[Tylko u nas] Prof. David Engels: Polska broni Zachodu? Nic nowego
![[Tylko u nas] Prof. David Engels: Polska broni Zachodu? Nic nowego](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/75165/1637866290eb7c913af0fe7ff4a3e441.png)
Mamy oto najpierw Rosję i Białoruś: skądinąd dwaj samozwańczy "obrońcy" chrześcijańskiego Zachodu, nie wstydzący się jednak używać jako broni tak przez siebie krytykowanej masowej migracji, by potem krytykować Polskę za jej rzekomą policyjną przemoc – wprost niesmaczna drwina tym obrzydliwsza, że nie stroniąca od narażania życia dziesiątek tysięcy migrantów rzuconych jako potencjalne mięso armatnie pod polską granicę.
Następnie zaś sojusznicy Polski. Warszawa jest co prawda przyzwyczajona do tego, że sojusznicy zostawiają ją samą w potrzebie, ale sytuacja rzadko kiedy była tak absurdalna jak ta obecnie. Francja, USA, UE i oczywiście Niemcy znalazły się w prawdziwej rozterce nie mogąc się zdecydować, którego z dwóch antagonistów nienawidzić bardziej: konserwatywnej Polski, czy Związku Białorusi i Rosji (w skrócie ZBiR). Wobec tego Zachód woli nie robić nic, co najwyżej zgrzytając zębami zapewniać Polskę o swym poparciu na szczeblu rządowym, podczas gdy media, organizacje pozarządowe i pojedynczy politycy kontynuują a nawet nasilają swoją krytykę Polski za rzekome „nieludzkie” traktowanie migrantów przez siły bezpieczeństwa, kreując przy tym obraz „biednych uchodźców osaczonych między Polską a Białorusią” i ignorując całkowicie pytanie, jakim to sposobem i dlaczego owi Syryjczycy i Irakijczycy znaleźli się w lasach wschodniej Polski.
I wreszcie sami migranci: wtedy, 350 lat temu, występujący przeciwko Zachodowi jako silnie uzbrojeni zdobywcy, dziś to ubodzy i rozgoryczeni młodzi mężczyźni, zagubieni pomiędzy zachodnim hedonizmem a zacofanym fundamentalizmem, spragnieni lepszego życia i domagający się na siłę azylu i jałmużny od tych, którymi nierzadko w głębi serca zwyczajnie pogardzają.
Przy czym dla Polski, w przeciwieństwie do sytuacji spod Wiednia w roku 1683, jest tu do zyskania bardzo niewiele, co najwyżej wstręt i niesława, nie zaś honor i zaszczyt. A jednak mamy do czynienia z prawdziwym heroizmem, bowiem swój obowiązek wypełniać trzeba nie tylko wówczas, gdy gra toczy się o wzniosłą bojową chwałę, lecz także wtedy, gdy pozostaje to „jedynie” kwestią zasad – bo któż powiedział, że same zasady są mniej ważne niż spektakularne zewnętrzne sukcesy? Albowiem tą wyższą wartością jest tu nie tylko obrona cywilizacji, ale także integralność granicy państwowej, i choć niełatwo to dziś zrozumieć, owa abstrakcyjna wartość może spokojnie stawać w szranki z moralnym ciężarem indywidualnego cierpienia, tak chętnie inscenizowanego w mediach, wszak jest ona wyrazem woli utrzymania wielowiekowego porządku, autonomicznego systemu reguł, który, raz uchylony w tak centralnym aspekcie, jak poszanowanie granic, nie może już rościć sobie prawa do bycia respektowanym w żadnym innym. To też należy do „Zachodu”.