Kontrowersje wokół interpretacji historii Europy Wschodniej przez Timothy'ego Snydera

„– To pijak jest! I złodziej! Bo każdy pijak to złodziej!” – ta logika z nieśmiertelnego Barejowskiego „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” wciąż nas bawi. A nie powinna. Ta logika bowiem nie tylko wciąż jest obecna w naszej rzeczywistości, ale wręcz – jest obecna w coraz większym stopniu. Co więcej, w warunkach powszechnej internetyzacji, mediów społecznościowych i przede wszystkim eskalującej szaleńczej polaryzacji obejmuje ona nowe obszary, w tym takie, które kiedyś były (czy ostrożniej: bywały) od niej wolne. Na przykład – tzw. Akademię, czyli świat naukowców.
Amerykański historyk Timothy Snyder
Amerykański historyk Timothy Snyder / Wikipedia CC BY-SA 4.0 / Christian Michelides

Timothy Snydera nie trzeba przedstawiać. To amerykański historyk, który przez lata specjalizował się w dziejach Polski i, szerzej, naszego regionu Europy. Autor obejmującego je terminu „skrwawione ziemie” („Bloodlands”), dziś stosowanego szeroko dla wyodrębnienia specyfiki krajów leżących między Hitlerem a Stalinem czy, szerzej, między Niemcami a Rosją. Zawsze Polsce życzliwy, za co bywał krytykowany przez część żydowskiej diaspory zarzucającej mu niewystarczające branie pod uwagę wagi wschodnioeuropejskiego antysemityzmu jako rzekomo samodzielnej części Holocaustu.

Jest zarazem Snyder amerykańskim lewicowcem radykalnego rodzaju. To oczywiście sam w sobie nie jest zarzut; ludzie zawsze mieli i zawsze będą mieć różne, sprzeczne z sobą wrażliwości. Rzecz w tym, iż ten pogląd na świat w wypadku Snydera prowadzi go w intelektualne regiony, które elegancko można byłoby określić mianem alternatywnych rzeczywistości. Dodajmy, że w analogiczne obszary potrafi wieść również światopogląd przeciwny. Ale teraz o Snyderze.

 

Nowy Światowy Proletariusz

Już na początku pierwszej kadencji Donalda Trumpa pojawiły się pierwsze sygnały świadczące, że ze Snyderem dzieje się coś bardzo złego. Ten historyk wezwał wówczas mianowicie Amerykanów do tworzenia… struktur ruchu oporu. Bo za chwilę legalna antytrumpowska działalność polityczna w USA stanie się, oczywiście, niemożliwa…

Potem Rosja rozpoczęła pełnoskalową agresję przeciw Ukrainie. Snyder stanął jednoznacznie po stronie napadniętych, organizował wszelkiego rodzaju zbiórki finansowe na ich rzecz i prowadził w obronie Ukrainy szeroką działalność medialną. Z tymi działaniami mogę, rzecz jasna, wyłącznie sympatyzować.

Trochę inaczej z tych działań motywacją. I z różnymi, wynikającymi z tej motywacji, ich aspektami. 

Bo oto kochany przez Polaków Snyder w swoich wystąpieniach dotyczących historii Ukrainy zaczyna – i powtarza to wielokrotnie – używać terminów „polski kolonializm” lub „polska kolonizacja”. Czyni to całkowicie kontrfaktycznie. Absurdalne jest bowiem nazywanie tak procesów, których genezą nie był zbrojny podbój, a przede wszystkim – opartych o miejscowe, rodzime elity, które w rzekomo „kolonizującym” ich ziemie państwie nie tylko zachowują lokalnie pozycję władzy, ale dopuszczone zostają do rządzenia całym tym państwem, jego centrum decyzyjnym. Nikt nie jest w stanie przytoczyć przykładu drugiego takiego „kolonializmu” w skali światowej.

Ba, potrafi też Snyder napisać, że polscy magnaci, zniewalając ukraińskich chłopów, stworzyli mit swojej rasowej (tak jest, rasowej) wyższości nad nimi. Wyższości nad „Ukraińcami” (wtedy notabene nie używano tego słowa; tożsamość chłopskich przodków obecnych Ukraińców można określić jako prawosławno-ruską, ten drugi element oznaczał cały wschodniosłowiański komponent Rzeczpospolitej). Choć przecież musi wiedzieć, że ideologia sarmatyzmu, bo przecież to ją ma na myśli, głosiła wyższość polskiej szlachty nie nad „Ukraińcami” i nawet nie tylko nad całym chłopstwem ruskim, tylko w ogóle nad całą nieszlachtą – do etnicznie polskiego chłopstwa z Wielkopolski czy Mazowsza odnosiła się dokładnie tak samo.

Podobne przykłady można mnożyć.

Dlaczego Snyder poszedł w tę stronę, i to tak daleko?

Z przyczyn ideologicznych. Snyder bardzo jednoznacznie uważa za prawdziwą wizję, w myśl której reżim Putina jest rzeczywiście emanacją antyludzkiego konserwatyzmu, prowadzącego wojnę z humanistyczną demokracją. I jego wsparcie dla Ukrainy wynika dokładnie z tego założenia. Dla niego to jest wojna ideologii progresywnej z ideologią konserwatywną; Ukraina jest dla niego nosicielką tej pierwszej. Zaś sens wojny jako geopolityczne powstrzymywanie rosyjskiego ekspansjonizmu jest dla niego mniej istotny.

Ale skąd ten „polski kolonializm”?

Z przyczyn ideologicznych. Radykalna zachodnia lewica już od dawna porzuciła wizję, w myśl której podstawowym aktorem światowej walki o postęp miałaby być klasa robotnicza. Również długo ogniskująca pozytywne emocje i lojalność Rosja jako rzekoma „ojczyzna robotników” została zastąpiona obrazem wyzyskiwanego „Trzeciego Świata” lub, jak to ostatnio określono, „globalnego Południa”. Ale to jest obraz zbyt ogólny i zawierający w sobie zbyt wiele i zbyt niejednoznacznych składników, a zachodnia lewica potrzebuje jakiejś konkretnej, świętej zbiorowości. Dlatego jest w procesie nieustannego poszukiwania kolejnego bóstwa, wytęsknionego „światowego proletariusza”, któremu mogłaby się kłaniać, absolutyzować go i który uosabiałby sobą zarazem antyimperialistyczną walkę i wyrzut sumienia człowieka Zachodu. Długo taką rolę pełnili Palestyńczycy, ale rosnące wśród nich wpływy muzułmańskiego integryzmu utrudniają obecnie lewicy ich deifikację.

Poszukiwania trwają więc dalej. W ich ramach Timothy Snyder znalazł nowego kandydata na „światowego proletariusza”, i zaczął go lansować. Miałaby nim zostać Ukraina. 

A krzywda „światowego proletariusza” musi być – taki jest podstawowy wymóg castingu na tę rolę – bezprecedensowa, wszechstronna i z niczym nieporównywalna. Musi on być ofiarą zła absolutnego, nieniuansowalnego, nierelatywizowalnego. Przy czym musiał on być tą ofiarą nie jednorazowo, tylko najlepiej na przestrzeni całej swojej historii. Stąd ten „polski kolonializm”. Bo gdyby go zabrakło, to Ukraińcy nie byliby prześladowani wiecznie, tylko wyłącznie przez jakiś czas, a więc ich sakralny status byłby niepełny.

 

Bo Zełenski jest Żydem

Przykładów podobnego nadużywania logiki w imię realizacji politycznych celów dał Snyder w ciągu ostatnich paru lat wiele. Ostatnio jednak przeszedł sam siebie.

Otóż opublikował tekst (na gruncie polskim spopularyzowała go „Krytyka Polityczna”) pod tytułem „Antysemityzm w Gabinecie Owalnym”, w którym to tekście zinterpretował słynny atak J.D. Vance’a i Donalda Trumpa na Wołodymyra Zełenskiego jako… antysemicki.

Bo Trump jest, według Snydera, oczywistym antysemitą.

Czytelnicy moich tekstów nie mogą podejrzewać mnie o sympatię do linii obecnego prezydenta USA w kwestii Rosji i Ukrainy. Ale to jedno. Natomiast nazywanie antysemitą polityka, którego zięć jest Żydem, który prowadzi politykę najbardziej chyba proizraelską z wszystkich administracji amerykańskich, którego wielu najbliższych współpracowników (w tym wysłannik ds. Bliskiego Wschodu i Ukrainy Steve Witkoff) jest Żydami, i któremu – to może najważniejsze – przy całej charakteryzującej go żywiołowej ekspresji słownej nigdy nie przypisano jakiejkolwiek antysemickiej wypowiedzi – to jednak całkiem nowa jakość.

Jak więc Snyder dowodzi rzekomego antysemityzmu Trumpa i tego iż to właśnie ten antysemityzm miał motywować atak na Zełenskiego?
Właściwie to nie dowodzi. Czy raczej: jego „dowody” sprowadzone są do logicznych łańcuchów tego rodzaju: Zełenski jest z pochodzenia Żydem? Jest. Antysemici atakują Żydów? Atakują. Trump i Vance atakowali Zełenskiego? Atakowali. Ergo – Trump i Vance to antysemici. 

Czy podobnie, choć trochę inaczej: Putin twierdzi, że Zełenski nie jest pełnoprawnym prezydentem Ukrainy. Zełenski jest Żydem. Antysemici twierdzili, że Żyd nie ma prawa niczym rządzić, więc Putin jest antysemitą. Trump też twierdzi (żądając przeprowadzenia na Ukrainie wyborów), że Zełenski nie jest pełnoprawnym prezydentem. Ergo Trump jest antysemitą.

Lub: Antysemici żądali od Żydów potulności i posłuszeństwa. Trump i Vance żądali potulności i posłuszeństwa od Zełenskiego. Zełenski jest Żydem. Ergo: Trump z Vance’m to antysemici.

Albo: Antysemici uważali Żydów za rozsadnik korupcji. Trumpiści sugerują, że władze Ukrainy są skorumpowane. Zełenski jest Żydem. Czyli: Trump i Vance to antysemici. I w ogóle, jak orzeka Snyder, „zajście w Białym Domu miało charakter antysemicki”.
Co było do udowodnienia.

Innymi słowy: „…i złodziej! Bo każdy pijak to złodziej!”.

 

Komplet cech szatańskich

Ale jak to możliwe, że Snyder, przecież wytrawny intelektualista, dopuszcza się tak oczywistych i wyzywających intelektualnych nadużyć? 
Swoją rolę odgrywają tu oczywiście cechy charakterologiczne. Snyder jest, jakby to określić, nadasertywny. Potrafił np. kilkanaście miesięcy temu wyjść z inicjatywą, żeby Ukraińcy posługujący się językiem rosyjskim zmienili obowiązujące na Ukrainie zasady tego języka, żeby docelowo stało się widoczne, iż to jest inny niż używany w Rosji wariant tego języka. Pomysł jak pomysł, nie oceniam. Zauważam tylko, że doprawdy trzeba mieć sporą dozę pewności siebie, aby ludziom innej narodowości doradzać, co mają zrobić z językiem, którym się posługują. A Snyder nie tylko doradzał, ale i potrafił być w próbach forsowania tego swojego pomysłu dosyć natarczywy.

Ale chyba nie to jest najważniejsze.

Najistotniejszy jest tzw. duch czasu. Duch czasu, który pozwala powiedzieć – i napisać – dosłownie wszystko, jeśli to, co się powie lub napisze, będzie zgodne z antypatiami wirtualnego odbiorcy. 

I chodzi właśnie bardziej o antypatie niż o sympatie. Istnieją fanatycy rozmaitych polityków czy prądów ideowych. Ale ludzie integrują się znacznie intensywniej na płaszczyźnie „przeciw” (komuś, czemuś) niż na płaszczyźnie „za” (kimś lub czymś).

Taka negatywna integracja powoduje, że jeśli wobec właściwej grupy, we właściwej bańce zaatakujemy przedmiot jej nienawiści, używając argumentu nawet w najbardziej oczywisty sposób niedorzecznego, takiego, którego nieprawdziwość jest widoczna gołym okiem (jak np. rzekomy antysemityzm Trumpa), to prawdopodobieństwo, iż ktoś z grupy to dostrzeże, jest niewielkie. A że tym swoim dostrzeżeniem podzieli się publicznie – niemal nie istnieje.

Tym bardziej że – tu dotykamy kolejnej cechy naszych czasów – zło ma być kompletne (tu trzeci raz przywołam Barejowskie „Każdy pijak to złodziej”). Obiekt naszej nienawiści powinien być wyposażony w pełen komplet cech negatywnych, i to w stopniu monstrualnym. 

Nie chodzi przy tym o to, że nie można sobie wyobrazić, by miał jakąś cechę pozytywną – to już jest całkiem nie do pomyślenia. Idzie o to, że zupełnym potworem musi być w każdym, absolutnie każdym aspekcie swojej osobowości. Że wszystko złe, co da się o nim pomyśleć – automatycznie musi być prawdziwe.

Snyderowski przykład z rzekomym antysemityzmem Trumpa jest spektakularny. Ale przypomnijmy sobie, jak u nas wrogowie odpowiednio Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska postrzegają obiekty swojej negatywnej fascynacji. Jak widzą ich jako nie tylko uosobienia wszystkich złych cech, ale wręcz – jako agentów Szatana, w dodatku w pełni świadomych tej swojej roli. Czy zgoła – jako samych szatanów.

W Snyderowskim tekście o Trumpie antysemicie wielu z nas może się przejrzeć jak w zwierciadle.


 

POLECANE
TSUE: TK nie spełnia wymogów niezawisłego i bezstronnego sądu z ostatniej chwili
TSUE: TK nie spełnia wymogów niezawisłego i bezstronnego sądu

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał w czwartek, że Trybunał Konstytucyjny w Polsce nie spełnia wymogów niezawisłego i bezstronnego sądu, ustanowionego uprzednio ustawą. Jako powód unijny trybunał podał nieprawidłowości w powołaniu trzech jego członków oraz prezesa.

Ursula von der Leyen wprost o użyciu aktywów Rosji: „Wszyscy podzielimy się ryzykiem” z ostatniej chwili
Ursula von der Leyen wprost o użyciu aktywów Rosji: „Wszyscy podzielimy się ryzykiem”

Rozumiem obawy Belgii, ale jeśli zdecydujemy się na wykorzystanie pożyczek reparacyjnych do finansowania Ukrainy, to wszyscy będziemy musieli podzielić się ryzykiem – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przed czwartkowym posiedzeniem unijnych przywódców w Brukseli.

Putin o Europie i USA: „Prosiaki były przekonane, że szybko zniszczą Rosję” Wiadomości
Putin o Europie i USA: „Prosiaki były przekonane, że szybko zniszczą Rosję”

Władimir Putin w czasie środowej narady w rosyjskim ministerstwie obrony ostro skrytykował europejskich przywódców, nazywając ich „prosiakami” i twierdząc, że razem ze Stanami Zjednoczonymi liczyli na szybkie zniszczenie Rosji. Jednocześnie zapowiedział, że Moskwa będzie dążyć do osiągnięcia swoich celów na Ukrainie środkami dyplomatycznymi lub wojskowymi.

25-latek uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Policja ostrzega: Może być groźny z ostatniej chwili
25-latek uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Policja ostrzega: Może być groźny

Policja w Przemyślu prowadzi intensywne poszukiwania 25-letniego mężczyzny, który w środę wieczorem uciekł z Wojewódzkiego Podkarpackiego Szpitala Psychiatrycznego w Żurawicy. Funkcjonariusze ostrzegają, że mężczyzna może być niebezpieczny i apelują o zachowanie szczególnej ostrożności.

OSW: Groźne chińskie auta. „Ryzyko działań dywersyjnych”  z ostatniej chwili
OSW: Groźne chińskie auta. „Ryzyko działań dywersyjnych” 

Zasypane elektroniką coraz popularniejsze auta z Chin to zagrożenie dla bezpieczeństwa Unii Europejskiej i Polski – oceniła w czwartek „Rzeczpospolita”, powołując się na raport Ośrodka Studiów Wschodnich.

Karol Nawrocki poza konkurencją. Tylko on przekroczył symboliczną granicę z ostatniej chwili
Karol Nawrocki poza konkurencją. Tylko on przekroczył symboliczną granicę

Karol Nawrocki po raz kolejny znalazł się na pierwszym miejscu rankingu zaufania do polityków w sondażu CBOS. Prezydent pozostaje jedynym politykiem w Polsce, któremu ufa ponad połowa badanych. Na kolejnych miejscach znaleźli się wicepremierzy Władysław Kosiniak-Kamysz i Radosław Sikorski, natomiast największą nieufność respondentów budzą Jarosław Kaczyński i Grzegorz Braun. Gwałtowny wzrost nieufności zanotował również Waldemar Żurek.  

PGE wydała pilny komunikat z ostatniej chwili
PGE wydała pilny komunikat

PGE i Ørsted dostarczyły cztery transformatory mocy do lądowej stacji Baltica 2 w Osiekach Lęborskich. To ważny etap budowy przyłącza do KSE; uruchomienie farmy planowane jest na 2027 r. – informuje PGE.

Zełenski: Rosja przygotowuje się na kolejny rok wojny z ostatniej chwili
Zełenski: Rosja przygotowuje się na kolejny rok wojny

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ostrzega, że z Moskwy płyną sygnały o kolejnym "roku wojny".

Tak Tusk dał się ograć w sprawie umowy z Mercosur tylko u nas
Tak Tusk dał się ograć w sprawie umowy z Mercosur

Pamiętne expose Donalda Tuska z 12 grudnia 2023 r. miało być dla wyborców deklaracją nowej siły Polski w Unii Europejskiej. „Mnie nikt nie ogra w UE. Nowa koalicja gwarantuje, że wrócimy na miejsce należne Polsce” - mówił wtedy stary-nowy premier. Powrót do głównego stołu, gdzie zapadają decyzje okazał się kolejną niedotrzymaną obietnicą.

Dywersja na kolei. Wydano czerwone noty Interpolu z ostatniej chwili
Dywersja na kolei. Wydano czerwone noty Interpolu

Interpol wystawił czerwone noty za obywatelami Ukrainy podejrzewanymi o dokonanie aktu dywersji na zlecenie Federacji Rosyjskiej — poinformowała w środę policja.

REKLAMA

Kontrowersje wokół interpretacji historii Europy Wschodniej przez Timothy'ego Snydera

„– To pijak jest! I złodziej! Bo każdy pijak to złodziej!” – ta logika z nieśmiertelnego Barejowskiego „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” wciąż nas bawi. A nie powinna. Ta logika bowiem nie tylko wciąż jest obecna w naszej rzeczywistości, ale wręcz – jest obecna w coraz większym stopniu. Co więcej, w warunkach powszechnej internetyzacji, mediów społecznościowych i przede wszystkim eskalującej szaleńczej polaryzacji obejmuje ona nowe obszary, w tym takie, które kiedyś były (czy ostrożniej: bywały) od niej wolne. Na przykład – tzw. Akademię, czyli świat naukowców.
Amerykański historyk Timothy Snyder
Amerykański historyk Timothy Snyder / Wikipedia CC BY-SA 4.0 / Christian Michelides

Timothy Snydera nie trzeba przedstawiać. To amerykański historyk, który przez lata specjalizował się w dziejach Polski i, szerzej, naszego regionu Europy. Autor obejmującego je terminu „skrwawione ziemie” („Bloodlands”), dziś stosowanego szeroko dla wyodrębnienia specyfiki krajów leżących między Hitlerem a Stalinem czy, szerzej, między Niemcami a Rosją. Zawsze Polsce życzliwy, za co bywał krytykowany przez część żydowskiej diaspory zarzucającej mu niewystarczające branie pod uwagę wagi wschodnioeuropejskiego antysemityzmu jako rzekomo samodzielnej części Holocaustu.

Jest zarazem Snyder amerykańskim lewicowcem radykalnego rodzaju. To oczywiście sam w sobie nie jest zarzut; ludzie zawsze mieli i zawsze będą mieć różne, sprzeczne z sobą wrażliwości. Rzecz w tym, iż ten pogląd na świat w wypadku Snydera prowadzi go w intelektualne regiony, które elegancko można byłoby określić mianem alternatywnych rzeczywistości. Dodajmy, że w analogiczne obszary potrafi wieść również światopogląd przeciwny. Ale teraz o Snyderze.

 

Nowy Światowy Proletariusz

Już na początku pierwszej kadencji Donalda Trumpa pojawiły się pierwsze sygnały świadczące, że ze Snyderem dzieje się coś bardzo złego. Ten historyk wezwał wówczas mianowicie Amerykanów do tworzenia… struktur ruchu oporu. Bo za chwilę legalna antytrumpowska działalność polityczna w USA stanie się, oczywiście, niemożliwa…

Potem Rosja rozpoczęła pełnoskalową agresję przeciw Ukrainie. Snyder stanął jednoznacznie po stronie napadniętych, organizował wszelkiego rodzaju zbiórki finansowe na ich rzecz i prowadził w obronie Ukrainy szeroką działalność medialną. Z tymi działaniami mogę, rzecz jasna, wyłącznie sympatyzować.

Trochę inaczej z tych działań motywacją. I z różnymi, wynikającymi z tej motywacji, ich aspektami. 

Bo oto kochany przez Polaków Snyder w swoich wystąpieniach dotyczących historii Ukrainy zaczyna – i powtarza to wielokrotnie – używać terminów „polski kolonializm” lub „polska kolonizacja”. Czyni to całkowicie kontrfaktycznie. Absurdalne jest bowiem nazywanie tak procesów, których genezą nie był zbrojny podbój, a przede wszystkim – opartych o miejscowe, rodzime elity, które w rzekomo „kolonizującym” ich ziemie państwie nie tylko zachowują lokalnie pozycję władzy, ale dopuszczone zostają do rządzenia całym tym państwem, jego centrum decyzyjnym. Nikt nie jest w stanie przytoczyć przykładu drugiego takiego „kolonializmu” w skali światowej.

Ba, potrafi też Snyder napisać, że polscy magnaci, zniewalając ukraińskich chłopów, stworzyli mit swojej rasowej (tak jest, rasowej) wyższości nad nimi. Wyższości nad „Ukraińcami” (wtedy notabene nie używano tego słowa; tożsamość chłopskich przodków obecnych Ukraińców można określić jako prawosławno-ruską, ten drugi element oznaczał cały wschodniosłowiański komponent Rzeczpospolitej). Choć przecież musi wiedzieć, że ideologia sarmatyzmu, bo przecież to ją ma na myśli, głosiła wyższość polskiej szlachty nie nad „Ukraińcami” i nawet nie tylko nad całym chłopstwem ruskim, tylko w ogóle nad całą nieszlachtą – do etnicznie polskiego chłopstwa z Wielkopolski czy Mazowsza odnosiła się dokładnie tak samo.

Podobne przykłady można mnożyć.

Dlaczego Snyder poszedł w tę stronę, i to tak daleko?

Z przyczyn ideologicznych. Snyder bardzo jednoznacznie uważa za prawdziwą wizję, w myśl której reżim Putina jest rzeczywiście emanacją antyludzkiego konserwatyzmu, prowadzącego wojnę z humanistyczną demokracją. I jego wsparcie dla Ukrainy wynika dokładnie z tego założenia. Dla niego to jest wojna ideologii progresywnej z ideologią konserwatywną; Ukraina jest dla niego nosicielką tej pierwszej. Zaś sens wojny jako geopolityczne powstrzymywanie rosyjskiego ekspansjonizmu jest dla niego mniej istotny.

Ale skąd ten „polski kolonializm”?

Z przyczyn ideologicznych. Radykalna zachodnia lewica już od dawna porzuciła wizję, w myśl której podstawowym aktorem światowej walki o postęp miałaby być klasa robotnicza. Również długo ogniskująca pozytywne emocje i lojalność Rosja jako rzekoma „ojczyzna robotników” została zastąpiona obrazem wyzyskiwanego „Trzeciego Świata” lub, jak to ostatnio określono, „globalnego Południa”. Ale to jest obraz zbyt ogólny i zawierający w sobie zbyt wiele i zbyt niejednoznacznych składników, a zachodnia lewica potrzebuje jakiejś konkretnej, świętej zbiorowości. Dlatego jest w procesie nieustannego poszukiwania kolejnego bóstwa, wytęsknionego „światowego proletariusza”, któremu mogłaby się kłaniać, absolutyzować go i który uosabiałby sobą zarazem antyimperialistyczną walkę i wyrzut sumienia człowieka Zachodu. Długo taką rolę pełnili Palestyńczycy, ale rosnące wśród nich wpływy muzułmańskiego integryzmu utrudniają obecnie lewicy ich deifikację.

Poszukiwania trwają więc dalej. W ich ramach Timothy Snyder znalazł nowego kandydata na „światowego proletariusza”, i zaczął go lansować. Miałaby nim zostać Ukraina. 

A krzywda „światowego proletariusza” musi być – taki jest podstawowy wymóg castingu na tę rolę – bezprecedensowa, wszechstronna i z niczym nieporównywalna. Musi on być ofiarą zła absolutnego, nieniuansowalnego, nierelatywizowalnego. Przy czym musiał on być tą ofiarą nie jednorazowo, tylko najlepiej na przestrzeni całej swojej historii. Stąd ten „polski kolonializm”. Bo gdyby go zabrakło, to Ukraińcy nie byliby prześladowani wiecznie, tylko wyłącznie przez jakiś czas, a więc ich sakralny status byłby niepełny.

 

Bo Zełenski jest Żydem

Przykładów podobnego nadużywania logiki w imię realizacji politycznych celów dał Snyder w ciągu ostatnich paru lat wiele. Ostatnio jednak przeszedł sam siebie.

Otóż opublikował tekst (na gruncie polskim spopularyzowała go „Krytyka Polityczna”) pod tytułem „Antysemityzm w Gabinecie Owalnym”, w którym to tekście zinterpretował słynny atak J.D. Vance’a i Donalda Trumpa na Wołodymyra Zełenskiego jako… antysemicki.

Bo Trump jest, według Snydera, oczywistym antysemitą.

Czytelnicy moich tekstów nie mogą podejrzewać mnie o sympatię do linii obecnego prezydenta USA w kwestii Rosji i Ukrainy. Ale to jedno. Natomiast nazywanie antysemitą polityka, którego zięć jest Żydem, który prowadzi politykę najbardziej chyba proizraelską z wszystkich administracji amerykańskich, którego wielu najbliższych współpracowników (w tym wysłannik ds. Bliskiego Wschodu i Ukrainy Steve Witkoff) jest Żydami, i któremu – to może najważniejsze – przy całej charakteryzującej go żywiołowej ekspresji słownej nigdy nie przypisano jakiejkolwiek antysemickiej wypowiedzi – to jednak całkiem nowa jakość.

Jak więc Snyder dowodzi rzekomego antysemityzmu Trumpa i tego iż to właśnie ten antysemityzm miał motywować atak na Zełenskiego?
Właściwie to nie dowodzi. Czy raczej: jego „dowody” sprowadzone są do logicznych łańcuchów tego rodzaju: Zełenski jest z pochodzenia Żydem? Jest. Antysemici atakują Żydów? Atakują. Trump i Vance atakowali Zełenskiego? Atakowali. Ergo – Trump i Vance to antysemici. 

Czy podobnie, choć trochę inaczej: Putin twierdzi, że Zełenski nie jest pełnoprawnym prezydentem Ukrainy. Zełenski jest Żydem. Antysemici twierdzili, że Żyd nie ma prawa niczym rządzić, więc Putin jest antysemitą. Trump też twierdzi (żądając przeprowadzenia na Ukrainie wyborów), że Zełenski nie jest pełnoprawnym prezydentem. Ergo Trump jest antysemitą.

Lub: Antysemici żądali od Żydów potulności i posłuszeństwa. Trump i Vance żądali potulności i posłuszeństwa od Zełenskiego. Zełenski jest Żydem. Ergo: Trump z Vance’m to antysemici.

Albo: Antysemici uważali Żydów za rozsadnik korupcji. Trumpiści sugerują, że władze Ukrainy są skorumpowane. Zełenski jest Żydem. Czyli: Trump i Vance to antysemici. I w ogóle, jak orzeka Snyder, „zajście w Białym Domu miało charakter antysemicki”.
Co było do udowodnienia.

Innymi słowy: „…i złodziej! Bo każdy pijak to złodziej!”.

 

Komplet cech szatańskich

Ale jak to możliwe, że Snyder, przecież wytrawny intelektualista, dopuszcza się tak oczywistych i wyzywających intelektualnych nadużyć? 
Swoją rolę odgrywają tu oczywiście cechy charakterologiczne. Snyder jest, jakby to określić, nadasertywny. Potrafił np. kilkanaście miesięcy temu wyjść z inicjatywą, żeby Ukraińcy posługujący się językiem rosyjskim zmienili obowiązujące na Ukrainie zasady tego języka, żeby docelowo stało się widoczne, iż to jest inny niż używany w Rosji wariant tego języka. Pomysł jak pomysł, nie oceniam. Zauważam tylko, że doprawdy trzeba mieć sporą dozę pewności siebie, aby ludziom innej narodowości doradzać, co mają zrobić z językiem, którym się posługują. A Snyder nie tylko doradzał, ale i potrafił być w próbach forsowania tego swojego pomysłu dosyć natarczywy.

Ale chyba nie to jest najważniejsze.

Najistotniejszy jest tzw. duch czasu. Duch czasu, który pozwala powiedzieć – i napisać – dosłownie wszystko, jeśli to, co się powie lub napisze, będzie zgodne z antypatiami wirtualnego odbiorcy. 

I chodzi właśnie bardziej o antypatie niż o sympatie. Istnieją fanatycy rozmaitych polityków czy prądów ideowych. Ale ludzie integrują się znacznie intensywniej na płaszczyźnie „przeciw” (komuś, czemuś) niż na płaszczyźnie „za” (kimś lub czymś).

Taka negatywna integracja powoduje, że jeśli wobec właściwej grupy, we właściwej bańce zaatakujemy przedmiot jej nienawiści, używając argumentu nawet w najbardziej oczywisty sposób niedorzecznego, takiego, którego nieprawdziwość jest widoczna gołym okiem (jak np. rzekomy antysemityzm Trumpa), to prawdopodobieństwo, iż ktoś z grupy to dostrzeże, jest niewielkie. A że tym swoim dostrzeżeniem podzieli się publicznie – niemal nie istnieje.

Tym bardziej że – tu dotykamy kolejnej cechy naszych czasów – zło ma być kompletne (tu trzeci raz przywołam Barejowskie „Każdy pijak to złodziej”). Obiekt naszej nienawiści powinien być wyposażony w pełen komplet cech negatywnych, i to w stopniu monstrualnym. 

Nie chodzi przy tym o to, że nie można sobie wyobrazić, by miał jakąś cechę pozytywną – to już jest całkiem nie do pomyślenia. Idzie o to, że zupełnym potworem musi być w każdym, absolutnie każdym aspekcie swojej osobowości. Że wszystko złe, co da się o nim pomyśleć – automatycznie musi być prawdziwe.

Snyderowski przykład z rzekomym antysemityzmem Trumpa jest spektakularny. Ale przypomnijmy sobie, jak u nas wrogowie odpowiednio Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska postrzegają obiekty swojej negatywnej fascynacji. Jak widzą ich jako nie tylko uosobienia wszystkich złych cech, ale wręcz – jako agentów Szatana, w dodatku w pełni świadomych tej swojej roli. Czy zgoła – jako samych szatanów.

W Snyderowskim tekście o Trumpie antysemicie wielu z nas może się przejrzeć jak w zwierciadle.



 

Polecane