiecka młodzież nie będzie już podatna na tego rodzaju pokusy, ale to jest nadal możliwe.

– Państwem Islamskim kierował wtedy znany ze swojej bezwzględności Abu Bakr al-Baghdadi, który jednak Panu wystawił gwarancję bezpieczeństwa. W jaki sposób zyskał Pan zaufanie jednego z największych zbrodniarzy na świecie? 
– Negocjowałem z przedstawicielami ISIS prawie pół roku, głównie drogą mailową i przez Skype’a. Czy ta formalna gwarancja była naprawdę wiarygodna? To była niewątpliwie wędrówka na krawędzi, co więcej, złamano kilka zawartych w umowie zasad. Odcięto nas od rodziny, nasze maile nie docierały do Niemiec. Poza tym wcześniej pewne osoby otrzymały podobną „gwarancję” i już nigdy nie wróciły. James Foley, mój dobry kolega i znakomity dziennikarz, z którym przebywałem swojego czasu w Bengazi, też ją otrzymał, a potem został porwany i na oczach całego świata brutalnie zamordowany. Zdawałem sobie z tego sprawę i zaopatrzyłem się w tabletki, aby w najmniej sprzyjającym przypadku samemu zadecydować o scenariuszu mojej śmierci. Jednak o ile inne osoby wierzyły jedynie w wiarygodność umowy z kalifatem ISIS, o tyle my nawiązaliśmy kontakt z ambasadorami i ministrami państw ościennych. Samo pismo podpisane przez al-Baghdadiego prawdopodobnie by nie wystarczyło. Musiałem jednak napisać ten reportaż. Wcześniej byłem kilkanaście razy w Syrii i Iraku, lubiłem te kraje i nadal mam tam wielu przyjaciół, np. w środowisku Asada. I nagle pojawili się tam terroryści ISIS, którzy w zawrotnym tempie zdobywali coraz więcej punktów strategicznych. Dla mnie Państwo Islamskie było zjawiskiem niepojętym i chciałem się z nim zapoznać.

Zdumiewające zresztą, że po tylu latach zachodnie służby ciągle nie są w stanie zdobyć więcej informacji o jego funkcjonowaniu. Jako dziennikarz uzyskałem je bez większych trudności, a przecież miałem mniej narzędzi niż nasz wywiad.

 

„Ostatnia bitwa”

– Jadąc do Iraku, zatrzymał się Pan w przygranicznym obozie w Syrii, gdzie docierali rekruci z Europy, odbywający tam „szkolenie bojowe”. Wielu młodych Niemców jest nadal podatnych na obietnice terrorystów ISIS. Co popycha młodych ludzi do porzucenia rodziny i wspierania terrorystów? 
– Odradzające się w przeróżnych inkarnacjach Państwo Islamskie jest wciąż pokłosiem tego, co wydarzyło się dwie dekady temu w Afganistanie, Libii i szczególnie w Iraku, gdzie odsunięto od władzy Sunnitów. Wtrącając Irak w przewlekłą wojnę domową, Zachód strzelił sobie w kręgosłup. Jednym z mitów założycielskich ISIS było więc „zatrzymanie wojny”. Terroryści dopuszczają się o wiele brutalniejszych okrucieństw, ale ich zdaniem mieszczą się one w logice „ostatniej bitwy”, zaprowadzającej „porządek na świecie”. Motywację tych młodych osób budzi też fakt, że w przeszłości bojownicy Państwa Islamskiego byli w stanie odnieść poważne sukcesy militarne. Terytorialna ekspansja ISIS w 2014 roku utwierdziła ich w opinii, że nadal są częścią „epokowego przełomu”. W swoich ojczyznach nikt się nimi nie interesował, a tam czują się nagle potrzebni, są przekonani o „historycznej nieuchronności” swojego zwycięstwa w „walce między dobrem i złem”. W Europie byli „nikim”, podczas gdy na Bliskim Wschodzie czy ostatnio w Moskwie decydują o „dziejach ludzkości”.

– W swojej książce opisuje Pan rozmowę z 30-letnim terrorystą z Solingen, który w przypływie szczerości wyznaje, że jego organizacja „wyrżnie” wszystkich szyitów na świecie, po czym „zaprosił” Pana na publiczną dekapitację „niewiernego”, którego Pan miał sobie wybrać.
– Oczywiście odmówiłem, ale tak rzeczywiście było. Christian Emde, który w 2019 roku zginął wskutek ataku dronów, zerwał ze swoją przeszłością i zamieszkał w Mosulu, przyjąwszy nazwisko Abu Qatada. Chłopak był bystry i oczytany, ale jednocześnie zupełnie niereformowalny i pełen nienawiści. Po powrocie z Iraku rozmawiałem z jego matką i nauczycielami. W szkole wyróżniał się poczuciem sprawiedliwości, występował często w obronie słabszych i szykanowanych. Wszyscy zastanawiali się nad przyczyną tej przemiany. Co musiało się wydarzyć, żeby z pogodnego i uczynnego chrześcijanina wyrósł radykalny islamista, który z uśmiechem na twarzy zabija, utrzymując że Państwo Islamskie „nie zna granic, jedynie fronty”? Ten człowiek był głęboko przekonany, że działał w słusznej sprawie. 

– Ta argumentacja przypomina mentalność członków Hitlerjugend…
– Trudno się z tym nie zgodzić. Ten młody salafita bez drgnięcia powieki powiedział, że jedynym „kłopotem” przy wyeliminowaniu 200 milionów szyitów są „kwestie techniczne”. U mnie jako Niemca zapaliły się wtedy wszystkie „światełka”, bo doskonale wiem, że Hitler posuwał się coraz śmielej do haniebnych zagrań głównie dlatego, że świat mu na to pozwalał, zbywając jego plany milczeniem. Musimy ciągle przypominać, że organizacja terrorystyczna ISIS nadal istnieje i mimo odwrotu z Syrii i Iraku znów rośnie. Odradza się na naszych oczach i wciąż jest gotowa do popełniania masowych mordów.

 

„Islamska rewolucja”

– Rozmawiał Pan wtedy też z al-Baghdadim?

Nie, ale z ludźmi z jego otoczenia. Jeden z nich do mnie podszedł i powiedział, że kiedy „islamska rewolucja” dotrze do Niemiec, to ja będę jego pierwszą ofiarą. 

– Dlaczego to powiedział?
– Umowa z kalifem obowiązywała tylko na terenie samozwańczego Państwa Islamskiego, a już od pierwszego dnia traktowano nas tam z wyraźną niechęcią. Byliśmy w Mosulu dziesięć dni, ale już po pierwszym dniu zauważono, że nie jesteśmy zwolennikami ich ideologii. Być może w niektórych sytuacjach niepotrzebnie prowokowałem, mówiąc, że to, co czynią radykalni islamiści, ma tyle wspólnego z islamem, co gwałt z miłością. Kalif Państwa Islamskiego zapewnił nam wprawdzie formalnie, że nikt nam nic nie zrobi, ale w przypadku „bluźnierstwa” gwarancja straciłaby swoją wartość. Moim rozmowom z dżihadystami towarzyszyło więc nieustanne napięcie. Przebywałem z nimi 24 godziny na dobę, spałem z terrorystami na podłodze, wśród karabinów i ładunków wybuchowych. I tak sobie z głupia frant zapytałem, co myślą o wersecie, w którym Mahomet głosi, że zabijając jednego człowieka, „zabija się całą ludzkość”.

– I jak zareagowali?
– Dochodziło niekiedy do gwałtownych reakcji, niektórzy z terrorystów krzyczeli, wymachując kałasznikowem. Jednak nikt z nich nie posunął się wobec mnie do rękoczynów.

 

Islamiści w Niemczech

– Powróciwszy do Niemiec, wystosował Pan otwarty list do al-Baghdadiego, twierdząc, że jest jednym z największych zbrodniarzy w historii ludzkości. Co odpowiedział? 
– Wcale nie odpowiedział, a wkrótce zginął podczas amerykańskiego nalotu. A jednak list został opublikowany we wiodących zachodnich i arabskich mediach. Nie mógł go więc nie przeczytać. Al-Baghdadi był bezwzględnym zbrodniarzem, ale niestety też umiejętnym przywódcą, któremu udało się wtedy rozwinąć dynamiczną działalność także w Arabii Saudyjskiej, Jemenie, Egipcie i Jordanii. Te komórki terrorystyczne nadal tam działają, a w tych regionach zbiegają się interesy całego świata. Następcy al-Baghdadiego są przekonani, że kiedyś Zachód nie będzie miał innego wyjścia i będzie musiał zawrzeć z odradzającym się Państwem Islamskim umowę przewidującą „podział interesów”, podobnie jak w przypadku rządzących w Afganistanie Talibów.

– W ostatnich latach wielu niemieckich islamistów powróciło do Niemiec, stanęło przed sądem…
– Nie każdy powracający rezygnuje ze swoich poglądów, większość takich rzekomych „dezerterów” czeka na swoją ponowną szansę.

 

[Jürgen Todenhöfer, niemiecki polityk i reportażysta, ekspert ds. terroryzmu i Bliskiego Wschodu. Autor kontrowersyjnych wywiadów, m.in. z prezydentem Syrii Baszszarem al-Asadem. Z wykształcenia prawnik, poseł Bundestagu (CDU) w latach 1972–1990. W 2020 roku założył własną partię o nazwie Team Todenhöfer, która w wyborach do Bundestagu zyskała zaledwie 0,5 procent] 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Pomiędzy tweetem Tuska a artykułem Onetu na jego temat, minęły... dwie minuty Wiadomości
Pomiędzy tweetem Tuska a artykułem Onetu na jego temat, minęły... dwie minuty

W poniedziałek portal Onet.pl opublikował artykuł, w którym napisano, że wewnętrzne służby bezpieczeństwa Orlenu ostrzegały Daniela Obajtka przed współpracą z pochodzącym z Libanu Samerem A., podejrzewanym o kontakty z terrorystyczną organizacją Hezbollah. Sprawę natychmiast wykorzystał Donald Tusk.

Protest rolników na granicy z Ukrainą zawieszony z ostatniej chwili
Protest rolników na granicy z Ukrainą zawieszony

Wczoraj zawieszono ostatni protest rolników na granicy z Ukrainą w Hrebennem. Jak powiedział Tysol.pl Mirosław Kowalik, organizator protestu, burmistrz Lubyczy Królewskiej Marek Łuszczyński, nie wyraził zgody na dalszą blokadę przejścia. Organizatorzy nie mówią jednak o końcu swojej walki.

Von der Leyen staje murem za Zielonym Ładem: Takie jest dziś prawo, taka jest konieczność z ostatniej chwili
Von der Leyen staje murem za Zielonym Ładem: "Takie jest dziś prawo, taka jest konieczność"

Ubiegająca się o drugą kadencję przewodnicząca KE Ursula von der Leyen w poniedziałek w debacie wyborczej broniła Europejskiego Zielonego Ładu. W jej ocenie nie jest on zagrożeniem dla konkurencyjności europejskiej gospodarki, ale jest do niej kluczem.

Paweł Jędrzejewski: pushbacki na granicy z Białorusią mają się świetnie, gdzie są celebryci? Wiadomości
Paweł Jędrzejewski: pushbacki na granicy z Białorusią mają się świetnie, gdzie są celebryci?

Co jest przyczyną, że obecnie rządzący postępują z ludźmi starającymi się sforsować granicę z Białorusią identycznie jak ich poprzednicy?

Wyborcy koalicji 13 grudnia wściekli po publikacji o odłożeniu budowy CPK z ostatniej chwili
Wyborcy koalicji 13 grudnia wściekli po publikacji o odłożeniu budowy CPK

Budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego w Baranowie odłożona – poinformowała "Gazeta Wyborcza". Tuż po publikacji artykułu w sieci wybuchła burza.

Były oficer Bundeswehry przyznał się od szpiegowania na rzecz Rosji z ostatniej chwili
Były oficer Bundeswehry przyznał się od szpiegowania na rzecz Rosji

Były oficer armii niemieckiej przyznał się w poniedziałek przed sądem do szpiegowania na rzecz Rosji. W pierwszym dniu procesu swój czyn tłumaczył chęcią uniknięcia wojny nuklearnej na Ukrainie. Grozi mu do 10 lat więzienia.

Koalicja 13 grudnia oskarża PiS o wspieranie Putina. To odwracanie kota ogonem z ostatniej chwili
Koalicja 13 grudnia oskarża PiS o wspieranie Putina. "To odwracanie kota ogonem"

– Jesteśmy świadkami odwracania kota ogonem. Być może swoim radykalizmem i protestami społecznymi siły lewicowo-libealne próbują stworzyć wrażenie, że wszystkie partie konserwatywne są proputinowskie – twierdzi europoseł PiS Witold Waszczykowski.

GW: Budowa CPK odłożona z ostatniej chwili
"GW": Budowa CPK odłożona

Budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego w Baranowie odłożona. Wracają inwestycje na Lotnisku Chopina, którego przepustowość kosztem 2,4 mld zł wzrośnie do 30 mln pasażerów rocznie. Część samolotów ma być przeniesiona do Modlina, Radomia i Łodzi – informuje "Gazeta Wyborcza".

Komisja Europejska: Polski plan klimatyczny za mało ambitny z ostatniej chwili
Komisja Europejska: Polski plan klimatyczny za mało ambitny

Komisja Europejska opublikowała swoją ocenę projektów zaktualizowanych krajowych planów w zakresie energii i klimatu (KPEiK) Bułgarii i Polski. Wydała w niej zalecenia dla obu krajów, aby "zwiększyły swoje ambicje" zgodnie z uzgodnionymi celami unijnymi na 2030 rok.

Jest wyrok ws. koncertu WOŚP podczas którego zginął Paweł Adamowicz pilne
Jest wyrok ws. koncertu WOŚP podczas którego zginął Paweł Adamowicz

Organizatorzy finału WOŚP w styczniu 2019 r., gdy ciosy nożem zadano prezydentowi Gdańska Pawłowi Adamowiczowi, a także sądzeni razem z nimi policjanci i urzędnik zostali prawomocnie uniewinnieni. Sąd podtrzymał wyrok skazujący wobec szefa firmy ochroniarskiej, a uchylił wobec kierownika ochrony.

REKLAMA

Jako pierwszy przebywał w „twierdzy dżihadystów”. Jürgen Todenhöfer dla Tysol.pl: W Niemczech poszło coś nie tak

Eksperci uspokajają, że Państwo Islamskie nie zagraża już światu zachodniemu. – Nic bardziej mylnego – mówi Jürgen Todenhöfer, który w 2014 roku jako pierwszy zachodni dziennikarz przebywał w strefie okupowanej przez terrorystów ISIS, w rozmowie z Wojciechem Osińskim.
Jürgen Todenhöfer z dżihadystami Jako pierwszy przebywał w „twierdzy dżihadystów”. Jürgen Todenhöfer dla Tysol.pl: W Niemczech poszło coś nie tak
Jürgen Todenhöfer z dżihadystami / zbiory Jürgena Todenhöfera

– Z raportu ONZ wynika, że islamski terroryzm powraca ze zdwojoną siłą. Państwo Islamskie liczy ok. 5 do 7 tysięcy zwolenników i terrorystów w Syrii i Iraku. Dane wywiadowcze Amerykanów potwierdzają, że odpowiedzialność za ostatni atak na koncercie pod Moskwą ponosi oddział tej organizacji, znany jako ISIS-K.
– Organizacja Państwo Islamskie Prowincji Chorasan, nazwana tak na cześć starego określenia regionu obejmującego części Iranu, Turkmenistanu i Afganistanu, pojawiła się we wschodnim Afganistanie pod koniec 2014 roku, czyli w chwili największych sukcesów ISIS w Syrii oraz Iraku. Po wypchnięciu terrorystów z tych regionów Państwo Islamskie rozbiło się na kilka odłamów, które jednak nadal mogą skutecznie destabilizować Zachód i dawne republiki radzieckie. Konflikty zbrojne na Ukrainie i Bliskim Wschodzie pozwoliły nam zapomnieć o tym, że komórki ISIS odradzają się właśnie w różnych innych i często skrajniejszych formach. To niestety jeszcze nie koniec.

 

Twierdza dżihadystów

 – Wspomniał Pan o szczytowym okresie „sukcesów” Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii. To Pan jako pierwszy zachodni dziennikarz przebywał niespełna dziesięć lat temu w „twierdzy dżihadystów”. Pańska książka „Inside IS” z miejsca trafiła na listę bestsellerów. Już wówczas skala brutalności tej organizacji przekraczała wszelkie wyobrażenia…
– Byłem niegdyś sędzią i nauczono mnie, że zanim wygłoszę werdykt, muszę zapoznać się zarówno z wersją oskarżyciela, jak i oskarżonego. Chciałem poznać Państwo Islamskie od wewnątrz, bez jakichkolwiek uprzedzeń. Pobyt w Mosulu – a bywałem już częściej w regionach kryzysowych – utwierdził mnie w przekonaniu, że ISIS jest najgroźniejszą organizacją przestępczą w najnowszej historii. W 2014 roku islamscy terroryści kontrolowali terytorium o wielkości Wielkiej Brytanii. Przygnębiającym doświadczeniem były dla mnie jednak szczególnie rozmowy z niemieckimi dżihadystami, którzy ulegli praniu mózgu przez samozwańczych imamów.

To byli często zwykli chłopcy z dobrych rodzin, którzy nagle deklarowali gotowość do popełnienia najokrutniejszych zbrodni. To pokazuje, że to głównie u nas w Niemczech poszło coś nie tak.

W Berlinie pokutuje opinia, że Państwo Islamskie rekrutuje jedynie osoby o islamskim pochodzeniu, co mija się z prawdą. Po zbrodniach w Trzeciej Rzeszy sądziłem, że niemiecka młodzież nie będzie już podatna na tego rodzaju pokusy, ale to jest nadal możliwe.

– Państwem Islamskim kierował wtedy znany ze swojej bezwzględności Abu Bakr al-Baghdadi, który jednak Panu wystawił gwarancję bezpieczeństwa. W jaki sposób zyskał Pan zaufanie jednego z największych zbrodniarzy na świecie? 
– Negocjowałem z przedstawicielami ISIS prawie pół roku, głównie drogą mailową i przez Skype’a. Czy ta formalna gwarancja była naprawdę wiarygodna? To była niewątpliwie wędrówka na krawędzi, co więcej, złamano kilka zawartych w umowie zasad. Odcięto nas od rodziny, nasze maile nie docierały do Niemiec. Poza tym wcześniej pewne osoby otrzymały podobną „gwarancję” i już nigdy nie wróciły. James Foley, mój dobry kolega i znakomity dziennikarz, z którym przebywałem swojego czasu w Bengazi, też ją otrzymał, a potem został porwany i na oczach całego świata brutalnie zamordowany. Zdawałem sobie z tego sprawę i zaopatrzyłem się w tabletki, aby w najmniej sprzyjającym przypadku samemu zadecydować o scenariuszu mojej śmierci. Jednak o ile inne osoby wierzyły jedynie w wiarygodność umowy z kalifatem ISIS, o tyle my nawiązaliśmy kontakt z ambasadorami i ministrami państw ościennych. Samo pismo podpisane przez al-Baghdadiego prawdopodobnie by nie wystarczyło. Musiałem jednak napisać ten reportaż. Wcześniej byłem kilkanaście razy w Syrii i Iraku, lubiłem te kraje i nadal mam tam wielu przyjaciół, np. w środowisku Asada. I nagle pojawili się tam terroryści ISIS, którzy w zawrotnym tempie zdobywali coraz więcej punktów strategicznych. Dla mnie Państwo Islamskie było zjawiskiem niepojętym i chciałem się z nim zapoznać.

Zdumiewające zresztą, że po tylu latach zachodnie służby ciągle nie są w stanie zdobyć więcej informacji o jego funkcjonowaniu. Jako dziennikarz uzyskałem je bez większych trudności, a przecież miałem mniej narzędzi niż nasz wywiad.

 

„Ostatnia bitwa”

– Jadąc do Iraku, zatrzymał się Pan w przygranicznym obozie w Syrii, gdzie docierali rekruci z Europy, odbywający tam „szkolenie bojowe”. Wielu młodych Niemców jest nadal podatnych na obietnice terrorystów ISIS. Co popycha młodych ludzi do porzucenia rodziny i wspierania terrorystów? 
– Odradzające się w przeróżnych inkarnacjach Państwo Islamskie jest wciąż pokłosiem tego, co wydarzyło się dwie dekady temu w Afganistanie, Libii i szczególnie w Iraku, gdzie odsunięto od władzy Sunnitów. Wtrącając Irak w przewlekłą wojnę domową, Zachód strzelił sobie w kręgosłup. Jednym z mitów założycielskich ISIS było więc „zatrzymanie wojny”. Terroryści dopuszczają się o wiele brutalniejszych okrucieństw, ale ich zdaniem mieszczą się one w logice „ostatniej bitwy”, zaprowadzającej „porządek na świecie”. Motywację tych młodych osób budzi też fakt, że w przeszłości bojownicy Państwa Islamskiego byli w stanie odnieść poważne sukcesy militarne. Terytorialna ekspansja ISIS w 2014 roku utwierdziła ich w opinii, że nadal są częścią „epokowego przełomu”. W swoich ojczyznach nikt się nimi nie interesował, a tam czują się nagle potrzebni, są przekonani o „historycznej nieuchronności” swojego zwycięstwa w „walce między dobrem i złem”. W Europie byli „nikim”, podczas gdy na Bliskim Wschodzie czy ostatnio w Moskwie decydują o „dziejach ludzkości”.

– W swojej książce opisuje Pan rozmowę z 30-letnim terrorystą z Solingen, który w przypływie szczerości wyznaje, że jego organizacja „wyrżnie” wszystkich szyitów na świecie, po czym „zaprosił” Pana na publiczną dekapitację „niewiernego”, którego Pan miał sobie wybrać.
– Oczywiście odmówiłem, ale tak rzeczywiście było. Christian Emde, który w 2019 roku zginął wskutek ataku dronów, zerwał ze swoją przeszłością i zamieszkał w Mosulu, przyjąwszy nazwisko Abu Qatada. Chłopak był bystry i oczytany, ale jednocześnie zupełnie niereformowalny i pełen nienawiści. Po powrocie z Iraku rozmawiałem z jego matką i nauczycielami. W szkole wyróżniał się poczuciem sprawiedliwości, występował często w obronie słabszych i szykanowanych. Wszyscy zastanawiali się nad przyczyną tej przemiany. Co musiało się wydarzyć, żeby z pogodnego i uczynnego chrześcijanina wyrósł radykalny islamista, który z uśmiechem na twarzy zabija, utrzymując że Państwo Islamskie „nie zna granic, jedynie fronty”? Ten człowiek był głęboko przekonany, że działał w słusznej sprawie. 

– Ta argumentacja przypomina mentalność członków Hitlerjugend…
– Trudno się z tym nie zgodzić. Ten młody salafita bez drgnięcia powieki powiedział, że jedynym „kłopotem” przy wyeliminowaniu 200 milionów szyitów są „kwestie techniczne”. U mnie jako Niemca zapaliły się wtedy wszystkie „światełka”, bo doskonale wiem, że Hitler posuwał się coraz śmielej do haniebnych zagrań głównie dlatego, że świat mu na to pozwalał, zbywając jego plany milczeniem. Musimy ciągle przypominać, że organizacja terrorystyczna ISIS nadal istnieje i mimo odwrotu z Syrii i Iraku znów rośnie. Odradza się na naszych oczach i wciąż jest gotowa do popełniania masowych mordów.

 

„Islamska rewolucja”

– Rozmawiał Pan wtedy też z al-Baghdadim?

Nie, ale z ludźmi z jego otoczenia. Jeden z nich do mnie podszedł i powiedział, że kiedy „islamska rewolucja” dotrze do Niemiec, to ja będę jego pierwszą ofiarą. 

– Dlaczego to powiedział?
– Umowa z kalifem obowiązywała tylko na terenie samozwańczego Państwa Islamskiego, a już od pierwszego dnia traktowano nas tam z wyraźną niechęcią. Byliśmy w Mosulu dziesięć dni, ale już po pierwszym dniu zauważono, że nie jesteśmy zwolennikami ich ideologii. Być może w niektórych sytuacjach niepotrzebnie prowokowałem, mówiąc, że to, co czynią radykalni islamiści, ma tyle wspólnego z islamem, co gwałt z miłością. Kalif Państwa Islamskiego zapewnił nam wprawdzie formalnie, że nikt nam nic nie zrobi, ale w przypadku „bluźnierstwa” gwarancja straciłaby swoją wartość. Moim rozmowom z dżihadystami towarzyszyło więc nieustanne napięcie. Przebywałem z nimi 24 godziny na dobę, spałem z terrorystami na podłodze, wśród karabinów i ładunków wybuchowych. I tak sobie z głupia frant zapytałem, co myślą o wersecie, w którym Mahomet głosi, że zabijając jednego człowieka, „zabija się całą ludzkość”.

– I jak zareagowali?
– Dochodziło niekiedy do gwałtownych reakcji, niektórzy z terrorystów krzyczeli, wymachując kałasznikowem. Jednak nikt z nich nie posunął się wobec mnie do rękoczynów.

 

Islamiści w Niemczech

– Powróciwszy do Niemiec, wystosował Pan otwarty list do al-Baghdadiego, twierdząc, że jest jednym z największych zbrodniarzy w historii ludzkości. Co odpowiedział? 
– Wcale nie odpowiedział, a wkrótce zginął podczas amerykańskiego nalotu. A jednak list został opublikowany we wiodących zachodnich i arabskich mediach. Nie mógł go więc nie przeczytać. Al-Baghdadi był bezwzględnym zbrodniarzem, ale niestety też umiejętnym przywódcą, któremu udało się wtedy rozwinąć dynamiczną działalność także w Arabii Saudyjskiej, Jemenie, Egipcie i Jordanii. Te komórki terrorystyczne nadal tam działają, a w tych regionach zbiegają się interesy całego świata. Następcy al-Baghdadiego są przekonani, że kiedyś Zachód nie będzie miał innego wyjścia i będzie musiał zawrzeć z odradzającym się Państwem Islamskim umowę przewidującą „podział interesów”, podobnie jak w przypadku rządzących w Afganistanie Talibów.

– W ostatnich latach wielu niemieckich islamistów powróciło do Niemiec, stanęło przed sądem…
– Nie każdy powracający rezygnuje ze swoich poglądów, większość takich rzekomych „dezerterów” czeka na swoją ponowną szansę.

 

[Jürgen Todenhöfer, niemiecki polityk i reportażysta, ekspert ds. terroryzmu i Bliskiego Wschodu. Autor kontrowersyjnych wywiadów, m.in. z prezydentem Syrii Baszszarem al-Asadem. Z wykształcenia prawnik, poseł Bundestagu (CDU) w latach 1972–1990. W 2020 roku założył własną partię o nazwie Team Todenhöfer, która w wyborach do Bundestagu zyskała zaledwie 0,5 procent] 



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe