Michał Ossowski, red. naczelny "TS": Panie Timmermans, tam są drzwi

Z kolei z drugiej strony mamy do czynienia często z hurraoptymistycznymi komentarzami, jak to teraz nie będziemy już trzęśli Unią Europejską.
Prawda rzadko leży pośrodku, zwykle leży tam, gdzie leży. W tym przypadku nie leży wprawdzie zupełnie po stronie komentarzy hurraoptymistycznych, ale o ile z całą pewnością Ursula von der Leyen nie jest dla nas wymarzonym kandydatem, a los prof. Krasnodębskiego z pewnością jest formą odwetu, to bodaj pierwszy przypadek, kiedy Polsce i Grupie Wyszehradzkiej udało się tak mocno wpłynąć na unijny proces decyzyjny.
Frans Timmermans, jako uosobienie brukselskiej arogancji i imperializmu, był nie do przyjęcia dla Polski i innych krajów środkowej Europy. Do tej pory rozgrywającym to nie przeszkadzało, a tzw. Mitteleuropę traktowali wyłącznie przedmiotowo. Teraz oni z kolei przeszli szybki kurs świadomości, że dłużej się tak nie da.
I czy to się komuś podoba, czy nie, będą musieli Polskę i Grupę Wyszehradzką wziąć w swoich układankach pod uwagę w sposób o wiele bardziej podmiotowy. I to jest, proszę Państwa, sukces.
Michał Ossowski
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (28/2019) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.