Ostatnia bitwa o Downing Street

Zapowiedziana dymisja May została w Londynie przyjęta z ogromną ulgą. Oznaczała bowiem nie tylko zmianę na stanowisku premiera ale także możliwość do ponownych negocjacji warunków rozwodu Londynu z Brukselą.
Hippies po Oksfordzie i w garniturze
Po licznych głosowaniach wewnątrz Partii Konserwatywnej nad 10 kandydatami na fotel premiera, oto właśnie odbyło się ostatnie - wyłaniające dwóch konkurentów, z których jeden zostanie premierem i kapitanem okrętu wypływającego z brukselskiego portu. Swoje głosy oddadzą na nich wszyscy z ponad 160 tys. członków Konserwatystów. Głosowanie odbędzie się korespondencyjnie i potrwa do lipca. Potem Wielką Brytanię czeka wyjście z Unii z trzaśnięciem drzwiami, lub krok do tyłu i rezygnacja z rozstania.
O fotel premiera będą walczyć Boris Johnson, były burmistrz Londynu a potem minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, zwolennik Brexitu za wszelką cenę i radykalnego ograniczenia obecności obcokrajowców na Wyspach oraz Jeremy Hunt, obecny szef dyplomacji i przeciwnik wychodzenia z Unii Europejskiej.
Po dotychczasowych głosowaniach szanse na przywództwo ma Johnosn, który wygrał wszystkie dotychczasowe rundy głosowania miażdżącą przewagą nad konkurentami. - Jestem głęboko zaszczycony tym, że uzyskałem w ostatnim głosowaniu ponad 50 proc. wszystkich głosów. Dziękuję wszystkim za wsparcie i wyczekuję już wyjazdów w teren, aby przedstawić mój plan zrealizowania Brexitu, zjednoczenia naszego kraju i stworzenia jaśniejszej przyszłości dla nas wszystkich - oświadczył po ostatnim zwycięskim głosowaniu (51,1 proc. do 24,6 proc. poparcia dla Hunta).
Johnson słynie z niefortunnych wypowiedzi i licznych gaf. Prowadzi również dość... hulaszczy tryb życia wdając się w romans za romansem. Żonę z czwórką dzieci zostawił już dawno po wielu latach rozwodząc się z nią (formalnie - w tym roku). Choć jest doskonale wykształcony, jest absolwentem Oksfordu i Eton, zdarzało mu się popełniać kompromitujące błędy. Na początku kariery był dziennikarzem i pisał dla "The Times". Gazeta wyrzuciła go jednak po tym, jak kolegium redakcyjne odkryło, że cytaty w tekstach Johnsona były... zmyślane. Później pracował w Brukseli dla "Daily Telegraph" kończąc dziennikarstwo na konserwatywnym "The Spectator". W polityce pojawił się w 2001 roku, dostając się do Izby Gmin, a później został burmistrzem Londynu.
Szef wielu ministerstw
Jeremy Hunt w ubiegłym roku zastąpił Johnsona na stanowisku szefa MSZ. W rządzie jest nieprzerwanie odkąd brytyjscy konserwatyści przejęli władzę w 2005 roku. Był już ministrem kultury, mediów i sportu, później ministrem zdrowia i MSZ. Nigdy nie ukrywał, że jest przeciwny Brexitowi, a rzesze imigrantów z Europy nie przeszkadzają mu, wprost przeciwnie - mają istotne znaczenie dla brytyjskiego rynku pracy. W obecnych wyborach na szefa Partii Konserwatywnej deklaruje jednak, że przeprowadzi rozwód "zgodnie z decyzją brytyjskiego społeczeństwa, które wypowiedziało się w tej sprawie.
- Nie mam wątpliwości co do odpowiedzialności, jaką dźwigam na swoich ramionach, za pokazanie mojej partii, jak możemy doprowadzić do zrealizowania Brexitu zamiast przedterminowych wyborów - mówi dzisiaj i obiecuje przyspieszenie gospodarcze.
Dobrze dla Polski, źle dla Polonii
Co brytyjskie wybory oznaczają dla Polaków? Wygrana Johnosna może skończyć się przymusowym wysiedleniem wszystkich Polaków, którzy nie zdążyli, bądź nie chcieli starać się o status osiedleńców na Wyspach Brytyjskich. Z drugiej strony wyjście Londynu ze Wspólnoty będzie zimnym prysznicem na europejskie pseudoelity, których zdaniem żadne państwo członkowskie nie ma prawa do swojego zdania, ani nie będzie sobie w stanie poradzić bez unijnej opieki. Osłabienie UE po rozwodzie z Wyspami Brytyjskimi może wzmocnić głos państw przyjmowanych do Wspólnoty w drugim etapie rozszerzenia, m.in. Polski, Czech, Słowacji, Państw Bałtyckich czy Węgier. Z pewnością będzie oznaczało osłabienie unijnej orientacji na politykę Berlina i Paryża.
pp