[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Niemieckie media o kampanii wyborczej w Polsce -"Sprytny Schetyna"

Niemieccy komentatorzy uważają, że nominacja Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest "kluczem do sukcesu" Koalicji Obywatelskiej.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Niemieckie media o kampanii wyborczej w Polsce -"Sprytny Schetyna"
/ screen YouTube Onet
Po wystawieniu przez Grzegorza Schetynę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki KO na premiera w niemieckiej prasie posypały się znów artykuły mające zmusić jej czytelnika do zawieszenia zdrowego rozsądku. Wyspecjalizowany w kolportowaniu bzdur o Polsce dziennik "Süddeutsche Zeitung" reaguje na wydarzenia nad Wisłą nadal wyparciem i droczeniem się z rzeczywistością. Strzelanie w PiS to z kolei działka zarezerwowana w tej gazecie dla Floriana Hassela, który tym razem peroruje ze śmiertelną powagą, jakoby Kidawa-Błońska mogła się okazać "perłą zwycięskiej kampanii" Koalicji Obywatelskiej.  
 

"Małgorzata Kidawa-Błońska jest liberalną nadzieją opozycji, która zabiega o kompromisy i nigdy nie podnosi głosu"

 
- przekonuje Hassel.
 
W istocie, wicemarszałkini nie musi "podnosić głosu", gdyż ma najętych do tego fachowców oraz użyteczne media, które nie tylko od lat infekują polski dyskurs polityczny, lecz które dostrzegają swoje paliwo w obniżaniu rangi Polski w międzynarodowej grze interesów. W swoich tekstach Hassel oczywiście skrzętnie pomija zachowania, z których utkana jest kampania "silnych razem" i "świrujących aktorów".
 
Ściągnięcie na swój kraj gromów z Zachodu miało wyprowadzić na polskie ulice miliony ludzi domagających się usunięcia władzy. Stało się inaczej - donosy opozycji, powielane ochoczo w niemieckich środkach przekazu, wzmocniły gniew większości Polaków. Szczególnie wtedy, gdy polscy autorzy sami wypisywali w zagranicznej prasie to, co chieli od Zachodu usłyszeć. Wszak w języku niemieckim słowo "narodowy" ("national") brzmi już zupełnie inaczej.
 

"Jarosław Kaczyński, przewodniczący narodowo-populistycznej partii rządzącej, demontuje państwo prawa"

 
- ocenia Hassel.
 
Niemieckim dziennikarzom nie trzeba objaśniać, co tak naprawdę dzieje się w Polsce. Wystarczą kojarzące się z najgorszymi scenariuszami słowa jak "patriotyzm" i "katolicyzm", które w niemieckich mediach są już niemal równoznaczne z określeniem "faszyzm". Czasem można odnieść wrażenie, że niemieccy redaktorzy rzeczywiście dowartościowują się przekonaniem, jakoby Polacy byli obciążeni podobnym brzemieniem winy jak oni i koniecznością pokutowania za nią.
 
Przy czym widocznie nikomu nie przeszkadza, że Hassel pisze swoje teksty bez jakiejkolwiek dbałości o uściślenia terminologiczne. Rozpętana wokół PiS histeria, choć obudowana często sprzecznymi ze sobą argumentami, jest już w wielu niemieckich środowiskach przyjmowana bez sprzeciwu i traktowana niczym obiektywna wiedza.
 

"Poglądy kandydatki na premiera, która walczy o prawne uznanie związków partnerskich gejów i lesbijek oraz o liberalne prawo aborcyjne, mogą wywołać zmasowany atak ze strony rządzącej"

 
- przekonuje dziennikarz monachijskiej gazety.
 
Znamienne zresztą, że niemieccy dziennikarze skupiają się w swoich artykułach o Polsce głównie na kwestiach obyczajowych. Szukają wyjaśnień dostępnych ich umysłom i znajdują je w mocnych słowach jak "homofobia". Podobnymi określeniami można w Niemczech łatwo rozpalić gniew, bez żadnego racjonalnego uzasadnienia. Można tym samym skupić uwagę na budzącej emocje sprawie, a inne istotne kwestie usunąć z oczu czytelnika. Hassel nie wspomina o tym, że "nowa nadzieja" Koalicji Obywatelskiej ponownie składa obietnice bez pokrycia, przysłaniające niespełnienie poprzednich. Nie pisze o tym, że kandydatka odrzuca projekty społeczne obecnego rządu, a szef jej ugrupowania nie pamięta swojego "sześciopaku".
 
Redaktor "SZ" smaruje za to brednie o "mowie nienawiści" po stronie rządzących, z oślim uporem ignorując okładki tygodników agitpropu polskiej opozycji, na których obok zdjęcia przewodniczącego PiS widnieją idiotyczne tytuły jak "zamachowiec", "dzień świra" lub "rozwód z Europą", które celowo wprowadzają odbiorcę w błąd. Choć z drugiej strony Florian Hassel na pewno je odnotował. Powracające na okładkach "Newsweeka" paranoidalne sugestie, jakoby prezes PiS zbliżał Polskę do Rosji lub Białorusi, powtarza także regularnie zionący nienawiścią do polskiego rządu dziennikarz "SZ", który w przeszłości już nieraz porównał polską reformę sądownictwa z "sowieckimi praktykami".
 
Gorzej, że wskutek tego bezkarnego powielania kłamstw dziś w niemieckich mediach dominuje przekaz, w którym "poustrojowi" przyjaciele Wojciecha Jaruzelskiego postrzegani są jako "autentyczni" Polacy, podczas gdy prawdziwi polscy antykomuniści są "ciemnogrodem", rzucającym się w "ramiona Putina". To nie osoby szermujący kłamliwym argumentem o "totalitaryzmie nad Wisłą" są dzisiaj w Niemczech na cenzurowanym, lecz ludzie, którzy w walce z komunizmem starali się zachować zdrowy rozsądek. W niemieckim prostodusznym wyobrażeniu dzisiejsi krzykacze z KOD byli przecież już opozycją w 1968 r. i 1989 r., także ich słowo musi mieć również i dziś szczególną siłę rażenia. Trudno o lepszy przykład omamiania czytelników.
 
Jeśli chodzi o samego Hassela - naprawdę trudno dociec, skąd w nim tyle zapiekłości i niepohamowania w popadaniu w skrajności. Redaktor monachijskiego dziennika utrzymuje, jakoby PiS ruszał do "zmasowanego ataku" na Kidawę-Błońską, która niebawem znajdzie się pod "potężnym ostrzałem". Hassel ustala więc już z góry na wszelki wypadek powód jej możliwej porażki. Jego zdaniem opozycja przegra nie dlatego, że nie potrafi zaoferować Polakom niczego poza straszeniem i nawykami szukania rozstrzygnięć za granicą, lecz ze względu na "problemy z wolnością słowa".
 
"Zmasowanym atakiem" można tymczasem nazwać teksty samego Hassela, w których autor wypisuje rzeczy bez troski o jakikolwiek sens czy wiarygodność. Przekaz wysokonakładowej "SZ" trafia do tysięcy niemieckich odbiorców, nieobciążonych wiedzą o Polsce, która zrodziłaby choćby szczyptę sceptycyzmu. Dlatego właśnie nic innego jak tego typu "prasowe fajerwerki" wyrządzają nieodwracalne szkody z trudem budowanym relacjom polsko-niemieckim.
 
Co zresztą ciekawe, za każdym razem, kiedy pojawia się na polskim opozycyjnym horyzoncie jakaś "nowa postać", niemieccy komentatorzy z miejsca biją w medialne dzwony, okrzykując ją "nową nadzieją dla demokracji".  Modelowym przykładem był swojego czasu szef KOD Krzysztof Łoziński, który po niechlubnym odejściu Mateusza Kijowskiego fetowany był w niemieckich mediach bez mała niczym "zbawiciel". Z podobnymi uroczystymi fanfarami powitano także inicjatywę Roberta Biedronia. Trudno powstrzymać się od pytania, kogo Niemcy wystawią na piedestał po odejściu Kidawy-Błońskiej.
 
Łatwość, z jaką niemieccy dziennikarze mogą rozpętać antypolską nagonkę i podżegać swoich odbiorców, jest dziś stałą funkcją również w innych mediach. Przy czym na gorącą temperaturę polsko-niemieckich sporów pracują nie tylko niemieccy korespondenci, ale np. też "polscy" pisarze piszący po niemiecku, jak choćby żyjący we Wiedniu pisarz Radek Knapp.
 
Z internetowej otchłani niepamięci wydobyłem ostatnio program telewizyjnej jedynki ARD z wiosny 2019 r. pod znamiennym tytułem "Polen - das Land der Kontraste" ("Polska - państwo kontrastów"), wsparty służalczymi wypowiedziami Knappa, który inspiruje Niemców swoją "wiedzą" o Polsce. Obok niego zasiadł niemiecki politolog Kai-Olaf Lang, co nadaje zresztą sprawie szczególnego smaczku, ponieważ pokazuje, że nieodporni na propagandę są nawet naukowcy, ubiegający się przecież o "rzetelną wiedzę". Lang, który niegdyś stwierdził, jakoby współpraca między USA a Polską mogła "osłabić" NATO, miał w studiu ARD przypuszczalnie zabezpieczyć pluralizm, no bo przecież opinia jednego "Polaka" (Knappa) nie może być "obiektywna". Koniec końców obaj panowie przemawiali jednym głosem. Jakim? Spójrzmy.
 

"Ze względu na rządy PiS coraz więcej Polaków odwraca się od Kościoła"

 
- uważa Knapp.
 
Natomiast Lang przypomina, że w zachodniej Polsce wyborcy wybierają "inaczej" (czytaj: lepiej), jako że zachodnie województwa są "bliżej Niemiec oraz Europy".
 

"Na Zachodzie mieszkają Europejczycy, a na wschodzie eurosceptyczni patrioci"

 
- rzecze niemiecki politolog, tak jakby ten podział był taki jasny i jedno wykluczało drugie, a słowo "patriotyzm" miało w Polsce podobne konotacje jak w RFN.
 
Ciekawe są także felietony, które przerywają rozmowę obu zaproszonych gości. Nie mogło w nich oczywiście zabraknąć stałego motywu o "postępowych" miastach i "zacofanej" prowincji. W komentarzach obu panów szczególnie ciekawy jest jeden wątek - podskórne oskarżanie większości Polaków, że wybrali "nacjonalistów".
 
Pusty śmiech wywołują w szczególności komentarze o partii rządzącej. Wówczas od razu zmienia się oprawa dźwiękowa zaserwowanego materiału. Kiedy na ekranach pojawia się Jarosław Kaczyński, roztacza się "dramatyczna" atmosfera, bo przecież prezes PiS jest "gorszy" od Hitlera i Stalina razem wziętych, skoro "zglajchszachtował" media, sądy tudzież Muzeum II Wojny Światowej. Nie słyszymy ani słowa o ostatnich inicjatywach Ministerstwa Kultury, które wytrwale odbudowuje zniweczony przez poprzedników wizerunek Polski.

 
"Szkoda, że PiS zinstrumentalizował tak piękne miejsce jak Muzeum II Wojny Światowej"

 
- martwi się Knapp.
 
Przyprawia o ból głowy, że Knapp napisał zaadresowaną do niemieckiego odbiorcy książkę pod znamiennym tytułem "Gebrauchsanweisung für Polen" ("Instrukcja obsługi Polski"). Niemieccy turyści, którzy przeczytają jego publikację i wybiorą się nad Wisłę, będą z całą pewnością "nieuprzedzeni". Skoro 55-letni Knapp w przypływie szczerości przyznaje, że dzisiejsza Polska nie przypomina mu "niestety" jego kraju z lat dzieciństwa, to czemu (i komu) ma służyć jego "przewodnik" po dzisiejszej Polsce?
 
Poza tym warto zapytać, czy jego książka sprzedałaby się za Odrą, gdyby nie była tożsama z obowiązującym w niemieckich mediach wizerunkiem Polski. Przecież nie od dziś wiadomo, że Niemcy lubią najbardziej tych Polaków, z którymi mogą się wspólnie pośmiać z grubiańskich "Polenwitze" (dowcipów o Polakach).
 
Właściwie szkoda literek, aby pochylać się nad materiałem telewizji ARD. Chodzi o coś dalece ważniejszego. W wizerunku Polski w RFN przetrwało wprawdzie wiele tradycyjnych "zamrożonych" stereotypów, lecz większość z nich wynika dziś ze złośliwości części polskiej opozycji, która zabrnąwszy w festiwal groteski, przegrała wszystko w swoim kraju i próbuje na nim wziąć odwet za granicą. Przecież większość tzw. "niemieckich polonoznawców" nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się w Polsce. Artykuły pióra Hassela i jemu podobnych, oparte nadal na niewzruszonej wierze, że PiS wygrał tylko "przypadkiem", są niestety jedną z wielu obecnych wątków odwiecznej wojny "polsko-polskiej".
 
A jednak wbrew wszystkim odpalonym przez opozycję medialnym racom i dzięki cierpliwości polskiego rządu wyobrażenia Niemców o Polsce i Polakach ulegają z wolna zmianie, o czym świadczą choćby ostatnie entuzjastyczne reakcje na uroczyste otwarcie Instytutu Pileckiego w Berlinie. I to od nas zależy, czy chemy dalej podążać tą drogą.

Wojciech Osiński

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Wojna wybuchnie w ciągu godziny. Niepokojące doniesienia niemieckiego dziennika z ostatniej chwili
"Wojna wybuchnie w ciągu godziny". Niepokojące doniesienia niemieckiego dziennika

Jeśli przywódcy Republiki Serbskiej - większościowo serbskiej części Bośni i Hercegowiny - ogłoszą secesję, w ciągu godziny wybuchnie w kraju wojna - ostrzega niemiecki dziennik "Die Welt".

Burza w Pałacu Buckingam. Samotna podróż księcia Harry'ego z ostatniej chwili
Burza w Pałacu Buckingam. Samotna podróż księcia Harry'ego

Media obiegły informacje dotyczące księcia Harry'ego, który podjął ważną decyzję. Arystokrata pojawi się w Wielkiej Brytanii, jednak wizyta ta może nie spełnić oczekiwań wielu osób.

Trzyletnia dziewczynka w szpitalu. 23-latek usłyszał zarzuty z ostatniej chwili
Trzyletnia dziewczynka w szpitalu. 23-latek usłyszał zarzuty

Zarzuty fizycznego znęcania się nad trzyletnią dziewczynką usłyszał 23-latek, który w piątek został zatrzymany przez policję w Wejherowie po tym, gdy dziecko trafiło do szpitala. Prokuratura przygotowuje wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny.

Strajk na największym lotnisku w Wielkiej Brytanii z ostatniej chwili
Strajk na największym lotnisku w Wielkiej Brytanii

Jutro rozpocznie się czterodniowy strajk na najbardziej ruchliwym i popularnym lotnisku w Wielkiej Brytanii. Swoje niezadowolenie dotyczące warunków pracy wyrazić mają funkcjonariusze Straży Granicznej. O szczegółach poinformował związek zawodowy PCS.

Siatkarze Jastrzębskiego Węgla mistrzami Polski z ostatniej chwili
Siatkarze Jastrzębskiego Węgla mistrzami Polski

Siatkarze Jastrzębskiego Węgla wywalczyli czwarty w historii i drugi z rzędu tytuł mistrza Polski. W niedzielę pokonali u siebie Aluron CMC Wartę Zawiercie 3:1 25:19, 21:25, 25:23, 25:18) w trzecim decydującym meczu finałowym i wygrali tę rywalizację 2-1.

Dużo się dzieje. Niepokojące doniesienia z Pałacu Buckingham z ostatniej chwili
"Dużo się dzieje". Niepokojące doniesienia z Pałacu Buckingham

Ostatnie tygodnie w Pałacu Buckingham nie należały do spokojnych. Zarówno członkowie rodziny królewskiej, jak i poddani martwią się o księżną Kate i króla Karola III, którzy zmagają się z chorobą nowotworową. W sprawie żony księcia Williama pojawiły się nowe informacje.

To byłaby rewolucja. Deklaracja premier Włoch przed wyborami do PE z ostatniej chwili
"To byłaby rewolucja". Deklaracja premier Włoch przed wyborami do PE

Premier Włoch Giorgia Meloni ogłosiła w niedzielę, że będzie "jedynką" na wszystkich listach swej macierzystej partii Bracia Włosi w wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu.

Rekord sprzedaży. Chodzi o przedmiot z Titanica z ostatniej chwili
Rekord sprzedaży. Chodzi o przedmiot z Titanica

W Anglii odbyła się licytacja, na której pojawił się złoty zegarek kieszonkowy, który niegdyś należał do Johna Jacoba Astora, jednego z najbogatszych pasażerów Titanica. Zegarek, który przetrwał katastrofę, został odnowiony, a następnie sprzedany za rekordową sumę - aż sześciokrotność ceny wywoławczej.

Padłem. Znany aktor w szpitalu z ostatniej chwili
"Padłem". Znany aktor w szpitalu

Media obiegła niepokojąca informacja dotycząca znanego aktora Macieja Stuhra. Na swoim profilu na Instagramie poinformował, że trafił na SOR.

Szydło: Tusk powie Polakom to, co chcą teraz usłyszeć z ostatniej chwili
Szydło: Tusk powie Polakom to, co chcą teraz usłyszeć

– Tusk nie będzie teraz wprost popierał paktu migracyjnego czy pomysłów z opodatkowaniem państw członkowskich, a w tym kierunku to wszystko zmierza – uważa była premier, a obecnie europoseł PiS Beata Szydło.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Niemieckie media o kampanii wyborczej w Polsce -"Sprytny Schetyna"

Niemieccy komentatorzy uważają, że nominacja Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest "kluczem do sukcesu" Koalicji Obywatelskiej.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Niemieckie media o kampanii wyborczej w Polsce -"Sprytny Schetyna"
/ screen YouTube Onet
Po wystawieniu przez Grzegorza Schetynę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki KO na premiera w niemieckiej prasie posypały się znów artykuły mające zmusić jej czytelnika do zawieszenia zdrowego rozsądku. Wyspecjalizowany w kolportowaniu bzdur o Polsce dziennik "Süddeutsche Zeitung" reaguje na wydarzenia nad Wisłą nadal wyparciem i droczeniem się z rzeczywistością. Strzelanie w PiS to z kolei działka zarezerwowana w tej gazecie dla Floriana Hassela, który tym razem peroruje ze śmiertelną powagą, jakoby Kidawa-Błońska mogła się okazać "perłą zwycięskiej kampanii" Koalicji Obywatelskiej.  
 

"Małgorzata Kidawa-Błońska jest liberalną nadzieją opozycji, która zabiega o kompromisy i nigdy nie podnosi głosu"

 
- przekonuje Hassel.
 
W istocie, wicemarszałkini nie musi "podnosić głosu", gdyż ma najętych do tego fachowców oraz użyteczne media, które nie tylko od lat infekują polski dyskurs polityczny, lecz które dostrzegają swoje paliwo w obniżaniu rangi Polski w międzynarodowej grze interesów. W swoich tekstach Hassel oczywiście skrzętnie pomija zachowania, z których utkana jest kampania "silnych razem" i "świrujących aktorów".
 
Ściągnięcie na swój kraj gromów z Zachodu miało wyprowadzić na polskie ulice miliony ludzi domagających się usunięcia władzy. Stało się inaczej - donosy opozycji, powielane ochoczo w niemieckich środkach przekazu, wzmocniły gniew większości Polaków. Szczególnie wtedy, gdy polscy autorzy sami wypisywali w zagranicznej prasie to, co chieli od Zachodu usłyszeć. Wszak w języku niemieckim słowo "narodowy" ("national") brzmi już zupełnie inaczej.
 

"Jarosław Kaczyński, przewodniczący narodowo-populistycznej partii rządzącej, demontuje państwo prawa"

 
- ocenia Hassel.
 
Niemieckim dziennikarzom nie trzeba objaśniać, co tak naprawdę dzieje się w Polsce. Wystarczą kojarzące się z najgorszymi scenariuszami słowa jak "patriotyzm" i "katolicyzm", które w niemieckich mediach są już niemal równoznaczne z określeniem "faszyzm". Czasem można odnieść wrażenie, że niemieccy redaktorzy rzeczywiście dowartościowują się przekonaniem, jakoby Polacy byli obciążeni podobnym brzemieniem winy jak oni i koniecznością pokutowania za nią.
 
Przy czym widocznie nikomu nie przeszkadza, że Hassel pisze swoje teksty bez jakiejkolwiek dbałości o uściślenia terminologiczne. Rozpętana wokół PiS histeria, choć obudowana często sprzecznymi ze sobą argumentami, jest już w wielu niemieckich środowiskach przyjmowana bez sprzeciwu i traktowana niczym obiektywna wiedza.
 

"Poglądy kandydatki na premiera, która walczy o prawne uznanie związków partnerskich gejów i lesbijek oraz o liberalne prawo aborcyjne, mogą wywołać zmasowany atak ze strony rządzącej"

 
- przekonuje dziennikarz monachijskiej gazety.
 
Znamienne zresztą, że niemieccy dziennikarze skupiają się w swoich artykułach o Polsce głównie na kwestiach obyczajowych. Szukają wyjaśnień dostępnych ich umysłom i znajdują je w mocnych słowach jak "homofobia". Podobnymi określeniami można w Niemczech łatwo rozpalić gniew, bez żadnego racjonalnego uzasadnienia. Można tym samym skupić uwagę na budzącej emocje sprawie, a inne istotne kwestie usunąć z oczu czytelnika. Hassel nie wspomina o tym, że "nowa nadzieja" Koalicji Obywatelskiej ponownie składa obietnice bez pokrycia, przysłaniające niespełnienie poprzednich. Nie pisze o tym, że kandydatka odrzuca projekty społeczne obecnego rządu, a szef jej ugrupowania nie pamięta swojego "sześciopaku".
 
Redaktor "SZ" smaruje za to brednie o "mowie nienawiści" po stronie rządzących, z oślim uporem ignorując okładki tygodników agitpropu polskiej opozycji, na których obok zdjęcia przewodniczącego PiS widnieją idiotyczne tytuły jak "zamachowiec", "dzień świra" lub "rozwód z Europą", które celowo wprowadzają odbiorcę w błąd. Choć z drugiej strony Florian Hassel na pewno je odnotował. Powracające na okładkach "Newsweeka" paranoidalne sugestie, jakoby prezes PiS zbliżał Polskę do Rosji lub Białorusi, powtarza także regularnie zionący nienawiścią do polskiego rządu dziennikarz "SZ", który w przeszłości już nieraz porównał polską reformę sądownictwa z "sowieckimi praktykami".
 
Gorzej, że wskutek tego bezkarnego powielania kłamstw dziś w niemieckich mediach dominuje przekaz, w którym "poustrojowi" przyjaciele Wojciecha Jaruzelskiego postrzegani są jako "autentyczni" Polacy, podczas gdy prawdziwi polscy antykomuniści są "ciemnogrodem", rzucającym się w "ramiona Putina". To nie osoby szermujący kłamliwym argumentem o "totalitaryzmie nad Wisłą" są dzisiaj w Niemczech na cenzurowanym, lecz ludzie, którzy w walce z komunizmem starali się zachować zdrowy rozsądek. W niemieckim prostodusznym wyobrażeniu dzisiejsi krzykacze z KOD byli przecież już opozycją w 1968 r. i 1989 r., także ich słowo musi mieć również i dziś szczególną siłę rażenia. Trudno o lepszy przykład omamiania czytelników.
 
Jeśli chodzi o samego Hassela - naprawdę trudno dociec, skąd w nim tyle zapiekłości i niepohamowania w popadaniu w skrajności. Redaktor monachijskiego dziennika utrzymuje, jakoby PiS ruszał do "zmasowanego ataku" na Kidawę-Błońską, która niebawem znajdzie się pod "potężnym ostrzałem". Hassel ustala więc już z góry na wszelki wypadek powód jej możliwej porażki. Jego zdaniem opozycja przegra nie dlatego, że nie potrafi zaoferować Polakom niczego poza straszeniem i nawykami szukania rozstrzygnięć za granicą, lecz ze względu na "problemy z wolnością słowa".
 
"Zmasowanym atakiem" można tymczasem nazwać teksty samego Hassela, w których autor wypisuje rzeczy bez troski o jakikolwiek sens czy wiarygodność. Przekaz wysokonakładowej "SZ" trafia do tysięcy niemieckich odbiorców, nieobciążonych wiedzą o Polsce, która zrodziłaby choćby szczyptę sceptycyzmu. Dlatego właśnie nic innego jak tego typu "prasowe fajerwerki" wyrządzają nieodwracalne szkody z trudem budowanym relacjom polsko-niemieckim.
 
Co zresztą ciekawe, za każdym razem, kiedy pojawia się na polskim opozycyjnym horyzoncie jakaś "nowa postać", niemieccy komentatorzy z miejsca biją w medialne dzwony, okrzykując ją "nową nadzieją dla demokracji".  Modelowym przykładem był swojego czasu szef KOD Krzysztof Łoziński, który po niechlubnym odejściu Mateusza Kijowskiego fetowany był w niemieckich mediach bez mała niczym "zbawiciel". Z podobnymi uroczystymi fanfarami powitano także inicjatywę Roberta Biedronia. Trudno powstrzymać się od pytania, kogo Niemcy wystawią na piedestał po odejściu Kidawy-Błońskiej.
 
Łatwość, z jaką niemieccy dziennikarze mogą rozpętać antypolską nagonkę i podżegać swoich odbiorców, jest dziś stałą funkcją również w innych mediach. Przy czym na gorącą temperaturę polsko-niemieckich sporów pracują nie tylko niemieccy korespondenci, ale np. też "polscy" pisarze piszący po niemiecku, jak choćby żyjący we Wiedniu pisarz Radek Knapp.
 
Z internetowej otchłani niepamięci wydobyłem ostatnio program telewizyjnej jedynki ARD z wiosny 2019 r. pod znamiennym tytułem "Polen - das Land der Kontraste" ("Polska - państwo kontrastów"), wsparty służalczymi wypowiedziami Knappa, który inspiruje Niemców swoją "wiedzą" o Polsce. Obok niego zasiadł niemiecki politolog Kai-Olaf Lang, co nadaje zresztą sprawie szczególnego smaczku, ponieważ pokazuje, że nieodporni na propagandę są nawet naukowcy, ubiegający się przecież o "rzetelną wiedzę". Lang, który niegdyś stwierdził, jakoby współpraca między USA a Polską mogła "osłabić" NATO, miał w studiu ARD przypuszczalnie zabezpieczyć pluralizm, no bo przecież opinia jednego "Polaka" (Knappa) nie może być "obiektywna". Koniec końców obaj panowie przemawiali jednym głosem. Jakim? Spójrzmy.
 

"Ze względu na rządy PiS coraz więcej Polaków odwraca się od Kościoła"

 
- uważa Knapp.
 
Natomiast Lang przypomina, że w zachodniej Polsce wyborcy wybierają "inaczej" (czytaj: lepiej), jako że zachodnie województwa są "bliżej Niemiec oraz Europy".
 

"Na Zachodzie mieszkają Europejczycy, a na wschodzie eurosceptyczni patrioci"

 
- rzecze niemiecki politolog, tak jakby ten podział był taki jasny i jedno wykluczało drugie, a słowo "patriotyzm" miało w Polsce podobne konotacje jak w RFN.
 
Ciekawe są także felietony, które przerywają rozmowę obu zaproszonych gości. Nie mogło w nich oczywiście zabraknąć stałego motywu o "postępowych" miastach i "zacofanej" prowincji. W komentarzach obu panów szczególnie ciekawy jest jeden wątek - podskórne oskarżanie większości Polaków, że wybrali "nacjonalistów".
 
Pusty śmiech wywołują w szczególności komentarze o partii rządzącej. Wówczas od razu zmienia się oprawa dźwiękowa zaserwowanego materiału. Kiedy na ekranach pojawia się Jarosław Kaczyński, roztacza się "dramatyczna" atmosfera, bo przecież prezes PiS jest "gorszy" od Hitlera i Stalina razem wziętych, skoro "zglajchszachtował" media, sądy tudzież Muzeum II Wojny Światowej. Nie słyszymy ani słowa o ostatnich inicjatywach Ministerstwa Kultury, które wytrwale odbudowuje zniweczony przez poprzedników wizerunek Polski.

 
"Szkoda, że PiS zinstrumentalizował tak piękne miejsce jak Muzeum II Wojny Światowej"

 
- martwi się Knapp.
 
Przyprawia o ból głowy, że Knapp napisał zaadresowaną do niemieckiego odbiorcy książkę pod znamiennym tytułem "Gebrauchsanweisung für Polen" ("Instrukcja obsługi Polski"). Niemieccy turyści, którzy przeczytają jego publikację i wybiorą się nad Wisłę, będą z całą pewnością "nieuprzedzeni". Skoro 55-letni Knapp w przypływie szczerości przyznaje, że dzisiejsza Polska nie przypomina mu "niestety" jego kraju z lat dzieciństwa, to czemu (i komu) ma służyć jego "przewodnik" po dzisiejszej Polsce?
 
Poza tym warto zapytać, czy jego książka sprzedałaby się za Odrą, gdyby nie była tożsama z obowiązującym w niemieckich mediach wizerunkiem Polski. Przecież nie od dziś wiadomo, że Niemcy lubią najbardziej tych Polaków, z którymi mogą się wspólnie pośmiać z grubiańskich "Polenwitze" (dowcipów o Polakach).
 
Właściwie szkoda literek, aby pochylać się nad materiałem telewizji ARD. Chodzi o coś dalece ważniejszego. W wizerunku Polski w RFN przetrwało wprawdzie wiele tradycyjnych "zamrożonych" stereotypów, lecz większość z nich wynika dziś ze złośliwości części polskiej opozycji, która zabrnąwszy w festiwal groteski, przegrała wszystko w swoim kraju i próbuje na nim wziąć odwet za granicą. Przecież większość tzw. "niemieckich polonoznawców" nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się w Polsce. Artykuły pióra Hassela i jemu podobnych, oparte nadal na niewzruszonej wierze, że PiS wygrał tylko "przypadkiem", są niestety jedną z wielu obecnych wątków odwiecznej wojny "polsko-polskiej".
 
A jednak wbrew wszystkim odpalonym przez opozycję medialnym racom i dzięki cierpliwości polskiego rządu wyobrażenia Niemców o Polsce i Polakach ulegają z wolna zmianie, o czym świadczą choćby ostatnie entuzjastyczne reakcje na uroczyste otwarcie Instytutu Pileckiego w Berlinie. I to od nas zależy, czy chemy dalej podążać tą drogą.

Wojciech Osiński


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe