[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Duży problem z dżihadystami w social mediach
![kałasznikow, bojownik [Tylko u nas] Michał Bruszewski: Duży problem z dżihadystami w social mediach](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16109907711d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b37241fe22b4c12153ecea36984349190eda.jpg)
Artur Conan Doyle, autor sagi o detektywistycznych przygodach Sherlocka Holmes’a podobno zrobił kiedyś solidnego psikusa londyńskim bankierom. Wysłał do nich anonimowy telegram o treści: „Wydało się! Uciekaj z kraju”. Ponoć wszyscy adresaci opuścili Anglię w ciągu 24 godzin. Myślę, że gdyby do kierownictw Big Techu trafił podobny cynk efekt mógłby być taki sam. Social media, lub jak kto woli, „nowe media” zagubiły się w oparach absurdu jak we mgle. Nie da się inaczej na to patrzeć, jeśli zobaczymy ogromną dysproporcję w traktowaniu treści chrześcijańskich, narodowych, prawicowych oraz wszelkich innych – na których publikację albo jest przyzwolenie, albo jeśli nie ma takiego przyzwolenia (bo nikt się do tego nie przyzna) to bezimienny algorytm ma „bug’a” i uparł się skutecznie usuwać tylko zwolenników Trumpa. Najbardziej rażącym i kuriozalnym - wobec całej dyskusji - przykładem dysproporcji w gorliwości kasowania treści jest propaganda dżihadystyczna, która wyciska ze wszystkich komunikatorów społecznych ostatnie soki.
W anglojęzycznych naukowych opracowaniach - a rola promocji dżihadyzmu w mediach społecznościowych jest badana od lat – funkcjonuje termin „cool jihad”. W mojej publicystyce celowo go nie używam, ponieważ ta nazwa może być myląca i różnie interpretowana. Wszelako nazwano tak zjawisko masowej promocji dżihadystycznej propagandy przy użyciu nowych narzędzi w Internecie (z naczelnym miejscem mediów społecznościowych). To nie czasy, gdy jednooki mułła Omar siedząc na dywanie przyjmował studentów koranicznych szkół albo rolnika, któremu ktoś ukradł barana. Dzisiaj kluczowym polem bitwy dla dżihadystów jest Internet. Widać to było w promocji ludobójstwa przez propagandystów tzw. Państwa Islamskiego. Perfidia dżihadystów nie kończy się na zabijaniu cywilów, a kulminacyjnym momentem zamachu jest jego promocja w sieci. To przerażające zjawisko zaczęto badać. Jednym z najbardziej wstrząsających, ponieważ dekonspirującym skalę procederu, jest raport ośrodka Brookings Institution pt. „ISIS Twitter Cenzus. Definicja i opis populacji wspierających ISIS na Twitterze”. Raport został opublikowany w 2015 roku, czyli w demonicznym momencie gdy tzw. Państwo Islamskie kontrolowało liczne terytoria w Iraku i Syrii. Samozwańczy kalifat nie tylko, że nie ukrywał swoich zbrodni, ale wręcz się nimi chwalił w Internecie, a zatem mówimy o wspieraniu jawnie zbrodniczej organizacji terrorystycznej. Autorzy raportu piszą w nim o skali: „nasze ustalenia zostały oparte na próbie 20 tysięcy kont zwolenników ISIS. Szacujemy [jednak – przyp.red] że od września do grudnia 2014 roku co najmniej 46 000 kont na twitterze było używanych przez wspierających ISIS, choć nie wszystkie z nich były aktywne w tym samy czasie. Liczba 46 000 kont to nasz optymalne oszacowanie w tym przedziale czasowym. Nasz maksymalne szacunki to ok. 70 000 kont”. Administracja Twittera miała, więc spory problem, bo takie treści należało w priorytetowy sposób kasować. „Użyliśmy bazy 1,9 mln twittów stworzonych przez wspierających ISIS do analizy” – tak z kolei zaczyna się raport Uniwersytetu Południowej Kalifornii „Wzrost dżihadystycznej propagandy w mediach społecznościowych”. O ile bezsprzecznie administratorzy social mediów podejmują próby likwidowania takiej propagandy, o tyle retorycznym pytaniem pozostaje kwestia skuteczności. Tak pisali kilka lat temu dziennikarze Financial Times: „Kilka miesięcy później jego konto nadal ma ponad 3 tys. obserwujących. W krótkim okresie, w którym z niego korzystał tweetował 10 tys. razy, czasem dziesiątki razy dziennie. Był głęboko zaangażowany w wojnę w Syrii”. O kim mowa? O Ifthekaru Jamanie, islamskim terroryście, który zaciągnął się do ISIS i zginął w walkach o Deir ez-Zor w Dolinie Eufratu. Do Syrii „na dżihad” wyjechał z Portsmouth.
Przykład idzie z góry, czyli m.in. z najwyższych szczebli drabin islamistycznej struktury. Oficjalnie na Twitterze funkcjonuje rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid. Jego poprzednik Muhammad Hanif został aresztowany przez NDS, czyli afgański kontrwywiad. Mudżahid swojego konto na Twitterze podpisał słowami: „Oficjalne konto na Twitterze rzecznika Islamskiego Emiratu Afganistanu”. Rzecz jasna, takie państwo już nie istnieje, a rebelia talibów ma antyrządowy oraz islamistyczny charakter. Co ciekawe, kilka lat temu wybuchła afera nagłośniona przez media, a związana z tym kontem. Zmiana geolokalizacji przez Zabihullaha zdekonspirowała go, iż miał przebywać w Pakistanie. Równie bulwersującą sprawą w absurdach social mediów jest fakt, iż na Twitterze nadal dostępny jest post Ajatollaha Chamaneiego (kolejnego przywódcy, który miał szczęście nie dostać „bana”) w którym grozi on USA odwetowym atakiem za śmierć gen. Kasima Sulejmaniego. Podobnie „legalny tweet” jak konta wenezuelskich komunistycznych polityków, którzy głodzą własny naród i do niego strzelają, albo chińskich mediów, które twierdzą, iż koronawirus nie pojawił się w Wuhan ale został „importowany” do Chin w mrożonkach. Ale jak to mówią: są równi i równiejsi.