Nieoficjalnie. Służby uważają, że za wizytą delegacji NIK na Białorusi mogło się kryć drugie dno

Według nieoficjalnych doniesień „Rzeczpospolitej” służby sprawdzają kulisy wizyty na Białorusi delegacji NIK, w której brał udział syn szefa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia.
Według informacji przekazanych przez Mariana Banasia szefowi sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej Wojciechowi Szaramie celem wyjazdu miało być powołanie „roboczego zespołu kontrolerów do przeprowadzenia kontroli równoległej w Puszczy Białowieskiej z udziałem przedstawicieli Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kontroli UNESCO”. Jednak służby mają w tej kwestii nieco inne zdanie.
– Wydaje się, że kontrola, o której mówią oficjalnie przedstawiciele NIK, była jedynie fasadowym powodem tej podróży. W sytuacji trwających działań strony białoruskiej przeciwko Polsce takie kontakty budzą zdumienie
– mówi „Rzeczpospolitej” rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn.
Nie bardzo wiadomo, w jakim charakterze w delegacji wziął udział Jakub Banaś, który nie jest urzędnikiem NIK, a jedynie „społecznym doradcą” prezesa NIK.
Według naszych źródeł służby sprawdzają, czy wyjazd ma związek z „biznesami” Banasia-juniora. Jedna z jego firm miała prowadzić interesy ze stroną białoruską, wykorzystując stare kontakty ojca. – Banaś-senior ma posiadać znajomego ze służb białoruskich w randze generała, który odpowiada za tamtejszą administrację skarbową. Może to być znajomość z czasów pracy w Ministerstwie Finansów – sugeruje jeden z naszych rozmówców
– pisze „Rzeczpospolita”, której Jakub Banaś miał nie odpowiedzieć na pytania.