[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Ewangelii głoszenie pozytywne
![Ręka Jezusa Chrystusa [Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Ewangelii głoszenie pozytywne](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16217917201d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b372daa552406cd4d3fd0e9bf2bc24c62f14.jpg)
Od kiedy świadomie jestem w Kościele przeżyłem kilka fal wielkich polemik. Najpierw - to było jeszcze w liceum - głównym wrogiem był liberalizm i konsumizm, później - gdy poszedłem na studia - trwała wielka polemika z postmodernizmem, który zastąpiony został przez gender, kulturowy marksizm i wreszcie ideologię LGBTQ. Sam w wielu z tych wielkich polemik uczestniczyłem, i dopiero całkiem niedawno uświadomiłem sobie, że w natłoku polemik czasem brakuje nam siły i zaangażowania do głoszenie Ewangelii, która jest doktryną pozytywną, a nie polemikę z innymi światopoglądami. Nie twierdzę, rzecz jasna, że nikt nie głosił Ewangelii, bo to by była zwyczajnie nie prawda, a jedynie wskazuje, że nieustannie polemizując z obcymi sobie ideologiami Kościół - jak wskazuje urugwajski filozof i teolog Alberto René Methol Ferré, który inspirował papieża Franciszka - staje się „społecznością zależną”. Jedynym modelem zachowania stawał się albo integryzm, który stawiał opór nowym siłom, albo modernizm, który je przyjmował. Obie te postawy były jednak w gruncie rzeczy dwoma obliczami tego samego zjawiska, uznania, że Kościół w istocie nie ma sam nic ciekawego do powiedzenia, a jedyne do czego jest zdolny to albo polemika z nowoczesnością albo jej przyjęcie. To nowoczesność, liberalizm, postmodernizm czy gender stają się więc rozgrywającym, a Kościół staje się siła reaktywną, odpowiadającą na zagrożenie.
W najlepszym latach Kościoła tak nie było. Starożytni myśliciele przyjmowali (a wiązało się to z ogromnym ryzykiem intelektualnym) struktury myślenia stoickiego czy neoplatońskiego i próbowali wyrażać nimi prawdy chrześcijaństwa. Orygenes czy Klemens Aleksandryjski zamiast zająć się polemiką z filozofią grecką czy gnozą (a byłoby z czym polemizować) spróbowali przejąć pozytywne elementy tamtej filozofii, poszukać pytań, jakie ona zadaje, a potem opisać nimi Ewangelię. Oczywiście wielokrotnie się mylili, ich myśl opadała niekiedy w herezję (co zdiagnozowany zresztą o wiele później), ale bez nich nie byłoby ani wielkiej teologii Ojców Kościoła, ani doktryny. Chrześcijaństwo tamtych czasów nie uciekało też od polemiki, ale jednocześnie było w stanie wypracować teologię „ziaren prawdy” rozsianych w filozofii greckiej czy innych systemach religijno-filozoficznych. Jeśli dobrze przyjrzeć się Średniowieczu, to choć i wówczas nie brakowało polemik i to niekiedy bardzo ostrych, to największe osiągnięcie tamtych czasów, czyli myśl św. Tomasza z Akwinu, jest w istocie wielką próbą syntezy dokonanej na filozofii arystotelesowskiej (często w wydaniu awerroistycznym, czyli w punktu widzenia chrześcijaństwa heretyckim) z najlepszą teologią katolicką. Akwinata polemizował i to ostro, ale zanim to zrobił szukał ziaren prawdy, pozytywnej interpretacji, próbował zastosować idee obce ówczesnemu chrześcijaństwu do wyrażenia Ewangelii. I udało mu się to, stworzył wielką syntezę chrześcijaństwa, pozytywną, a nie polemiczną (bo nawet „Summa Contra Gentiles” jest pozytywnym wyrazem teologii łacińskiej).
Niestety mniej więcej od czasów Kartezjusza (zresztą katolika) Kościół poszedł inną drogą, która - szczególnie w wieku XIX stała się standardem. „Integryzm tradycjonalistyczny - wskazuje Methol Ferré - zajmujący stanowisko defensywne, zależne (…) zamieniał epokę nowożytną zapoczątkowaną przez Kartezjusza, we wroga i przejaw dekadencji w pełnym tego słowa znaczeniu” - wskazuje jeden z mistrzów myślenia papieża Franciszka. I choć Sobór Watykański II, a przed nim cały szereg wielkich myślicieli (by wymienić tylko Jacquesa Maritaina, Gabriela Marcela, Maurice’a Blondela czy później Josepha Ratzingera i Karola Wojtyły próbowało szukać rozmowy, spotkania, dialogu z nowoczesności, to sporo z tego poprzedniego myślenia pozostało w katolickiej tożsamości. Katolik (a mówię także o sobie) zbyt często zamiast głosić Ewangelię, powstanie z grobu, nadzieję i moc Zesłania Ducha Świętego zajmuje się polemikami, walką z innymi systemami, w efekcie przejmując często ich schemat myślenia. Zamiast tego warto głosić samą Ewangelię. Ona jest na tyle gorsząca dla każdego świata, że ludzie zauważą jej rewolucyjność, wywracający schemat myślenia potencjał i albo przyjmą albo odrzucą. Będzie im jednak to prościej zrobić, gdy poza pokazaniem, w co katolik nie wierzy, co odrzuca, jasno opiszemy, w co wierzymy, i dlaczego to w co wierzymy rzeczywiście zmienia nasze życie. To jest ostatecznie zadanie, jakie przed nami stoi.