Zamach na Trumpa: dwa przerażające wyjaśnienia

Gdyby na teren, gdzie miał przemawiać 13 lipca Donald Trump, wprowadzić pierwszego lepszego człowieka z ulicy i zapytać, które miejsce w promieniu 150 metrów może stanowić największe zagrożenie, wskazałby dach, z którego strzelał zamachowiec. Nie miałby wątpliwości.
Dyrektor amerykańskich służb specjalnych zeznaje podczas przesłuchania na Kapitolu ws. zamachu na Trumpa Zamach na Trumpa: dwa przerażające wyjaśnienia
Dyrektor amerykańskich służb specjalnych zeznaje podczas przesłuchania na Kapitolu ws. zamachu na Trumpa / EPA/MICHAEL REYNOLDS Dostawca: PAP/EPA

Jednak Secret Service tego dachu - jako zagrożenia - albo nie zauważył, albo udał, że on nie istnieje. Wyłączył go z obszaru swojego zainteresowania i przekazał lokalnym, poczciwym policjantom od wypisywania mandatów za wykroczenia drogowe.

Koniec hollywoodzkiego mitu

Dzień zamachu na Donalda Trumpa był dniem totalnej katastrofy dla wizerunku US Secret Service. Miliony żyły przez lata pod wrażeniem hollywoodzkich produkcji filmowych, w których w roli agentów Secret Service występowali tacy aktorzy jak Clint Eastwood ("Na linii ognia") budując obraz perfekcyjnej, niezwyciężonej organizacji. Mit tej - rzekomo najdoskonalszej - agencji ochroniarskiej na świecie runął w gruzy i będzie potrzebował wielu lat oraz dowodów skuteczności, żeby odbudować swój prestiż.

Eksperci w dziedzinie ochrony wymieniają liczne i wręcz wołające o pomstę do nieba błędy funkcjonariuszy tej agencji w owym feralnym dniu. Ich brak zdrowego rozsądku, logiki, wyobraźni, spostrzegawczości, ich zaniedbania, nonszalancja i nieodpowiedzialność umożliwiły 20-letniemu amatorowi (co wydarzyłoby się, gdyby to był fachowiec!?) na zamordowanie niewinnego, przypadkowego człowieka, poważne zranienie dwóch innych osób i oddanie pięciu strzałów, których kule przeleciały o milimetry od głowy byłego, a zarazem prawdopodobnego, przyszłego prezydenta USA. Jeden z tych dwóch strzałów mógł zmienić historię świata. Gdyby Trump nie odwrócił głowy o kilka centymetrów w momencie, gdy nadlatywała kula, która rozerwała mu górną część ucha, nie demokraci szukaliby dziś zastępstwa dla Bidena, ale republikanie - nowego kandydata.

Błąd za błędem i ... zbyt spadzisty dach

A przecież to wszystko nie miało prawa się zdarzyć, a dokładnie właśnie to się zdarzyło. Zamachowiec nie miał prawa pojawić się z bronią na terenie bezpośrednio sąsiadującym z miejscem wiecu, ale się pojawił i - zaskakująco - nikt go nie skontrolował. Nie miał prawa wejść na dach budynku stojącego tak blisko (ok. 130 metrów) od mównicy Trumpa, ale wszedł i - szokująco - nikt go nawet nie usiłował powstrzymać, mimo że już co najmniej godzinę (!) przed zamachem został odnotowany jako osoba podejrzana. Funkcjonariusze policji lub Secret Service powinni natychmiast zareagować na jego obecność na dachu, ale nie zareagowali. Ci sami funkcjonariusze powinni potraktować serio ludzi, którzy wskazywali im leżącego na dachu zamachowca, ale nie potraktowali i tę informację - aż trudno w to uwierzyć! -  zlekceważyli. Policjant, który - podobno - zerknął na dach, żeby sprawdzić, czy jest tam ktoś podejrzany, nie powinien przestraszyć się i - podobno - wycofać, gdy zamachowiec skierował w jego stronę broń. Przede wszystkim, Secret Service nie miał prawa wyłączyć budynku, z którego padły strzały, z obszaru chronionego przez swoich funkcjonariuszy i przekazać go lokalnej policji, ale to właśnie zrobiono. To była kluczowa decyzja. I całkiem niezrozumiała. Secret Service nie miał prawa decydować o tym, że jego agenci nie zajmą stanowiska na dachu, na który wszedł zamachowiec, bo ten dach jest...stromy, więc niebezpieczny. A takim idiotycznym, wręcz komicznym powodem wyjaśniała to szefowa Secret Service, Kimberly Cheatle. Stwierdziła w dwa dni po zamachu, że "zwłaszcza ten budynek ma spadzisty dach w najwyższym punkcie. A więc istnieje czynnik bezpieczeństwa, który należy wziąć pod uwagę, że nie chcielibyśmy umieszczać nikogo na pochyłym dachu." Secret Service bojący się stromego dachu? Co za farsa! Co za zdziecinnienie i niekompetencja!

Skąd pewność, że nie ma innych snajperów?

Tak wygląda lista tylko tych najbardziej rzucających się w oczy zaniedbań i błędnych decyzji podjętych przed zamachem.

Jednak to nie wszystko. Najgorsze miało dopiero nastąpić. Bo oto strzały ustają, agenci Secret Service rzucają się na Trumpa, żeby go osłonić, chwilę później jeden z agentów na dachu zabija zamachowca, po czym następuje kolejna kompromitacja tej instytucji. Teraz, gdy wszystko jest już jasne - że trwa zamach, że padają strzały - agenci zaczynają wyprowadzać Donalda Trumpa z trybuny i popełniają już nie błąd w planowaniu, ale w bezpośrednim działaniu: pozwalają mu zatrzymać się na trybunie, wznieść się ponad nich i podnieść wyciągniętą pięść do góry. Skąd agenci mają pewność, jakim cudem, że jest tylko jeden zamachowiec? Jak mogą wiedzieć, że na innym dachu nie ma kolejnego snajpera? A może dwóch? A może trzech? Skąd przeświadczenie, że teraz, gdy głowa prezydenta - ze strużkami krwi na policzku i postrzelonym uchem - wystaje ponad tłum, najwyżej jak to możliwe, nie będzie rozerwana kolejną kulą kolejnego snajpera? Przecież nie wiedzą, że jedynym sprawcą jest samotny 20-latek. O tym dowiedzą się dopiero kilka godzin później. Teraz powinni, według wszelkiej, elementarnej logiki, zakładać, że to może być zorganizowana akcja kilku zamachowców. Nie przychodzi im to jednak do głowy i bezrefleksyjnie, jak ostatni amatorzy, a nie profesjonaliści, "wystawiają" Trumpa na kolejne strzały.

Kolejna szansa na strzał

Ten moment, gdy głowa Trumpa wystaje na tle nieba ponad głowy agentów Secret Service trwa aż 9 sekund. Dla snajpera jest to więcej czasu, niż potrzeba do wykonania strzału. Wystarcza go, żeby fotograf Evan Vucci zrobił fenomenalne zdjęcie, które stało się "ikoniczne" już w momencie, gdy pojawiło się w Internecie. Jeżeli było dość czasu na fotografię, to znaczy, że było też dość czasu na strzał. Trump wykazał się odwagą i nerwami z żelaza. I nie można mieć do niego pretensji, że chciał to pokazać swoim wyborcom i światu. Natomiast dlaczego agenci Secret Service dopuścili do takiej sytuacji, gdy było już jasne, że Trump jest celem strzałów, a plan, który ktoś właśnie realizuje w tym momencie, zmierza do jego zamordowania? Żeby postawić kropkę nad "i" w tym dowodzie na swoją niekompetencję i brak wyobraźni, agenci po kilkunastu sekundach pozwalają Trumpowi po raz drugi na wychylenie się głową ponad dach samochodu, który miał go przewieźć do szpitala. To jakby danie ostatniej szansy snajperowi, który nie zdążył strzelić, gdy Trump był na podium. Pamiętajmy: agenci nie wiedzą i nie mogą wiedzieć, że zamachowiec był jeden. A zachowują się, jakby mieli taką pewność. Skąd ją mogą mieć?

Koszmarne błędy

Brak podstawowego treningu i wiedzy, co należy robić w takiej sytuacji, żeby zminimalizować ryzyko. I to wszystko nie na etapie, gdy nikt jeszcze nie wie, co się wydarzy, ale w trakcie prawdziwej akcji, czyli wtedy, gdy następuje realny i ostateczny egzamin wiedzy, umiejętności, kwalifikacji i sprawności zarówno w podejmowaniu decyzji jak i czysto fizycznej.

Katastrofa! Kosmiczne wymiary. To, że Trump żyje, to wyłącznie kwestia przypadku, lub - jak powiedzą inni - interwencja Opatrzności lub Boga. Tak czy inaczej, nie jest to zasługa Secret Service. I można powiedzieć, że Secret Service miał więcej szczęścia niż rozumu, bo gdyby było więcej zamachowców i gdyby to byli fachowcy, to ostateczny rezultat akcji byłby inny.

Przecież zginął człowiek. A nie powinien. W tym rola zaniedbań i błędów Secret Service jest już ewidentna.

Tylko dwa możliwe wyjaśnienia

To przerażające, ale funkcjonariusze działali tak, jakby chcieli stworzyć żelazne podstawy do spiskowej teorii o wyeliminowaniu kandydata Trumpa przy pomocy ludzi, którzy mieli go ochraniać, na rozkaz ludzi, którzy się śmiertelnie boją, że może wygrać 5 listopada. Bo istnieją tylko dwa wyjaśnienia postawy Secret Service: albo agenci to absolutnie wyjątkowi nieudacznicy, banda nieporadnych amatorów, albo świadomie stworzyli warunki do przeprowadzenia zamachu. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem teorii spiskowych, więc do tego drugiego pomysłu podchodzę nieufnie, ale z logicznego punktu widzenia nic innego poza tymi dwiema możliwościami nie wchodzi w grę.

CZYTAJ TAKŻE:


 

POLECANE
Kary za rezygnację z edukacji zdrowotnej? Niejasny komunikat MEN z ostatniej chwili
Kary za rezygnację z edukacji zdrowotnej? Niejasny komunikat MEN

Rodzice, którzy zrezygnowali z uczestnictwa swoich dzieci w zajęciach z nowego przedmiotu – edukacji zdrowotnej – niepokoją się, czy może to mieć dla nich konsekwencje prawne. Głos ws. zabrało Ministerstwo Edukacji Narodowej. Choć resort uspokaja, przedstawiona odpowiedź budzi wątpliwości – w komunikacie nie znalazło się jednoznaczne stwierdzenie, że kar nie ma, a jedynie, że „nic o nich nie wiadomo”.

Globalna awaria Amazon Web Services sparaliżowała sieć z ostatniej chwili
Globalna awaria Amazon Web Services sparaliżowała sieć

Problemy po stronie platformy Amazon Web Services (AWS) sprawiły, że setki popularnych stron i aplikacji na całym świecie przestały działać lub działają niestabilnie. "To zdecydowanie jedna z największych awarii usług chmurowych ostatnich lat" - pisze portal antyweb.pl. 

Nawet bez koalicjantów 100 konkretów to blef. Minister przeczy narracji Tuska pilne
Nawet bez koalicjantów 100 konkretów to blef. Minister przeczy narracji Tuska

Minister ds. nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu Maciej Berek w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim przyznał, że nawet bez koalicjantów rząd Donalda Tuska nie zrealizowałby słynnych „100 konkretów”. Jego jednoznaczna odpowiedź zaskoczyła komentatorów i zaprzeczyła tłumaczeniom premiera.

Via Baltica otwarta. Karol Nawrocki: To coś więcej niż droga pilne
Via Baltica otwarta. Karol Nawrocki: To coś więcej niż droga

Prezydent Karol Nawrocki wziął udział w uroczystym otwarciu litewskiego odcinka Via Baltica. Wspólnie z prezydentem Litwy podkreślił, że nowoczesna trasa łącząca oba kraje symbolizuje partnerstwo, wspólne wartości i solidarność narodów Europy Środkowej.

Komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Warszawy

Warszawa zapowiada dużą inwestycję w centrum miasta. Aleja Jana Pawła II – jedna z najważniejszych arterii stolicy – przejdzie metamorfozę. Po wschodniej stronie, między rondem ONZ a aleją „Solidarności”, powstanie nowa droga dla rowerów, a przestrzeń wokół niej wypełni zieleń, drzewa i trzy parki kieszonkowe.

Konkurs Chopinowski pod napięciem. Dramaty i skandale, które przeszły do legendy  Wiadomości
Konkurs Chopinowski pod napięciem. Dramaty i skandale, które przeszły do legendy 

Ostatni dzień przesłuchań XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie przynosi dreszcz emocji — dziś w nocy zostaną ogłoszone wyniki. Historia pokazuje jednak, że finały tego prestiżowego turnieju nie zawsze kończyły się spokojnie. Bywały dramatyczne, wywoływały skandale, protesty publiczności i bunty jurorów, które przechodziły do legendy.

Wiadomości
Nowe wyzwania dla samorządów – Forum Samorządowe w Zakopanem 2025

W dniach 25–26 listopada 2025 roku w Zakopanem odbędzie się Forum Samorządowe – najważniejsze jesienne wydarzenie poświęcone wyzwaniom, przed jakimi stoją polskie samorządy. Spotkanie organizowane jest przez Fundację Instytut Studiów Wschodnich we współpracy z Województwem Małopolskim oraz Miastem Zakopane. Organizacja kolejnej edycji wydarzenia to odpowiedź na ogromne zainteresowanie, jakim cieszył się Europejski Kongres Samorządów w Mikołajkach. Forum w Zakopanem ma stać się kluczową platformą dialogu i wymiany doświadczeń między liderami samorządów z całego kraju.

Sąd uniewinnia Cenckiewicza. Tusk złożył kasację z ostatniej chwili
Sąd uniewinnia Cenckiewicza. Tusk złożył kasację

Sąd uznał, że Sławomir Cenckiewicz nie zataił żadnych informacji w ankiecie bezpieczeństwa. Decyzja służb o odebraniu mu poświadczenia bezpieczeństwa miała związek z przyjmowaniem zwykłych leków, które – jak orzekł sąd – nie są substancjami psychotropowymi.

Zełenski: Jestem gotowy pojechać do Budapesztu z ostatniej chwili
Zełenski: Jestem gotowy pojechać do Budapesztu

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oświadczył, że gotów jest udać się do Budapesztu w związku ze spotkaniem prezydenta USA Donalda Trumpa z przywódcą Rosji Władimirem Putinem, jednak ocenił, że Węgry nie są dobrym miejscem do rozmów o pokoju w jego kraju.

Powstanie nowa partia Tuska. Kierwiński: Będzie zmiana szyldu z ostatniej chwili
Powstanie nowa partia Tuska. Kierwiński: "Będzie zmiana szyldu"

Platforma Obywatelska szykuje duże zmiany. Już w sobotę, podczas kongresu w Warszawie, ogłoszone zostanie połączenie z Nowoczesną i Inicjatywą Polską. Politycy partii ujawnili pierwsze szczegóły projektu, który ma oznaczać koniec dotychczasowego szyldu PO.

REKLAMA

Zamach na Trumpa: dwa przerażające wyjaśnienia

Gdyby na teren, gdzie miał przemawiać 13 lipca Donald Trump, wprowadzić pierwszego lepszego człowieka z ulicy i zapytać, które miejsce w promieniu 150 metrów może stanowić największe zagrożenie, wskazałby dach, z którego strzelał zamachowiec. Nie miałby wątpliwości.
Dyrektor amerykańskich służb specjalnych zeznaje podczas przesłuchania na Kapitolu ws. zamachu na Trumpa Zamach na Trumpa: dwa przerażające wyjaśnienia
Dyrektor amerykańskich służb specjalnych zeznaje podczas przesłuchania na Kapitolu ws. zamachu na Trumpa / EPA/MICHAEL REYNOLDS Dostawca: PAP/EPA

Jednak Secret Service tego dachu - jako zagrożenia - albo nie zauważył, albo udał, że on nie istnieje. Wyłączył go z obszaru swojego zainteresowania i przekazał lokalnym, poczciwym policjantom od wypisywania mandatów za wykroczenia drogowe.

Koniec hollywoodzkiego mitu

Dzień zamachu na Donalda Trumpa był dniem totalnej katastrofy dla wizerunku US Secret Service. Miliony żyły przez lata pod wrażeniem hollywoodzkich produkcji filmowych, w których w roli agentów Secret Service występowali tacy aktorzy jak Clint Eastwood ("Na linii ognia") budując obraz perfekcyjnej, niezwyciężonej organizacji. Mit tej - rzekomo najdoskonalszej - agencji ochroniarskiej na świecie runął w gruzy i będzie potrzebował wielu lat oraz dowodów skuteczności, żeby odbudować swój prestiż.

Eksperci w dziedzinie ochrony wymieniają liczne i wręcz wołające o pomstę do nieba błędy funkcjonariuszy tej agencji w owym feralnym dniu. Ich brak zdrowego rozsądku, logiki, wyobraźni, spostrzegawczości, ich zaniedbania, nonszalancja i nieodpowiedzialność umożliwiły 20-letniemu amatorowi (co wydarzyłoby się, gdyby to był fachowiec!?) na zamordowanie niewinnego, przypadkowego człowieka, poważne zranienie dwóch innych osób i oddanie pięciu strzałów, których kule przeleciały o milimetry od głowy byłego, a zarazem prawdopodobnego, przyszłego prezydenta USA. Jeden z tych dwóch strzałów mógł zmienić historię świata. Gdyby Trump nie odwrócił głowy o kilka centymetrów w momencie, gdy nadlatywała kula, która rozerwała mu górną część ucha, nie demokraci szukaliby dziś zastępstwa dla Bidena, ale republikanie - nowego kandydata.

Błąd za błędem i ... zbyt spadzisty dach

A przecież to wszystko nie miało prawa się zdarzyć, a dokładnie właśnie to się zdarzyło. Zamachowiec nie miał prawa pojawić się z bronią na terenie bezpośrednio sąsiadującym z miejscem wiecu, ale się pojawił i - zaskakująco - nikt go nie skontrolował. Nie miał prawa wejść na dach budynku stojącego tak blisko (ok. 130 metrów) od mównicy Trumpa, ale wszedł i - szokująco - nikt go nawet nie usiłował powstrzymać, mimo że już co najmniej godzinę (!) przed zamachem został odnotowany jako osoba podejrzana. Funkcjonariusze policji lub Secret Service powinni natychmiast zareagować na jego obecność na dachu, ale nie zareagowali. Ci sami funkcjonariusze powinni potraktować serio ludzi, którzy wskazywali im leżącego na dachu zamachowca, ale nie potraktowali i tę informację - aż trudno w to uwierzyć! -  zlekceważyli. Policjant, który - podobno - zerknął na dach, żeby sprawdzić, czy jest tam ktoś podejrzany, nie powinien przestraszyć się i - podobno - wycofać, gdy zamachowiec skierował w jego stronę broń. Przede wszystkim, Secret Service nie miał prawa wyłączyć budynku, z którego padły strzały, z obszaru chronionego przez swoich funkcjonariuszy i przekazać go lokalnej policji, ale to właśnie zrobiono. To była kluczowa decyzja. I całkiem niezrozumiała. Secret Service nie miał prawa decydować o tym, że jego agenci nie zajmą stanowiska na dachu, na który wszedł zamachowiec, bo ten dach jest...stromy, więc niebezpieczny. A takim idiotycznym, wręcz komicznym powodem wyjaśniała to szefowa Secret Service, Kimberly Cheatle. Stwierdziła w dwa dni po zamachu, że "zwłaszcza ten budynek ma spadzisty dach w najwyższym punkcie. A więc istnieje czynnik bezpieczeństwa, który należy wziąć pod uwagę, że nie chcielibyśmy umieszczać nikogo na pochyłym dachu." Secret Service bojący się stromego dachu? Co za farsa! Co za zdziecinnienie i niekompetencja!

Skąd pewność, że nie ma innych snajperów?

Tak wygląda lista tylko tych najbardziej rzucających się w oczy zaniedbań i błędnych decyzji podjętych przed zamachem.

Jednak to nie wszystko. Najgorsze miało dopiero nastąpić. Bo oto strzały ustają, agenci Secret Service rzucają się na Trumpa, żeby go osłonić, chwilę później jeden z agentów na dachu zabija zamachowca, po czym następuje kolejna kompromitacja tej instytucji. Teraz, gdy wszystko jest już jasne - że trwa zamach, że padają strzały - agenci zaczynają wyprowadzać Donalda Trumpa z trybuny i popełniają już nie błąd w planowaniu, ale w bezpośrednim działaniu: pozwalają mu zatrzymać się na trybunie, wznieść się ponad nich i podnieść wyciągniętą pięść do góry. Skąd agenci mają pewność, jakim cudem, że jest tylko jeden zamachowiec? Jak mogą wiedzieć, że na innym dachu nie ma kolejnego snajpera? A może dwóch? A może trzech? Skąd przeświadczenie, że teraz, gdy głowa prezydenta - ze strużkami krwi na policzku i postrzelonym uchem - wystaje ponad tłum, najwyżej jak to możliwe, nie będzie rozerwana kolejną kulą kolejnego snajpera? Przecież nie wiedzą, że jedynym sprawcą jest samotny 20-latek. O tym dowiedzą się dopiero kilka godzin później. Teraz powinni, według wszelkiej, elementarnej logiki, zakładać, że to może być zorganizowana akcja kilku zamachowców. Nie przychodzi im to jednak do głowy i bezrefleksyjnie, jak ostatni amatorzy, a nie profesjonaliści, "wystawiają" Trumpa na kolejne strzały.

Kolejna szansa na strzał

Ten moment, gdy głowa Trumpa wystaje na tle nieba ponad głowy agentów Secret Service trwa aż 9 sekund. Dla snajpera jest to więcej czasu, niż potrzeba do wykonania strzału. Wystarcza go, żeby fotograf Evan Vucci zrobił fenomenalne zdjęcie, które stało się "ikoniczne" już w momencie, gdy pojawiło się w Internecie. Jeżeli było dość czasu na fotografię, to znaczy, że było też dość czasu na strzał. Trump wykazał się odwagą i nerwami z żelaza. I nie można mieć do niego pretensji, że chciał to pokazać swoim wyborcom i światu. Natomiast dlaczego agenci Secret Service dopuścili do takiej sytuacji, gdy było już jasne, że Trump jest celem strzałów, a plan, który ktoś właśnie realizuje w tym momencie, zmierza do jego zamordowania? Żeby postawić kropkę nad "i" w tym dowodzie na swoją niekompetencję i brak wyobraźni, agenci po kilkunastu sekundach pozwalają Trumpowi po raz drugi na wychylenie się głową ponad dach samochodu, który miał go przewieźć do szpitala. To jakby danie ostatniej szansy snajperowi, który nie zdążył strzelić, gdy Trump był na podium. Pamiętajmy: agenci nie wiedzą i nie mogą wiedzieć, że zamachowiec był jeden. A zachowują się, jakby mieli taką pewność. Skąd ją mogą mieć?

Koszmarne błędy

Brak podstawowego treningu i wiedzy, co należy robić w takiej sytuacji, żeby zminimalizować ryzyko. I to wszystko nie na etapie, gdy nikt jeszcze nie wie, co się wydarzy, ale w trakcie prawdziwej akcji, czyli wtedy, gdy następuje realny i ostateczny egzamin wiedzy, umiejętności, kwalifikacji i sprawności zarówno w podejmowaniu decyzji jak i czysto fizycznej.

Katastrofa! Kosmiczne wymiary. To, że Trump żyje, to wyłącznie kwestia przypadku, lub - jak powiedzą inni - interwencja Opatrzności lub Boga. Tak czy inaczej, nie jest to zasługa Secret Service. I można powiedzieć, że Secret Service miał więcej szczęścia niż rozumu, bo gdyby było więcej zamachowców i gdyby to byli fachowcy, to ostateczny rezultat akcji byłby inny.

Przecież zginął człowiek. A nie powinien. W tym rola zaniedbań i błędów Secret Service jest już ewidentna.

Tylko dwa możliwe wyjaśnienia

To przerażające, ale funkcjonariusze działali tak, jakby chcieli stworzyć żelazne podstawy do spiskowej teorii o wyeliminowaniu kandydata Trumpa przy pomocy ludzi, którzy mieli go ochraniać, na rozkaz ludzi, którzy się śmiertelnie boją, że może wygrać 5 listopada. Bo istnieją tylko dwa wyjaśnienia postawy Secret Service: albo agenci to absolutnie wyjątkowi nieudacznicy, banda nieporadnych amatorów, albo świadomie stworzyli warunki do przeprowadzenia zamachu. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem teorii spiskowych, więc do tego drugiego pomysłu podchodzę nieufnie, ale z logicznego punktu widzenia nic innego poza tymi dwiema możliwościami nie wchodzi w grę.

CZYTAJ TAKŻE:



 

Polecane
Emerytury
Stażowe