[Felieton "TS"] Rosemann: Schetyna, czyli obyczaje drapieżników
![[Felieton "TS"] Rosemann: Schetyna, czyli obyczaje drapieżników](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/38913.jpg)
Ale obiektywnie rzecz ujmując, trudno zaprzeczyć, że wszystko to, co w tych przegranych kampaniach można uznać za sukces opozycji, łączy się z osobą obecnego szefa PO. Choć, prawdę mówiąc, on także odpowiada choćby za absolutnie niesmaczny pomysł przyjęcia na listę kandydatów Klaudii Jachiry, która mocno przesunęła granicę absurdalnych pomysłów na program polityczny. Nie mam zielonego pojęcia, czy pomysłem Schetyny było jednoczenie opozycji przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i „pakt senacki”, czy to on zauważył, że najistotniejszym czynnikiem mogącym przynieść opozycji choćby namiastkę sukcesu w wyborach parlamentarnych jest mobilizacja elektoratu. Ale on dał temu swoją twarz i zgodził się, żeby na takich zasadach kierowana przez niego partia podejmowała współpracę z innymi i szła do kolejnych wyborów.
Swoją drogą, jeśli popatrzeć nie tylko na ewentualnych następców, którzy, obyczajem drapieżców, rzucili się na „samca alfa”, gdy tylko jego pozycja w stadzie zaczęła się chwiać, ale i na ogół zgromadzony wokół Schetyny, trudno zauważyć kogoś, kto miał choćby jakieś przebłyski koncepcji mogącej odebrać PiS władzę. Dotyczy to także tych, którzy najczęściej wymieniani są wśród ewentualnych „królobójców” i następców.
Borys Budka przez kampanię przeleciał niczym meteor i zgasł zaraz po „wygraniu” debaty, w której próbował uderzyć w PiS sprawą gigantycznego rachunku za lek podlegający refundacji. Hołubiona nadal Małgorzata Kidawa-Błońska, wskazywana nawet jako główna kontrkandydatka prezydenta Andrzeja Dudy, ma – jak się okazało – do powiedzenia w zasadzie tyle, ile jej wyświetli się na prompterze, a Bogdan Zdrojewski nie za bardzo może pozwolić sobie na podśmiechujki z wyniku wyborczego Schetyny, bo sam we Wrocławiu i okolicach, gdzie Platforma zawsze brała, co chciała, ledwie zdołał do Senatu się przecisnąć.
Pamiętam, jak swego czasu Donald Tusk, zaraz po podwójnej klęsce w „wygranych” wyborach, rozkołysał Rzeczpospolitą i zdołał nie tylko nie wypaść za burtę, ale wywalił za nią partyjną konkurencję i chwycił ster. Schetyna to jednak nie jest Tusk.
