Zdort: Polscy liberałowie nienawidzą bardziej. Dlaczego?

Od kilkudziesięciu lat w Polsce polaryzacja ideowo-polityczna narasta. Z badań wynika, że mniej agresji wobec przeciwnika wyrażają wyborcy prawicowi. Liberałowie uważają, iż są bardziej nielubiani przez drugą stronę niż konserwatyści. Prawicowcy rzadziej odczłowieczają swoich konkurentów. To może efekt wpływu mediów lub politycznych przywódców, w brutalny sposób deprecjonujących przeciwników. Czy to możliwe, że – wbrew powszechnemu mniemaniu – przywódcy liberałów są bardziej agresywni?

Wyborcy Platformy Obywatelskiej (oraz jej wcześniejszych liberalnych wcieleń partyjnych) od zawsze byli upewniani przez media i społeczne autorytety, że to oni są bardziej wartościowymi, lepiej wykształconymi, lepiej zarabiającymi, zajmują wyższe stanowiska, że są elitą. Społeczny efekt wielokrotnego powtarzania tej tezy musiał spowodować, że tej grupie elektoratu pojawiła się nieproporcjonalna pewność siebie, zadufanie, przekonanie o własnej wyjątkowości. Z takiej pozycji łatwiej patrzeć na przeciwnika z góry i nim gardzić.

Przy okazji kolejnych wyborów możemy dostrzec, jak bardzo polscy wyborcy są spolaryzowani. Coraz bardziej. Coraz wyraźnie widać z jednej strony PiS, a z drugiej Koalicję Obywatelską, której sojusznicy ponieśli tym razem, w wyborach do Parlamentu Europejskiego, sromotną klęskę. Prawu i Sprawiedliwości wyrosła tym razem na prawicy silna konkurencja w postaci Konfederacji, ale wciąż nie na tyle silna, abyśmy musieli przestać mówić o partyjnej dychotomii.

Potwierdzają to specjaliści od kwestii społecznych, których opinie regularnie bada Digital Society Project. Eksperci są pytani o to, jak duże są „różnice w opiniach co do podstawowych problemów politycznych w społeczeństwie” i mają je określić na skali od 0 do 4. Z tych sondaży wynika, że Polacy są ekstremalnie podzieleni: w ciągu 20 lat od roku 2001 do 2021 r. wskaźnik dla Polski wzrósł z 2, 71 do 3,83. Dla porównania: we Francji to 3,17, w Niemczech – 2,43, w Wielkiej Brytanii – 2,83, a w Szwecji – 2,13. Nawet w USA ten wskaźnik polaryzacji jest niższy niż w Polsce i wynosi 3,5. Wyższą polaryzację mają u siebie tylko Węgrzy i Bośniacy (po 4 w obu krajach).

Nic dziwnego, że socjologowie i obserwatorzy nad Wisłą zwracają uwagę na coraz silniejszą niechęć między elektoratami głównych partii, czasem mówiąc nawet o nienawiści. Badacze opinii publicznej już jakiś czas temu zaczęli się zastanawiać – i sprawdzać – czy bardziej swoich adwersarzy nie znoszą konserwatyści, czy może liberałowie.

Czytając teksty w gazetach i publicystyczne analizy można by dojść do wniosku, że większym agresorem jest prawica. No bo wiadomo: prawicowcy, wedle medialnych ocen, są niewykształceni, prymitywni, skostniali, mało elastyczni, zaś liberałowie i lewicowcy to ludzie łagodni, otwarci na innych, zazwyczaj chętni do dyskusji.

Tym bardziej chwała socjologom, którzy tym dość powszechnym tezom zadali kłam i udowodnili, że tak naprawdę większą nienawiść wobec oponentów okazują liberałowie niż konserwatyści. Ich zasługa jest tym większa, że to badacze, których osobistych poglądów (podobne jak poglądy dominujące w ich instytutach badawczych) nie sposób uznać za prawicowe – wręcz przeciwnie.

Najsłynniejsza jest chyba analiza zatytułowana „Polaryzacja polityczna w Polsce” pochodząca z 2019, dokonana przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii UW. Powiedzieć, że to środowisko lewicowe, to nie powiedzieć nic. Wystarczy choć odczytać tematy raportów tego instytutu, który zajmuje się głównie rzekomym represjonowaniem środowisk LGBT w Polsce, antysemityzmem, zabobonami, teoriami spiskowymi, zazwyczaj udowodniając, że jest tak, ja się intelektualnym elitom wydaje. I nie chcę tu twierdzić, że fałszuje wyniki badań, ale dziwnym trafem „tak im wychodzi” – przyczyną mogą być (jak to w badaniach socjologicznych bywa) błędnie przygotowane pytania, wybór respondentów, osobiste nastawienie badaczy.

Tym bardziej szokuje wspomniany raport z 2019 roku, wedle którego zwolennicy partii Donalda Tuska wyrażają większą agresję wobec swoich adwersarzy, niż wyborcy ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego wobec nich. Badacze zajęli się m.in. kwestią dehumanizacji – czyli tym, na ile elektorat jednej z tych partii odbiera cechy ludzkie elektoratowi tej drugiej – tu analiza wskazuje w sposób jednoznaczny, że pisowcy chętniej przydają cech ludzkich tym z drugiej strony barykady, niż platformersi (używam tego określenia umownie, w rzeczywistości badano pełen wachlarz zwolenników partii wówczas opozycyjnych, które dziś tworzą rządzącą koalicję).

Ciekawym składnikiem tego raportu – bo najlepiej pokazującym społeczne uprzedzenia – jest odpowiedź na pytanie, co osoby z przeciwnej tobie grupy politycznej myślą o tobie i ludziach myślących jak ty. Okazało się, że liberałowie uważają, iż są bardziej nielubiani przez drugą stronę niż konserwatyści.

A dochodzą do tego dane dotyczące kontaktów wyborców z przeciwnym środowiskiem: pisowcy znacznie chętniej gotowi są przyznać, że znają swoich przeciwników, niż platformersi. Co oczywiście nie musi oznaczać, że tak jest naprawdę, ale świadczy raczej o tym, kto mniej brzydzi się konkurentami.

I warto zauważyć, że większa niechęć liberałów do konserwatystów niż odwrotnie to nie jest zjawisko nowe. Ta sama instytucja przeprowadziła w 2013 roku badanie na temat stosunku Polaków uważających, że w Smoleńsku doszło do nieszczęśliwego wypadku do zwolenników tezy o zamachu – i wzajemnie. Okazało się wtedy, że wśród osób uważających, że w 2010 roku doszło „tylko” do wypadku, aż 19 proc. nie chciałoby pracować razem z osobami przekonanymi, że prezydent Lech Kaczyński zginął w zamachu wraz z innymi pasażerami samolotu. Natomiast w grupie zwolenników teorii zamachowej jedynie 5 proc. nie miałoby ochoty pracować z ludźmi przekonanymi, że była to „zwyczajna” katastrofa. Łatwo się domyślić, jak przekładało się to na podziały partyjne: bardziej tolerancyjni okazali się zwolennicy PiS, a znacznie mniej zwolennicy PO.

Wracając do badania z 2019 roku – kolejnym elementem wskazujących na różnice emocji wśród elektoratów w Polsce było zbadanie stopnia dehumanizacji przeciwników politycznych. Zbadano je pokazując respondentom słynną ilustrację ewolucji człowieka „The ascent of humans”: pięć czarnych sylwetek od poruszającej się na czterech kończynach małpy po wyprostowanego człowieka i zadano następujące pytanie: „Czasem ludzie wydają się innym bardziej bądź mniej ludzcy. W oczach innych ludzi niektórzy wydają się być bardzo rozwinięci, inni zaś zdają się znajdować na wcześniejszych stadiach ewolucji. Posługując się obrazkiem zamieszczonym poniżej, proszę określić, na jakim stadium ewolucji umieścił(a)by Pan/i zwolenników partii opozycyjnych / zwolenników partii rządzącej?” Można było dać odpowiedź od 1 (pełna dehumanizacja) do 9 (brak dehumanizacji). Wyniki (nie wchodząc już w szczegóły skomplikowanej metodologii i przeliczników) pokazywały, iż konserwatyści traktowali liberałów bardziej „po ludzku”, niż liberałowie konserwatystów.

Autorka tych badań, dr Paulina Górska, psycholog społeczna z Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, sama była efektem swoich badań zaskoczona i starała się ustalić, jaka jest przyczyna tego, że zwolennicy partii liberalno-lewicowych nienawidzą bardziej. Wysnuła wniosek, iż liberałowie są przekonani, że druga strona ich chce zniszczyć, i dlatego bardziej nie lubią konserwatystów. Snuła podejrzenia, iż jest to efekt wpływu mediów lub politycznych przywódców, w brutalny sposób deprecjonujących swoich przeciwników.

Czego wykluczać nie należy, bo zwracały na to uwagę już badania z 2008 roku analizowane przez łódzką badaczkę Bożenę Walerjan: wskazywała ona, że wzajemna niechęć elektoratów wynika w ogromnej mierze nie z racjonalnej oceny sytuacji, ale z poziomu emocji wywoływanych przez partyjnych liderów. Pisała, że gdy umiejętności działaczy i program schodzą na drugi plan, otwiera się pole do działań rywalizacyjnych, zwłaszcza wtedy, gdy nie ma się wyborcom nic innego do zaoferowania. Że ofertę programową w takich sytuacjach łatwo jest zastąpić „igrzyskami dyskredytacyjnymi”.

Jaki z tego wniosek? Mało chwalebny dla przywódców liberałów. Bo jeśli tak jest rzeczywiście, oznaczałoby to, iż liderzy z tej właśnie strony sceny politycznej są bardziej agresywni, pobudzają więcej negatywnych emocji wśród swoich wyborców, częściej obrażają przeciwników, choć większość mediów usiłuje od wielu lat nas przekonywać, że jest odwrotnie.

Rzecz jasna wyborczy efekt tego pompowania społecznego balonika czasem okazuje się skuteczny – elektorat liberalny zmotywowany często właśnie niechęcią do przeciwnika w październiku ubiegłego roku masowo poszedł do urn i dał zwycięstwo i władzę obozowi Donalda Tuska. Krótko mówiąc: opłaciło się. Socjologowie powinni jednak się przyglądać, jaki będzie odłożony w czasie efekt na poziomie psychologii społecznej, który ta miniona kampania będzie miała na wewnątrznarodowe podziały w Polsce w następnych latach. Tym bardziej, że – można mieć wrażenie – po głosowaniu z 2023 roku napięcie polityczne wcale nie spadło.

Warto podkreślić, że akurat wyniki badań z 2019 roku nie były przypadkowe, nie było jednorazowym wybrykiem, błędem metodologicznym czy efektem źle dobranej próbki społecznej, bo potwierdzają je także najnowsze sondaże – choćby ten z października 2023, przygotowany przez Dominikę Bulską i Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi SWPS (która zresztą w swoim raporcie powołuje się na prace Pauliny Górskiej).

W tym badaniu dla analizy postaw społecznych niesłychanie ważnym okazał się czynnik nazywany dehumanizacją (odczłowieczaniem). A właściwie poczucie bycia dehumanizowanym przez drugą stronę politycznego sporu. Otóż liberałowie uważali, że są bardziej dehumanizowani przez swoich oponentów niż konserwatyści. Jak pisze w raporcie Dominika Bulska, „osoby popierające Prawo i Sprawiedliwość, w porównaniu do wyborców ówczesnej opozycji, były bardziej skłonne przypisywać człowieczeństwo swoim przeciwnikom politycznym”.

„Wyborcy opozycji uważali, że osoby popierające PiS odmawiają im człowieczeństwa w większym stopniu niż miało to miejsce faktycznie (…). Dla wyborców PiS nie zaobserwowaliśmy podobnej zależności – respondenci popierający tę partię polityczną trafnie szacowali to, w jakim stopniu ich przeciwnicy polityczni odmawiają im człowieczeństwa”.

Bulska odnotowuje: „Zarówno osoby popierające PiS jak i te popierające opozycję deklarowały jednocześnie, że ich przeciwnicy polityczni mają tendencję do odmawiania im człowieczeństwa – przy czym wyborcy opozycji twierdzili tak w istotnie większym stopniu, jednocześnie wyolbrzymiając faktyczną skalę dehumanizacji. (…) wyborcy szeroko pojętej ówczesnej opozycji nietrafnie twierdzili, że wyborcy PiS są bardziej skłonni do odmawiania im człowieczeństwa.

A przez to same były (niejako w odwecie) bardziej skłonne do dehumanizacji swoich przeciwników i uznania za stosowne stosowania wobec nich przemocy.

Pisząc o różnicach w poziomie emocji między elektoratami można zwrócić uwagę jeszcze na jedną niesłychanie ważną kwestię. Otóż wyborcy Platformy Obywatelskiej (oraz jej wcześniejszych liberalnych wcieleń partyjnych) od zawsze były upewniani przez media i społeczne autorytety, że to oni są bardziej wartościowymi, lepiej wykształconymi, lepiej zarabiającymi, zajmują wyższe stanowiska, że są elitą. Na pewno w jakiejś mierze i w jakimś sensie jest tak faktycznie, ale społeczny efekt wielokrotnego powtarzania tej tezy musiał spowodować, że tej grupie wyborców pojawiła się nieproporcjonalna pewność siebie, zadufanie, przekonanie o własnej wyjątkowości. Z takiej pozycji łatwiej patrzeć na przeciwnika z góry i nim gardzić.

 

Dominik Zdort jest dziennikarzem i publicystą, senior research fellow w projekcie „Ordo Iuris Cywilizacja” Instytutu Ordo Iuris. Pracował m.in. w „Życiu Warszawy”, „Rzeczpospolitej” i „Newsweeku”, był współautorem audycji w RDC i radiowej „Dwójce”, a ostatnio szefem magazynu weekendowego „Rzeczpospolitej” Plus Minus oraz internetowego Tygodnika TVP.


 

POLECANE
Cała Polska śpiewa z nami, wpie.dalać z płodziakami. Koszmar przed aborcyjną przychodnią w Warszawie [VIDEO] gorące
"Cała Polska śpiewa z nami, wpie.dalać z płodziakami". Koszmar przed aborcyjną "przychodnią" w Warszawie [VIDEO]

8 marca, przy ul. Wiejskiej 9 w Warszawie otwarto pierwszą w Polsce "przychodnię" aborcyjną "Abotak". Od tamtej pory przed placówką trwają protesty prolajferów i kontrprotesty aborcjonistów. W sieci pojawiły się nagrania z jednego z protestów.

„Naród się wkurzy”. Wałęsa apeluje do Trzaskowskiego przed wyborami polityka
„Naród się wkurzy”. Wałęsa apeluje do Trzaskowskiego przed wyborami

Były prezydent Lech Wałęsa w rozmowie z „Rzeczpospolitą” ostrzegł, że Polska stoi na granicy wewnętrznego konfliktu. Jego zdaniem, jeśli wybory prezydenckie wygrają prawicowi kandydaci, kraj może pogrążyć się w chaosie.

Nowy projekt księżnej Kate poruszył Brytyjczyków Wiadomości
Nowy projekt księżnej Kate poruszył Brytyjczyków

Księżna Kate, która sama zmagała się z nowotworem, teraz wspiera innych pacjentów onkologicznych w wyjątkowy sposób. Pałac Kensington oraz Królewskie Towarzystwo Ogrodnicze ogłosiły niezwykłą inicjatywę - powstała specjalna odmiana róży, nazwana imieniem księżnej.

Dramat na Mazowszu. Helikopter runął na ziemię z ostatniej chwili
Dramat na Mazowszu. Helikopter runął na ziemię

W sobotnie popołudnie we wsi Stopin, w województwie mazowieckim, doszło do groźnie wyglądającego wypadku z udziałem śmigłowca. Mała maszyna runęła na pole podczas próby awaryjnego lądowania. Na pokładzie znajdowało się dwóch mężczyzn.

Alarmujące dane o przemocy domowej w Niemczech. Rząd szuka rozwiązań z ostatniej chwili
Alarmujące dane o przemocy domowej w Niemczech. Rząd szuka rozwiązań

W Niemczech rośnie liczba przypadków przemocy domowej. Według najnowszych danych zebranych przez gazetę „Welt am Sonntag” od urzędów kryminalnych w poszczególnych landach, tylko w ubiegłym roku zgłoszono ponad 266 tysięcy ofiar. To wzrost o 4 procent w porównaniu z rokiem 2023. Eksperci zaznaczają jednak, że skala zjawiska jest znacznie większa – wiele osób nie decyduje się na zgłoszenie przemocy z obawy przed sprawcą, wstydem lub brakiem wiary w skuteczność pomocy.

Walczyło o nią wielu. Na licytacji w Oslo padł prawdziwy rekord Wiadomości
"Walczyło o nią wielu". Na licytacji w Oslo padł prawdziwy rekord

Wybita w Bydgoszczy XVII-wieczna złota "moneta chocimska" Zygmunta III Wazy została sprzedana na sobotniej aukcji w Oslo za 19,2 mln koron, czyli ok. 7 mln zł. To najwyższa cena osiągnięta za podobny obiekt w historii Skandynawii.

Nowe doniesienia ws. Szczęsnego. Trener Barcelony powiedział to wprost Wiadomości
Nowe doniesienia ws. Szczęsnego. Trener Barcelony powiedział to wprost

FC Barcelona przygotowuje się do wielkiego starcia z Realem Madryt w 35. kolejce La Liga. Przed niedzielnym El Clasico na konferencji prasowej pojawił się trener Hansi Flick, który nie tylko zapowiedział skład, ale też odniósł się do przyszłości Wojciecha Szczęsnego w klubie.

Szef MON pogratulował polskim pilotom. Chodzi o ważne szkolenie w USA Wiadomości
Szef MON pogratulował polskim pilotom. Chodzi o ważne szkolenie w USA

Wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz pogratulował w sobotę polskim pilotom, którzy ukończyli pierwszy etap szkolenia na samolotach F-35 w USA. Podkreślił, że żołnierze ci wzmacniają polskie zdolności obronne.

Sprawa śmierci 3-latki ze Słupska. Są zarzuty dla rodziców z ostatniej chwili
Sprawa śmierci 3-latki ze Słupska. Są zarzuty dla rodziców

Dożywocie grozi rodzicom 3-letniej dziewczynki, która z rozległymi oparzeniami ciała trafiła w piątek do szpitala w Słupsku. Mimo starań lekarzy dziecko zmarło.

Stanowski po spotkaniu z Nawrockim: „Zapamiętam to na długo” pilne
Stanowski po spotkaniu z Nawrockim: „Zapamiętam to na długo”

W piątek wieczorem odbyła się debata kandydatów na prezydenta, podczas której Krzysztof Stanowski wezwał Karola Nawrockiego do wyjaśnień dotyczących zakupu kawalerki w Gdańsku. Po wydarzeniu do Stanowskiego podszedł Karol Nawrocki. "Powiem wam, że dla mnie te wybory to także kolekcjonowanie w głowie pewnych scenek. Jedną z nich zapamiętam na długo" - opisuje swoją rozmowę z Nawrockim dziennikarz.

REKLAMA

Zdort: Polscy liberałowie nienawidzą bardziej. Dlaczego?

Od kilkudziesięciu lat w Polsce polaryzacja ideowo-polityczna narasta. Z badań wynika, że mniej agresji wobec przeciwnika wyrażają wyborcy prawicowi. Liberałowie uważają, iż są bardziej nielubiani przez drugą stronę niż konserwatyści. Prawicowcy rzadziej odczłowieczają swoich konkurentów. To może efekt wpływu mediów lub politycznych przywódców, w brutalny sposób deprecjonujących przeciwników. Czy to możliwe, że – wbrew powszechnemu mniemaniu – przywódcy liberałów są bardziej agresywni?

Wyborcy Platformy Obywatelskiej (oraz jej wcześniejszych liberalnych wcieleń partyjnych) od zawsze byli upewniani przez media i społeczne autorytety, że to oni są bardziej wartościowymi, lepiej wykształconymi, lepiej zarabiającymi, zajmują wyższe stanowiska, że są elitą. Społeczny efekt wielokrotnego powtarzania tej tezy musiał spowodować, że tej grupie elektoratu pojawiła się nieproporcjonalna pewność siebie, zadufanie, przekonanie o własnej wyjątkowości. Z takiej pozycji łatwiej patrzeć na przeciwnika z góry i nim gardzić.

Przy okazji kolejnych wyborów możemy dostrzec, jak bardzo polscy wyborcy są spolaryzowani. Coraz bardziej. Coraz wyraźnie widać z jednej strony PiS, a z drugiej Koalicję Obywatelską, której sojusznicy ponieśli tym razem, w wyborach do Parlamentu Europejskiego, sromotną klęskę. Prawu i Sprawiedliwości wyrosła tym razem na prawicy silna konkurencja w postaci Konfederacji, ale wciąż nie na tyle silna, abyśmy musieli przestać mówić o partyjnej dychotomii.

Potwierdzają to specjaliści od kwestii społecznych, których opinie regularnie bada Digital Society Project. Eksperci są pytani o to, jak duże są „różnice w opiniach co do podstawowych problemów politycznych w społeczeństwie” i mają je określić na skali od 0 do 4. Z tych sondaży wynika, że Polacy są ekstremalnie podzieleni: w ciągu 20 lat od roku 2001 do 2021 r. wskaźnik dla Polski wzrósł z 2, 71 do 3,83. Dla porównania: we Francji to 3,17, w Niemczech – 2,43, w Wielkiej Brytanii – 2,83, a w Szwecji – 2,13. Nawet w USA ten wskaźnik polaryzacji jest niższy niż w Polsce i wynosi 3,5. Wyższą polaryzację mają u siebie tylko Węgrzy i Bośniacy (po 4 w obu krajach).

Nic dziwnego, że socjologowie i obserwatorzy nad Wisłą zwracają uwagę na coraz silniejszą niechęć między elektoratami głównych partii, czasem mówiąc nawet o nienawiści. Badacze opinii publicznej już jakiś czas temu zaczęli się zastanawiać – i sprawdzać – czy bardziej swoich adwersarzy nie znoszą konserwatyści, czy może liberałowie.

Czytając teksty w gazetach i publicystyczne analizy można by dojść do wniosku, że większym agresorem jest prawica. No bo wiadomo: prawicowcy, wedle medialnych ocen, są niewykształceni, prymitywni, skostniali, mało elastyczni, zaś liberałowie i lewicowcy to ludzie łagodni, otwarci na innych, zazwyczaj chętni do dyskusji.

Tym bardziej chwała socjologom, którzy tym dość powszechnym tezom zadali kłam i udowodnili, że tak naprawdę większą nienawiść wobec oponentów okazują liberałowie niż konserwatyści. Ich zasługa jest tym większa, że to badacze, których osobistych poglądów (podobne jak poglądy dominujące w ich instytutach badawczych) nie sposób uznać za prawicowe – wręcz przeciwnie.

Najsłynniejsza jest chyba analiza zatytułowana „Polaryzacja polityczna w Polsce” pochodząca z 2019, dokonana przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii UW. Powiedzieć, że to środowisko lewicowe, to nie powiedzieć nic. Wystarczy choć odczytać tematy raportów tego instytutu, który zajmuje się głównie rzekomym represjonowaniem środowisk LGBT w Polsce, antysemityzmem, zabobonami, teoriami spiskowymi, zazwyczaj udowodniając, że jest tak, ja się intelektualnym elitom wydaje. I nie chcę tu twierdzić, że fałszuje wyniki badań, ale dziwnym trafem „tak im wychodzi” – przyczyną mogą być (jak to w badaniach socjologicznych bywa) błędnie przygotowane pytania, wybór respondentów, osobiste nastawienie badaczy.

Tym bardziej szokuje wspomniany raport z 2019 roku, wedle którego zwolennicy partii Donalda Tuska wyrażają większą agresję wobec swoich adwersarzy, niż wyborcy ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego wobec nich. Badacze zajęli się m.in. kwestią dehumanizacji – czyli tym, na ile elektorat jednej z tych partii odbiera cechy ludzkie elektoratowi tej drugiej – tu analiza wskazuje w sposób jednoznaczny, że pisowcy chętniej przydają cech ludzkich tym z drugiej strony barykady, niż platformersi (używam tego określenia umownie, w rzeczywistości badano pełen wachlarz zwolenników partii wówczas opozycyjnych, które dziś tworzą rządzącą koalicję).

Ciekawym składnikiem tego raportu – bo najlepiej pokazującym społeczne uprzedzenia – jest odpowiedź na pytanie, co osoby z przeciwnej tobie grupy politycznej myślą o tobie i ludziach myślących jak ty. Okazało się, że liberałowie uważają, iż są bardziej nielubiani przez drugą stronę niż konserwatyści.

A dochodzą do tego dane dotyczące kontaktów wyborców z przeciwnym środowiskiem: pisowcy znacznie chętniej gotowi są przyznać, że znają swoich przeciwników, niż platformersi. Co oczywiście nie musi oznaczać, że tak jest naprawdę, ale świadczy raczej o tym, kto mniej brzydzi się konkurentami.

I warto zauważyć, że większa niechęć liberałów do konserwatystów niż odwrotnie to nie jest zjawisko nowe. Ta sama instytucja przeprowadziła w 2013 roku badanie na temat stosunku Polaków uważających, że w Smoleńsku doszło do nieszczęśliwego wypadku do zwolenników tezy o zamachu – i wzajemnie. Okazało się wtedy, że wśród osób uważających, że w 2010 roku doszło „tylko” do wypadku, aż 19 proc. nie chciałoby pracować razem z osobami przekonanymi, że prezydent Lech Kaczyński zginął w zamachu wraz z innymi pasażerami samolotu. Natomiast w grupie zwolenników teorii zamachowej jedynie 5 proc. nie miałoby ochoty pracować z ludźmi przekonanymi, że była to „zwyczajna” katastrofa. Łatwo się domyślić, jak przekładało się to na podziały partyjne: bardziej tolerancyjni okazali się zwolennicy PiS, a znacznie mniej zwolennicy PO.

Wracając do badania z 2019 roku – kolejnym elementem wskazujących na różnice emocji wśród elektoratów w Polsce było zbadanie stopnia dehumanizacji przeciwników politycznych. Zbadano je pokazując respondentom słynną ilustrację ewolucji człowieka „The ascent of humans”: pięć czarnych sylwetek od poruszającej się na czterech kończynach małpy po wyprostowanego człowieka i zadano następujące pytanie: „Czasem ludzie wydają się innym bardziej bądź mniej ludzcy. W oczach innych ludzi niektórzy wydają się być bardzo rozwinięci, inni zaś zdają się znajdować na wcześniejszych stadiach ewolucji. Posługując się obrazkiem zamieszczonym poniżej, proszę określić, na jakim stadium ewolucji umieścił(a)by Pan/i zwolenników partii opozycyjnych / zwolenników partii rządzącej?” Można było dać odpowiedź od 1 (pełna dehumanizacja) do 9 (brak dehumanizacji). Wyniki (nie wchodząc już w szczegóły skomplikowanej metodologii i przeliczników) pokazywały, iż konserwatyści traktowali liberałów bardziej „po ludzku”, niż liberałowie konserwatystów.

Autorka tych badań, dr Paulina Górska, psycholog społeczna z Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, sama była efektem swoich badań zaskoczona i starała się ustalić, jaka jest przyczyna tego, że zwolennicy partii liberalno-lewicowych nienawidzą bardziej. Wysnuła wniosek, iż liberałowie są przekonani, że druga strona ich chce zniszczyć, i dlatego bardziej nie lubią konserwatystów. Snuła podejrzenia, iż jest to efekt wpływu mediów lub politycznych przywódców, w brutalny sposób deprecjonujących swoich przeciwników.

Czego wykluczać nie należy, bo zwracały na to uwagę już badania z 2008 roku analizowane przez łódzką badaczkę Bożenę Walerjan: wskazywała ona, że wzajemna niechęć elektoratów wynika w ogromnej mierze nie z racjonalnej oceny sytuacji, ale z poziomu emocji wywoływanych przez partyjnych liderów. Pisała, że gdy umiejętności działaczy i program schodzą na drugi plan, otwiera się pole do działań rywalizacyjnych, zwłaszcza wtedy, gdy nie ma się wyborcom nic innego do zaoferowania. Że ofertę programową w takich sytuacjach łatwo jest zastąpić „igrzyskami dyskredytacyjnymi”.

Jaki z tego wniosek? Mało chwalebny dla przywódców liberałów. Bo jeśli tak jest rzeczywiście, oznaczałoby to, iż liderzy z tej właśnie strony sceny politycznej są bardziej agresywni, pobudzają więcej negatywnych emocji wśród swoich wyborców, częściej obrażają przeciwników, choć większość mediów usiłuje od wielu lat nas przekonywać, że jest odwrotnie.

Rzecz jasna wyborczy efekt tego pompowania społecznego balonika czasem okazuje się skuteczny – elektorat liberalny zmotywowany często właśnie niechęcią do przeciwnika w październiku ubiegłego roku masowo poszedł do urn i dał zwycięstwo i władzę obozowi Donalda Tuska. Krótko mówiąc: opłaciło się. Socjologowie powinni jednak się przyglądać, jaki będzie odłożony w czasie efekt na poziomie psychologii społecznej, który ta miniona kampania będzie miała na wewnątrznarodowe podziały w Polsce w następnych latach. Tym bardziej, że – można mieć wrażenie – po głosowaniu z 2023 roku napięcie polityczne wcale nie spadło.

Warto podkreślić, że akurat wyniki badań z 2019 roku nie były przypadkowe, nie było jednorazowym wybrykiem, błędem metodologicznym czy efektem źle dobranej próbki społecznej, bo potwierdzają je także najnowsze sondaże – choćby ten z października 2023, przygotowany przez Dominikę Bulską i Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi SWPS (która zresztą w swoim raporcie powołuje się na prace Pauliny Górskiej).

W tym badaniu dla analizy postaw społecznych niesłychanie ważnym okazał się czynnik nazywany dehumanizacją (odczłowieczaniem). A właściwie poczucie bycia dehumanizowanym przez drugą stronę politycznego sporu. Otóż liberałowie uważali, że są bardziej dehumanizowani przez swoich oponentów niż konserwatyści. Jak pisze w raporcie Dominika Bulska, „osoby popierające Prawo i Sprawiedliwość, w porównaniu do wyborców ówczesnej opozycji, były bardziej skłonne przypisywać człowieczeństwo swoim przeciwnikom politycznym”.

„Wyborcy opozycji uważali, że osoby popierające PiS odmawiają im człowieczeństwa w większym stopniu niż miało to miejsce faktycznie (…). Dla wyborców PiS nie zaobserwowaliśmy podobnej zależności – respondenci popierający tę partię polityczną trafnie szacowali to, w jakim stopniu ich przeciwnicy polityczni odmawiają im człowieczeństwa”.

Bulska odnotowuje: „Zarówno osoby popierające PiS jak i te popierające opozycję deklarowały jednocześnie, że ich przeciwnicy polityczni mają tendencję do odmawiania im człowieczeństwa – przy czym wyborcy opozycji twierdzili tak w istotnie większym stopniu, jednocześnie wyolbrzymiając faktyczną skalę dehumanizacji. (…) wyborcy szeroko pojętej ówczesnej opozycji nietrafnie twierdzili, że wyborcy PiS są bardziej skłonni do odmawiania im człowieczeństwa.

A przez to same były (niejako w odwecie) bardziej skłonne do dehumanizacji swoich przeciwników i uznania za stosowne stosowania wobec nich przemocy.

Pisząc o różnicach w poziomie emocji między elektoratami można zwrócić uwagę jeszcze na jedną niesłychanie ważną kwestię. Otóż wyborcy Platformy Obywatelskiej (oraz jej wcześniejszych liberalnych wcieleń partyjnych) od zawsze były upewniani przez media i społeczne autorytety, że to oni są bardziej wartościowymi, lepiej wykształconymi, lepiej zarabiającymi, zajmują wyższe stanowiska, że są elitą. Na pewno w jakiejś mierze i w jakimś sensie jest tak faktycznie, ale społeczny efekt wielokrotnego powtarzania tej tezy musiał spowodować, że tej grupie wyborców pojawiła się nieproporcjonalna pewność siebie, zadufanie, przekonanie o własnej wyjątkowości. Z takiej pozycji łatwiej patrzeć na przeciwnika z góry i nim gardzić.

 

Dominik Zdort jest dziennikarzem i publicystą, senior research fellow w projekcie „Ordo Iuris Cywilizacja” Instytutu Ordo Iuris. Pracował m.in. w „Życiu Warszawy”, „Rzeczpospolitej” i „Newsweeku”, był współautorem audycji w RDC i radiowej „Dwójce”, a ostatnio szefem magazynu weekendowego „Rzeczpospolitej” Plus Minus oraz internetowego Tygodnika TVP.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe