Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wąsatych złoczyńcy i o górze, która stoi

W minioną niedzielę na Mszę Świętą w kościele pod wezwaniem Najświętszej Rodziny o godzinie 11 przyszło tyle ludzi, że, jak się zdaje, część musiała stać na zewnątrz na mrozie. Dlaczego? Co takiego kazało tym ludziom, w tym mnie i mojej żonie, wykroić tę jedną godzinę ze swojego zapewne bardzo ściśle zaplanowanego i cennego harmonogramu zakopiańskiego i stawić się na tej kompletnie zwyczajnej Mszy?
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wąsatych złoczyńcy i o górze, która stoi
/ morguefile.com
Na zakończenie naszego pobytu w Zakopanem udaliśmy się oczywiście na Mszę Świętą do kościoła pod wezwaniem Najświętszej Rodziny, tego co wiecie, na samym dole Krupówek, pod samą niemal kolejką na Gubałówkę, i przyznam zupełnie otwarcie, że do dziś nie mogę otrząsnąć się z tego, co tam przeżyłem. Była godzina 11, jedna z ośmiu tego dnia Mszy, kościół raczej z tych większych, i proszę sobie wyobrazić, że wiernych było tak dużo, że ksiądz musiał trzy razy prosić ludzi, żeby się przesunęli pod sam ołtarz, tak by ci co stoją na zewnątrz nie musieli marznąć na mrozie. Ostatecznie nie wiem, czy wszyscy się zmieścili, bo sami staliśmy z przodu, natomiast to co widziałem wokół siebie przekraczało całe moje dotychczasowe doświadczenie. Ja nie miałem okazji uczestniczyć w zwykłej, niedzielnej, nie związanej z jakimś szczególnym wydarzeniem, Mszy, gdzie ludzi byłoby tak dużo, że nie starczyłoby dla nich miejsca wewnątrz. Owszem, są małe, zabytkowe kościółki, często właśnie w górach, gdzie te 50, czy 100 osób musi się wylać na zewnątrz. Kościół Najświętszej Rodziny jednak, to kościół naprawdę duży, w dodatku położony w takim miejscu Zakopanego, gdzie wiele osób z samej zasady woli się nie pokazywać, i wybierają inne miejsca, a zatem tego typu sytuacja musi robić wrażenie. Ja sam zresztą miałem okazję tam bywać wielokrotnie w swoim długim życiu i oświadczam, że czegoś takiego nie widziałem.  
      Ktoś powie, że ja się niepotrzebnie podniecam, bo sprawa jest prosta. W związku z odbywającym się tam właśnie turniejem skoków, w miniony weekend do Zakopanego przyjechało naprawdę bardzo dużo osób, jak głoszą media, dziesiątki tysięcy, a więc naprawdę nie ma w tym nic dziwnego, że jeden kościół, choćby nie wiadomo jak duży, udało się wypełnić, a nawet przepełnić. No i dobrze. Tyle że przede wszystkim wśród modlących się osób ja klasycznych kibiców dojrzałem zaledwie kilku, no a poza tym wydaje mi się, że większość z nas naprawdę nie jest aż tak pobożna, by w sytuacjach tak szczególnych jak zimowy wyjazd w góry, wstawać w niedzielę rano i iść do kościoła na Mszę. Tradycyjny wczasowicz – znany nam choćby ze słynnego przeboju Młynarskiego – w sobotę wieczorem, po całym dniu szaleństw na stoku, najpierw się odpowiednio nawali, potem pójdzie spać, a w niedzielę albo będzie odsypiał, albo znów od rana szusował na nartach. I nawet jeśli jest osobą pobożną, w tym sensie, że zwykle stara się w niedzielę chodzić do kościoła, nie będzie się przecież wygłupiał i tracił tej cennej godziny na coś, co ma i tak pod ręką raz na tydzień.
      W minioną niedzielę na Mszę Świętą w kościele pod wezwaniem Najświętszej Rodziny o godzinie 11 przyszło tyle ludzi, że, jak się zdaje, część musiała stać na zewnątrz na mrozie. Dlaczego? Co takiego kazało tym ludziom, w tym mnie i mojej żonie, wykroić tę jedną godzinę ze swojego zapewne bardzo ściśle zaplanowanego i cennego harmonogramu zakopiańskiego i stawić się na tej kompletnie zwyczajnej Mszy? Przyznam szczerze, że na to pytanie nie znam odpowiedzi, natomiast mam pewne tropy. Pierwszy z nich związany jest z tajemniczym i dla mnie absolutnie porażającym malunkiem, który widnieje wysoko na ścianie owego zakopiańskiego kościoła, a przedstawia dwóch zatopionych w modlitwie mnichów i jakiegoś wąsatego złoczyńcę czającego się za nimi z nożem. Drugi to już wspomnienie z naszego wyjazdu z Zakopanego. Otóż za nami w autokarze siedziało czworo Norwegów, przystojny chłopak i trzy śliczne dziewczyny. Wszyscy oni przez całą drogę głośno i wesoło ze sobą rozmawiali, co chwilę wybuchając śmiechem. W pewnym momencie moja żona zapytała mnie, czy ja nie uważam, że gdyby ten norweski nie był traki trudny i dla nas obcy, i my byśmy potrafili zrozumieć, o czym oni tak rozmawiają, mogłoby się okazać, że oni są jeszcze głupsi od tych wszystkich kibiców z trąbkami na Krupówkach.
      A więc może to o to chodzi? O tych męczenników sprzed lat i o ten świat, który schodzi na psy, a my tu wciąż trzymamy fason i pokazujemy, że Giewont stoi. Może?
 

Zachęcam wszystkich do kupowania moim książek, które są na wyciągnięcie palca w księgarni pod adresem coryllus.pl.
 

 

POLECANE
Rząd Tuska kontra Mariusz Błaszczak. Były szef MON traci poświadczenia bezpieczeństwa z ostatniej chwili
Rząd Tuska kontra Mariusz Błaszczak. Były szef MON traci poświadczenia bezpieczeństwa

Byłemu ministrowi obrony narodowej i wiceprezesowi PiS Mariuszowi Błaszczakowi cofnięto poświadczenia bezpieczeństwa – poinformował sam polityk we wpisie opublikowanym w mediach społecznościowych w piątek. Błaszczak zarzucił rządowi Donalda Tuska upolitycznienie służb specjalnych i określił decyzję ABW jako „czysto polityczną”.

Umowa z Mercosur uderzy w rolników. Reakcja Tuska uchwycona na nagraniu z ostatniej chwili
Umowa z Mercosur uderzy w rolników. Reakcja Tuska uchwycona na nagraniu

W czasie, gdy poseł PiS Paweł Jabłoński wygłaszał przemówienie zagrożeń, które niesie za sobą umowa UE z Mercosur, premier Donald Tusk postanowił... "zagrać mu na nosie".

Krytyczna tajemnica Berlina. Ujawniamy niemiecki raport na temat Nord Stream 2 z ostatniej chwili
Krytyczna tajemnica Berlina. Ujawniamy niemiecki raport na temat Nord Stream 2

Niemiecka organizacja ekologiczna DUH ujawniła niepublikowany dotąd raport rządowy o Nord Stream 2. Dokument ostrzega, że rosyjski gazociąg stanowił poważne ryzyko dla bezpieczeństwa energetycznego Niemiec i całej Unii Europejskiej.

Sejm uchwalił podwyżkę CIT dla banków z ostatniej chwili
Sejm uchwalił podwyżkę CIT dla banków

W piątek Sejm uchwalił nowelizację ustawy o CIT, która podnosi stawkę podatku dochodowego od banków. Stawka wyniesie 30 proc. w 2026 r., 26 proc. w 2027 r. i 23 proc. od 2028 r.

Zakaz hodowli zwierząt na futra. Jest decyzja Sejmu z ostatniej chwili
Zakaz hodowli zwierząt na futra. Jest decyzja Sejmu

Sejm uchwalił nowelizację ustawy o ochronie zwierząt, która wprowadza zakaz hodowli zwierząt na futra.

Groźny wypadek na S7: 11 osób rannych po dachowaniu busa z ostatniej chwili
Groźny wypadek na S7: 11 osób rannych po dachowaniu busa

Na drodze ekspresowej S7 między Grójcem a Tarczynem doszło do bardzo groźnego wypadku. Bus przewożący pasażerów dachował w miejscowości Szczęsna, a w zdarzeniu rannych zostało 11 osób. Na miejscu interweniowały wszystkie służby ratunkowe, w tym śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Orban: Będę dziś rozmawiać z Putinem z ostatniej chwili
Orban: Będę dziś rozmawiać z Putinem

Premier Węgier Viktor Orban zapowiedział w piątkowej rozmowie z Radiem Kossuth, że tego dnia będzie rozmawiać z przywódcą Rosji Władimirem Putinem. Ocenił, że planowane spotkanie Putina z prezydentem USA Donaldem Trumpem może się odbyć tylko na Węgrzech, które "opowiadają się po stronie pokoju".

Nie żyje legendarny muzyk z ostatniej chwili
Nie żyje legendarny muzyk

Ace Freshley, główny gitarzysta zespołu rockowego Kiss, zmarł w wieku 74 lat - podała w piątek agencja Reutera. Styl muzyczny, teatralne występy na scenie i charakterystyczny makijaż członków grupy sprawiły, że Kiss uznano za jeden z najpopularniejszych i przełomowych zespołów wszech czasów.

Niespokojnie na granicy. Straż Graniczna wydała komunikat z ostatniej chwili
Niespokojnie na granicy. Straż Graniczna wydała komunikat

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy z Białorusią. Ponadto Straż Graniczna zaraportowała o sytuacji na granicy z Litwą i Niemcami. Najnowszy komunikat ukazał się w piątek 17 października 2025 r.

Zakrapiana impreza w hotelu sejmowym? Poseł KO zaprzecza z ostatniej chwili
"Zakrapiana" impreza w hotelu sejmowym? Poseł KO zaprzecza

Posłanka PiS Agnieszka Wojciechowska van Heukelom twierdzi, że w hotelu poselskim odbyła się "zakrapiana impreza" z okazji imienin posła KO Artura Łąckiego. Polityk KO zaprzecza.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wąsatych złoczyńcy i o górze, która stoi

W minioną niedzielę na Mszę Świętą w kościele pod wezwaniem Najświętszej Rodziny o godzinie 11 przyszło tyle ludzi, że, jak się zdaje, część musiała stać na zewnątrz na mrozie. Dlaczego? Co takiego kazało tym ludziom, w tym mnie i mojej żonie, wykroić tę jedną godzinę ze swojego zapewne bardzo ściśle zaplanowanego i cennego harmonogramu zakopiańskiego i stawić się na tej kompletnie zwyczajnej Mszy?
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wąsatych złoczyńcy i o górze, która stoi
/ morguefile.com
Na zakończenie naszego pobytu w Zakopanem udaliśmy się oczywiście na Mszę Świętą do kościoła pod wezwaniem Najświętszej Rodziny, tego co wiecie, na samym dole Krupówek, pod samą niemal kolejką na Gubałówkę, i przyznam zupełnie otwarcie, że do dziś nie mogę otrząsnąć się z tego, co tam przeżyłem. Była godzina 11, jedna z ośmiu tego dnia Mszy, kościół raczej z tych większych, i proszę sobie wyobrazić, że wiernych było tak dużo, że ksiądz musiał trzy razy prosić ludzi, żeby się przesunęli pod sam ołtarz, tak by ci co stoją na zewnątrz nie musieli marznąć na mrozie. Ostatecznie nie wiem, czy wszyscy się zmieścili, bo sami staliśmy z przodu, natomiast to co widziałem wokół siebie przekraczało całe moje dotychczasowe doświadczenie. Ja nie miałem okazji uczestniczyć w zwykłej, niedzielnej, nie związanej z jakimś szczególnym wydarzeniem, Mszy, gdzie ludzi byłoby tak dużo, że nie starczyłoby dla nich miejsca wewnątrz. Owszem, są małe, zabytkowe kościółki, często właśnie w górach, gdzie te 50, czy 100 osób musi się wylać na zewnątrz. Kościół Najświętszej Rodziny jednak, to kościół naprawdę duży, w dodatku położony w takim miejscu Zakopanego, gdzie wiele osób z samej zasady woli się nie pokazywać, i wybierają inne miejsca, a zatem tego typu sytuacja musi robić wrażenie. Ja sam zresztą miałem okazję tam bywać wielokrotnie w swoim długim życiu i oświadczam, że czegoś takiego nie widziałem.  
      Ktoś powie, że ja się niepotrzebnie podniecam, bo sprawa jest prosta. W związku z odbywającym się tam właśnie turniejem skoków, w miniony weekend do Zakopanego przyjechało naprawdę bardzo dużo osób, jak głoszą media, dziesiątki tysięcy, a więc naprawdę nie ma w tym nic dziwnego, że jeden kościół, choćby nie wiadomo jak duży, udało się wypełnić, a nawet przepełnić. No i dobrze. Tyle że przede wszystkim wśród modlących się osób ja klasycznych kibiców dojrzałem zaledwie kilku, no a poza tym wydaje mi się, że większość z nas naprawdę nie jest aż tak pobożna, by w sytuacjach tak szczególnych jak zimowy wyjazd w góry, wstawać w niedzielę rano i iść do kościoła na Mszę. Tradycyjny wczasowicz – znany nam choćby ze słynnego przeboju Młynarskiego – w sobotę wieczorem, po całym dniu szaleństw na stoku, najpierw się odpowiednio nawali, potem pójdzie spać, a w niedzielę albo będzie odsypiał, albo znów od rana szusował na nartach. I nawet jeśli jest osobą pobożną, w tym sensie, że zwykle stara się w niedzielę chodzić do kościoła, nie będzie się przecież wygłupiał i tracił tej cennej godziny na coś, co ma i tak pod ręką raz na tydzień.
      W minioną niedzielę na Mszę Świętą w kościele pod wezwaniem Najświętszej Rodziny o godzinie 11 przyszło tyle ludzi, że, jak się zdaje, część musiała stać na zewnątrz na mrozie. Dlaczego? Co takiego kazało tym ludziom, w tym mnie i mojej żonie, wykroić tę jedną godzinę ze swojego zapewne bardzo ściśle zaplanowanego i cennego harmonogramu zakopiańskiego i stawić się na tej kompletnie zwyczajnej Mszy? Przyznam szczerze, że na to pytanie nie znam odpowiedzi, natomiast mam pewne tropy. Pierwszy z nich związany jest z tajemniczym i dla mnie absolutnie porażającym malunkiem, który widnieje wysoko na ścianie owego zakopiańskiego kościoła, a przedstawia dwóch zatopionych w modlitwie mnichów i jakiegoś wąsatego złoczyńcę czającego się za nimi z nożem. Drugi to już wspomnienie z naszego wyjazdu z Zakopanego. Otóż za nami w autokarze siedziało czworo Norwegów, przystojny chłopak i trzy śliczne dziewczyny. Wszyscy oni przez całą drogę głośno i wesoło ze sobą rozmawiali, co chwilę wybuchając śmiechem. W pewnym momencie moja żona zapytała mnie, czy ja nie uważam, że gdyby ten norweski nie był traki trudny i dla nas obcy, i my byśmy potrafili zrozumieć, o czym oni tak rozmawiają, mogłoby się okazać, że oni są jeszcze głupsi od tych wszystkich kibiców z trąbkami na Krupówkach.
      A więc może to o to chodzi? O tych męczenników sprzed lat i o ten świat, który schodzi na psy, a my tu wciąż trzymamy fason i pokazujemy, że Giewont stoi. Może?
 

Zachęcam wszystkich do kupowania moim książek, które są na wyciągnięcie palca w księgarni pod adresem coryllus.pl.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe