Wigilia bezdomna

Stasiek zostawił rodzinę przed Bożym Narodzeniem. Już w Wigilię tego żałował, ale duma nie pozwoliła mu wrócić…
/ Fundacja Kapucyńska
Wielkie plany 57-letniego Mariana spod Poznania zweryfikowała rzeczywistość. Marzenia legły w gruzach, kiedy jego życiowym bożkiem stał się alkohol. Przepił wszystko: rodzinę, pracę, dom. Był październik 1999 roku, dzień 15 urodzin jego syna. Nigdy dobrym ojcem nie był, więc i tym razem zawiódł – tego dnia powiedział żonie, że odchodzi i zniknął. W domu ponownie pojawił się w Wigilię. Brudny, zarośnięty i śmierdzący. W prezencie przyniósł upitą do połowy butelkę najtańszego wina. To była ostatnia Wigilia, którą spędził z rodziną. Po świętach opuścił ją na dobre. Tam, gdzie przebywał, organizowane były miejskie spotkania opłatkowe, ale jemu w głowie było jedno – napić się. Znalazł kolegów, którzy umieli załatwić alkohol, była sielanka. 24 grudnia, kiedy Polacy zasiadają do wigilijnego stołu, łamią się opłatkiem i śpiewają kolędy, Marian ustawił kilka cegieł jako stół, na którym położył bochenek czerstwego chleba i puszkę szprotek w pomidorach. Zaczął się śmiać, a potem rozpłakał się jak dziecko. Kłębiły się w nim złość, nienawiści do rodziny, wstyd i ogromna samotność. Nie pamiętał, kiedy zasnął. Nad ranem obudziło go szczekanie psów i strażnicy miejscy.

Trzy lata temu przyjechał do Warszawy. Tu możliwości jest więcej i na wyżebranie „złotówki”, i dostanie jakiegoś ciepłego posiłku. Kiedy pierwszy raz uczestniczył w wigilii dla bezdomnych i ubogich, czekał jedynie, aby zjeść, dostać prezent i potem móc iść załatwiać „swoje sprawy”. Marzył, by się napić. Ale stało się inaczej. Może za sprawą dziewczyny w wieku jego córki, która z uśmiechem na twarzy składała mu życzenia? Został na wspólnym posiłku i śpiewaniu kolęd. Tego wieczoru nie pił. Wracając z jadłodajni Braci Kapucynów w Warszawie nucił znane mu melodie pastorałek, choć z Kościołem od dawna nie miał nic wspólnego. W następnym roku wybrał się nawet na Pasterkę. Dziś dorabia to tu, to tam, śpi w starym garażu i choć wciąż nie ma swojego dachu nad głową, to obiecał sobie, że wyjdzie na prostą. I jest pewny, że gdyby nie tamto wigilijne spotkanie, dawno zapiłby się na śmierć.

Nie jestem sama

Helena przez 60 lat obchodziła święta bardzo rodzinnie. Z utęsknieniem wyczekiwała Wigilii. Kiedy zmarł mąż, wszystko się zmieniło. Najgorsze było pierwsze Boże Narodzenie. W Wigilię zasiadła tradycyjnie przy stole z białym obrusem. Ale Piotr nie usiadł obok, nie złapał za rękę i nie połamał naszykowanym opłatkiem. Wieczór przepłakała.
Dzieci dawno rozjechały się każde w swoją stronę, ona została sama w wymagającym remontu jednopokojowym mieszkanku. Jej niewysoką rentę zjadają opłaty i leki. Na żywność ledwo wystarcza. Helena nigdy nie przypuszczała, że będzie musiała korzystać z pomocy fundacji, ośrodków dla osób ubogich. W końcu całe życie wraz z mężem uczciwie pracowali.
Jednego roku poszła wraz z sąsiadką na wigilię dla osób potrzebujących. Początkowo czuła się nieswojo, siedząc przy jednym stole z całkiem obcymi sobie ludźmi, wśród których większość stanowili ludzie bezdomni. Charakterystyczny zapaszek, pochrząkiwania, ochrypnięte głosy były dla niej czymś nowym. Musiała się z nimi połamać opłatkiem. Niektórzy – byle szybciej – życzyli zdrowia, inni pomyślności, ale ku jej zaskoczeniu życzenia wielu osób były szczere i niezwykle serdeczne. Wspólny posiłek z typowo wigilijnymi potrawami, gwar przy stole, śpiew kolęd przypomniały jej najwspanialsze czasy. Z tego spotkania wigilijnego wróciła szczęśliwa. Poczuła, że nie jest sama, że są ludzie, którzy mają gorzej, że ma na kogo liczyć. Następna Wigilia była już inna. Naszykowała sobie kolację, zapaliła mężowi świeczkę i mimo samotności w sercu była radosna. Przed snem odmówiła cały różaniec w intencji tych, z którymi spędziła spotkanie wigilijne. Od tamtej pory tak właśnie wyglądają jej Wigilie.

Uwierzyć w siebie

Stasiek żonę i trzyletniego syna zostawił tuż przed Bożym Narodzeniem. Od roku spotykał się z inną kobietą, która nie zajmowała mu głowy pieluchami, zakupami, nie marudziła, żeby zostawił kolegów od piwka i zajął się rodziną. Wolność, którą mu dawała, pociągała go na tyle, aby zostawić rodzinę. Pierwszy raz żałował swojej decyzji, kiedy nadszedł czas Wigilii. Wtedy okazało się, że żadnej kolacji nie będzie, podobnie jak śpiewania kolęd i wspólnego świętowania. Czekała go za to mocno zakrapiana impreza. Melanż trwał trzy dni. Jeden dzień przerwy i zaczęli świętować Sylwestra. Sielanka z nową kobietą trwała trzy miesiące. Potem i ona zaczęła mieć wymagania. Przepijane pieniądze szybko się kończyły, mimo że w międzyczasie odwiedził dom, zabierając z niego wszystko, co mógł sprzedać. W końcu za alkohol został wyrzucony z pracy. A pewnego dnia z mieszkania kochanki. Został w starym, wyciągniętym swetrze, schodzonych butach i wytartych spodniach. Koledzy nagle zniknęli. Nie szukał pomocy u żony, bo mu męska duma nie pozwalała. Teraz są już po rozwodzie. Stasiek na ulicy żyje już od ośmiu lat. Przebywał w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu. Latem sprzedawał fast foody we Władysławowie, krótko pracował w Londynie. Na pierwszą miejską wigilię zaprowadzili go obcy ludzie. Sypiał wówczas na ławce w jednym w krakowskich parków. Od dłuższego czasu nie pił, bo nie miał za co. Obudziła go para staruszków. Chcieli mu pomóc, aby nie zamarzł. Zabrali go do swojego mieszkania, gdzie się wykąpał, ogolił, dostał czyste ubranie i gorący obiad. Do dziś pamięta smak pomidorówki z ryżem i drożdżowego z kruszonką, którymi go poczęstowano. Miał szansę ich okraść, ale nie zrobił tego. Sam nie wie dlaczego. Małżeństwo zaproponowało mu, żeby poszedł z nimi na wigilię organizowaną na Rynku Głównym. Początkowo niechętnie, ale uległ. Niósł domowe ciasto, którym potem dzielił się z innymi. Przy łamaniu się opłatkiem para staruszków życzyła mu, aby uwierzył w siebie. Kobieta, ściskając go na pożegnanie, płakała. Jego też wzruszenie ścisnęło za gardło, przypomnieli mu się zmarli rodzice. Przeniósł się do Poznania, ale obiecał sobie co roku odwiedzać „dziadków” w Krakowie. Był dwa razy. Gdy przyjechał po raz trzeci, okazało się, że starszy pan nie żyje, a kobieta jest w domu starców. Znów poczuł się sam. Przeniósł się do Warszawy, gdzie żyje od dwóch lat. Mieszka w schroniskach, nieużytkach, a latem w starych altanach. Znalazł sobie pracę na czarno. Ukrywa, że jest bezdomnym, boi się zwolnienia. Wigilijne spotkania, w których od kilku lat uczestniczy, pomagają mu nie czuć się samotnym.

[Imiona bohaterów artykułu na ich prośbę zostały zmienione]  

Izabela Kozłowska

 

POLECANE
Pekin ogłosił sankcje na 20 firm zbrojeniowych z USA za sprzedaż broni Tajwanowi z ostatniej chwili
Pekin ogłosił sankcje na 20 firm zbrojeniowych z USA za sprzedaż broni Tajwanowi

Ministerstwo spraw zagranicznych Chin poinformowało w piątek o nałożeniu sankcji na 10 obywateli USA i 20 amerykańskich firm zbrojeniowych za sprzedaż broni Tajwanowi. Kwestia Tajwanu stanowi czerwoną linię w relacjach między Chinami i USA - dodał resort, cytowany przez agencję Reutera.

Marznące opady deszczu powodujące gołoledź w 13 województwach. Komunikat IMGW z ostatniej chwili
Marznące opady deszczu powodujące gołoledź w 13 województwach. Komunikat IMGW

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał w piątek ostrzeżenia I stopnia przed marznącymi opadami deszczu powodującymi gołoledź dla 13 województw.

Rosyjscy dowódcy wydają rozkazy pod wpływem alkoholu z ostatniej chwili
Rosyjscy dowódcy wydają rozkazy pod wpływem alkoholu

Jak poinformował portal polsatnews.pl, szeregowi rosyjscy żołnierze narzekają na dowódców, którzy wydają rozkazy pod wpływem alkoholu. Z informacji ujawnionych przez ukraiński ruch oporu Atesz wynika, że nietrzeźwi oficerowie doprowadzają podległą im jednostkę do ogromnych strat na froncie.

Policja: Dotychczas odnaleziono siedem balonów, które wleciały nad Polskę z Białorusi z ostatniej chwili
Policja: Dotychczas odnaleziono siedem balonów, które wleciały nad Polskę z Białorusi

Policja podała, że do tej pory odnalezionych zostało siedem najprawdopodobniej tzw. balonów przemytniczych, które w Wigilię wleciały nad Polskę z kierunku Białorusi. Cztery na terenie województwa podlaskiego i trzy na terenie województwa lubelskiego.

Axios: W niedzielę Trump spotka się z Zełenskim na Florydzie z ostatniej chwili
Axios: W niedzielę Trump spotka się z Zełenskim na Florydzie

Prezydent USA Donald Trump spotka się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim w niedzielę w swojej posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie - podał w piątek dziennikarz portalu Axios Barak Ravid w serwisie X, powołując się na wysokiego rangą przedstawiciela władz Ukrainy.

„Kommiersant”: Putin powiedział, że może być otwarty na częściową wymianę terytoriów z Ukrainą z ostatniej chwili
„Kommiersant”: Putin powiedział, że może być otwarty na częściową wymianę terytoriów z Ukrainą

Przywódca Rosji Władimir Putin na spotkaniu z grupą czołowych biznesmenów powiedział, że może być otwarty na wymianę części terytoriów kontrolowanych przez wojska rosyjskie na Ukrainie, podkreślił jednak, że chce całego Donbasu - poinformował w piątek dziennik „Kommiersant”.

Weber chce wysłania europejskich żołnierzy na Ukrainę, ale pod przewodem Niemiec gorące
Weber chce wysłania europejskich żołnierzy na Ukrainę, ale pod przewodem Niemiec

Szef EPP Manfred Weber opowiada się za wysłaniem na Ukrainę niemieckich żołnierzy. Liczy też na to, że europejska armia będzie pod niemieckim przywództwem.

Dr Jacek Saryusz-Wolski: Europejska broń nuklearna może wpaść w ręce islamistów już za 15 lat gorące
Dr Jacek Saryusz-Wolski: Europejska broń nuklearna może wpaść w ręce islamistów już za 15 lat

„EUROPEJSKA BROŃ NUKLEARNA MOŻE WPAŚĆ W RĘCE ISLAMISTÓW JUŻ ZA 15 LAT” - napisał na platformie X doradca prezydenta ds. europejskich dr Jacek Saryusz-Wolski powołując się na słowa wiceprezydenta USA JD Vance'a.

Zełenski: Spotkam się z Trumpem w niedalekiej przyszłości z ostatniej chwili
Zełenski: Spotkam się z Trumpem w niedalekiej przyszłości

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował w piątek rano w serwisie X, że „w niedalekiej przyszłości” spotka się z przywódcą Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem. Wiele kwestii może się rozstrzygnąć jeszcze przed końcem roku – dodał.

Eksperci: Pokój na Ukrainie pozostaje odległą perspektywą z ostatniej chwili
Eksperci: Pokój na Ukrainie pozostaje odległą perspektywą

Prezydent USA Donald Trump nie wykorzystał jeszcze wszystkich narzędzi, za pomocą których mógłby wywrzeć nacisk na Rosję i skłonić ją do zakończenia wojny przeciw Ukrainie - podkreślają eksperci. Mimo podejmowanych wysiłków dyplomatycznych pokój nad Dnieprem pozostaje odległą perspektywą – oceniają.

REKLAMA

Wigilia bezdomna

Stasiek zostawił rodzinę przed Bożym Narodzeniem. Już w Wigilię tego żałował, ale duma nie pozwoliła mu wrócić…
/ Fundacja Kapucyńska
Wielkie plany 57-letniego Mariana spod Poznania zweryfikowała rzeczywistość. Marzenia legły w gruzach, kiedy jego życiowym bożkiem stał się alkohol. Przepił wszystko: rodzinę, pracę, dom. Był październik 1999 roku, dzień 15 urodzin jego syna. Nigdy dobrym ojcem nie był, więc i tym razem zawiódł – tego dnia powiedział żonie, że odchodzi i zniknął. W domu ponownie pojawił się w Wigilię. Brudny, zarośnięty i śmierdzący. W prezencie przyniósł upitą do połowy butelkę najtańszego wina. To była ostatnia Wigilia, którą spędził z rodziną. Po świętach opuścił ją na dobre. Tam, gdzie przebywał, organizowane były miejskie spotkania opłatkowe, ale jemu w głowie było jedno – napić się. Znalazł kolegów, którzy umieli załatwić alkohol, była sielanka. 24 grudnia, kiedy Polacy zasiadają do wigilijnego stołu, łamią się opłatkiem i śpiewają kolędy, Marian ustawił kilka cegieł jako stół, na którym położył bochenek czerstwego chleba i puszkę szprotek w pomidorach. Zaczął się śmiać, a potem rozpłakał się jak dziecko. Kłębiły się w nim złość, nienawiści do rodziny, wstyd i ogromna samotność. Nie pamiętał, kiedy zasnął. Nad ranem obudziło go szczekanie psów i strażnicy miejscy.

Trzy lata temu przyjechał do Warszawy. Tu możliwości jest więcej i na wyżebranie „złotówki”, i dostanie jakiegoś ciepłego posiłku. Kiedy pierwszy raz uczestniczył w wigilii dla bezdomnych i ubogich, czekał jedynie, aby zjeść, dostać prezent i potem móc iść załatwiać „swoje sprawy”. Marzył, by się napić. Ale stało się inaczej. Może za sprawą dziewczyny w wieku jego córki, która z uśmiechem na twarzy składała mu życzenia? Został na wspólnym posiłku i śpiewaniu kolęd. Tego wieczoru nie pił. Wracając z jadłodajni Braci Kapucynów w Warszawie nucił znane mu melodie pastorałek, choć z Kościołem od dawna nie miał nic wspólnego. W następnym roku wybrał się nawet na Pasterkę. Dziś dorabia to tu, to tam, śpi w starym garażu i choć wciąż nie ma swojego dachu nad głową, to obiecał sobie, że wyjdzie na prostą. I jest pewny, że gdyby nie tamto wigilijne spotkanie, dawno zapiłby się na śmierć.

Nie jestem sama

Helena przez 60 lat obchodziła święta bardzo rodzinnie. Z utęsknieniem wyczekiwała Wigilii. Kiedy zmarł mąż, wszystko się zmieniło. Najgorsze było pierwsze Boże Narodzenie. W Wigilię zasiadła tradycyjnie przy stole z białym obrusem. Ale Piotr nie usiadł obok, nie złapał za rękę i nie połamał naszykowanym opłatkiem. Wieczór przepłakała.
Dzieci dawno rozjechały się każde w swoją stronę, ona została sama w wymagającym remontu jednopokojowym mieszkanku. Jej niewysoką rentę zjadają opłaty i leki. Na żywność ledwo wystarcza. Helena nigdy nie przypuszczała, że będzie musiała korzystać z pomocy fundacji, ośrodków dla osób ubogich. W końcu całe życie wraz z mężem uczciwie pracowali.
Jednego roku poszła wraz z sąsiadką na wigilię dla osób potrzebujących. Początkowo czuła się nieswojo, siedząc przy jednym stole z całkiem obcymi sobie ludźmi, wśród których większość stanowili ludzie bezdomni. Charakterystyczny zapaszek, pochrząkiwania, ochrypnięte głosy były dla niej czymś nowym. Musiała się z nimi połamać opłatkiem. Niektórzy – byle szybciej – życzyli zdrowia, inni pomyślności, ale ku jej zaskoczeniu życzenia wielu osób były szczere i niezwykle serdeczne. Wspólny posiłek z typowo wigilijnymi potrawami, gwar przy stole, śpiew kolęd przypomniały jej najwspanialsze czasy. Z tego spotkania wigilijnego wróciła szczęśliwa. Poczuła, że nie jest sama, że są ludzie, którzy mają gorzej, że ma na kogo liczyć. Następna Wigilia była już inna. Naszykowała sobie kolację, zapaliła mężowi świeczkę i mimo samotności w sercu była radosna. Przed snem odmówiła cały różaniec w intencji tych, z którymi spędziła spotkanie wigilijne. Od tamtej pory tak właśnie wyglądają jej Wigilie.

Uwierzyć w siebie

Stasiek żonę i trzyletniego syna zostawił tuż przed Bożym Narodzeniem. Od roku spotykał się z inną kobietą, która nie zajmowała mu głowy pieluchami, zakupami, nie marudziła, żeby zostawił kolegów od piwka i zajął się rodziną. Wolność, którą mu dawała, pociągała go na tyle, aby zostawić rodzinę. Pierwszy raz żałował swojej decyzji, kiedy nadszedł czas Wigilii. Wtedy okazało się, że żadnej kolacji nie będzie, podobnie jak śpiewania kolęd i wspólnego świętowania. Czekała go za to mocno zakrapiana impreza. Melanż trwał trzy dni. Jeden dzień przerwy i zaczęli świętować Sylwestra. Sielanka z nową kobietą trwała trzy miesiące. Potem i ona zaczęła mieć wymagania. Przepijane pieniądze szybko się kończyły, mimo że w międzyczasie odwiedził dom, zabierając z niego wszystko, co mógł sprzedać. W końcu za alkohol został wyrzucony z pracy. A pewnego dnia z mieszkania kochanki. Został w starym, wyciągniętym swetrze, schodzonych butach i wytartych spodniach. Koledzy nagle zniknęli. Nie szukał pomocy u żony, bo mu męska duma nie pozwalała. Teraz są już po rozwodzie. Stasiek na ulicy żyje już od ośmiu lat. Przebywał w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu. Latem sprzedawał fast foody we Władysławowie, krótko pracował w Londynie. Na pierwszą miejską wigilię zaprowadzili go obcy ludzie. Sypiał wówczas na ławce w jednym w krakowskich parków. Od dłuższego czasu nie pił, bo nie miał za co. Obudziła go para staruszków. Chcieli mu pomóc, aby nie zamarzł. Zabrali go do swojego mieszkania, gdzie się wykąpał, ogolił, dostał czyste ubranie i gorący obiad. Do dziś pamięta smak pomidorówki z ryżem i drożdżowego z kruszonką, którymi go poczęstowano. Miał szansę ich okraść, ale nie zrobił tego. Sam nie wie dlaczego. Małżeństwo zaproponowało mu, żeby poszedł z nimi na wigilię organizowaną na Rynku Głównym. Początkowo niechętnie, ale uległ. Niósł domowe ciasto, którym potem dzielił się z innymi. Przy łamaniu się opłatkiem para staruszków życzyła mu, aby uwierzył w siebie. Kobieta, ściskając go na pożegnanie, płakała. Jego też wzruszenie ścisnęło za gardło, przypomnieli mu się zmarli rodzice. Przeniósł się do Poznania, ale obiecał sobie co roku odwiedzać „dziadków” w Krakowie. Był dwa razy. Gdy przyjechał po raz trzeci, okazało się, że starszy pan nie żyje, a kobieta jest w domu starców. Znów poczuł się sam. Przeniósł się do Warszawy, gdzie żyje od dwóch lat. Mieszka w schroniskach, nieużytkach, a latem w starych altanach. Znalazł sobie pracę na czarno. Ukrywa, że jest bezdomnym, boi się zwolnienia. Wigilijne spotkania, w których od kilku lat uczestniczy, pomagają mu nie czuć się samotnym.

[Imiona bohaterów artykułu na ich prośbę zostały zmienione]  

Izabela Kozłowska


 

Polecane