[Tylko u nas] Bruszewski: Chrześcijanie w Birmie w potrzasku
![zdjęcie ilustracyjne [Tylko u nas] Bruszewski: Chrześcijanie w Birmie w potrzasku](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16180940461d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b37271a564c03d710fa92422c7b3d14cacde.jpg)
O tym dlaczego wszechpotężna wojskowa kamaryla w Birmie postanowiła sięgnąć po resztę władzy pisałem już wcześniej. Analizy dotyczące genezy militarnego przewrotu w Mjanmie skupiają się głównie na politycznym konflikcie z Narodową Ligą na Rzecz Demokracji. Tymczasem, warto zerknąć na to co w tle. Finansowe przejęcie birmańskiej gospodarki przez armię oraz jej totumfackich pokazują, że apetyt generała Min Aung Hlainga jest większy niż spodziewano się na arenie międzynarodowej. Bo po prawdzie, birmańska armia wcale nie musiała dokonać przewrotu wojskowego by utrzymać swój wpływ na polityczny bieg wypadków w kraju. Pytanie czy po tak brutalnej reakcji wojskowych na protesty obóz Hlainga zyska, jest coraz bardziej zasadne. Jak mawiał Arystoteles - nie tym się warto chwalić, że masz sławną ojczyznę, ale staraj się tak żyć, żebyś był jej godny. Birma jest dzisiaj na ustach wszystkich, ale dla kraju oznacza to izolację w stosunkach ze światem, a zatem gospodarczą degradację bo w korona-kryzysie i tak już upadająca na deski branża turystyczna dostaje kilka sierpów na dobranoc. Przykład Korei Północnej wskazuje, że w XXI w. nie jest możliwy gospodarczy model autarkii (samowystarczalnego państwa), izolacja oznaczać będzie pogłębienie kryzysu, a to tylko wzmagać będzie społeczny bunt. KRLD doprowadziło aparat państwa to absurdalnego poziomu represji, a i tak nie jest w stanie przetrwać bez zapomogi od silniejszych protektorów (najpierw od ZSRR, potem ChRL). Ogromny wpływ birmańskiej armii na gospodarkę oznacza także sporą odpowiedzialność – a w przypadku kryzysu, patrz punkt 1.
Podwójnie pokrzywdzeni w tej sytuacji są chrześcijanie w Birmie. Jak w potrzasku, powoli od pokoleń, ruch po ruchu, miażdżą ich dwie zbliżające się ku sobie ściany. Chrześcijaństwo dotarło do Birmy w XVIII wieku. Birma to w większość kraj buddystów – stanowią 88 proc. lokalnego społeczeństwa. Społeczność wyznawców Chrystusa szacuje się dzisiaj na 6,2 proc. Kraj jest mozaiką etniczną. Jeśli mówimy o chrześcijaństwie w Birmie to nie sposób nie wspomnieć o stanach Kaczin (pod chińską granicą) i Szan, gdzie grupy etniczne walczą o autonomię od lat sześćdziesiątych XX w. Represje ze strony birmańskich wojskowych cierpią zarówno katolicy jak i protestanci. Władze przyznały szczególny status państwowy buddyzmowi, a chrześcijańscy Karenowie, Kaczinowie i Czinowie są tępieni także z powodu etnosu. Etniczni Birmańczycy (Bamarowie) stanowią 68 proc. społeczności i oni są w uprzywilejowanej pozycji, co ciekawe, bez względu na kierunek politycznego wiatru (czy mówimy o juncie czy aresztowanej dzisiaj Lidze). Formy represji są instytucjonalne – kariera w administracji jest w zasadzie niedostępna dla chrześcijan, chrześcijańskie dziecko idące do buddyjskiej szkoły nie płaci czesnego, co jest cyniczną formą dechrystianizacji biednych rodzin. Zabrania się budowy nowych kościołów, mieszanych małżeństw i konwersji z buddyzmu. Wspólnoty chrześcijańskie są zmuszane przez wojskowych do porzucania nabożeństw i ograniczenia w postaci spotkań w domach. W samym Kaczinie w ciągu kilku lat zniszczono 60 kościołów. W 2018 roku głośną sprawą było wygnanie księży, zakonnic oraz chrześcijańskich nauczycieli ze stanu Szan.
W związku z walkami w Birmie papież Franciszek zaapelował o pokój i zakończenie przemocy. Do apelu papieża dołączyli się katolicy z całego świata. Chrześcijanie w Birmie, niczym podwójnie przegrani, tłamszeni i zmarginalizowani, widzą kolejną z domowych wojen, której wynik może nie jest znany, ale więcej niż pewne jest to, iż nie poprawi ona życia wyznawców Chrystusa. I kto wychodzi ratować ludzi? Mimo tych represji, głosem pokoju na ulicach, są katolickie zakonnice zasłaniające własnym ciałem ofiary zamieszek.